Skocz do zawartości

Joey

Forumowicze
  • Postów

    76
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Joey

  1. W mojej głowie zostało posiane motto: "nie ma wolności bez odpowiedzialności". Robi mi za cały dekalog, konstytucję i wszystkie kodeksy prawa XYZ. Motto to jednak nie zostało mi posiane w tym kraju, bo tu obowiązuje inne "wolnoć Tomku w swoim domku" rozciągnięte na każdą sferę, która jest "nasza". I dlatego na razie nic się nie zmienia, a liczba wypadków będzie wzrastać jako funkcja liniowa, gdzie X to liczba pojazdów w rękach obywateli, a Y to liczba wypadków, rannych i zabitych. By X było wysokie, a Y niskie potrzeba kompletnej odmiany mentalności wszystkich Polaków. Tylko jak zabić romantycznego, kochającego swobodę ułana we własnej głowie? Na to pytanie nie znam odpowiedzi.
  2. Pomysł pomyleńca Mikke jest dla mnie o tyle nieetyczny, że wszyscy wiemy, że "młody to głupi". Oj tak, ja też miałam nierówno pod czaszką i może dobrze, że wtedy miałam na podorędziu jedynie rower i okazjonalnie na wakacjach skuter. Przeżyłam durne wyskoki i w profilu widać, że nawet się już tzw. wieku średniego dochrapuję. Wielu tych kozakujących kolesi, którzy urodzili się krótko przed transformacją systemową to dzieciaki, które mają młodzieńcze kuku, ale za 10 lat będą mężami, ojcami i nadal motocyklistami, ale trzeba im umożliwić dożycie do tego czasu wbrew ich dzisiejszej głupocie. Korwin Mikke uważa, że im się szybciej postrzeleni gówniarze pozabijają, tym lepiej. Ciekawe, czy w tak młodym wieku pan mądraliński był "stary malutki", czy też kozaczył tak, jak większość młodych mężczyzn. Założę się, że to drugie, ale jak to bywa - zapomniał wół, jak cielęciem był. Zresztą, jeśli mu źle jeździć w kasku niech idzie do lekarza, powie, że go główka boli i nie może nosić kasku. Dostanie zaświadczenie i niech mu na zdrowie. Poza przyjemnością kontaktu czaszki z asfaltem są jeszcze niewątpliwe uroki mordowania owadów własnym czołem, ociekanie wodą w deszczu, chroniczne zapalenie zatok itd. Któż by się czymś takim przejmował, w końcu wiatr we włosach (na łysinie) to wrażenie bezcenne.
  3. No ja nie mam nic przeciwko domom dziecka, czy innym instytucjom żyjącym z dotacji, ale jeśli decyzja urzędnika mnie kosztuje - nie tylko materialnie, ale i moralnie, bo się muszę użerać, marnować czas, energię - to dlaczego sumka odszkodowania ma iść dla kogoś trzeciego? Oczywiście nie chciałabym sytuacji takiej, jak w USA, gdzie ludzie domagają się dziesiątków tysięcy zielonych za poparzenie się gorącą kawą (jakby im dali letnią, to by się sądzili, że nie była gorąca), bo faktem jest, że ani urzędnik nie byłby w stanie pracować w atmosferze ciągłego zagrożenia procesem rujnującym go do siódmego pokolenia, ani my jako podatnicy nie jesteśmy zainteresowani wyciąganiem kolejnych milionów z naszych kieszeni, by pokrywać błędy urzędników państwowych. Ale z drugiej strony - w kraju, w którym korupcja kwitnie i za kilkaset złotych niejeden lekarz wypisze nawet niewidomemu zdolność do prowadzenia pojazdów coś powinno się zmienić. Bo opona oponą, zaparkowany motocykl to też tylko "rzecz martwa", ale po drogach jeździ wielu osobników, którzy powinni zostać dawno zdyskwalifikowani, albo z braku sprawności psychofizycznej, albo ze względu na "road rage", na którą chorują. To tykające bomby, które eksplodują nagle i bez ostrzeżenia - jak choćby taki świr, który moją koleżankę, świeżynkę na HD chciał zepchnąć na ekrany dźwiękochłonne na jednej z warszawskich tras. Trudno takiego bydlęcia nie zauważyć i nie usłyszeć, ale można mieć chęć dać komuś popalić, bo go było stać na taką maszynę, lub po prostu, za to, że ma czelność jeździć na 2 kołach :evil:
  4. Pytanie, gdzie tę korbę odkręcają i w jakich warunkach. Ja jako żółtodziobka też lubię poczuć opór w manetce, ale tylko tam, gdzie moje poczucie bezpieczeństwa pozwala mi na takie atrakcje - na niezatłoczonej drodze szybkiego ruchu, bez możliwości występowania przykrych niespodzianek. A nie w miejskiej dżungli, najlepiej w godzinie szczytu i to tak by duża widownia rozdziawiała paszcze z wrażenia i przerażenia.
  5. Właśnie chciałam wkleić tę wiadomość. Najciekawszy jest komentarz poniżej... to niejedyny parkingowy terrorysta w stolicy. A jak tak sobie przypomnę, to moja puszka też nosi ślad po "właścicielu" miejsca, na którym miałam czelność stanąć. Biedaczek tylko nie wie, że pucha stara, jedna ryska jej nie zaszkodzi, a i sentymentu do niej nie mam (ma jeździć, to wszystko). Socjopaci są wśród nas i jest ich więcej niż nam się wydaje :evil:
  6. Cóż, fizjologia - testosteron czyni z mężczyzn nieustępliwych mistrzów świata, babeczki zazwyczaj takich ambicji nie mają. I jak się tak rozejrzeć dookoła, dotyczy to chyba wszystkich dziedzin życia :icon_rolleyes:
  7. http://miasta.gazeta.pl/bielskobiala/1,880...nie_pijany.html Brak słów :banghead:
  8. Statystyki o tym mówią. Wypadki motocyklowe - zawinione czy nie to w ponad 90% dzieło/udział płci brzydkiej, głównie tej poniżej 30 roku życia. Kobiety też giną/doznają obrażeń na motocyklach - ale w przytłaczającej ilości wypadków, gdy siedzą za kierującym mężczyzną. Coś w tym jest, chociaż bywają wilczki w owczej skórze...
  9. Mnie dziwią dwie rzeczy: 1. dlaczego faceci myślą, że jak żona/partnerka zrobi prawko to będzie im siedzieć na ogonie? A co to, babeczki własnych upodobań nie mają? Kraj duży, dróg wystarczy dla każdego, a i amazonek do wspólnego babskiego latania namnożyło się sporo. 2. może mi ktoś wytłumaczy, po co niektórzy faceci żenią się/zamieszkują/ chodzą z kobietą, bo skoro ca. 8 godzin dziennie (a bywa, że więcej) są w pracy/na uczelni, ca. 8 przesypiają, do tego doliczyć transport i inne pierdoły, to czasu razem jest już niewiele. Do tego często gęsto w weekend są spotkanka rodzinno-towarzyskie, a jak są dzieci to już dla siebie jest naprawdę ułamek czasu (głównie w weekend). A tu jeszcze - moto moje hobby, a ty "balcharko" siedź w domu i czekaj z ciepłą kolacją. OK, rozumiem - prawdziwy mężczyzna sam sobie nic nie zrobi (jeść, prać, zmywać, prasować, napięcie wyregulować) dlatego musi mieć babę. W takim razie szacun :notworthy: dla "mięczaków", którzy lubią spędzać czas, także na 2 kołach z osobą, z którą postanowili spędzić życie. PS. oczywiście rozumiem, że są żony i kochanki, które na moto/plecaka nie wsadzi się nawet za dopłatą, ale to inasza inszość.
  10. A co mam myśleć o dzieciaku, który ledwie zdał egzamin na prawko, wsiada na swój /lub nie swój/ mega motocykl i zamiast NAUCZYĆ się jeździć już go stawia na koło i to nie na bezpiecznym podwórku tylko na drodze z winklem i aleją drzew? Nie tak dawno czytałam o takim delikwencie - mógł żyć by jeździć, a tak wącha kwiatki od spodu. Szkoda młodego życia, chociaż nie jestem pewna, czy nowe przepisy cokolwiek by tu dały. Jak komuś wicher hula w czaszce, bo szare komórki się w nim nie zalęgły, to trudno... Teoria Darwina się kłania: "survival of the fittest".
  11. Gratulacje Cykoria! Tyle kilometrów i glebcia tylko parkingowa :clap: Takowa może się zdarzyć każdemu - jak choćby mojemu sąsiadowi, któremu norweski sztorm położył maszynę mimo, że trzymał ją mocno stojąc obok i jeszcze dociskał podpórką do jezdni :icon_eek: Szkoda, że już jesień, bo mnie się zamarzyła taka jedna wyprawa (ca. 2000km) na pogaduchy do przyjaciół... Nic, trzeba poczekać do wiosny, a na razie korzystać z każdej dziury w deszczowych chmurach :crossy:
  12. Jakże ma być inaczej w tym kraju, gdy na hasło początkującego motonity z jeszcze pachnącym świeżością prawkiem, że chce zacząć od 250cc rozlega się gromki śmiech - instruktora, kolegów i innych motocyklistów. Mnie też probowano wyprać mózg, że na czymś mniejszym niż 500 cc będę się męczyć, frustrować itp. itd. a tymczasem nic takiego się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, co rusz potwierdza mi się moja własna teza, że zapier... prosto, to każdy potafi, ale nie każdy jest za pan brat choćby z ostrymi winklami (nie mówiąc już o różnych niefajnych niespodziankach na drodze). Duża moc motocykla przekłada uwagę żółtodzioba z doskonalenia techniki na prędkość i stunty. A przecież i na 125cc można poskładać się w zakręty i schodzić na kolano (vide wyścigi tej klasy motocykli). Oby wreszcie weszły w życie nowe przepisy, a policja niech te PJ sprawdza do bólu. Kto ma czysto w papierkach nie ma się czego obawiać, a niewyżytym zapaleńcom takie ograniczenie pozwoli może dojrzeć i pożyć trochę dłużej niż 20 parę latek. Wystarczy spojrzeć w statystyki ofiar wypadków motocyklowych - rannych/zabitych, z własnej/cudzej winy - przygniatająca większość (ponad 90%) to panowie w wieku do 25 lat.
  13. Cykoria pewnie się ogrania po urlopie :icon_rolleyes: Inne żółtodzioby też śmigają i zdobywają kolejne sprawności. Wczoraj bym zdobyła krawężnik :icon_eek: Łatwiej mi się wchodzi w przeciwskręt w prawo, a ten zakręt był w lewo... A... i przeklinam, że mnie podkusiło do zakupu żarówki XP Moto za całe 55 zł. Po niecałych 700 km żarnik świateł mijania podziekował za współpracę, a na żarówki gwarancja nie obowiązuje w/g Feuvert. Nie mogę jeździć wyłącznie na długich, więc wsadzę ją do sakwy na wypadek nagłej niedyspozycji nowej żarówy, ale tym razem nie dam się nabrać na pięciogwiazdkowy produkt Phillipsa... :evil:
  14. Na ostatniej takiej "nocy" był głównie towar standardowy w standardowej cenie i troszeczkę towaru "no name", którego chyba nikt nie chciał. Nic atrakcyjnego niestety...
  15. Joey

    na rybkę ??

    Było spoko, chociaż fakt, że droga troszkę korkowata. Za to jak w podgrupach gnaliśmy na after Tymbarka do 2oo to 2 razy bym zrobiła za puszkowy garaż, a raz za ozdobny kątownik na styku ciężarówki i autobusu MZK (numeru nie pamiętam). To nie była rybkowa jazda dla żółtodziobów, o nie :eek: Następną taką razą pojadę za GPS-em w pudełku, a nie na motocyklach :icon_razz:
  16. Co prawda wczoraj odbyłam wycieczkę Wawa-Kazimierz Dolny-Wawa, ale właściwie jedyne co na ten temat mogę powiedzieć, to "łuk za dnia wygląda nieco inaczej niż w nocy" :eek: Zatem, warto po ciemku pokonywać go nieco wolniej ze względu na "wizurkę" (znaczy widoczność). Ale ja nie o tym. Dziś podczas smarowania łańcuszka naszło mnie na sprawdzenie ile my to już z Varchlakiem kilometrów przebyliśmy razem i trochę się zdziwiłam, bo wyszło mi, że od dnia zakupu 1.08 zrobiliśmy statystycznie 44,5 km dziennie. Jeszcze chwila moment, a będzie to 2500km! A przecież jeździmy wyłącznie rekreacyjnie, zrobiliśmy kilka wycieczek, żadne tam urlopy w siodle czy dojazdy do pracy. Wzięłam kalkulator, policzyłam i wyszło mi, że w taki klasyczny sezon 1.05-30.09 można bez żadnego napinania się przejechać 5000 km na sezon (wystarczą 2 wycieczki w miesiącu po 250km w tę i z powrotem, lub 1 wycieczka miesięcznie i dojazd do pracy codziennie przez cały sezon). No ale do czego zmierzam. Ja kupując motocykl otrzymałam informację od moich mechaników, że stan techniczny, zużycie elementów motocykla i wygląd wskazują na to, że przebieg jest uczciwy, pomimo wieku pojazdu (zwłaszcza, że przez ostatnie 4 lata praktycznie stał). Ale chyba powszechnie stosowaną praktyką (może z wyjątkiem pojazdów z książką serwisową z ASO) jest przekręcanie licznika. Bo trudno jest uwierzyć w motocykl szosowo-turystyczny, który w ciągu 5 lat przejechał troszkę ponad 3500 km rocznie, trudno uwierzyć w motocykle, które mają 10 lat i przejechane 18 - 20.000 km. Zwłaszcza, że na pierwszy rzut (wprawnego) oka widać np. zajechane podnóżki, wypłowiały lakier/chromy czy pewne elementy, które po przejechaniu X km po prostu są do wymiany (np. napęd, klocki hamulcowe). Mój pierwszy motocykl miał z pewnością co najmniej 2x więcej km przejechane niż widniało na liczniku (jak nie jeszcze więcej), wielu znajomych z motocyklami sprowadzonymi ma nieprawdopodobne przebiegi (jedni w nie wierzą, inni nie). I tak sobie myślę, że przy następnym zakupie albo będzie to "salonka" kupiona w Polsce i serwisowana w ASO albo prywatny import od uczciwego komisiarza. Jakoś po prostu nie chcę, żeby mi ktoś wmawiał, że motocykl był używany przez starszego pana, który dla lansu przejeżdżał 20km wyłącznie w słoneczne niedziele.
  17. Joey

    na rybkę ??

    Jako żółtodziób i debiutantka rybkowa powiem tylko - FAJNO BYŁO :biggrin: I jakoś tak niestraszno wykręcić manetkę do maxa w mojej małej maszynie. I jak się jedzie w takiej kawalkadzie, to serce rośnie i chce się jeszcze :crossy:
  18. He he, ciekawostka, że w moim drugim języku też mylę kierunki - ale wyłącznie, gdy ma to związek z motoryzacją :icon_razz: A dziś Varchlaczek pokazał swój max. Iskry spod raciczek leciały, manetka dalej kręcić się nie chciała, a podmuchy wiatru bezczelnie molestowały moje "buforki" :eek: Wniosek niestety jednak taki, że jeśli chcę ganiać szybciej niż 120 km/h to muszę mieć mocniejszą maszynę. Tak więc czeka mnie ostra tresura winklowania, manewrowania, jazdy w trudnych warunkach, a potem... Mam nadzieję, że gdzieś tam jeździ już po dróżkach europejskich niziutka, acz muskularna Hondzia Shadowka 600, która zechce być moją wybranką :biggrin:
  19. Ja zainstalowałam sobie gniazdeczko "zapalniczkowe" 12 V - przydaje się, bo komórka w takich okolicach szybko się rozładowuje, ja ma się gps to się przyda go podładować, podobnie jak akumulatorki do latarki, a i bywają grzałki na 12V, które w razie deszczu można wykorzystać do zaparzenia sobie ciepłej zupki Vifon/kawki/herbatki (ale moto musi być na chodzie!). Ja jeszcze tego wszystkiego nie testowałam, ale dobrze znam taką, która tego lata w Rumunii była niezależna od wszelakich gniazdek elektrycznych :-) W Bieszczadach pewnie też się przyda. No i tak, wczoraj i dziś Varchlak oblatywał tereny sobie dobrze znane - cel sobotni Bajzel, niedzielne rozruszanie raciczek, ale także projekt pod nazwą: winkle, łuki, nocne latanie i OCZY. Co prawda nie uczono mnie tego na kursie (generalnie niewiele nauczono :evil: ), ale na zajęciach teoretycznych z techniki jazdy powiedziano mi, żeby w łuku, winklu gapić się jak najdalej w "horyzont" zakrętu. Mózg wtedy pracuje tak, że motocykl jedzie tam, gdzie patrzymy. Od wczoraj bardzo aktywnie stosuję tę zasadę i nie powiem, lepiej mi się panuje nad zakrętem - spokojnie pokonuję go odrobinę szybciej i spokojniej niż jeszcze nie tak dawno :crossy: Była też instrukcja by po zmroku nie dać się oślepić, a jednocześnie spokojnie jechać swoim kursem. No i tu stosowałam opcję taką, że jak jadą z naprzeciwka światełka, to wzrokiem trzeba skupić się na swojej lewej linii/słupkach, poboczu. "Oślepiony" zostaje tylko kącik oka, a potem hyc, oko wraca na miejsce i widzi wszystko bez paskudnych plamek. Bardzo fajnie mi to szło. Dobrze jest pewne rzeczy stosować świadomie, jakby ktoś gadał ciągle do intercomu - wierzę, że z czasem wejdą w krew tak, że będę to wszystko robić całkowicie nieświadomie :biggrin: Niestety, poległam tylko na jednej akcji - chciałam wyprzedzić autokar (jechał jakieś marne 80 poza terenem zabudowanym). Zbierałam się raz, odpadłam, drugi raz byłam już w trakcie, ale pojawiły się puszki z przodu, przygazowałam... ale niestety. 18 kucy zawyło, zarżało, ale dalszy ciąg wiązałby się z masakryczną czołówką ze mną w roli latającej motocyklistki :eek: No to cóż, niechętnie, ale i bez paniki schowałam się za ten cholerny autokar. Na szczęście chwilę potem był zjazd na mega żarcie w przydrożnej oberży. Ale Varchlak za karę został na podwórku :banghead:
  20. Wracaj do zdrowia, biedaku i wyrwij jak najwięcej odszkodowania :buttrock: . Kumpela mi kiedyś powiedziała - będziesz jeździć zgodnie z przepisami, to zginiesz. I już cholera nie wiem, co robić - bo czy się zaiwania, czy nie - tak samo jest się kurą w kurniku pełnym lisów :evil:
  21. Czy sędzia nie weźmie pod uwagę, że działałeś w afekcie, bo na twoich oczach ktoś robi coś tak cholernie absurdalnego (bo żebyś jeszcze z tym gościem darł koty od wielu lat)? Walcz do upadłego! Natomiast nie pocieszę was w sprawie odebrania mu prawka (o ile fakt niepoczytalności już nie jest z tym jednoznaczny). Co ludzi powstrzymuje przed jazdą bez prawa jazdy? Zazwyczaj całkowity brak umiejętności (choć nie zawsze, są kilkulatki, które nagle wsiadają za kółko i naśladują tatusia), czasami wychowanie, wysokość mandatu, strach przed konsekwencjami ew. uczestnictwa w kolizji. Jeśli zaś mowa o osobach, którym odebrano prawo jazdy sprawa się komplikuje, bo albo już i tak zlewali zasady (jazda po alku, ostre zarabianie punkcików), albo są zaburzone psychicznie. Ich wola do przestrzegania zakazu jest ograniczona, jeśli nie nieobecna. Są dwie opcje, by ludzie nie jeździli bez prawa jazdy: - albo nie posiadają pojazdu i nikt im swojego pojazdu nie udostępnia - albo trzeba ich tak uszkodzić, żeby czysto fizycznie nie byli w stanie jeździć Niech rękę na całym tym forum podniosą ci, którzy wsiedli po raz pierwszy na motocykl inny niż kursowy po odbiorze prawa jazdy kat A/A1. Cóż, ja też nie podniosę. Jaki wniosek? Nic nie jest w stanie nikogo powstrzymać przed jazdą bez prawa jazdy, jeśli mają taką możliwość - poza własną wolą. No chyba, że im się ręce i nogi poobcina i oczy wyłupi. Ale to chyba nie ta cywilizacja.
  22. W jakim złożeniu? :eek: Na tym etapie ja i mój chopper jeszcze nie jesteśmy. My się tylko delikatnie przechylamy i ostrożnie smakujemy przeciwskrętu. I w naszym tempie nie szkodzi nam odpuszczanie gazu w zakręcie. :icon_razz:
  23. Tak, generalnie do zwolnienia tempa stosuję odpuszczenie manetki i wciśnięcie sprzęgła. Działa nie tylko w zakręcie.
  24. Ja tam nie wiem, ile mam obrotów - bo u mnie nie ma obrotomierza :icon_razz: Ale dziś słyszałam moją dzidzię nie z siodła, a z boku - o rany, jak ona pięknie brzmi... No może nie są to basy mega cruisera, ale ślicznie warczy i nieźle się dźwięk niesie. W tym tygodniu nigdzie nie byliśmy z Varchlaczkiem, ale nie było czasu i trochę pogody. Natomiast fajnie się czyta, że doświadczeni dziś motocykliści tak samo na początku "robili w pory" i mieli śmierć w oczach. Lepiej mieć ten mega respekt do maszyny niż rozwalić się na pierwszych kilkuset metrach. Do wszystkiego trzeba dorosnąć :bigrazz:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...