Witam!! Wiec było to tak. Sprzęt kupiony, trasa obgadana, forsa pożyczona i można jechać. Ruszyliśmy w sile 3 motorów: Suzuki Freewind, Suzuki SV650 oraz moja Yamaha FJ 1200. Pierwszego dnia dojechaliśmy do Pragi po licznych przeprawach (Marcin na SV650 mały ślizg w nie odśnieżonej Legnicy zrobił :) ). W Pradze nocleg a rano po wymianie świec w SV, ( dlaczego się nagle przepaliła świeca na tylnym garze???) na maszyny i w drogę! Ostatnie 30 kilometrów pokonywaliśmy około 4 godzin gdyż śniegu w górach było tyle ze musieliśmy jechać 5-10 km/h(dwa razy spotkałem się z matką ziemią :( ale bez żadnych strat). Na zlot dojechaliśmy Kolo 23.00 i po napompowaniu materaca i rozbiciu namiotu poszliśmy spać. Rano widok piękny, tysiące motocykli oraz namiotów tonie w śniegach, jakie pierwszy raz na oczy widziałem. Na zlocie klimat jak diabli!!. Wszyscy chodzą poubierani w skóry i futra, na ogniskach, co niektórzy piekli nawet cale prosiaki. Najwięcej Niemców, Szwajcarów, Czechów, Włochów (na skuterach przyjechali!!!!!!!!!!). Polaków bardzo mało- ogólnie może 15 osób. Była za to zajebista ekipa z pod Rawicza na rusku z koszem i dwóch Intruderach. Powrót do Pragi był znacznie łatwiejszy gdyż jechaliśmy razem z tą ekipą i przekraczaliśmy góry w innym miejscu a tam droga była czarna. Nocleg w Pradze, zwiedzanie miasta i rano powrót do domu, tym razem przez Kudowę gdyż jak się dowiedzieliśmy śniegu tu na drodze nie było. Co do temperatury to w nocy spadła do -15 i na kość zamarzły nam wszystkie konserwy, kiełbasy, bułki, cola oraz mój olej w silniku ( jak się pojechało na letnim 20W40 zamiast na zimowym zalecanym przez Yamahe10W30 to tak jest ;) ). W czasie jazdy także doskwierało trochę zimno, ale byliśmy przygotowani dobrze na mróz (wkładki polarowe do rękawic, ochraniacze przeciwdeszczowe na buty, rękawice, kombinezony przeciwdeszczowe, zimowe kominiarki itp.). Najgorszy był padający śnieg, deszcz a w Polsce nawet grad. Naprawę miejscami było ślisko strasznie i wbrew naszym wyobrażeniom, po lodzie i śniegu można jechać motorem . W sumie zrobiliśmy przeszło 1500 km razem. Ten zlot to naprawdę wyzwanie i przyznam się szczerze ze kilka razy miękła nam rura, ale najważniejsze ze zawsze umieliśmy sobie powiedzieć, ze przecież kiedyż taka droga musi się skończyć!!! I zawsze końcu wyjeżdżaliśmy na czarny asfalt. Pojęcie „śliska droga” zmieniło swoje znaczenie dla mnie . Polecam ten zlot, ale naprawdę dla zdeterminowanych ludzi i dobrze przygotowanych. Zdjęcia wyśle wam chętnie na, meila jeśli ktoś będzie chciał.