Moja pierwsza, i jak na razie jedyna. Hmm połowa lat 80, miałem ze dwanaście lat, sprzęt to „działkowy pojazd” mojego staruszka, czyli motorynka. Dosyć ostry dzwon z mojej winy, na skrzyżowaniu wymusiłem pierwszeństwo i centralnie wjechałem w bok malczaka. Efekt - wyłamana kierownica, skasowana lampa przód, złamane lagi, urwany prawy podnóżek pognieciony bak. Tyle, jeśli chodzi o sprzęta a ja raczej ulgowo - złamany nos, rozerwana skóra na kolanie (przelatując zahaczyłem o kikut po kierownicy) swoją drogą ciekawe uczucie oglądać swoje pracujące (na szczęście) kolano, że tak powiem od środka. Do szpitala zawiózł mnie kierowca owego malca. Co ciekawe w szpitalu najbardziej obawiałem się że ojciec mi wpierd… za zabranie bez pozwolenia jego sprzęta. W efekcie wpierd… nie dostałem za to dostałem gips na prawie trzy miechy i pięćdziesiąt parę szwów na kolanie! :cool: