Skocz do zawartości

Joey

Forumowicze
  • Postów

    76
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Joey

  1. Ja TIRa jeszcze nie miałam okazji wyprzedzać, ale kiedy TIR/autobus mnie wyprzedza, jest o wiele nieprzyjemniej niż kiedy się mijamy. Łapię taki ciąg powietrza z odbiciem, paskudztwo. Wczoraj widziałam w tv wyczyny wschodnich TIRowców na Podlasiu i dochodzę do wniosku, że mordrcze zapędy osobówek na obwodnicy Torunia i Bydgoszczy, które miałam okazję przetestować, to mały pikuś. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby na mnie pędziły 3 potężne TIRy i nie było dokąd uciekać...
  2. A mnie dziś znów drapneli o dokumenty (tym razem w puszce) i znów w wiosce niedaleko mojej działki. Wyraźnie polowali na osobników bez PJ, albo kogoś szukali, bo w tym miejscu nie dało się jechać nawet z przepisową terenu zabudowanego (chyba, że ktoś w ogóle nie lubi swojego zawieszenia), więc to nie było związane z nieprzepisową jazdą. Ech, jak pomyślę, że w zeszłym roku pierwsze kroki na własnym moto stawiałam w okolicznych wioskach bez adnotacji "A" w PJ to mnie ciarki przechodzą.
  3. Varchlaczek swoje imię otrzymał w sposób dość ciekawy. Jego poprzednia pani (a moja dobra kumpela) postanowiła zamienić go na wielgachną Hondę Shadow, a że wraz ze znajomymi motocyklistkami naoglądały się "Gangu Dzikich Wieprzy" nazwały siebie prześmiewczo "Lochy na wypasie". No a ponieważ ja jestem z nich najmniejsza, a moja maszyna z całej naszej paczki ma najmniejszą pojemność i najmniej kucyków, to sprawa była przesądzona - "Lochy na wypasie i Varchlaczek". Jak się okazało - godzien swego imienia :icon_mrgreen: . Heh, no nie wiem, przy mojej aktualnej fryzurze "pod kask" mogłoby być co najmniej androgynicznie :icon_eek: . Wczoraj policja mnie w mojej działkowej wsi drapnęła, bo myśleli, że to jakiś chłoptaś nielat - już się lisek witał z gąską, a tu kicha - PJ kat. A i BABA ZA KIEROWNICĄ :banghead: :icon_twisted:
  4. Cykoria, skoro ty dziś tak grzecznie, to może ja rozbawię starych wyjadaczy podglądaczy :flesje: Wybrałam się na wycieczkę dookoła Kampinosu i postanowiłam wstąpić na kawkę do syna mojej chrzestnej. I było cudownie, ale właśnie... żeby się napić kawusi trzeba zjechać na wioski. Tam się okazało, że mój motocykl to świnia!!! Jakże inaczej można nazwać istotę, która nagle pała pragnieniem umorusania sobie manetki, klamki, lusterka, gmola i podnóżka w błocie? I robi to z taką gracją, że jeździec ląduje w mega kałuży! A tak serio - zakręt lekko pod górkę pod kątem prostym, na skręcie dziura z wodą (w której wylądowałam), błoto (w którym usiłował wytarzać się Varchlak), żwir i jeszcze jakaś puszka w ramach przeszkody. Nie wiem, jak to się stało, chociaż tempo było "zabójcze", czyli żadne, ale nagle moto mi się przechyliło na prawo i zeszło w poziom, a ja durna zamiast je położyć stojąc, to wykonałam mój mokry stunt. O zgrozo! Zobaczył to gość, który jechał samochodem. Wyskoczył i już myślał, że ma do czynienia z dawcą wszelakich organów, a ja go tylko poprosiłam o pomoc z podniesieniem Varchlaka i musiałam wielokrotnie zapewniać, że nie mam ani tyci tyci siniaczka :biggrin: Varchlak nie dopiął swego - błotko miał w ilościach śladowych na kapslu manetki i gmolu, za to mój wygląd - bezcenny! Dobrze, że wożę ze sobą mokre chusteczki "ludzkie" i takie do szyb, szmatkę z mikrofibry i szmatę "ogólną", bo ktoś by miał problem ze zrozumieniem, czemu na chopperze jeżdżę off road :eek: A potem spotkałam na stacji benzynowej chopperowców na "prawdziwych" maszynach - pożałowali żółtodzioba, pocieszyli, pochwalili muskularne chrumkanie Varchlaka i kazali ćwiczyć dalej :crossy: A... i jeszcze się okazało, że jeździłam na całkiem kapciowatych laczkach! Tak więc dobrze jest czasem podjechać pod kompresor.
  5. Byłam wczoraj w miejscu, gdzie zginął Grisza. Jest krzyż, były znicze i kwiaty. I jest przed i za tym miejscem od licha znaków z czterdziestką w czerwonym otoku. Jak się boleśnie przekonaliśmy, czasami nie są wyłącznie wytworem "chorej" wyobraźni zarządów dróg. Uważajmy na siebie, bo w tym roku już stanowczo za mocno uszczupliła się liczebność braci motocyklowej.
  6. Jak czytam te opowieści o glebach to się cieszę, że wybiłam sobie z głowy nakedy. Skoro rodziciele zmajstrowali mnie taką tycią, to dobrze, że konstruktorzy chopperków też zmajstrowali tycie motongi :biggrin: Co do szybki - owszem, dużo daje, ale jak wiatry dają ostro z boków to szybka i tak nic nie da. Mocno się dziś zmordowałam na "7" z Mazur, momentami targało mną tak, że chciałam krzyczeć ze strachu. Ale tylko zaciskałam szczęki i łapy na manetkach, "spinałam się w sobie" i pomykałam dalej. Za to - wow! :buttrock: po raz pierwszy wąchałam się z tematem tzw. przeciwskrętu. To działa! Tylko trzeba wyczuć moment, bo inaczej można przedobrzyć. :evil:
  7. Dziewczyn na moto przybywa :buttrock: Bo i dlaczego nie? Coraz więcej maszyn apeluje do małych lasek, a nie wielkich facetów - choćby taka, jak moja (bo który wyrośnięty mężczyzna chce jeździć na psie :eek: ). A kobiety na motocyklach jeżdżą spokojniej niż mężczyźni - to widać (w statystykach też), więc może i sympatia społeczna jest wieksza? Faktycznie, gdy zdejmuję kask spotykam się z wieloma usmiechami - i motocyklistów i innych. A że do tego mała ze mnie kobitka, to i często wyrazy uznania słyszę. Ostatnio na mijankach na trasie 10 "molestował" mnie kierowca TIRa, bo i maszyna mu się podobała, i taki spokojny styl jazdy, i w ogóle był sympatyczny i zazdrościł tego "czegoś", co ma w sobie motocykl. Cóż... zobaczymy, jak będzie jutro. Korzystając z pięnej pogody przelecę się w kierunku Mazur, może nawet wypluskam w jeziorku jakim. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć - a to możliwe tylko i wyłącznie na motocyklu w ruchu :crossy:
  8. Ja jeździłam w trekkach, ale od kiedy trafiłam na bajzlu super Probikery za jedyne 250 zł (jakieś 40% normalnej ceny) już na moto nie wsiadam bez nich, ani na swoje, ani jako plecaczek. Nie będę robić reklamy, ale bez dwóch zdań jest to super zakup. Choćby dlatogo, że wczoraj (temp. 30 stopni) zdychałam z gorąca w portkach, kurtce, kasku, rękawicach - a moim nóżkom otulonym Sympatexem było jak w raju :clap: A co ma usztywnienie co łamania? Ano ma... trudniej się taka nóźka łamie, o uderzeniach w goleń nawet podczas durnej parkingówki nawet wspominać nie będę.
  9. :lalag: Ba, bo "hamowanie" czasem nie wykorzystuje hamulca, ale po prostu odpuszczanie manetki :lalag: Dziś miałam okazję to zaobserwować - dokładnie tak, odpuszczałam i tylko dohamowywałam wedle potrzeby tuż przed winklem. No ale ja jeżdżę jak żółtodziób, zgodnie z przepisami :icon_mrgreen: Za to przegiełam pałkę na maksa z odległością wycieczki - pierwsza w życiu prawdziwa wyprawa, a tu 540 km z przerwą na tankowanko, siusiu i obiadek. ZDYCHAM! Ale ile satyfakcji, że wróciłam cała, zdrowa i zadowolona :biggrin: A rączka aż boli od pozdrawiania koleżeństwa na :crossy: . No, może z wyjątkiem chłoptasiów na ściagaczach w szortach i krótkim rękawku - tacy nikogo nie pozdrawiają :evil:
  10. Ja postanowiłam rozbrajać tych, co jadą za mną i do sissybara przyczepiłam sobie pasażera - Prosiaczka (tego od Puchatka), zwłaszcza, że moją Virago ochrzczono Varchlaczek :crossy: I tak sobie myślę jadąc zielonolistkowo - no chyba kurcze nikt w Prosiaczka nie wjedzie, co nie? I nie pomyśli, że za kierą siedzi jakiś Hells Angel, którego trzeba wpędzić do rowu? Szkoda, że lewoskrętni i ci, co wyprzedzają na trzeciego z naprzeciwka nie mogą go zobaczyć :evil:
  11. Mnie się jakoś udaje pamiętać o zakazie hamowania w zakręcie, gdy jestem w trasie. Umiem ocenić potrzebę wyhamowania przed winklem, ale jakoś nie mogę zapamiętać, że zakaz hamowania dotyczy też manewrowania na mojej działce (wyjazd z "parkingu" przed domem jest dość kręty). Kilka razy już ratowałam moto podpórką, ale ostatnio na szczęście miałam gmole, miękką trawkę, a i moto niespecjalnie ciężkie do podniesienia, więc pierwsza parkingówka nie zostawiła żadnych śladów :notworthy: . Za to dla mnie, wciąż żółtodzioba na nowym motocyklu, bardzo przykre było ostatnio to, że gdy jechałam dziurawą i najeżoną przeszkodami krajówką z prędkością dozwoloną i dla mnie na granicy komfortu, gdzie z naprzeciwka non stop ktoś chciał mnie wziąć na czołówkę (bo przecież do mnie należy spier*** na pobocze), to taka banda łysych gnojków w rozpadającym się Oplu Kadecie wyprzedzając mnie przez okno nawrzeszczała w wulgarnych słowach komentując moją "wolną" jazdę. Dalej jakiś kretyn w super furze zamiast szybko mnie wyprzedzić siedział mi na karku tak blisko, że gdybym się np. wyglebiła na winklu albo hamowaniu awaryjnym, jak nic by mnie zmiażdżył pod kołami. Cholera, mam sobie powiesić zielony listek na sissybarze? Gdzie nabrać doświadczenia, bo przecież nie na torze! Tyle się mówi o martwych młodych stażem (i nie tylko) motocyklistach - nie chcę być kolejna, ale żeby się czegoś nauczyć muszę jeździć - czyż nie? Czasem mi się wydaje, że ci, którzy zamiast krwi w żyłach mają benzynę, tak przyzwyczaili puszkarzy do obłędnego tempa, że ci durnie nie potrafią zrozumieć, że przed nimi może jechać zarówno nowicjusz, jak i moto z małą pojemnością/niewieloma kucami, którego kierowca nie chce/nie może jechać tak, jak doświadczeni posiadacze mocnych maszyn.
  12. No więc można rozwalić geometrię tak, że ustawienie jej kosztuje ciężką kasę i specjalistę w ASO. Można tak kręcić kierownicą, że teraz samochód ściąga na lewo (a geometria jest już w 100% w porządku). Można nawet rozwalić pilota do radia na kierownicy. :clap: Oczywiście jak człowiek dostaje kluczyki do ręki to oni już rączki umyli. Ma się rozumieć, że zmiana na letnie będzie odbywać się gdzie indziej. Dowiedziałam się też, że w okresie podmian opon z l na z i z na l tego typu warsztaty biorą ludzi do roboty dosłownie z łapanki. Cukiernik, stolarz - nie ma sprawy. Dzień przyuczenia i jazda.
  13. Zacznijmy od tego, bo być może czeka cię wymiana gaźnika, bo albo jest nadal zdławiony, albo źle oddławiony (metodą dluta i młotka, jak w tym, który ja kupiłam). Zaś z wężykiem poradzi sobie każdy warsztat. Co do nieodpalania - jak dla mnie objaw słabego akumulatora. W Gieniu można go łatwo wyjąć - czy do wymiany, czy podładowania w domu.
  14. Wawka - w nocy na skrzyżowaniu Belgradzka/Stryjeńskich można stać i stać... Kiedy wracam z miasta KENem, zamiast się czaić na zmianę, przelatuję przez rondko od Płaskowickiej. I po sprawie. Za to jazda Rosoła od Gąska z zamiarem zboczenia gdzieś w stronę Stryjeńskich jest masakryczna. Jeśli nie wpadnę z Relaksowej w Wąwozową (a tego skrzyżowania nie znoszę, bo tam chyba tylko lokalsi wiedzą - mimo znaków - która droga jest główna) to muszę się bujać aż do Belgradzkiej i to o każdej porze dnia, bo te durne pętle nie widzą mnie, kiedy chcę skręcić w lewo :banghead: Niestety, widać w mojej Gieni metalu nie dość, żeby mogła udawać samochód :evil:
  15. No wiesz, aura bardziej na skuter śnieżny niż na moto, a chociaż zaklinamy rzeczywistość, to kryzys idzie i ludzie się wstrzymują z wieloma zakupami. Ja myśli o Cebulce odkładam na 2010, wolę nie kusić złego zakupem zabawek, gdy trzeba zadbać o rzeczy tak przyziemne, jak chlebek na talerzu i opłacony rachunek za ogrzewanie :buttrock: Zwłaszcza, że dwa koła są i smacznie śpią, a na wiosnę będzie na czym wozić ciało i duszę :crossy:
  16. Drodzy państwo, na studiach kiedyś rozważaliśmy mentalność Polaka (studia za granicą, więc obiektywizmu więcej). Przeciętny Polak ma zapisane w mózgu, że nikt mu nie będzie mówił, co ma robić - na zasadzie "wolnoć Tomku w swoim domku" - co dotyczy także motocykla. Tak więc, nie ma się tu co zasłaniać bajeczkami o różnych przyczynach jazdy nieprzepisowej, bo przyczyna jest jedna - kto lubi łamać przepisy, ten je łamie. I kropka. Będzie je łamał także na innych obszarach swojej człowieczej działalności, bo zazwyczaj jest tak , że poszanowanie lub brak poszanowania dla przepisów nie dotyczy tylko jednej sfery. Co ciekawe - jak na razie moje obserwacje znajomych kierowców 2 i 4 kółek potwierdzają tę zależność...
  17. Nie będę się rozpisywać, bo nie chcę płakać nad rozlanym mlekiem, ale nigdy nie dajcie się nabrać na warsztat Feu Vert na Puławskiej. Dałam im do wymiany opony letnie na zimowe. Gdybym wiedziała ile nabroją i jaka będzie cena naprawy samochodu po tej wymianie, to chyba sama bym sobie te opony wymieniła... To jakiś koszmar, a w dodatku dranie doskonale wiedzą, że nikt z nimi nie wygra :evil:
  18. No cóż, każdy by tak chciał... chociaż ci się nie dziwię, bo stan tych motocykli często jest taki, że chciałoby się przyprowadzić własny :evil:
  19. Coś z dziś: Warszawa Czerniakowska/Szwoleżerów http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6...iakowskiej.html
  20. Kochani, wy tu dyskutujecie o walce wędrowców z quadami, uprawnieniach, kaskach itp. A sprawa z quadami jest w gruncie rzeczy taka, że kolesi na tych maszynach nic a nic nie obchodzi, że jeżdżąc tam, gdzie jeżdżą i w sposób, w jaki jeżdżą niszczą przyrodę, płoszą zwierzynę, powodują, że matki uciekają od młodych, ptaki migrują. I to gdzie - bardzo chętnie w PARKACH NARODOWYCH. Ale także w innych miejscach, gdzie jest prawny zakaz wjazdu pojazdów silnikowych. Ja wiem, że my ludzie mamy w nosie faunę i florę (to już taki nasz spadek po religiach monoteistycznych zorientowanych stricte na człowieka). Włazimy z butami gdzie tylko się da, przejmujemy we władanie wszystko, co tylko nam wpadnie w łapy. Ale skoro umówiliśmy się jako społeczeństwa, że warto zachować trochę zieleni i jej mieszkańców, to do licha - dlaczego jest takie przyzwolenie na odstępowanie od tej zasady? Co to da, że ktoś zrobi prawko na quada? Czy z tego powodu zastanowi się nad zającem czy sójką? A może dzięki wkładaniu kasku i ubranka z protektorami ocali pola konwalii czy młode dąbki w szkółce? Osobiście uważam, że przyda się kategoryzacja quada i zastosowanie wobec niego ujednoliconych przepisów - także w uprawnieniach do prowadzenia. I na pewno niejeden ocali zdrowie/życie wkładając obligatoryjny kask oraz prowadząc quada na przegląd. Ale to kosmetyka, jeśli nie powstaną wyznaczone tory do uprawiania crossa i jazdy na quadzie tam, gdzie ich negatywny wpływ na przyrodę będzie jak najmniejszy. Któregoś dnia amatorzy wariactwa na quadzie obudzą się w ręką w nocniku, gdy będą chcieli pokazać swoim dzieciom piękno polskiej przyrody. A tam poza błotnymi koleinami, głuchą ciszą i zniszczoną zielenią nie będzie nic. Tylko, że wtedy będzie już za późno.
  21. Dzięki za rady - na pewno wezmę je ze sobą na oglądanie motocykli kiedyś tam, gdy będzie zielono i cieplej :biggrin: Natomiast faktem jest, że właśnie solidność Cebulek ma dla mnie duże znaczenie, bo na pewno nie będzie to motocykl jednego sezonu. :icon_mrgreen:
  22. 6000 zł za Cebulkę z 94 to całkowicie w normie. Jeśli znudzi ci się trzymanie jej w garażu daj znać, chociaż jak wcześniej - troszkę się muszę jeszcze nalatać na mikrusie, żeby przejść na dostojną 500. A tymczasem za oknem śnieg, a Gienuś w garażu, więc do wiosny tylko "wizualizuję" :crossy:
  23. Kiedy myślę o zdzieraniu skóry mam na myśli moje doświadczenie z Gienkiem - motocykl okazał się być wilkiem w owczej skórze i powinien kosztować przynajmniej 1/3 mniej. Niestety, są tacy, którzy żerują na niedoświadczeniu żółtodziobów, a nawet wycieczka z mechanikiem czy przegląd przez kupnem w warsztacie nie zawsze uchroni od nieuczciwych sprzedawców. Tak więc głównie chodzi mi o uczciwą cenę za uczciwą maszynę.
  24. Witajcie miłośnicy Cebulki! Jestem jeszcze żółtodziobem i dopiero zaczęłam przygodę z motocyklem, ale myśli krążą wokół czegoś bardziej wypasionego od mojego Gienka 125. Ze względu na wzrost (zwykła miara krawiecka :icon_evil: ) oraz niechęć do motocykli bardzo rzadkich w kraju (np. Buell Blast), moje myśli skierowały się na popularną, solidną i niską ze swej natury Cebulkę, którą będę chciała jeszcze obniżyć. Plan jest taki, żeby zakupić coś w okolicach wakacji - liczę na to, że ktoś zapragnie zrobić to, co ja - przeskoczyć na "większe", "nowsze", "oryginalniejsze". Mam pytanie - czy słyszeliście coś o obniżaniu Cebulek - i nie chodzi mi o "psią kostkę", bo ten temat znam i już by mnie zadowolił, chociaż nie ukrywam, że wolałabym zwyczajnie mieć jeszcze lepsze oparcie na glebie przy manewrowaniu motocyklem i ująć dodatkowe cm tam, gdzie się da. Poza tym czy jest coś klasycznego w CB 500, na co powinnam uważać, gdy zacznę poszukiwania? Obecny motocykl kupowałam z koleżanką motocyklistką, która go przetestowała, a i tak sprzedającemu udało się w jakiś sposób ukryć wadę, która wyszła w przeglądzie (i cały gaźnik do wymiany :banghead: ). Wyobraźcie sobie moją frustrację - moto zakupione w lipcu dopiero było w stanie funkcjonować w październiku :icon_evil: Nie chciałabym znów się dać wpuścić na minę - szkoda czasu, nerwów i pieniędzy. A może znacie kogoś w okolicach Warszawy, kto ma coś porządnego i będzie się przymierzać do sprzedaży w okolicach czerwca/lipca, a do tego nie zamierza zedrzeć skóry z kupca? :crossy:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...