Motocykl to Suzuki RF900R, 1997r. Po zakupie od razu zabrałem się za regulacje, bo poprzedni właściciel trochę go zaniedbał i chciał "dodać" mu mocy przez wycięcie dziury w airboxie, wkręcenie większych dysz głównych oraz zabawy z regulacją gaźników, iglicami i poziomem pływaków. Efekt był taki, że RFem nie dało jechać się na niskich obrotach, bo tak mocno szarpał i go zalewało, dopiero od 6tys. obrotów szedł normalnie, a spalanie nie schodziło poniżej 10l. Na wyższych obrotach z wydechu leciał czarny dym. Airbox kupiłem używany, ale bez żadnych ingerencji, dysze założone takie, jak producent przewidział. Gaźniki ustawione książkowo, po oryginalnemu. Dodatkowo nowe świece (takie, jak producent zaleca, Denso) oraz nowe przewody zapłonowe (motocyklowe Beru), filtr powietrza również. Po tych zabiegach motocykl pracuje idealnie, żadnych szarpań, zalewań, spalanie spadło do poziomu 6 - 7l, idzie pięknie w całym zakresie obrotów i nie kopci na czarno. Nie daje mi spokoju jedna rzecz - na zimnym silniku, podczas jazdy przy obrotach ok. 4000 niekiedy występują takie dość szybkie przerywania silnika. Żeby było ciekawiej, po złapaniu temperatury roboczej mogę jeździć cały dzień i silnik ani razu nie przerwie. Tylko na zimnym tak się dzieje. Czy te silniki tak mają? Czy może za krótko rozgrzewam go na ssaniu? Po uruchomieniu na pełnym ssaniu po kilku sekundach zmniejszam je do połowy i silnik pracuje przy ok. 2500 - 3000 obrotów, ja w tym czasie zamykam garaż, zakładam kask i rękawice, a potem wyłączam ssanie i ruszam (na ssaniu pracuje około 2 minut). Dodam, że regulacji zaworów jeszcze nie przeprowadziłem i z tego, co mi wiadomo, to poprzedni właściciel również przez 3 lata tego nie zrobił.