de_Palma Opublikowano 4 Czerwca 2015 Udostępnij Opublikowano 4 Czerwca 2015 Pozdrawiam z Bastii. Korsyka to najlepsze trasy i zakręty w Europie. Piękna przyroda, świetna kuchnia i życie płynie 5x wolniej niż na kontynencie. Tylko uwaga w górach na dzikie świnie, kozy i leżące kamory :) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Savii Opublikowano 5 Czerwca 2015 Autor Udostępnij Opublikowano 5 Czerwca 2015 Pozdrawiam z Bastii. Korsyka to najlepsze trasy i zakręty w Europie. Piękna przyroda, świetna kuchnia i życie płynie 5x wolniej niż na kontynencie. Tylko uwaga w górach na dzikie świnie, kozy i leżące kamory :) Dzięki wielkie za informacje. Będziemy uważać :rolleyes: . Już za tydzień wyjazd........Szerokości kolego życzę...Savii Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Savii Opublikowano 14 Czerwca 2015 Autor Udostępnij Opublikowano 14 Czerwca 2015 Witam serdecznie Właśnie dojechaliśmy do Kaprun. Dzisiaj w planie wjazd na Grosglockner. Pogoda dopisuje, towarzystwo również no i te piękne widoki. Cóż można chcieć więcej....Szerokości życzęSavii Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
modem Opublikowano 14 Czerwca 2015 Udostępnij Opublikowano 14 Czerwca 2015 Savi zazdroszczę , że wszystko przed Tobą, ja swoją przygodę zakończyłem wczoraj. Korsyka wali w ryja kompletnie wszystkim. Na 100% tam wrócę.De Palma zapomniałaś ostrzec o szyszkach :) Cytuj Yamaha Virago '91 -> Suzuki Bandit 600 '01 -> Suzuki Bandit 1200 '04 -> Kawasaki 636 '03 -> Kawasaki ZX-10R '04 -> Triumph Daytona 675 '08 -> Kawasaki ZX10-R '04 ->Yamaha R1 '09 -> Yamaha R1 '10 -> BMW G450X '08 + Triumph Bonneville T-100 '12 ->Ducati Multistrada 1200S + Triumph Bonneville T-100->KTM SUPER DUKE GT + Triumph Bonneville T-100 + Aprilia Tuono Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Stroman Opublikowano 14 Czerwca 2015 Udostępnij Opublikowano 14 Czerwca 2015 Pisalem juz wczesniej że Korsyka powala. Ja byłem tam dwukrotnie i jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. We środę startujemy na mały niemiecki trip Turyngia-Harz. Zobaczymy co Niemcy mają do zaoferowania motocyklistom.pozdrawiam. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
MariuszJ Opublikowano 14 Czerwca 2015 Udostępnij Opublikowano 14 Czerwca 2015 Liczę na dalszą część fotorelacji ;) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Savii Opublikowano 14 Czerwca 2015 Autor Udostępnij Opublikowano 14 Czerwca 2015 WitamJest chwilka czasu więc mówię jak się sprawy mają. Dzisiaj to się dopiero działo. Nie było łatwo ale daliśmy radę zdobyć Grossglockner . Dosłownie dziesięć może piętnaście minut po zdobyciu nadciągnęła potężna mgła i nic nie było już widać. Zjeżdżaliśmy już ze szczytu w deszczu i we mgle. Nie odstraszyło to nas jednak aby dalej kontynuować jazdę. Kierunek Bolzano. Po drodze oczywiście obowiązkowo jak w planie Passo Falzarego, Passo Valparola, Passo Sella oraz już nie pamiętam czwartą przełęcz i dalej w kierunku Stelvio. Na nocleg dotarliśmy o godz 19.00 do Prato allo Stelvio.. Jak miło jak już na nas wszystko czeka tym bardziej w takiej pogodzie. Na jutro zaplanowaliśmy Passo dello Stelvio, potem będziemy zmierzać powolutku nad j.Garda do miejscowości Brenzone.Szerokości życzęSavii Dolomity Włoskie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
de_Palma Opublikowano 14 Czerwca 2015 Udostępnij Opublikowano 14 Czerwca 2015 Aha, po drodze byliśmy jeszcze na Stelvio. Trochę śniegu leży jeszcze na zboczach, do tego klimat robią tłumy bikerow, motobikerow oraz kilku kolekcjonerów Płynęliśmy z Genui - polecam nocny prom, o 8.00 przybija do Bastii.Z Korsyki mam mało zdjeć bo tak sie wkręciłem w te trasy, ze szkoda było czasu na postoje Polecam klimatyczny hotel L'escale - jak ktoś będzie szukał czegoś w normalnych pieniądzach 35 km na południe od Ajaccio - na samej plazy:http://lescale-corse.frUwaga tez na promenadę nadmorska w Calvio. Rano można wjechać do portu i kafejek, ale o 12.00 zamykają wjazd i wyjazd i trzeba dzwonić po Policję żeby przyjechali z kluczem ( jest bez kar ale trzeba poczekać )Na pewno wrócę na Korsykę w przyszłym roku na dłużej Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
sebag73 Opublikowano 16 Lipca 2015 Udostępnij Opublikowano 16 Lipca 2015 czescTez w tym roku odwiedziliśmy Korsyke - miedzy innymi ;)4 dni - 1200km, więcej info na mojej stronie www.motury.com.pl Ale jak zwykle zero rezerwacji ;) i było super.A Korsyka jest bardzo OK. pozdrawiam Seb@ Cytuj "The most important is the journey rather than getting to your destination" http://www.motury.com.pl facebook.com/afterhoursPL Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Buber Opublikowano 16 Lipca 2015 Udostępnij Opublikowano 16 Lipca 2015 W Calvi, jak pójdziesz przez bramę (w której stronę patrzy Twoje moto) jest port promowy, za nim, za murem jeszcze kawałek ,jest super miejscówka na kąpiel ze skał - woda kryształ a ludzi niet :) Cytuj Dezinformacja i fake newsy opierają się na tendencyjności w naszym myśleniu. Nie lubimy otrzymywać informacji, które są sprzeczne z tym, jak postrzegamy świat. Wolimy wiadomości, które potwierdzają nasze przekonania. Problem w tym, że wobec takich przekazów jesteśmy mniej krytyczni, więc jeśli dezinformacja będzie zgodna z tym, w co i tak już wierzymy, łatwiej będzie się nam na nią nabrać. Pamiętajmy, dezinformacja ma na celu radykalizację naszego światopoglądu, a nie jego zmianę. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Busta Opublikowano 30 Lipca 2015 Udostępnij Opublikowano 30 Lipca 2015 Misja Korsyka! +kilka atrakcji. Ekipa w składzie: Savii - Sławek na BMW K1600 GT Ja (Bartek) + Kasia na FJR1300 Expresss... Dzień 1 - 12.06.2015 - Piątek Ponieważ Savii i my mieszkamy na przeciwległych krańcach Polski, konieczne było wybranie odpowiedniego miejsca na mapie, z którego wystartujemy. Padło na Rybnik - to właśnie w tym miejscu późnym popołudniem, a w zasadzie już wieczorem rozpoczyna się nasza wspólna przygoda. Savii na miejsce dotarł ok 18, a my dwie godziny później. Zapoznanie i tosty trwały dość krótko, ponieważ już za kilka godzin czekała nas pierwsza wspólna trasa - Kierunek Kaprun (Austria). Dzień 2 - 13.06.2016 - Sobota Wstajemy po 6, krótka toaleta, pakowanie, moto-ciuchy i ok 7 schodzimy wspólnie na śniadanie. Klasycznie "stół szwedzki", do wyboru do koloru, dla każdego coś dobrego, ogólnie wypas. Hotel opuszczamy ok godziny 8 i turystycznym tempem, szerokimi drogami kierujemy się w stronę Czech, a później Austrii. Tego dnia do pokonania mamy ok 800 km, pogoda dopisuje, sucho, ciepło - momentami aż za bardzo, bo na czeskiej autostradzie FJR wyświetliła 36 stopni Celsjusza. Trzymamy równe tempo, kilometry uciekają, wszystko idzie sprawnie, postoje robimy regularnie, jakaś toaleta, tankowanie, łyk mineralnej z magnezem i niezliczone batoniki Sławka ;) Lekko po południu robimy sobie postój już w Austrii na fajnym parkingu ze stolikami i ławeczkami. Na super kuchence Sławka gotujemy ekspresowy, wysokokaloryczny obiadek, zagryzamy kabanoska i popijamy kawkę. Lecimy dalej, widoki coraz lepsze, zakrętów coraz więcej, Kaprun coraz bliżej! Kilka kilometrów przed miejscem docelowym okazało się, że droga, którą wyznaczyła nam navi jest zamknięta, więc musieliśmy się cofnąć kilka kilometrów objazdem - ale nic straconego, ponieważ prowadził on alpejskimi ścieżkami i dał nam przedsmak dnia jutrzejszego. Na miejsce docieramy ok 17. Ośrodek super, bardzo dobra lokalizacja, extra widok z okna i mega sympatyczna gospodyni - polka. Po szybkim prysznicu nadszedł czas na kolejny wieczór integracyjny, tym razem toasty wznosimy ognistym płynem z czarodziejskiej menażki Sławka ;) Dzień 3 - 14.06.2016 - Niedziela Pobudka ok 7, toaleta i takie tam. Schodzimy wspólnie na śniadanie. Gospodyni przygotowała dla nas prawdziwą ucztę. Nie zabrakło oczywiście lokalnych przysmaków oraz czarów na kiju w stylu jajek z różnokolorowym kawiorem. Szybkie zapinanie kufrów, rzut oka na pogodę, która nie mogła się zdecydować, czy pokazać nam Alpy w słońcu, czy przykryć je chmurami - startujemy. Kierunek Grossglockner Hochalpenstrasse. Po drodze mijamy motocykle wszelakiej maści, ekipy praktycznie z całego świata, nie brakuje również lokalesów podążających na niedzielne dzidowanie po przełęczach. Czerwcowa cena wjazdu na Hochalpenstrasse to 24,5 euro (!). Trudno, kupujemy bilety, dostajemy nalepki, książeczkę, broszurkę i kierujemy się ku górze. Jak na niedzielę spodziewaliśmy się większego ruchu, ale nie było tłoczno. Po drodze kilka obowiązkowych fotek i docieramy na szczyt, na którym niemal sami motocykliści. Pomimo niezbyt idealnej pogody widok robi spore wrażenie i zapiera dech w piersiach. Nasza radość z otaczających nas przypruszonych lekko śniegiem najwyższych austryjackich szczytów nie trwała jednak zbyt długo. W kilka chwil góry zasłoniła gęsta, mleczno biała mgła, a z nieba zaczął lecieć rzęsisty deszcz. Krótka decyzja - przeciwdeszczówki i spadamy stąd. No tak, łatwo powiedzieć, ale jazda w takich warunkach alpejskimi agrafkami nie należy do łatwych. Daliśmy radę, ale muszę powiedzieć, że w takich warunkach jeszcze nie jechałem. (Jak się później okazało, był to tylko przedsmak skrajnie ciężkich i nieprzewidywalnych warunków jazdy po przełęczach). Po jakimś czasie wyjechaliśmy z tego całego atmosferycznego bałaganu i przez dalszą część dnia, trzymając się naszej ustalonej wcześniej marszruty upajamy się jazdą po kolejnych przełęczach Falzarego, Valparola, Sella, aż do Prato Allo Stelvio gdzie nocujemy. Na miejsce docieramy ok 19, niestety w lekkim deszczu, ale mogę stwierdzić, że jazda po mokrym nie robiła już na nas wrażenia. Pensjonat super, no może poza kostką na podjeździe, która była mega śliska za sprawą opadów. Obsługa bardzo miła i pomocna. Kolacja, wieczorne pogawędki i dobranoc, bo jutro kolejny dzień z przełęczami. Oj działo się tego dnia, działo. To była gruba moto niedziela - ok 380 km. Dzień 4 - 15.04.2015 - Poniedziałek Klasycznie - wczesna pobudka, szybka toaleta, pakowanie i ubieranie podsuszonych moto-ciuchów, schodzimy na śniadanie, a tu zonk. Hehe, no tak, to już nie Polska, ani Austria z polską gospodynią, tylko kraina, w której głównym elementem śniadania jest espresso i herbatniki, ewentualnie słodki mini rogalik z nutellą. Mieliśmy tyle szczęścia, że załapaliśmy się jeszcze na kilka plasterków mortadeli (?), które pochłonęliśmy ze słodką bułką. Startujemy. Pogoda średnia - mżawka. Gdy już ruszamy podbiega do nas Pan z recepcji, pyta czy wszystko było w porządku, zaprasza ponownie i podaje rękę na pożegnanie życząc szerokiej drogi - ogromnie pozytywna postać. Kierujemy się na Trafoi, dalej wjeżdżamy na kolejną z cyklu "must see" trasę Passo dello Stelvio. Pogoda nas nie oszczędza, na niebie jak w kalejdoskopie, raz słonko, raz chmury i deszcz. Od połowy podjazdu aura nieco się zmieniła i dała nam poczuć sporo więcej przyjemności z jazdy. Podjazd pod Stelvio podczas deszczu jest bardzo trudny i wymaga ciągłego maksymalnego skupienia, ale daliśmy radę i tym razem. Na szczycie czekała na nas całkiem przyzwoita pogoda, odpustowe sklepiki z pamiątkami i dziesiątki turystów w tym "dziadkowie" w zabytkowych samochodach ,kolarze i motocykliści. Kilka pamiątkowych fotek i zjeżdżamy w dół. W Planach mieliśmy również Livigno, ale ze względu na niesprzyjającą aurę, a co za nią idzie kiepski czas przełożyliśmy tą wizytę na jedną z kolejnych wypraw ;) Kierujemy się w stronę Jeziora Garda przez wysokogórską miejscowość Santa Caterina. Pogoda jeszcze gorsza jak na Grossglockner, mgłę można kroić nożem, wiatr straszliwie wieje, a jakby tego było mało deszcz leje niemiłosiernie - Świata nie widać. Droga o szerokości ok. 2 metrów wiedzie niemal szczytem gór, po lewej skała, po prawej skarpa, brak pobocza i jakiegokolwiek zabezpieczenia to już standard, a do tego ślepe zakręty. Savii prowadzi swoje GT tak, że prawy kufer momentami zawieszony jest już nad przepaścią. Na szlaku jesteśmy sami. Nie chcę nawet myśleć o tym co by się działo gdybyśmy napotkali osobówkę z naprzeciwka. To nie są rurki z kremem. Nikt o zdrowych zmysłach, świadomie nie przemierza tego odcinka w takich warunkach. Poważnie - nie było nam do śmiechu. To był arcygroźny przejazd i najbardziej niebezpieczny moment całej wyprawy, później już było tylko lepiej ;)Dalej kierujemy się na Ponte di Legno, Dimaro przez Tione di Trento delektując się widokami oraz bardzo krętym i dobrej jakości asfaltem dojeżdżamy nad jezioro Garda, które wita nas świetną pogodą. Po nieco ponad 300 km docieramy do Navene - godzina 18. Nasz dzisiejszy nocleg to świetnie wyposażony Bungalow. Po wspólnie przyrządzonej kolacji robimy mały rekonesans po okolicy i lądujemy w nadbrzeżnej knajpce przy dobrze schłodzonym... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Savii Opublikowano 30 Lipca 2015 Autor Udostępnij Opublikowano 30 Lipca 2015 Czekam Bartku na pozostałą część relacji za którą Ci bardzo dziękuje. Mam nadzieje, że wszystkim się spodobała ;) . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Busta Opublikowano 30 Lipca 2015 Udostępnij Opublikowano 30 Lipca 2015 (edytowane) Dzień 5 - 16.04.2015 - WtorekPobudka nieco później niż dotychczas. Bungalow to nie pensjonat, więc mega śniadanie urządzamy sobie sami. Krótkie pakowanie, zapinamy kufry i ruszamy napawając się jeszcze przez dłuższą chwilę widokiem jeziora, po czym obieramy kierunek na Toskanię. Pogoda extra, na niebie żadnej chmurki, jedzie się świetnie. Na Campingu w Livorno meldujemy się ok 15 - 370 km za nami. Zostawiamy bagaże i udajemy się do Pizy, sprawdzić, czy ta wieża faktycznie taka krzywa. W samym centrum troszkę krążymy szukając miejsca do zaparkowania motocykli, aż w końcu znajdujemy "odpowiednie", bezpośrednio przy polu cudów, na które zmierzamy. Cały kompleks jaki stanowią katedry i krzywa wieża przyciąga turystów z całego Świata. Bardzo ciekawe miejsce, ale ze względu na żar lejący się z nieba musieliśmy się z niego ewakuować w poszukiwaniu cienia. Będąc we Włoszech chcieliśmy spróbować jak smakuje prawdziwa włoska pizza. Problemem stała się jednak "siesta", która trwa od godziny 13 do... tego chyba nikt nie wie. Trafiliśmy do otwartego lokalu nieopodal krzywej wieży, którego nie polecamy krótko mówiąc ;) Przed wieczorem docieramy na nasz Camping, na którym przygotowujemy swoją własną włoską kolację, po czym delektujemy się zimnym włoskim nad brzegiem Śródziemnego. Jutro Korsyka!Dzień 6 - 17.04.2015 - ŚrodaZrywamy się sporo wcześniej niż poprzedniego dnia. Błyskawiczna toaleta, mikro śniadanie i zapinanie kufrów. Tak szybkie tempo narzuca nam prom odpływający o godzinie 8. Z Campingu do portu mamy ok 30 km, które pokonujemy dość żwawym tempem, aby zgłosić się na odprawę z wymaganym półtoragodzinnym wyprzedzeniem. Docieramy na czas i na pokład wjeżdżamy jako jedni z pierwszych. Załoga kieruje nas na odpowiedni poziom i szybko mocuje nasze maszyny oraz pokazuje drogę do przedziału pasażerskiego, gdzie się udajemy. Przechodzimy na górny pokład, aby pożegnać na około tydzień stały ląd. Wracamy piętro niżej, wrzucamy coś na ząb i bierzemy po małym zimnym na drogę. Prom płynie 4 godziny, które bardzo szybko nam minęły. Z głośników nadano komunikat z informacją nie do końca zrozumiałą, ale wszyscy wiedzieli o co chodzi... Tak, jesteśmy na Korsyce! Godzina 12 z minutami.... Nie tracąc czasu sprawnie opuściliśmy portowe miasto kierując się wzdłuż wschodniego wybrzeża malowniczą drogą D80. Wyspa przywitała nas piękną, słoneczną pogodą i jakże niebagatelnym krajobrazem - dosłownie jak w bajce. Z jednej strony skały, z drugiej błękitne morze, asfalt gorący, niebo czyściutkie, jednym słowem raj na ziemi. Zakręt w lewo, zakręt w prawo i tak bez końca, a uśmiechy od ucha do ucha ;) Przejeżdżamy na zachodnią część wyspy, zatrzymujemy się w przydrożnej knajpce, aby zjeść coś na szybko. Tym razem trafiliśmy w dziesiątkę i wszystko co zamówiliśmy, w tym i pizza była wyśmienita. Lecimy dalej, zmieniamy drogę na D81 i kierujemy się w stronę naszego campingu La Vallicella na wschodnim wybrzeżu. Do celu docieramy ok godziny 18. Tego dnia przejechaliśmy po wyspie około 160 kilometrów, które uświadomiły nam, że jest dokładnie tak jak miało być. Jesteśmy w motocyklowym raju.Po szybkim zakwaterowaniu i odświeżeniu spędzamy chwilę na piaszczystej plaży, po czym przenosimy się na taras naszego apartamentu gdzie do późnych godzin świętujemy nasze przybycie na Korsykę...Dzień 7 - 18.04.2015 - CzwartekZ założenia miał to być dzień "gospodarczy", więc z pobudką nikt się nie śpieszył. Śniadanie też jakoś nie szło za szybko. W planach były poranne, porządne zakupy w hiper super markecie, ale nie było sprawnego kierowcy. Odpuszczamy dzisiaj jazdę i udajemy się na plażę, po drodze zabierając korsykańskie zimne, które jak się później okazało przyświecało nam przez cały pobyt na wyspie, a nawet dłużej. Słonko przysmażało nieprzyzwoicie. Naszym jedynym wybawieniem był leciuteńki, świeżutki powiew od strony morza... Ale ile można się prażyć. Wracamy coś zjeść. Zwabieni unoszącymi się zapachami wstępujemy do restauracji przy plaży i rzutem na taśmę udaje nam się złożyć zamówienie. Wybór nie był zbyt wielki, bo Pan kelner wskazał trzy pozycje z całej karty, które dla takich spóźnialskich jak my może przyrządzić kuchnia (Pora obiadowa trwa we Francji od 11 do 14) Nie wiem jak się nazywał ten makaron, ale mmm... Niebo w gębie. Takie nasze małe faux pas. Koniec obijania się, wracamy do apartamentu studiować mapy Korsyki. Posiłkując się mapami google wybraliśmy miejsca, które chcielibyśmy zobaczyć i drogi, które chcielibyśmy przejechać w kolejnych dniach. Wydawałoby się to proste, ale szczerze mówiąc niemal wszystkie drogi Korsyki warte są odwiedzenia, a każda miejscowość skrywa swoją małą historię. Edytowane 30 Lipca 2015 przez Busta Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Savii Opublikowano 30 Lipca 2015 Autor Udostępnij Opublikowano 30 Lipca 2015 Robi się ciekawie...... czekam na dalszą część naszych przygód. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Busta Opublikowano 30 Lipca 2015 Udostępnij Opublikowano 30 Lipca 2015 Dzień 8 - 19.04.2015 - PiątekWstajemy przed siódmą. Wspólne kozackie śniadanie, na które regularnie zaczął przybywać kolega kiciuś. Dzisiaj już nie ma lipy, tego dnia zaczynamy eksplorację wyspy na poważnie. Wyruszamy około 8. Planujemy przejechać ok 350 kilometrów, co w korsykańskich warunkach oznacza niemal cały dzień. Pogoda typowo motocyklowa. Początkowo jedziemy głównymi drogami N198, N193, N197 są to super jakości, dość kręte i szybkie drogi, nie oznacza to wcale, że są pozbawione dobrych widoków,a wręcz przeciwnie, wystarczy przybliżyć mapę google, aby się o tym przekonać (lub - co polecam bardziej, przeglądnąć zdjęcia z naszej wyprawy ;). Dojeżdżamy do Calvi położonego na północno - zachodnim wybrzeżu Korsyki. Małe miasteczko, którego główną atrakcją są fortyfikacje i cytadela. Parkujemy w pobliżu i idziemy zobaczyć te cuda. Gdy wracamy w stronę motocykli, już z daleka widzimy oczekujących jakby na nas żandarmów. Podchodzimy z pewną dozą niepokoju, ale wszystko jest w porządku. Ogólnie tamtejsza policja bardziej pilnuje porządku, udziela pomocy, niż wymierza kary. Odpalamy i jedziemy dalej. Tym razemprędkość znacznie spada, bo droga wiedzie wybrzeżem, a widoki nie pozwalają przejechać obok nich obojętnie, więc co jakiś czas robimy postój na szybką fotę. Około południa docieramy do Piany. Nie jest to przypadkowy punkt naszej podróży. Savi miał do spełnienia w tym miejscu niecodzienną misję, która w dużym skrócie polegała na odnalezieniu jednego z domów i przekazaniu jego mieszkańcom listu od pewnego Pana z Polski. Była to sprawa honorowa. Rodzina ta udzieliła kilka lat temunieocenionej i bezinteresownej pomocy naszemu rodakowi. Kobieta, którą zastaliśmy była początkowo bardzo zaskoczona naszym przybyciem, wszystko się jednak wyjaśniło, gdy odczytała list, który dla niej przywieźliśmy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, radość i szczęście. Polonia, Polonia... powtarzała. Misja zakończona sukcesem. Droga, która prowadzi bezpośrednio do Piany wygląda jakby była wyrzeźbiona w czerwonej skale, efekt jest niesamowity. Przejechaliśmy tą drogą w obydwu kierunkach. Dla mnie osobiście okolice Piany to zdecydowanie numer jeden z pośród miejsc, które odwiedziliśmy na Korsyce.Czas nagli, jedziemy więc dalej wyznaczoną wcześniej trasą. Tym razem zapuszczamy się w głąb wyspy, gdzie czekają na nas niezliczone ilości zakrętów. Droga jest tak kręta, że od czasu do czasu musimy się zatrzymać, bo jedziemy jak nakręceni. Krajobraz się zmienia, momentami jest nawet zielono, wjeżdżamy co raz wyżej, temperatura spada do ok 18 stopni. Musimy jednak uważać na leżące na jezdni szyszki, żwirek, a nawet dzikie świnie, czy w najgorszym przypadku krowy. Wyjeżdżamy z góri temperatura wraca do normy, czyli okolice 30 stopni. Kilka minut przed 19 robimy zaległe mega zakupy w dużym supermarkecie, jako jedni z ostatnich klientów tego dnia.Tradycyjnie ucztujemy na tarasie z nowym futrzastym kolegą, któremu najbardziej do gustu przypadł Gulasz Angielski z Sokołowa ;)https://goo.gl/maps/qWKYu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.