Skocz do zawartości

Ukraina 23-27.09 roku pańskiego 2005


Astarte
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

z racji tego że w tych dniach przeżyłam ze znajomymi niezapomniana przygodę podzielę się z wami moimi spostrzeżeniami i opisami przygód.

 

Zaczynając od początku... już w lipcu planowaliśmy wyjazd na Ukraine,jakoś pociągał nas ten kierunek. Mieliśmy wybrać się na Krym, ale niestety sytaucja finansowa pokrzyżowała nam plany, ale nie poddawaliśmy się i we wrześniu ruszyliśmy :twisted:

 

Skład:

Alina vel Astarte (Suzuki Gs500)

Mateusz vel Matek (Honda Vfr 750)

Krzsiek vel Xtr (Kawasaki Zzr 600)

 

Wybrana trasa:

Kraków - Lwów - Ivano Frankivs'K - Chust - Uzhorod - Poprad - Kraków - 1150 km

http://www.okolica.pl/index.php/mapa/trasa.../JAVA/teryt/eu/

 

 

Dzień pierwszy:

 

Wyjazd z Bielska o godzinie 13:30, a dokładniej o 13:35 ;) (5 minutowy poślizg był spowodowany nakazami i zakazami mojej mamy dotyczących mojego wyjazdu… - kochani rodzice :( ). No ale udało się, przejazd przez zakorkowane miasto odbył się bez strat w ludziach i lusterkach ;) W umówionym miejscu byłam co do minuty – godzina 15:20 zjawiam się na skrzyżowaniu przed Bochnią. Chwilka oczekiwania na Matka i już całą trójką mogliśmy ruszyć na spotkanie z przygodą :D Wyprzedzanie prawą i lewą stroną i po niedługim czasie jesteśmy już w Przemyślu. Spotykamy tam kozaka na bandicie 400, motocykl fajny ale koleś wyglądał na lekko naćpanego. Adidaski, kurteczka i różowe okulary z serduszkami – normalnie wypas, muszę sobie takie kupić (kiedyś z Bravo Girl takie dostałam, ale zgubiłam :-x … wielka strata). Po uzyskaniu „wielce przydatnych informacji” (wóda tania, fajki tanie, paliwo dziadowskie – nieprawda) od miejscowego raidera ruszyliśmy na Medykę wcześniej zaopatrując się w polskie produkty żywnościowe w markecie (wyszło nam to na zdrowie). Boczkiem minęliśmy długaśną kolejkę i już w nocy przekroczyliśmy polsko-ukraińską granicę. Wymiana pieniędzy (rada: nie wymieniać pieniędzy na granicy, słaby przelicznik, lepiej wymieniać na hrywne dolary lub euro, ja na takiej transakcji wyszłam o jakieś 40 zł lepiej niż chłopaki 8) ). Ruszamy przed siebie w nieokiełznaną Ukrainę. Pierwszy patrol policyjny mijamy po jakimś kilometrze. Xtr, ja (Astarte) i Matek (jego chcieli kontrolować, ale kto by się przejmował policmajstrami ;) ). Po drodze minęliśmy jeszcze kilka patroli, ale bardziej byli zafascynowani motocyklami niż próbą zatrzymania nas. Chwila zwiedzania (po ciemku) i skręt w boczną drogę w poszukiwania miejsca na namiocik. Pierwsza droga i pierwsza próba udana. Rozbijamy się na skrawku polanki. Z jednej strony pole orne, z drugiej tak samo, zero drzew, zero gałęzi, ale i tak fajnie :P Gadka, szmatka i późną godziną położyliśmy się do namiociku. Ja pośrodku, jak zawsze… :P

 

 

Dzień drugi:

 

Pierwsza noc była straszna, szczerze powiedziawszy miałam lekkie obawy, w końcu nasłuchałam się trochę opowieści o barbarzyńskiej Ukrainie. Nie było tak źle, w nocy jakieś wycia, szczekania, samochód przejeżdżający koło namiotu (w końcu nie wiemy czy naprawdę, a może to był sen), alarm włączający się co chwile, zmarznięte stopy (dwóch facetów to za mało ;)) i wiele, wiele innych atrakcji. Ale udało się, motocykle przeżyły, my także. Szybkie pakowanie, rozgrzewanie maszyn i można ruszać na Lwów. Niespełna 80 km i jesteśmy już w pięknym mieście dziurawych dróg, ich stan trudno opisać. Drogi jakie były we Wrocławiu 20 lat temu tam pewnie za 20 lat może się pojawią. Zabójcza, dziurawa kostka brukowa, trolejbusy, tramwaje, busy zatrzymujący się na każde skinienie pieszego (lepiej niż taksówka), trąbienie, nieustający hałas , bydło na drodze, piesi nieokiełznani – DZIKI ZACHÓD (a raczej wschód ;) ), no ale cóż to nie Los Angeles. Wizyta w restauracji, tylko ciekawe co tu zamówić jak w menu same szlaczki :P (dobrze że mieli angielskie wydanie). Szybka pizza i decyzja, zostajemy czy jedziemy dalej (pytanie retoryczne). Parkowanie koło pomnika Mickiewicza i dwójkowe szybkie zwiedzanie. Lody z konopiami niedobre (po prostu lody śmietankowe z makiem polane białą czekoladą z sezamem <bleee> ). Rozmowa z kilkoma Polakami mieszkającymi we Lwowie (odpisanie adresów) i ruszamy dalej. To co we Lwowie oprócz dziurawych ulic rzuciło mi się w oczy to przepaść pomiędzy zamożnością mieszkańców, albo stare samochody (łady, zaporożce, …), albo najnowsze czarne limuzyny (bmw, merce, …). Im dalej od Lwowa tym drogi lepsze, ale do czasu… zjeżdżamy na boczną drogę i Matek oświadcza, że te drogi nawet nie najgorsze (to był błąd). Asfalt, asfalt, kamienie, asfalt pośrodku, jakieś dziwne hopki, utrata rury przez xtr-a ;) Ale nareszcie był czas na skonsumowanie jakiegoś tutejszego browarna :twisted: Otwarcie butelki i już pifko „Lwowskie” sączy się w gardełku (pychota). Krótki odpoczynek na trawie i decyzja – szukamy noclegu (wypadałoby się rozbić po jasności). Widzimy piękne jeziorko, tam się będziemy rozbijać. Wypadamy zza zakrętu a tam biedny ukraiński motocyklista pcha swoją bestie. Co było robić trza było popchać kolegę :( Tym zajął się xtr, ale skończyło się na ciągnięciu … drutem ;) I nareszcie możemy szukać miejsca (po ciemku). Zjazd z głównej drogi i jazda. Wysuwam się na prowadzenie, a co se będę. Prowadzę ich po drogach, których nie powstydziłby się wytrawny rowerzysta ;) Chwila zawahania, ale co my nie damy rady. Przejazd przez metalowy mostek, drogi szutrowo-kamieniste i wjeżdżamy na tamę. Znajdujemy piękną miejscówkę nad jeziorkiem. Teren prywatny zamykany na U-locka (ukłon w stronę Matka) z dostępem do mola i widokiem na „titanica” ;) To miejsce nadaje się do wpisania do kanonu miejscówek wartych powtórzenia. Ognicho, kiełbaska, pifko, kielonek i super towarzystwo – to co tygryski lubią najbardziej 8) Nawet się umyliśmy :P na kąpanie zabrakło nam odwagi o 1 w nocy ;)

 

[ Dopisane: 19-10-2005, 15:55 ]

No to dalej, może komuś to pomożę ;)

 

Dzień trzeci:

 

I wstaliśmy. Noc cieplutka ;) Żadne niepokojące dźwięki nie budziły nas w nocy, każdy wyspał się jak nigdy. We wspaniałych humorach rozpoczęliśmy nowy dzień, śniadanko, mycie i oczywiście podróż na koniec mola (kto wpadł na tak głupi pomysł ;) … zważając na to że molo nie posiadało desek, a pordzewiała konstrukcja nie zachęcała do spacerów). Ale dla nas nie ma rzeczy niemożliwych, każdy wybrał swoją technikę: Xtr – na szpagata, Matek – na starą babcię i Astarte – na pieroga. Ale jak się później okazało każdy dotarł do celu i nikt nie ucierpiał :lol: To się nazywa sprawność. W dobrych humorach spakowaliśmy się, otwarliśmy bramy do naszej miejscówy i ruszyliśmy na podbój dalszych rejonów Ukrainy. Ivano Frankowsk i oczywiście zdjęcia. Matek popsuł plastikowe litery, a ja skacząc z napisu nadwyrężyłam kostkę w nodze (ale kto by się przejmował drobiazgami ;) ). W mieście robimy zakupy na ichnijeszym ryneczku. Obowiązkowy arbuz (pychota), chlebuś, bułeczki, mleczko (podobno od krowy…). Spotykamy tam także miejscowego raidera na nsr-ce 80. Chwila gadki, zerknięcie na mapę i już wyprowadza nas na wylotówkę. Uścisk dłoni i jadymy dalej. Widoki zaczynają robić się coraz piękniejsze. Wreszcie widać góry 8) Drogi wreszcie mają jakieś zakręty i nawet asfalt pozwala na chwile szaleństwa. Decyzja: zatrzymujemy się na jakieś ichniejsze jadło. Godzina poszukiwań – tu im się nie chce, tutaj w niedzielę nie obsługują, tu trzeba czekać godzinę na jedzenie… masakra!! Wreszcie znajdujemy jakiś przydrożny bar. Zamawiamy (to był nasz błąd) – zatrzymaliśmy się chyba w najdroższej knajpie w okolicy, ale jedzenie smaczne i szybko podane. Cóż 30 hrywien nie nasze (każdy). Jeszcze browarem na lepsze trawienie i możemy ruszać dalej :twisted: Po drodze zatrzymujemy się na jakimś festynie na wsi i robimy malutki lans, a co se będziemy. Robimy tam także zakupy: po wagonie papierosów, wódeczka (miodowo-paprykowa) na wieczór i jako prezenty. Zaczyna się ściemniać, a miejsca na nocleg nie widać. Trafiamy do wioski z pięknym linowym mostem dla pieszych. Ale co to dla nas wjeżdżamy tam motocyklami. Na środku mostu robimy sobie fotkę, ludzie przechodzą obok nas i z niedowierzaniem kręcą głowami (co za waryjaty). Jakąś tonę utrzymywał wtedy most i nawet liny wytrzymały (no dobra to było głupie ;) ). Ale złapać równowagę na motocyklu a takim moście to już inna sprawa. Wyższa szkoła jazdy. Najbardziej przekonał się o tym Matek widzący już siebie 10 metrów niżej w rzece. Szukamy dalej. Jest piękna polanka, chłopcy sprawdzają miękkość gruntu… DAMY RADĘ!! Vfr-ka wjeżdża, ale jednak ziemia jest zbyt podmokłą (tak se ne da pane Havranek), Matek zakopuje swoją bestie. I wyciągaj w trzy osoby 250 kg z błota w nocy. Było ciężko, ale nikt nie mówił że przejażdżka dewotek ;) . Przejeżdżamy następne 50 km, a miejsca jak nie było tak nie ma. Już mocno zmęczeni skręcamy w boczną drogę. Jest nadzieja… nikła ale jest. Znajdujemy polankę 5 m na 5 m. Akurat na rozbicie namiotu i postawienie maszyn. Wszystko byłoby dobrze gdyby dookoła nie było wszędzie błota. Ale cóż, późno już, a w brzuchu burczy. Wyruszamy na poszukiwanie gałęzi, ale ten las jakiś dziwny… bagienny czy co. Suchego drewna nie uświadczysz. Jakieś dziwne drzewa rosną i właśnie jedno z nich posłużyło nam jako rozpałka. Udało się możemy zjeść kiełbaskę, ugotować wodę na herbatę i zupkę chińską. Mieliśmy wyżerkę. A potem tylko rozmowy, rozmowy, rozmowy, … Doszliśmy do wniosku że jesteśmy waryjaty i dobrze że „nowi” z nami nie pojechali bo zwątpili by już po moście linowym i potem po warunkach gdzie przyszło nam spać. Ale jak hardcore to hardcore ;) Nie ma letko. Jeszcze tylko myju, myju, chlapu, chlapu w rzece i w dobrych humorach udaliśmy się na spoczynek.

 

ps. zdjęcia oczywiście też są :twisted:

 

pzdr @starte

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...
ASTARTE czego ja nic o tym nie wiem?!! Musimy powaznie porozmawiac!!!!:twisted:

 

Wkoncu na trzezwo moze nam sie uda :P

Misisu, bo ty nie wiesz o mnie wielu rzeczy :)

Jak kiedyś na trzeźwo się spotkamy :lol: to ci poopowiadam :twisted:

 

pzdr @starte

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
  • Administrator

My w Sokole chcemy w tym roku jechać z motocyklami enduro (na ciężarówce) na Ukrainę jeździć po ich górach.

Jacy są tam ludzie, mam na myśli tych z małych miast?

Jest jakaś baza hotelowa w mniejszych miejscowościach?

Interesuje mnie wszystko to, co dzieje się z dala od dużych miast i cywlizacji.

Astrate napisz cokolwiek wiesz ;)

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to opisu ciąg dalszy (bo coś mi się przysnęło :P ):

 

Dzień czwarty:

 

Zmęczenie podróżą daje już o sobie znać. Spaliśmy jak niemowlaki, gdyby ktoś przyszedł mógłby nam „dziecko podrzucić”. Bo motocyklami z tych bagien i tak by nie wyjechał <hahaha>. Oglądamy nasze obozowisko… w nocy lepiej to wyglądało. Teraz widzimy dlaczego nasze buty są całe umorusane w błocie, a spodnie wyglądają jak po przejściu lawiny błotnej. Żeby upamiętnić to miejsce na dłużej nasze tablice rejestracyjne odtąd będą minimalnie ;) nieczytelne. Jedziemy… każdy marzy o prawdziwej kąpieli i na szczęście po drodze mijamy jakieś jeziorka (stawy) i podejmujemy decyzję, że tu odbędzie się nasza kąpiel i jednoczesne zakażenie środowiska naturalnego ;) Ukrainy. Mnie wysyłają na pierwszy ogień… jakby co to mieli mnie ratować. Badam grunt, nie jest źle można wskakiwać. I już całą trójką moczymy nasze zmęczone „członki” w zimnej wodzie. No nareszcie, czyści i pachnący możemy ruszać dalej. Obowiązkowe zakupy w sklepach: piwo, wódka, no i coś do jedzenia. Z racji tego że skończył się nam prowiant z Polski kupujemy ichniejszą konserwę mięsną (to był duży… DUŻY błąd – fotki to uwieczniły). Szukamy miejsca na nocleg, chcemy wreszcie rozbić się jeszcze za widoka. Xtr dopatrzył ładny lasek i duże prawdopodobieństwo znalezienia dobrego miejsca. Skręcamy z dwupasmówki… po drodze mijamy pole z uprawą winogron (każdy już cieszy się myślą nocnego szabrowania :) ). Jest… mamy dobre miejsce: czysta polanka, las, dużo drewna, piękny widok, brakuje tu tylko rzeki, ale nie można mieć wszystkiego. Po raz pierwszy od przyjazdu na Ukrainę nasz namiot jest rozbity porządnie. Wszystkie śledzie zostały wbite w miękką ziemię. Każda lina jest dobrze naciągnięta. Jesteśmy z siebie dumni ;) Drewno na opał i już możemy się rozkoszować jadłem i ukraińskimi trunkami. Z racji braków w przygotowaniu… za kieliszek służy nam pudełko po kliszy (bardzo sprytnie). I po niedługim czasie, po zmroku w dobrych humorach udajemy się na pobliskie pola. Ja już w stanie lekkim chybotliwym z trudem docieram na miejsce. Każdy rów i wgłębienie są moje (bez skojarzeń). Zrywamy winogrona, zajadamy się nimi i … (więcej grzechów nie pamiętam… obudziłam się rano w namiocie…. BEZ KACA, ach ta ukraińska wódeczka – żyć nie umierać).

 

 

Dzień piąty (ostatni):

 

Powroty do domu są zawsze trudne, więc powolutku konsumujemy śniadanko i wspominamy jak tu było pięknie. Wtedy w nasze ręce wpada ukraińska konserwa, dokonujemy aktu otwarcia i ZONK. Albo kupiliśmy jedzenie dla zwierząt, albo nie wiem co oni jedzą. Nawet Matek nie chciał się za to zabrać – mięsne kawałki w ogóle nie przemielone, smalcu tona, zapach odrzucający. Zostawiamy mielonkę jelonkom z lasu :) i pożywiamy się polskimi vifonkami (to lubię  ). Szybkie porządkowanie obozu, pakowanie i już możemy na naszych rumakach pomknąć na granicę. Przed przejściem obowiązkowe tankowanie do pełna (tak taniej benzyny już nie uświadczymy), nawet butla 5 l na wodę została wykorzystana, wydawanie ostatnich hrywien na podarki dla rodziny i jademy. Kontrola Ukraińska… podziwianie motocykli, szybki rzut oka na kufer i jego zawartość, pieczątki i możemy jechać. U Słowaków już nie było tak szybko. Macie fajki?? Mamy?? To prosimy wypełnić deklarację!! Co?? I musieliśmy wydać po 20 koron na deklaracje że przewozimy po kartonie papierosów (tylko tyle można przewieźć). Kontrola bagażu – jedynie kufry, w rollbagach mogliśmy przewieźć nawet Ukrainkę :D. Ruszamy – jest godzina 14 a my do domu mamy jeszcze sporawo km. Kierunek Poprad i przejście w Łysej Polanie. Drogi o niebo lepsze niż na Ukrainie, więc nie trzeba nas było długo prosić i już mkniemy szybciej, szybciej, o wiele szybciej niż przeciętny Słowak. Przed Popradem natykamy się na wspaniały tunel. Pięć kilometrów pod górą, w ciemnościach – to lubię. Kilka strzałów z tłumików… Grishackowi by się tu spodobało :D i już spokojnie w rządku jedziemy przed siebie. Ale taka jazda jak dla nas jest zbyt monotonna więc wpadamy na pomysł zrobienia dokumentacji filmowej, więc na początku filmik, a potem pas awaryjny i zdjęcia w tunelu (to był nasz błąd). Uradowani końcówką tunelu nie wiemy co na nas czeka za zakrętem. A tam pan policjant z lizakiem czeka już na naiwnych Polaczków. A przecież każdy głupi wie…  że w tunelu zatrzymywać się nie wolno (przypomniało mi się to jak dostałam mandat na 2000 koron słowackich). No cóż – DROGIE ZDJĘCIE :D ale warto było. Matek stracił dodatkowo klamkę przedniego hamulca jak vfr-ka nie godziła się na mandat. W Popradzie konsumujemy jeszcze smazony syr z hranulkami i już o zmierzchu ruszamy do domu. Drogi piękne, kręte, jednak mokre i co kawałek mglisto (w końcu to Tatry). Ja na dodatek mam kurzą ślepotę i zakrętu nie widzę. Ale co zrobić.. przejście graniczne mijamy bezproblemowo udajemy się na Skomielną – tam się będziemy rozstawać. Po chwili niestety już na miejscu – ckliwe pożegnanie i zostawiają mnie sam na sam z moim Gs-em. A ja jak drogi nie widziałam tak nie widzę. Więc kulam się wioskami powoli 50 km/h czekając na jakiegoś katamarana, który miałby lepsze światła i wziąłby mnie na ogon. Trafiam na takiego dopiero za Suchą Beskidzką, ale przecież mogło być gorzej i za nim szybkim tempem dojeżdżam do Żywca. Teraz to już z górki. Drogi oświetlone, znane, nie minęło 25 minut a ja już pukałam do drzwi stęsknionych rodziców. Wreszcie łóżeczko, prysznic, lodówka, … ehhh takie wyprawy pozwalają docenić DOM!!

 

 

Podsumowanie:

 

• Żeby wyprawa na Ukrainę się udała nie trzeba mieć motocykla typu Afrika czy Super Tenere – Vfr-ka wszędzie dawała rady, Zygzak tak samo, nie wspominając o Gs-ie.

 

• Do zapakowania się na 5-cio dniową wycieczkę niepotrzebny jest nawet kufer (wszelkie pytania proszę kierować na adres [email protected] :D ) w zupełności wystarczy pomysłowość i masa pajączków, tankbag czy rollbag to już zbytek luksusu :clap:

 

• Najlepiej w Polsce wymienić złotówki na Euro lub Dolary, a potem dopiero je na Hrywne. Ale na pewno nie na granicy. W jakimś większym mieście kantorów masa (otwarte nawet w niedziele – sprawdzone).

 

• Wziąć jedzenie z Polski, ceny mniej więcej takie same, ale nie chce widzieć jak wygląda ichniejszy pasztet :clap: po próbce konserwy.

 

• Trunków z Polski broń boże nie brać. Dobra wódka za 15 Hrywien (10 zł za 0,7 l – miodowo-paprykowa), pifka po około 2,20 Hrywny (1,5 zł) naprawdę dobre (polecam „Bałtyckie” ).

 

• Wziąć ze sobą długopis coby wypełnić karteczki na granicy – podaje się tam imię, nazwisko, cel podróży, narodowość itp. Długopis i kartka przyda się też jeśli nie na rozpałkę ;) to do zapisania adresów poznanych osób. Wiele naprawdę życzliwych ludzi oferuje swoją pomoc.

 

• Przydaje się ktoś ze znajomości cyrulicy – mało kiedy normalne litery. Szczególnie w jakiś barach.

 

• Mapę Ukrainy lepiej kupować już na Ukrainie, nazwy miejscowości są napisane cyrulicą, lepsze pole manewru.

 

• Trzeba się pilnować, motocykle wzbudzają duże zainteresowanie. Lepiej nie wpaść w oko jakiejś mafii.

 

• Większość ludzi naprawdę pozytywnie nastawiona, przygotować się na setkę pytań odnośnie motocykli (czerwony się im najbardziej podobał :P ).

 

• I najważniejsze – mieć zgraną ekipę… nigdy nie wiadomo co się zdarzy czy spanie w błocie, czy konsumowanie ichniejszych specjałów ;) A ja nie chciałam słuchać narzekań, w końcu to wakacje.

 

 

A tak w ogóle to wielki całus dla moich panów, super mi się z nimi jechało. Odstąpili mi nawet ostatnią bułkę ;) Byliśmy zgraną ekipą i bawiliśmy się świetnie!!

 

 

ps. 1: wszystkie zdjęcia można sobie ściągnąć z tego ftp-a: http://neptun.cti.us.edu.pl/pub/200509Ukraina/ (jest tam też parę filmików ukazujących stan niekórych dróg na Ukrainie.. coś w sam raz na jazdę Enduro :twisted: ).

 

ps. 2:

Ludzie z małych miast badzo zaaferowani motocyklami i ich właścicielami, każdy nasz przejazd wzbudzał niemałą sensację. Ludzie bardzo przyjaźnie nastawieni... machali, uśmiechali się, pomocni jak pytaliśmy się o drogę, więc ogólnie bardzo pozytywnie.

 

Zawsze spaliśmy pod namiotami, więc nie rozglądaliśmy się za hotelami (tudzież motelami), jednak każda miejscowość, która liczyła już sobie ileś tam mieszkańców oferowała miejsce noclegowe. Raz jedliśmy w restauracji połączonej z motelem. Kobita zawołała sobie 90 hrywien za pokój dla nas (3 osoby). Jednak to jakiś drogie miejsce było, bo za obiad zapłaciliśmy tam po 30 hrywien, a to jak na Ukrainę jest drogo.

 

Jechaliśmy na południu blisko granicy. Tam nam się najbardziej podobało. Drogi w dobrym stanie (czasami nawet bardzo dobrym, nowiutki równiusienki asfalt), widoki super, piękna czysta rzeka, wzgórz, pagórków od groma. I ludzie pozytywnie nastawieni. Nie spotkaliśmy się z jakąś antypatią w stosunku do nas.

 

Ogólnie polecam.

 

pzdr @starte

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serwus :)

 

Nie wiedziałem, że mamy taką fajną dziewczynę na forum ;) co wie gdzie jeździć ;) Gratulacje! Tak trzymaj!

 

Dominik, na pewno na wsi mniej bym się bał niż w mieście- jak wszędzie.

Pasmo Czarnohory jest świetne! Jest tam sporo Polaków.

Ludzie tam przychylni choć są też czarne owce, szczególnie wśród młodszego pokolenia tzw. dresy czy karki też niestety tam dotarło to dziadostwo... Jednak raczej nie przejmował bym się tym tylko uważał.

 

Po górach fajnie można pobiegać, fajne nazwy np. Gutin Tomnatek :P, widać polsko-rumuńskie słupki graniczne, które jak napotkacie za punkt obowiązkowy i honoru prostujcie :( bo Ukraińcy mają ciężkie dupy i je wykrzywiają siadając ;)

 

Na Howerli jak byście byli to zobaczycie jaki to oddany i patriotyczny naród, wchodzą z flagami narodowymi...

 

Pop Iwan z kolei to ruiny obserwatorium meteo.

W nocy koło namiotu dziko pasące się konie ;)

 

Jak ktoś do czegoś namawia, jest natrętny to konkret-albo olewka totalna albo cięta riposta :P i koniec.

 

Pozdrawiam

Wyatt

 

P.S. Pare zdjeć z mojego pobytu w tamtejszych górkach.

http://www.easyriders.pl/ua2000.htm

Mój dziadek tam się urodził ;) szkoda że wybuchła wojna...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiedziałem' date=' że mamy taką fajną dziewczynę na forum co wie gdzie jeździć Gratulacje! Tak trzymaj! [/quote']

No ba :twisted: (się wie co jest najlepsze)

 

Żeby jeszcze zechęcić udających się w tamte okolice powiem, że bedąc 5 dni na Ukrainie (razem z jedzeniem i paliwem, spanie za free) wydałam coś koło 300 zł. Przywożąc jeszcze do domu butelkę wódki i dwa kartony papierosów, które później sprzedałam :) Więc coby nie mówić wyjazd bardzo ekonomiczny. Czasami zdarza mi się tyle wydać będąc na jakimś trzydniowym zlocie :? , więc buty na nogi i w drogę Panowie i Panie :twisted:

 

pzdr @starte

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratulacje Astarte' date=' ale jak zauważyłem to aparat był chyba w męskich rękach (jakoś dużo "żywych" pomników z lat 80-tych :mrgreen: )[/quote']

Jesteś spostrzegawczy krasnalku :twisted: ... połowa zdjęć to piękna przyroda ukraińska 8) I daj tu aparat facetom... oni i tak tylko o jednym ;)

 

pzdr @starte

 

[ Dopisane: 13-01-2006, 16:54 ]

 

Zmontowałam filmik z naszych wojaży po ukraińskich "autostradach", do ściągnięcia z tego adresu:

http://neptun.cti.us.edu.pl/pub/200509Ukra...Ukraina2005.wmv (49,2 MB)

 

Miłego oglądania :)

 

pzdr @starte

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...