Skocz do zawartości

JINLUN - Made in China


voti
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Odpowiem zbiorczo na odpowiedzi na post - wypadkowy...

Dzięki! :buttrock:

W sumie to gmol tylko trzeba wyprostować i przeszlifować. A może go wymienić? (nie wiem ile takie coś kosztuje).

Platforma na której trzyma się prawą nogę poza lekkim zjechaniem jest chyba cała.

Plastikowe "coś" musze i tak wykręcić bo taka atrapa nieciekawie wygląda a poza tym się rozkleiła...

Kuferki - z radościa wymienie (jak zarabię na wymianę) bo raz że średnio mi się podobają, a dwa to że średnią są pakowne :rolleyes:.

 

Generalnie jestem miło zaskoczony że nic ważnego i poważnego się nie zniszczyło...

 

No ale też nie ma to jak po 3 tygodniach od kupienia dorobić się uszkodzeń :crossy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A propos szlifów i upadków. Na samym początku mojej jazdy na moto - zafascynowany pędziłem po bocznych, mniej uczęszczanych uliczkach i kiedyś wjechałem w taka uliczkę z prędkością około 40-50km/h tylko nie zauważyłem "śpiących policjantów". Jak mi się pojawił na 5m przed kołem to w panice w pierwszej chwili wcisnąłem hamulec ręczny - wiadomo adrenalina działa więc wcisnąłem dość mocno. No i czuje jak moto kładzie mi się na jeden bok i widzę już siebie jak leżę pod motcyklem ew. gdzieś obok i odruchowo (po prostu taki impuls) puściłem wszystkie manetki i mój motocykl jakby ożył - podniósł się z tego pochyłu (poszorowałem tylko butem po asfalcie) i przeskakując przez przeszkodę pojechałem dalej i dopiero później wolno wyhamowałem i chwilę postałem po przeżytym strachu. Zareagowałem w takiej systuacji prawidłowo choć nie wynikało to z mojego małego doświadczenia. Oczywiście w twojej sytuacji trudno pojechanie gdzieś dalej bez hamowania - chociaż zjazd w bok do rowu może też okazać się niezłym wyjściem z sytuacji. Myślę, że dobrze gdzieś w pustej uliczce poćwiczyć tzw. "hamowanie awaryjne" (uczą tego w lepszych szkołach jazdy). Ja w każdym razie nauczyłem się trzymać od poprzedzających mnie puszek na dystans co najmniej 30-40m i patrzeć daleko przed jadące przedemną samochody bo sytuację na drodzę wolę przewidzieć (oczywiście nie zawsze) i mieć czas (potrzebny dla mnie dużo większy niż jak jadę puszką) na zareagowanie motocyklem najczęściej hamując silnikiem aż do luzu (przed światłami), który wolę wrzucić tocząc się jeszcze na moto niż przy pełnym zatrzymaniu.

 

Całkowita długość granic wynosi 3511 km.

da sie zrobić :rolleyes:

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Granice_Polski

 

Ta długość całkowita liczona jest z linią morską (440km) a nie sądzę że Luca będzie chciał przerabiać swój motocykl na wodolot :buttrock:, tak że w sumie powinno wyjść trochę mniej....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiem zbiorczo na odpowiedzi na post - wypadkowy...

Dzięki! :banghead:

W sumie to gmol tylko trzeba wyprostować i przeszlifować. A może go wymienić? (nie wiem ile takie coś kosztuje).

Platforma na której trzyma się prawą nogę poza lekkim zjechaniem jest chyba cała.

Plastikowe "coś" musze i tak wykręcić bo taka atrapa nieciekawie wygląda a poza tym się rozkleiła...

Kuferki - z radościa wymienie (jak zarabię na wymianę) bo raz że średnio mi się podobają, a dwa to że średnią są pakowne :rolleyes:.

 

Generalnie jestem miło zaskoczony że nic ważnego i poważnego się nie zniszczyło...

 

No ale też nie ma to jak po 3 tygodniach od kupienia dorobić się uszkodzeń :icon_eek:

 

Mam pytanie bardzo ważne dla mnie: z jaką prędkością jechałeś? Pytam bo na wiosnę kupuję Rometa. Właśnie kończę robienie kat. A (został mi ostatni egzamin 14 listopada). W czasie kursu trzy razy zaliczyłem glebę tyle, że połowicznie z własnej winy. Raz jak chciałem podjechać pod skarpę bo nie zdołałem się złamać na zakręcie. Za mało gazu, blokada koła i stoczyłem się ze skarpy, a na mnie motocykl. Drugi raz jak ćwiczylem na placu wjeżdżanie na krawężnik; za mocno go dogiąłem do gleby i zawadziłem "brzuchem" o krawężnik, oczywiście blokada koła i efektowne salto przez przednią kierownicę. Trzeci raz jak kazano mi jechać bez trzymanki. To podobno takie ćwiczenie na placu mające na celu lepsze opanowanie stabilności motocykla. Kazano mi się rozpędzić do 50km/h włączyć luz i puścić kierownicę i tak jechać. Niestety luz w tych motorkach kursowych jest delikatnie mówiąc "zje.any" no bo wiadomo - różni artyści na tym jeżdżą. nie wchodził łatwo i przeskakiwał z jedynki na dwójkę i odwrotnie. rozpędziłem się do 50-ciu przerzuciłem bieg, na sekundkę zapalił się wskaźnik luzu, puściłem kierownicę światełko zgasło, motor gwałtownie zachamował silnikiem bo bieg wpadł na jedynkę i oczywiście salto przez kierownicę... i dalej już wiadomo. Ale nic mi się specjalnie nie stało, o dziwo za żadnym razem. O zadrapaniach nie mówię bo gorsze rany odnosiłem w trakcie pracy w biurze jak zaciąłem się papierem.

 

sądząc po szlifie na gmolu to położyłeś się pewnie gdzieś przy 60-65 km/h, tak?

 

 

 

No ale też nie ma to jak po 3 tygodniach od kupienia dorobić się uszkodzeń :crossy:

 

Ja mam takiego farta, że pewnie zetrę go na proch zaraz po wyjeździe z salonu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanie bardzo ważne dla mnie: z jaką prędkością jechałeś? Pytam bo na wiosnę kupuję Rometa. Właśnie kończę robienie kat. A (został mi ostatni egzamin 14 listopada). W czasie kursu trzy razy zaliczyłem glebę tyle, że połowicznie z własnej winy. Raz jak chciałem podjechać pod skarpę bo nie zdołałem się złamać na zakręcie. Za mało gazu, blokada koła i stoczyłem się ze skarpy, a na mnie motocykl. Drugi raz jak ćwiczylem na placu wjeżdżanie na krawężnik; za mocno go dogiąłem do gleby i zawadziłem "brzuchem" o krawężnik, oczywiście blokada koła i efektowne salto przez przednią kierownicę. Trzeci raz jak kazano mi jechać bez trzymanki. To podobno takie ćwiczenie na placu mające na celu lepsze opanowanie stabilności motocykla. Kazano mi się rozpędzić do 50km/h włączyć luz i puścić kierownicę i tak jechać. Niestety luz w tych motorkach kursowych jest delikatnie mówiąc "zje.any" no bo wiadomo - różni artyści na tym jeżdżą. nie wchodził łatwo i przeskakiwał z jedynki na dwójkę i odwrotnie. rozpędziłem się do 50-ciu przerzuciłem bieg, na sekundkę zapalił się wskaźnik luzu, puściłem kierownicę światełko zgasło, motor gwałtownie zachamował silnikiem bo bieg wpadł na jedynkę i oczywiście salto przez kierownicę... i dalej już wiadomo. Ale nic mi się specjalnie nie stało, o dziwo za żadnym razem. O zadrapaniach nie mówię bo gorsze rany odnosiłem w trakcie pracy w biurze jak zaciąłem się papierem.

 

sądząc po szlifie na gmolu to położyłeś się pewnie gdzieś przy 60-65 km/h, tak?

 

PRĘDKOŚĆ: tak 50-60km/h

 

Ja mam takiego farta, że pewnie zetrę go na proch zaraz po wyjeździe z salonu :D

 

To się spotkamy na 2 podobnych motorach.... bo mnie fart też nie opuszcza :crossy:

 

 

 

pod warunkiem, że ma się na sobie odpowiedni strój

 

w sumie jest tak: spodnie skórzane są do naprawy, prawie przedarły się na wylot, kurtka skórzana (zwykła skóra - niestety bez ochraniaczy) nie doznała uszkodzeń...

rękawiczki - bardzo dobre wzmocnienia uchroniły rękę.

strach pomyśleć jak bym wyglądał jadąc w zwykłych spodniach itp....

 

Mam pytanie bardzo ważne dla mnie: z jaką prędkością jechałeś? Pytam bo na wiosnę kupuję Rometa. Właśnie kończę robienie kat. A (został mi ostatni egzamin 14 listopada). W czasie kursu trzy razy zaliczyłem glebę tyle, że połowicznie z własnej winy. Raz jak chciałem podjechać pod skarpę bo nie zdołałem się złamać na zakręcie. Za mało gazu, blokada koła i stoczyłem się ze skarpy, a na mnie motocykl. Drugi raz jak ćwiczylem na placu wjeżdżanie na krawężnik; za mocno go dogiąłem do gleby i zawadziłem "brzuchem" o krawężnik, oczywiście blokada koła i efektowne salto przez przednią kierownicę. Trzeci raz jak kazano mi jechać bez trzymanki. To podobno takie ćwiczenie na placu mające na celu lepsze opanowanie stabilności motocykla. Kazano mi się rozpędzić do 50km/h włączyć luz i puścić kierownicę i tak jechać. Niestety luz w tych motorkach kursowych jest delikatnie mówiąc "zje.any" no bo wiadomo - różni artyści na tym jeżdżą. nie wchodził łatwo i przeskakiwał z jedynki na dwójkę i odwrotnie. rozpędziłem się do 50-ciu przerzuciłem bieg, na sekundkę zapalił się wskaźnik luzu, puściłem kierownicę światełko zgasło, motor gwałtownie zachamował silnikiem bo bieg wpadł na jedynkę i oczywiście salto przez kierownicę... i dalej już wiadomo. Ale nic mi się specjalnie nie stało, o dziwo za żadnym razem. O zadrapaniach nie mówię bo gorsze rany odnosiłem w trakcie pracy w biurze jak zaciąłem się papierem.

 

sądząc po szlifie na gmolu to położyłeś się pewnie gdzieś przy 60-65 km/h, tak?

Ja mam takiego farta, że pewnie zetrę go na proch zaraz po wyjeździe z salonu :crossy:

 

PREDKOSC jazdy przed wejściem w slizg :lalag: 50-60km :crossy: prędkość jazdy po betonie - nie wiem :clap:

 

 

Wiem, wiem. Pozbyłem się zresztą dzięki temu strachu przed glebą. Boję się tylko jadących z boku ciężarówek bo wciągają pod koła (na kursie pokazywali foty takiego motocyklisty zmielonego przez koło szesnastokołowca) oraz sam byłem świadkiem podobnego wypadku właśnie w czasie jazdy tuż przy ośrodku WORD na odlewniczej. Tir "wessał" co prawda nie motocyklistę tylko babę na rowerze (śmierć na miejscu) ale jednak...

Boję się też upadku na dwupasmówce żeby nie wpaść na sąsiedni pas. Ale generalnie jeśli chodzi o sam upadek tak do 50-60 km/h to jest spoko.

 

Hmm ja po upadku miałem jeszcze do przejechania z 10 km.... to było najwolniejsze 10 km jak do tej pory, oczy dookoła głowy.... a jak już jechał za mną TIR to stres przybierał na sile....(takie myśli: a co będzie jak się wywalę przed Tirem który z jakiegoś powodu ma ochotę jechać tuż za mną....)

 

 

...a propo dolegliwości powypadkowych...

wieczorem po upadku wszystko ok, wydawało mi się że nić nie boli.... ale następnego dnia i w nocy dzień poprzedającej odczułem że to jednak trochę daje w kość.

Wszystko mnie bolało tzn mięśnie i do tego brzuch.... coś na kształt dolegliwości jakie się ma po przetrenowaniu.... pewnie fizjolog z AWF by to wyjaśnił dlaczego pomimo braku poważniejszych obrażeń wszystko boli jak nie wiem co..... (a może to moje osobnicze :) )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzy razy lecieć przez kierownicę? Jazda bez trzymanki? Stary gdzie Ty się uczysz jeździć? W szkole dla komandosów? To chyba będziesz miał rajdowe prawo jazdy :eek:

 

He, he :crossy:

 

To jest szkoła "SARBO" na ul. Powstańców Śląskich w Warszwie. Jeśli bym kupował nową Hondę w "Honda Plaza" to od ceny motoru odliczają mi koszt kursu.

Oprócz jazdy bez trzymanki (jednego z najłatwiejszych ćwiczeń wbrew pozorom) i wjeżdżania na taki dwudziestocentymetrowy próg imitujący krawężnik jest jeszcze:

 

- jazda na torze crossowym (to jest dopiero piekło!!! można zdechnąć ze zmęczenia jak ktoś nie ma kondychy) tam gleba jest czymś zwyczajnym. Nikt kto jeździł na krosie z mojej grupy nie wyszedł z tego bez upadku. Jeden rekordzista leżał aż 5 razy. Ale tutaj dowiadujesz się więcej na temat motoru i swoich możliwości niż po roku jeżdżenia po mieście.

 

- ósemka na placu trzymając kierownicę jedną ręką na przemian to lewą to prawą

- ósemka na stojąco

- ósemka na stojąco i trzymając jedną ręką, to lewą to prawą.

- taki slalom między słupkami stojącymi jakieś 2,5 -3m (nie mylić z tym emeryckim slalomem na egzaminach bo to jest po prostu śmieszne) gdzie trzeba właśnie motorek docisnąć kolanami i "łamać się" na zakrętach. Jak potrącisz chociaż jeden słupek, to jeździsz do tąd aż przynajmniej trzy razy pod rząd przejedziesz ten slalomik nie potrącając żadnego słupka. To jest dobre bo trzeba tu samemu dobrać odpowiednią prędkość no i oczywiście "łamać" na zakrętach - to podstawa.

- omijanie przeszkody z "impulsywnym skręcaniem" to jest takie coś, że tuż przed przeszkodą doginasz motocykl w przeciwnym kierunku do kierunku ominięcia, a potem szybko doginasz motocykl wlewą stronę tak by mógł ominoć przeszkodę na krótkim dystansie.

 

Jest jednak małe ale: te wszystkie rzeczy robi się na nakedzie, który jest zwrotny. Raz miałem jazdę na Hondzie Shadow 650 chyba czy ileś tam. To różnica była ogromna: promień skrętu jak w autobusie przegubowym. kierowniczka jakaś taka krótka przez co ciężko chodziła bo to chopper i ma bardziej wysunięty do przodu widelec i to czuć. Próbowałem nim zrobić zwykłą ósemkę na placu to dopiero za piątym razem mi się udało i to tylko raz. Jedyne co było fajne to miękkie wchodzenie na wyższe obroty, nie tak nerwowo jak Honda CBF 250. Tam wystarczy że lekko, nawet przez przypadek, trącisz manetkę i już szarpie. Ma to oczywiście też swoje zalety ale na początku jak zaczynałem to mnie to wkórzało bo przyjemność żadna.

 

Natomiast jazda bez trzymanki jest banalnym ćwiczeniem i już mówię dlaczego (pod warunkiem, że skrzynia biegów jest dobra lub nie sekwencyjna):

Polega to na tym, że są takie trzy zakresy prędkości, przy których stabilność jazdy zmienia się znacznie. Pierwszy to jest tzw. "chwiejna stabilność" tam od 0 - 30km wiadomo o co chodzi. Drugi zakres to jest od 30-50 km/h to jest stan tzw. "równowagi". To jest zakres kiedy te wszystkie siły odśrodkowe najlepiej się bilansują i w zasadzie motocykl może jechać równiutko sam. Zauważcie, że ci wszyscy kolesie jeżdżacy tzw. Stunt czyli te wszystkie akrobatyczne sztuczki na na motorach, robią to właśnie mniej-więcej w tym zakresie prędkości. Dlatego jazda bez trzymanki jest w tym momencie banalna. I trzeci zakres to jest od 55 - 70km w zwyż. To jest tzw. "stabilność pozorna" pozorna bo wydaje się, że motocykl tnie równo i nic go nie powstrzyma natomiast tak naprawdę zdestabilizować jazdę może w zasadzie wszystko: od małego kamyczka na jezdni poprzez kiepską konstrukcję danego motoru wytwarzającą nadmierne wibracje, źle rozłożony bagaż w jukach i kufrach, na małoopływowym kształcie głowy motocyklisty kończąc. W większości sytuacji jest tak, że zanim się zorientujesz, że coś jest nie tak to już jest zapóźno. Większość wypadków jest według tego co mówili na kursie, spowodowana właśnie brakiem wiedzy na ten temat i nie znajomością zachowania sprzętu przy dużych prędkościach. Na jednej ze stron motocyklowych widziałem nekrolog jakiegoś kolesia, który wiele lat jeździł i zginął bo się po prostu wysypał na zakręcie. Motocykl zaczął mu pływać i stracił przyczepność. Czyli nawet złe wejście w zakręt może być przyczyną gleby przy dużych prędkościach. I coś w tym jednak jest.

Natomiast co się tyczy jazdy za poprzedzającym pojazdem to na kursie mówili, żeby utrzymać odstęp tzw. "dwóch sekund" to znaczy taki abyś w razie jakby co mógł zmniejszyć prędkość bez gwałtownego hamowania. Natomiast jak hamujesz już awaryjnie to hamuj dwoma hamulcami na raz i delikatnie balansuj ciałem by utrzymać motocykl w prostej linii. Nie hamuj długo tylko krótko ale kilka razay. Przy prędkościach miejskich rzędu 40 - 50 km/h wystarczy zahamować raz i motor powinien ci się zatrzymać. To akurat wiem(he,he :) ) bo mam tendencję do śmigania na żółtym świetle i nie raz instruktor darł ryja żebym się zatrzymał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, wiem. Pozbyłem się zresztą dzięki temu strachu przed glebą. Boję się tylko jadących z boku ciężarówek bo wciągają pod koła (na kursie pokazywali foty takiego motocyklisty zmielonego przez koło szesnastokołowca) oraz sam byłem świadkiem podobnego wypadku właśnie w czasie jazdy tuż przy ośrodku WORD na odlewniczej. Tir "wessał" co prawda nie motocyklistę tylko babę na rowerze (śmierć na miejscu) ale jednak...

Co do Tirów to nie ma lekko bo niektóre jadą po 120km/h a u mnie w świętokrzyskim w teranie zabudowanym rozpędzony tir 100km/h to norma a policji to jakoś nie przeszkadza.

Jak jedzie Tir za tobą to ja stosuje dwie metody, albo daje po garach i nie daje się wyprzedzić, albo jak nie mam ochoty na zapiepszanie tylko dlatego że za mną jedzie tir to sam wybieram miejsce gdzie mnie może tir wyprzedzić, i delikatnie zaczynam zwalniać umożliwiając mu wyprzedzenie, trzymam się przy tym na swoim pasie ale bardziej po stronie osi jezdni. Chcąc mnie wyprzedzić kierowca Tira musi zjechać na przeciwległy pas i w momencie jak jego zderzak zrównuje się z moim tyłem łagodnie zjeżdzam bliżej pobocza. Dzięki temu podczas wyprzedzania pędzące koła tira są w miare bezpiecznej odległości ode mnie.

Wcześniej nie robiłem takiego manewru, tylko odrazu jechałem grzecznie prawą stroną i była to istna loteria, jeden kierowca tira wyprzedzał zachowując bezpieczną odległość a inny jechał prawie ocierając się kołami o moje lusterka. Od tego momentu już nie zjeżdzam grzecznie zdając się na łaskę szaleńca.

Szczególnie trzeba się pilnować przy silnym bocznym wietrze, nawet gdy jedzie ciężarówka z przeciwka sąsiednim pasem, wtedy jak najbardziej się odsuwamy od niej bo potrafi podmuch zza ciężarówki wyciągnąć na drugi pas jezdni.

Trzeba myśleć nie tylko za siebie ale i za innych by nie dać się zabić. Ostatnio jak przejeżdzałem przez Węgry to doznałem szoku wjeżdzam w teren zabudowany i wszyscy zwalniają do 50km/h i tak każdy jedzie.

Normalnie jak w bajce, luz, spokój, można podziwiać wszystko dookoła, już zapomniałem, że tak można.

A u nas w terenie zabudowanym 50km/h to śmierć, bo cię rozjadą i siłą rzeczy chcąc żyć trzeba zapier... jak wszyscy. :clap:

 

Natomiast co się tyczy jazdy za poprzedzającym pojazdem to na kursie mówili, żeby utrzymać odstęp tzw. "dwóch sekund" to znaczy taki abyś w razie jakby co mógł zmniejszyć prędkość bez gwałtownego hamowania. Natomiast jak hamujesz już awaryjnie to hamuj dwoma hamulcami na raz i delikatnie balansuj ciałem by utrzymać motocykl w prostej linii. Nie hamuj długo tylko krótko ale kilka razay. Przy prędkościach miejskich rzędu 40 - 50 km/h wystarczy zahamować raz i motor powinien ci się zatrzymać.

Co masz na myśli pisząc nie hamuj długo tylko krótko ale kilka razy ?

Piszesz tu o zwykłym hamowaniu gdzie poprostu spokojnie wytrasasz prędkość, czy o ostrym i bardzo efektywnym hamowaniu?

Wyjaśnij dlaczego krótko i kilka razy?

Edytowane przez Luca
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co masz na myśli pisząc nie hamuj długo tylko krótko ale kilka razy ?

Piszesz tu o zwykłym hamowaniu gdzie poprostu spokojnie wytrasasz prędkość, czy o ostrym i bardzo efektywnym hamowaniu?

Wyjaśnij dlaczego krótko i kilka razy?

 

myślę, że chodzi o hamowanie awaryjne, pulsacyjnie, żeby nie zblokować któregoś z kół?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

myślę, że chodzi o hamowanie awaryjne, pulsacyjnie, żeby nie zblokować któregoś z kół?

No właśnie, hamulcem tylnym to się jeszcze zgodze ale jak zaczniemy tak robić przednim to moto będzie się zachowywało jak byk na rodeo i znacznie nam to utrudni panowanie nad nim.

Nie ma czegoś takiego w jeździe na moto jak hamowanie pulsacyjne bo sobie krzywdę zrobimy. To nie ABS, który w ciągu sekundy kilkanaście razy zatrzymuje koło i puszcza, manualnie nie da się tego zrobić.

Gdy hamujemy spokojnie i mamy dużo czasu i wolnej przestrzeni to każda metoda jest dobra i się zatrzymamy, czy zwolnimy prędkość ale przy ostrym hamowaniu hamujemy na oba hamulce i nie gwałtownie tylko spokojnie stopniowo zwiękaszamy siłę nacisku. W przypadku gdy stracimy przyczepność któregokolwiek z kół odpuszczamy całkowicie hamulec zablokowanego koła i gdy złapie przyczepność operacje powtarzamy od początku.

Hamowanie ciągłe ze stopniowanym naciskiem to jest klucz do sukcesu a przerywamy tylko wtedy gdy tracimy przyczepność.

Wszystko co uczą w tej szkole jest super poza tym hamowaniem przerywanym ale to może Lefthandy rozwinie bardziej o co w tym chodzi?

Edytowane przez Luca
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

He, he :D

 

To jest szkoła "SARBO" na ul. Powstańców Śląskich w Warszwie. Jeśli bym kupował nową Hondę w "Honda Plaza" to od ceny motoru odliczają mi koszt kursu.

Oprócz jazdy bez trzymanki (jednego z najłatwiejszych ćwiczeń wbrew pozorom) i wjeżdżania na taki dwudziestocentymetrowy próg imitujący krawężnik jest jeszcze:

 

- jazda na torze crossowym (to jest dopiero piekło!!! można zdechnąć ze zmęczenia jak ktoś nie ma kondychy) tam gleba jest czymś zwyczajnym. Nikt kto jeździł na krosie z mojej grupy nie wyszedł z tego bez upadku. Jeden rekordzista leżał aż 5 razy. Ale tutaj dowiadujesz się więcej na temat motoru i swoich możliwości niż po roku jeżdżenia po mieście.

 

- ósemka na placu trzymając kierownicę jedną ręką na przemian to lewą to prawą

- ósemka na stojąco

- ósemka na stojąco i trzymając jedną ręką, to lewą to prawą.

- taki slalom między słupkami stojącymi jakieś 2,5 -3m (nie mylić z tym emeryckim slalomem na egzaminach bo to jest po prostu śmieszne) gdzie trzeba właśnie motorek docisnąć kolanami i "łamać się" na zakrętach. Jak potrącisz chociaż jeden słupek, to jeździsz do tąd aż przynajmniej trzy razy pod rząd przejedziesz ten slalomik nie potrącając żadnego słupka. To jest dobre bo trzeba tu samemu dobrać odpowiednią prędkość no i oczywiście "łamać" na zakrętach - to podstawa.

- omijanie przeszkody z "impulsywnym skręcaniem" to jest takie coś, że tuż przed przeszkodą doginasz motocykl w przeciwnym kierunku do kierunku ominięcia, a potem szybko doginasz motocykl wlewą stronę tak by mógł ominoć przeszkodę na krótkim dystansie.

 

Jest jednak małe ale: te wszystkie rzeczy robi się na nakedzie, który jest zwrotny. Raz miałem jazdę na Hondzie Shadow 650 chyba czy ileś tam. To różnica była ogromna: promień skrętu jak w autobusie przegubowym. kierowniczka jakaś taka krótka przez co ciężko chodziła bo to chopper i ma bardziej wysunięty do przodu widelec i to czuć. Próbowałem nim zrobić zwykłą ósemkę na placu to dopiero za piątym razem mi się udało i to tylko raz. Jedyne co było fajne to miękkie wchodzenie na wyższe obroty, nie tak nerwowo jak Honda CBF 250. Tam wystarczy że lekko, nawet przez przypadek, trącisz manetkę i już szarpie. Ma to oczywiście też swoje zalety ale na początku jak zaczynałem to mnie to wkórzało bo przyjemność żadna.

 

Natomiast jazda bez trzymanki jest banalnym ćwiczeniem i już mówię dlaczego (pod warunkiem, że skrzynia biegów jest dobra lub nie sekwencyjna):

Polega to na tym, że są takie trzy zakresy prędkości, przy których stabilność jazdy zmienia się znacznie. Pierwszy to jest tzw. "chwiejna stabilność" tam od 0 - 30km wiadomo o co chodzi. Drugi zakres to jest od 30-50 km/h to jest stan tzw. "równowagi". To jest zakres kiedy te wszystkie siły odśrodkowe najlepiej się bilansują i w zasadzie motocykl może jechać równiutko sam. Zauważcie, że ci wszyscy kolesie jeżdżacy tzw. Stunt czyli te wszystkie akrobatyczne sztuczki na na motorach, robią to właśnie mniej-więcej w tym zakresie prędkości. Dlatego jazda bez trzymanki jest w tym momencie banalna. I trzeci zakres to jest od 55 - 70km w zwyż. To jest tzw. "stabilność pozorna" pozorna bo wydaje się, że motocykl tnie równo i nic go nie powstrzyma natomiast tak naprawdę zdestabilizować jazdę może w zasadzie wszystko: od małego kamyczka na jezdni poprzez kiepską konstrukcję danego motoru wytwarzającą nadmierne wibracje, źle rozłożony bagaż w jukach i kufrach, na małoopływowym kształcie głowy motocyklisty kończąc. W większości sytuacji jest tak, że zanim się zorientujesz, że coś jest nie tak to już jest zapóźno. Większość wypadków jest według tego co mówili na kursie, spowodowana właśnie brakiem wiedzy na ten temat i nie znajomością zachowania sprzętu przy dużych prędkościach. Na jednej ze stron motocyklowych widziałem nekrolog jakiegoś kolesia, który wiele lat jeździł i zginął bo się po prostu wysypał na zakręcie. Motocykl zaczął mu pływać i stracił przyczepność. Czyli nawet złe wejście w zakręt może być przyczyną gleby przy dużych prędkościach. I coś w tym jednak jest.

Natomiast co się tyczy jazdy za poprzedzającym pojazdem to na kursie mówili, żeby utrzymać odstęp tzw. "dwóch sekund" to znaczy taki abyś w razie jakby co mógł zmniejszyć prędkość bez gwałtownego hamowania. Natomiast jak hamujesz już awaryjnie to hamuj dwoma hamulcami na raz i delikatnie balansuj ciałem by utrzymać motocykl w prostej linii. Nie hamuj długo tylko krótko ale kilka razay. Przy prędkościach miejskich rzędu 40 - 50 km/h wystarczy zahamować raz i motor powinien ci się zatrzymać. To akurat wiem(he,he :) ) bo mam tendencję do śmigania na żółtym świetle i nie raz instruktor darł ryja żebym się zatrzymał.

 

Cała ta szkoła jak widzę uczy wielu praktycznych rzeczy, których nie ma na zwykłym kursie. Jednak według mnie nie wszyscy motocykliści potrzebują wiedzieć jak jeździć crossem. Jak sam napisałeś jazda wielką Hondą Shadow odbiega znacznie od jazdy kursowymi 250tkami. Chopperem nie jesteś w stanie złożyć się tak jak nakedem. Poza tym od chopperów nie wymagamy tego co od ścigaczy. Chpper to raczej styl i klimat, a można nawet powiedzieć, że styl życia. Tu nie chodzi o prędkości, ewolucje, czy jazde na jednym kole. To ludzie i ich maszyny, na których zwiedzają świat i zawierają nowe znajomości. Popieram taki rodzaj nauki jazdy, ale dostosowany do motocykla jakim zamierzamy jeździć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli najpierw kupujesz sprzęt a potem jedziesz nim na kurs :icon_mrgreen:

 

Można i tak :wink: A tak serio to ja np wiem, że chce jeździć chopperem i niczym innym. Jeżeli w mojej okolicy byłaby możliwość zrobienia takiego kursu (i o ile byłoby mnie na niego stać) to chciałbym, aby uczono mnie jak jeździć takim właśnie motocyklem. Ja po prostu wiem, czym chce w przyszłości jeździć.

 

wg mnie to pozyteczne pojezdzic na innych sprzetach - wtedy ma sie pojecie o ograniczeniach jakie ma nasze moto.

 

Ja wiem jakie ograniczenia ma chopper - prędkość, zwrotność itd. Ale ma też dużo cech, których nie mają inne maszyny. Nie będę się już o tym rozpisywał, bo powstanie książka :wink:

 

Pozdrawiam użytkowników wszystkich rodzaji motocykli!!! :buttrock:

Edytowane przez Largo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

myślę, że chodzi o hamowanie awaryjne, pulsacyjnie, żeby nie zblokować któregoś z kół?

 

I nie tylko. Ja jak już będę miał tego Rometa to pierwsze co zrobię to wymieniam oponki za radą Overkilla na takie od Yamachy Virago 250. Dobre gumy, według mnie to podstawa. Jak hamujesz długo to tracisz przyczepność do jezdni i wtedy trudno jest zapanować nad równowagą. Jak czujesz, że nie wyrobisz to puść na chwilę hamulce i naciśnij znowu chodzi o to żeby koła się przekręciły chociaż trochę. I tak droga hamowania motoru jest bez porównania krótsza niż samochodu.

 

Cała ta szkoła jak widzę uczy wielu praktycznych rzeczy, których nie ma na zwykłym kursie. Jednak według mnie nie wszyscy motocykliści potrzebują wiedzieć jak jeździć crossem. Jak sam napisałeś jazda wielką Hondą Shadow odbiega znacznie od jazdy kursowymi 250tkami. Chopperem nie jesteś w stanie złożyć się tak jak nakedem. Poza tym od chopperów nie wymagamy tego co od ścigaczy. Chpper to raczej styl i klimat, a można nawet powiedzieć, że styl życia. Tu nie chodzi o prędkości, ewolucje, czy jazde na jednym kole. To ludzie i ich maszyny, na których zwiedzają świat i zawierają nowe znajomości. Popieram taki rodzaj nauki jazdy, ale dostosowany do motocykla jakim zamierzamy jeździć.

 

Całkowicie się zgadzam, na krosie powinno się pojeździć chociaż trochę. Z tego co wiem takich prywatnych torów krossowych w kraju jest od cholery. Na tym, na którym jeździłem godzina kosztuje 60zł więc podejrzewam, że poza Warszawą może być nawet taniej. Ja przegiąłem pałę bo w ramach kursu zarezerwowałem 2 godziny, a w praktyce nie wytrzymałem nawet godziny. Sama technika jazdy wbrew pozorom jest prosta wszystko zależy po prostu od praktyki i znajomości sprzętu. Podstawowa różnica to taka, że trzeba motorek utrzymywać cały czas na wysokich obrotach bo to przeważnie dwusówy. Wzniesienia są strome i wysokie, błoto, głębokie kałuże - jest adrenalina ja na rollercasterze. Można też bez ryzyka tak dla siebie zaaranżować kilka gleb bo masz plastikowe ochraniacze i lecisz na "zaorany" piach lub błoto więc jest miękko. Chociażby po to żeby zobaczyć jak się leci. Można poskakać (typ - opiekun powinien pokazać wam jak to się robi) co w ogóle jest czadowe a motorek wyskakuje w sprzyjających warunkach już na drugim biegu. Więc nie trzeba zapierdzielać z niewiadomo jaką prędkością. Generalnie fajna rzecz tyle, że strasznie męcząca. siadają nogi bo trzeba jeździć głownie na stojąco omdlewają łapy niemożna złapać tchu i ciemno robi się przed oczami. Ja po tym zacząłem biegać wieczorami bo okazało się, że moja kondycha naprawdę jest w fatalnym stanie.

 

 

Co się zaś tyczy chopperów, to pisałem o tym gwoli informacji. Zgadza się, że każda konstrukcja ma swoje zalety i wady. W chopperach siedzi się z wypuszczonymi do przodu nogami i pionowo. Łatwiej jest zapanować nad szarpnięciami, które mogą wurzucić cię przez kierownicę (he, he) poza tym do każdej maszyny trzeba się po prostu przyzwyczaić i nauczyć. Te cechy, októrych pisałem pewnie na trasie nie mają znaczenia ale np. w ruchu miejskim to jest, według mnie istotna sprawa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro jesteśmy przy technikach jazdy motocyklem to ze swojej strony mogę dodać, że podobno książka "Motocyklista doskonały" jest dobra. Oprócz niej są jeszcze "Techniki uliczne". Obie książki co jakiś czas pojawiają się w wypowiedziach motocyklistów na różnych forach. Sam na pewno obie kupię jak tylko kupię Rometa. Oprócz tego chciałem Wam podać link do fajnej stronki, gdzie można poczytać o różnych technikach jazdy i nie tylko. Co prawda strona jest poświęcona głównie Harley'om ale to przecież prawie jak Jinlun :( tylko, że jest trochę bardziej amerykański :icon_evil:

 

http://www.tiger.gsi.pl/default.htm

 

Naprawdę bardzo fajna stronka i zawiera dużo przydatnych informacji. Polecam.

 

Niedługo umieszczę też linki do poszczególnych fragmentów tego forum, w którym jest sporo opisów "jak usprawnić JL250" i nie tylko :banghead:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro jesteśmy przy technikach jazdy motocyklem to ze swojej strony mogę dodać, że podobno książka "Motocyklista doskonały" jest dobra. Oprócz niej są jeszcze "Techniki uliczne". Obie książki co jakiś czas

 

Nie Techniki a "Strategie uliczne"

Obie są świetne, warto przeczytać niezależnie czy się jest starym czy nowym kierowcą motocykla. Mi dużo dały.

Edytowane przez krzys59
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I nie tylko. Ja jak już będę miał tego Rometa to pierwsze co zrobię to wymieniam oponki za radą Overkilla na takie od Yamachy Virago 250. Dobre gumy, według mnie to podstawa. Jak hamujesz długo to tracisz przyczepność do jezdni i wtedy trudno jest zapanować nad równowagą. Jak czujesz, że nie wyrobisz to puść na chwilę hamulce i naciśnij znowu chodzi o to żeby koła się przekręciły chociaż trochę. I tak droga hamowania motoru jest bez porównania krótsza niż samochodu.

 

Cześć

nie odzywam sie ostatnio bo jakoś tematu dla mnie nie ma na forum :icon_idea:

 

a co do drogi hamowania to ja sie nie zgodze że jest krótsza niż samochodu. w puszce na normalnym asfalcie dajesz buta i masz wszystko w dupie a moto zawsze może znieść.. no ale gumy to podstawa tak jak napisałeś :icon_rolleyes:.. ja widze ogromną óznice miedzy orginałem a nową gumą.. od wymiany nigdy nie poczułem si nie pewnie na mokrej nawierzchni jeżeli chodzi o tylną gume, przednia mi dokucza ale to po pierwsze bo ma gruby bierznik a po drugie chyba mi łożysko pada z przodu bo ma lkie bicia i jk sie przechylam to czuje mały dykomfort, takze trzeba wymienić. Pewnie sie uszkodziło podczas tego wypadku pół roku temu prawie. No i małymi krokami doszło do małego luzu... jeszcze z rok i b sie rozsypało podczas jazdy takze wole uważac i wyminić w zime na nówki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

nie odzywam sie ostatnio bo jakoś tematu dla mnie nie ma na forum :)

 

a co do drogi hamowania to ja sie nie zgodze że jest krótsza niż samochodu. w puszce na normalnym asfalcie dajesz buta i masz wszystko w dupie a moto zawsze może znieść.. no ale gumy to podstawa tak jak napisałeś :banghead:.. ja widze ogromną óznice miedzy orginałem a nową gumą.. od wymiany nigdy nie poczułem si nie pewnie na mokrej nawierzchni jeżeli chodzi o tylną gume, przednia mi dokucza ale to po pierwsze bo ma gruby bierznik a po drugie chyba mi łożysko pada z przodu bo ma lkie bicia i jk sie przechylam to czuje mały dykomfort, takze trzeba wymienić. Pewnie sie uszkodziło podczas tego wypadku pół roku temu prawie. No i małymi krokami doszło do małego luzu... jeszcze z rok i b sie rozsypało podczas jazdy takze wole uważac i wyminić w zime na nówki.

 

No nareszcie Overkill dałeś oznaki życia!!! Myślałem, że juz zapadłeś w sen zimowy. :icon_razz:

Co do drogi hamowania w samochodzie .... to zależy czy masz ABS czy nie. Jeśli masz to jak "dasz buta" na np mokrej nawierzchni to tak jakbyś w ogóle tego hamulca nie wciskał. Ja w zimie autem jeżdżę tak, że zawsze mam rękę na ręcznym i dość często wtedy z niego korzystam.

 

 

Co do technik hamowania motocyklem to jest fajna stronka hondowa w tym miejscu i tam w dziale "na drodze" w temacie "hamowanie" opisane są dość szczegółowo techniki hamowania na moto. Polecam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...