Skocz do zawartości

Fiery

Forumowicze
  • Postów

    246
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Fiery

  1. Coś się kończy coś się zaczyna... Intruz wiernie mi służył i przejechaliśmy wspólnie wiele dróg. Teraz przyszedł czas się rozstać. rok produkcji 2007 przebieg 37 000 km 1 właściciel garażowany wszystkie przeglądy w Suzuki - książka serwisowa nowa opona tył od października 2008 nowa opona przód od kwietnia 2009 (obie opony - metzeler marathon 880) ubrany: - szyba akcesoryjna - gmole - stelaż pod sakwy - sissy-bar - dodatkowe podnóżki na gmolach zdjęcia: http://picasaweb.google.com/fierytomasz/In...eat=directlink# 1 parkingówka - ślad widać na prawym gmolu, brak innych uszkodzeń właśnie po ostatnim przeglądzie gwarancyjnym po 36 000 km - stan techniczny bardzo dobry, nic tylko siadać i jechać w stronę zachodzącego słońca. moim zdaniem idealny na pierwsze moto - wierny, niezawodny towarzysz włóczęgi. cena: 25 000
  2. Fiery

    Intruder M1500 K9

    Witam, Miał ktoś może bliżej doczynienia z nowym Intruderem M1500 r. 2009? Interesują mnie subiektywne opinie :D Pozdro, Fiery
  3. Fiery

    na rybkę ??

    Proponuję inny dojazd do Sękocina niż Aleją Krakowską. Do Konstancina a później tyłami. http://maps.google.com/maps?f=d&saddr=Drog...6,0.615234&z=11 Nie wiem gdzie ta knajpa, ale skrzyżowanie w Sękocinie Starym z trasą krakowską mogłoby być punktem odniesienia. Pozdro
  4. Fiery

    na rybkę ??

    Moje nieśmiertelne czepnięcie się - w adresie forum nie ma "www" :flesje: Adres forum to: http://forum.motocyklistow.pl Pozdro
  5. Fiery

    Oblałam :(((

    Po pierwsze rozróżnijcie dwie rzeczy - egzamin i życie. Wiem, brzmi absurdalnie, ale czyż tak właśnie nie jest? Igrazka - głowa do góry, do trzech razy sztuka, w końcu się uda. Na nierówno chodzące moto trzeba ponarzekać. Można to podciągnąć pod sprawdzanie ogólnego stanu technicznego (element egzaminu przed przystąpieniem do placu), choć akurat sprawdzanie obrotów nie jest wypunktowane. Gdyby się egzaminator czepiał można powiedzieć, że nierówne obroty to podejrzana sprawa i trzeba wyjaśnić, bo może to przyczynić się do stworzenia zagrożenia (zgaśnięcie, szarpnięcie, etc...) Nie chodzi o egzemplarz motocykla, tylko o podejrzaną pracę silnika. Jeśli nie mogą wyeliminować jej przyczyny, to może mają inny egzemplarz ;) Egzamin jest na jazdę motocyklem, a nie na znajomość mechaniki. Musisz umieć sprawdzić poziom oleju, płynu hamulcowego, stopień naciągnięcia łańcucha, ale nie musisz umieć sobie poradzić z nierówną pracą. Co do życia - lewa połowa pasa, ale nie krawędź. No i trzeba uważać na jadących z naprzeciwka, bo lubią się wychylać przed wyprzedzaniem. O winklach nie wspomnę. Lewa, bo czyściej, dalej od pobocza, wyjeżdżających, otwierających drzwi, wyskakujących etc etc etc Na jezdniach o więcej niż jednym pasie ruchu - bo gwarantuje niewciśnięcie się puszki (chyba, że z prawej strony, no ale oczy naokoło etc, poza tym rzeczywiście częściej sprawdzają lewe lusterko). I jeszcze raz - lewa połowa pasa, ale nie krawędź. I jeszcze raz - w życiu, nie na egzaminie. Na egzaminie - prawa połowa pasa, ale nie przy samej krawędzi, ale też nie na środku pasa... Pozdro
  6. Co rozumiesz przez pochylić? Pochylenie, a raczej przechył, jest skutkiem (i przyczyną pośrednią, że motocykl skręca), a nie przyczyną pierwotną. Przyczyną pierwotną jest oddziaływanie na kierownicę, jak to już było opisywane tysiące razy, odpychanie kierownicy w poziomie od siebie z tej strony, w którą chcesz skręcić - czyli przeciwskręt. Koncentruj się na oddziaływaniu na kierownicę, a nie na przechyle. Oczywiście w granicy bezpieczeństwa. Poćwicz w dobrych warunkach (szeroko, równo, czysto i pusto). Prędkość, o ile jest prędkością powyżej prędkości samosterowności motocykla, nie ma większego znaczenia - zasada działania jest taka sama. Przy prędkości poniżej prędkości samosterowności dużego znaczenia nabiera: balans ciałem, ruchy kierownicą jak na rowerze, etc. Pozdro
  7. Fiery

    Dar serca

    Dziękuje Wszystkim za przybycie i wspólną jazdę ;) Dzięki, że mogliśmy na Was liczyć! :D Pozdro :D
  8. Szacun! Toast za 2T! :notworthy: :lalag: :crossy: :buttrock:
  9. Fiery

    Dar serca

    Szczegółowe info: Zbiórka: Niedziela, 12 października Stacja benzynowa przy Tesco na Górczewskiej Godzina 10:00 Wyjazd: 10:15 Brzuchy najedzone, moto zatankowane. Wytyczona trasa: http://maps.google.com/maps?f=d&saddr=G%C3...87,2.460938&z=9 Jeśli ktoś nie jeździł w grupie, niech poszpera w archiwum - generalnie chodzi o jazdę w szachownicę, odstęp 2 sekund do moto przed nami, żelazna zasada nigdy nie uderz w motocykl przed tobą. Gdyby ktoś coś, to tel 668 831 219 Do jutra! :)
  10. Fiery

    Dar serca

    Ekipa się zbiera, ale trzeba nas więcej. Wylot z Warszawy w niedzielę, 12 października, około 10-11. Miejsce zbiórki i dokładną godzinę podam jutro w ciągu dnia. Cel: okolice Łodzi. Trasa mniej więcej taka: http://maps.google.com/maps?f=d&saddr=Mars...93,2.460938&z=9 Zgłaszać się na gg do Wemi: 1753677
  11. Fiery

    Dar serca

    Jest okazja podzielić się pasją z kimś kto to bardzo doceni, dać coś od serca komuś, kogo doświadczyło życie, wprowadzić do czyjegoś życia dodatkową dziką radość i wolność, których tak często doświadczamy gdy dosiadamy swoich maszyn, i o których tak niełatwo jest coś powiedzieć. Cytując za Olgą z tematu "na rybkę" : znajoma z forum (ale nie rybkowicz), Wemi, regularnie organizuje wypady "dobroczynne" - do domu dziecka np. Tym razem jest propozycja na niedzielę (godzina do ustalenia, prawdopodobnie koło 11): odwiedzić 18letniego Bartka pod Łodzia, który jest motocyklowym zapaleńcem, ale który w wyniku raka stracił nogę. W poniedziałek będzie w Warszawie na chemię, więc znow bedzie uziemiony przez jakis czas. I pytanie: czy ktoś odważy się wziąć go na plecak? kto jest zainteresowany dołaczeniem albo pomoca w organizacji, kontakt z Wemi przez gg: 1753677 Chodzi o to by zajechać konkretną ekipą motocyklową do Bartka i zrobić mu dużą niespodziankę. Z Warszawy do Łodzi jest śmiesznie blisko. Przewiezienie na plecaka nie jest żadnym problemem. W okolicy są fajne winkle, na których będzie można lajtowo polatać. Rok temu w grudniu byłem z wizytą w domu dziecka w Warszawie. Nie ma takich słów by opisać uczucia na widok roześmianych oczu tych dzieci. W ten weekend jest możliwość doświadczyć tego w sposób jeszcze bardziej bezpośredni i osobowy. Nie z anonimową w gruncie rzeczy gromadą dzieciaków, ale z gościem, który jest taki jak my. Który, gdy zwalczy chorobę, na pewno będzie nas pozdrawiał lewą w górze lecąc na swoim wymarzonym motocyklu. Dajmy mu radość, motocykle, cały ten klimat, kto wie na ile może to wzmocnić Bartka i pomóc zwyciężyć chorobę. Odzywać się proszę bezpośrednio do Wemi. Liczymy na dużą frekwencję! Pozdro :D
  12. Fiery

    Lajtowa przejażdżka III

    Z przyczyn niezależnych jestem zmuszony odwołać swój udział. Szerokości!
  13. Fiery

    na rybkę ??

    http://forum.motocyklistow.pl/index.php?sh...1293371&st=20 Może dlatego. Ale oczywiście - pogadaj. Na marginesie - w żadnej wersji nie ma "www". Pozdro
  14. Fiery

    na rybkę ??

    Administrator wyraził zgodę na posługiwanie się nazwą forum w postaci pełnego, poprawnego adresu, czyli: forum.motocyklistow.pl Pozdro
  15. Fiery

    Lajtowa przejażdżka III

    W niedzielę (5.10) ma być chłodno, ale ładnie. Rano (8:00) lecę na Mazury, wracam tego samego dnia. Jeśli ktoś chce się podłączyć, zapraszam na priv/tel (info w profilu). Pozdro :buttrock:
  16. Wracałem w nocy z Mazur drogą 57. Był koniec września, grubo po zachodzie słońca, ciemno. Trasę znałem słabo, koncentracja na najwyższym poziomie, bo zakręty często ślepe bez dobrego oznaczenia, skryte w mroku. Kilka razy małe zwierzaki przebiegały drogę lub zatrzymywały się na poboczu. Raz zając wybiegł na drogę, przyhamowałem mocno, a skubaniec zaczął biec przede mną środkiem drogi. Bałem się go wyminąć, bo mógł w każdej chwili skoczyć w bok, a choć mały, to poślizgnąć się nie trudno. A gdy przyspieszałem to on też przyspieszał. I trzymał się w snopie światła. Jakoś go minąłem. W innym miejscu lis pił wodę z kałuży na poboczu. Trzeba uważać. Ogólnie warunki dobre. Na szczęście sucho i dobra widoczność, choć miejscami mgła. Chłodno, pierwszy raz tej jesieni zakładam kominiarkę. Nowa guma z tyłu trzyma dobrze. Na jednym zakręcie zagapiam się, a zakręt okazuje się szykaną przed przejazdem kolejowym. Hamowanie i mocne złożenie ratują mi tyłek. Pusto, raz na jakiś czas mija mnie z przeciwka jakiś samochód. Prawie nie mam co wyprzedzać. Tą trasą jeździ mało tirów. Mijam kolejne miejscowości nawet nie rejestrując ich nazw. Gdzieś mignął drogowskaz „Warszawa 156”. To ostatni punkt charakterystyczny, który pamiętam przed tym co wydarzyło się później, i jak się okazało, sporo dalej. Przejeżdżam przez kolejną małą miejscowość. Droga wychodzi zakrętem i za chwilę prowadzi prostym odcinkiem przez las. Z naprzeciwka mija mnie jeden samochód. Pusto przede mną, pusto za mną. Jadę średnio szybko – wypatruję jarzących się oczu zwierzaków na poboczach. Z przeciwka nadjeżdża kolejny samochód, gaszę długie, skupiam wzrok na prawym poboczu żeby mnie nie oślepiały światła. Samochód skręca w prawo. Rejestruję myśl, że gość trochę dziduje skręcając w jakąś małą boczną dróżkę, bo niespecjalnie zwolnił. W tym momencie samochód przyp****la w drzewo. Mam do niego jakieś 200-300 metrów (to byłem w stanie ocenić później patrząc jaka to odległość wg słupków w tym lesie tej samej nocy). Za mną pusto, przede mną pusto, natychmiast zjeżdżam na lewą stronę, parkuję na poboczu (a jednak sprawdzając czy stopka się nie zapadnie, bo miękko) już za wrakiem, jakieś 15 metrów. Włączam awaryjne, nawet nie gaszę silnika, ściągam kask i biegnę do samochodu. Biegnąc jeszcze zauważam, że wbił się w drzewo konkretnie, że maska jest zgięta w V, że świeci się jeszcze jedno światło, że bucha para spod maski, że nie widać śladu ognia. Ale już jestem przy samochodzie, zaglądam do środka, jest tylko kierowca, szyby całe, nikt raczej nie wypadł. Próbuję otworzyć drzwi kierowcy, ale są zakleszczone. Siłą otwieram tylne drzwi po stronie kierowcy. Krzyczę do kierowcy, ale nie odpowiada. Natomiast słyszalnie oddycha, trzęsie ramionami, jest zwieszony w pół w pasach, przechylony mocno na prawą stronę. Z tej strony nic nie wskóram. Przebiegam dokoła samochodu na jego prawą stronę. W środku kupa dymu albo pary, otwieram jedne i drugie drzwi. Przednie coś nie chcą iść. Chrupie doginana blacha, otwarte. Ostrożnie dotykam gościa, ma zakrwawioną twarz, oddycha, nie widać żadnych dużych ran, nie widać lejącej się krwi. Kierownica pogięta, nie było poduszki powietrznej. Nogi nieprzyjemnie chowają się pod przesuniętą deską, możliwe, że są zagniecione. Nic tu nie poradzę. Szybka myśl, chyba pierwsza, bo do tej pory wszystko szło automatycznie. Co robić? Wyciągać? Nie, bez sensu, mogę gościa jeszcze uszkodzić. Jeszcze raz go wołam, nie odpowiada, ale żyje, głośno oddycha, coś jęczy. 112. Szybko. Biegiem wracam do moto, wyciągam komórkę. Dzwonię. O dziwo od razu się dodzwaniam. Mówię, że jest wypadek. Gość rzeczowo dopytuje się o szczegóły. Ofiary? Nie ma. Jest ranny kierowca. Uczestnicy? Nie ma, samochód walnął w drzewo. Czym ja jechałem? Motocyklem. Ile osób poszkodowanych? Jedna. Gdzie? I w tym momencie k**wa zonk – GDZIE JA JESTEM?! (później pomyślałem, że jeśli miałbym kupić GPS, to właśnie na takie „okazje”) Nie wiem gdzie jestem. Wiem, że mijałem Szczytno, bo tam tankowałem, ale dalej? Czy mijałem Wielbark? Wielbark to większa miejscowość, więc raczej bym ją zauważył. Mówię, że nie. Gość dopytuje czy w takim razie to jest między Szczytnem a Wielbarkiem? Mówię, że na pewno za Szczytnem w stronę Warszawy i że nie mijałem Wielbarku. Gość mówi, że wysyła karetkę i żebym czekał. Dopytuje też o moje dane. Podaję wszystko. Rozłączamy się. Czekam. Widzę, że od strony Szczytna nadjeżdża jakiś samochód. Jest daleko jedzie na długich. Wybiegam na drogę, na szczęście w komórce mam małą latarkę/flash. Włączam, staję na środku i miarowo macham w poprzek drogi. Gasi długie, wyraźnie zwalnia, ale wciąż jest daleko. Macham, macham, macham. Gość powoli podjeżdża, to chyba jakiś transit, gdy jest już blisko pokazuję wyraźnie żeby się zatrzymał, macham w dół w kierunku wraku. Gość zatrzymuje się obok mnie, ale z wyraźną rezerwą 2-3 metrów (później się zorientowałem, że wciąż miałem na głowie kominiarkę). Co jest? Wypadek, gość przyp***lił w drzewo, 112 wezwane. Gdzie my k**wa jesteśmy? Na szczęście gość wie. Za Chorzel. W tym momencie dzwoni do mnie jakiś nieznany numer. Pewnie 112. Tak, 112. Gość się dopytuje czy na pewno nie mijałem Wielbarku, a ja mówię, że już wiem gdzie jestem. Chorzel. Gość z ulgą przyjmuje jakieś konkretne informacje. W tym momencie podjeżdża kolejny samochód, tym razem od strony Przasnysza, wysiada kilku chłopaków, pewnie wracają z jakiejś imprezy. Gość ze 112 dopytuje skąd będzie bliżej karetce, z Chorzel czy z Przasnysza. Pytam chłopaków – z Chorzel. Gość potwierdza, że karetka będzie za kilka minut. Chłopaki wołają, że drzwi zakleszczone, że potrzebna straż. Przekazuję do 112. Potwierdza, że straż też będzie. Rozłącza się. Chłopaki pytają się co się stało. Gość z transita rozstawia trójkąt. Ktoś mówi, żeby wyłączyć stacyjkę. K***wa czemu tego od razu nie zrobiłem. Wyłączam stacyjkę i wyciągam kluczyk, wołam, żeby odłączyli aku. Ktoś gmera pod rozpieprzoną maską. Gaśnie światło wraku, ok. nie ma napięcia. Zapachu benzyny nie czuć. Nic nie robimy, stoimy, klniemy, gość we wraku jęczy. Nadal nie reaguje na pytania. Od Przasnysza widać migający błękitny kogut. Nareszcie! (w sumie może minęło 5 minut, ale to była wieczność). Ale to… policja. Sierżant podchodzi zagląda do wraku, pyta co się stało. Opowiadam. Opowiadam, a sierżant obchodzi wrak, ogląda, woła do kolegi żeby przyniósł gaśnicę. Na wszelki wypadek. Próbuje pytać gościa we wraku. Okazuje się, że to kobieta! Nie odpowiada, jęczy tylko. Znów nic nie robimy. Gdzie ta karetka! Sierżant zaleca przeparkowanie samochodów, w międzyczasie któryś z chłopaków przestawił swój samochód tak żeby oświetlać wrak. Wreszcie są – prawie jednocześnie karetka i strażacy. Odchodzę od wraku, nie chcę przeszkadzać, już teraz na pewno nic nie pomogę. Strażacy wyłamują jakoś drzwi. Pogotowie wyciąga babkę na nosze i do karetki. Widzę jak babka podnosi rękę, czyli jest przytomna chyba. Ma już założony kołnierz. Nogi wyglądają na całe, może połamane, ale przynajmniej nie zmiażdżone. Karetka chwilę stoi i wkrótce odjeżdża do Przasnysza. Minęło w sumie może 20 minut. Dopiero teraz napływają różne myśli. Że jak dzwoniłem na 112 trzeba było zobaczyć który to kilometr trasy na słupku. Że trzeba było najpierw odpiąć klemę, i że fart, że nie p****lnęło. Że powinienem wozić ze sobą latarkę. I apteczkę. I żeby pójść na kurs ratownictwa drogowego. Bo k**wa stałem tam 10 minut i nic nie mogłem zrobić bo nie umiałem. Sierżant jeszcze raz wypytuje szczegółowo co się stało. Chłopaki mówią, że przyjechali już po wszystkim, jak wrak już siedział na drzewie. Ja potwierdzam, że widziałem cały wypadek. Opowiadam. Mówi, żebym został, jeśli mogę, to mnie przesłuchają na miejscu i nie będą musieli mnie później wzywać. Zgadzam się. Strażacy i policjant oglądają wrak, policjant wyciąga torebkę babki z samochodu, szuka dokumentów. Przekazuje koledze żeby sprawdził. Trzymam się z boku, nie chcę niechcący zajrzeć do dokumentów, usłyszeć nazwisko, adres, po co mi to. Drugi policjant wraca z radiowozu. Babka ma prawo jazdy od 4 lat. I kilka mandatów w historii. Nie mówi jakich. Potwierdza moje dane. Pyta czy jestem właścicielem motocykla. Mówię, że tak. Współwłaścicielem z bankiem, precyzuje. Potwierdzam. Ale połowa już moja. O czymś jeszcze rozmawiamy. Strażacy z sierżantem wspominają inne wypadki w okolicy. Okazuje się, że 5 metrów(!) dalej, po drugiej stronie, mniej więcej rok temu zginął policjant. W podobnym wypadku. Wszyscy snujemy domysły co się przytrafiło babce. Śladów hamowania nie widać. Po prostu zjechała z drogi. Zasnęła? Czy coś wyskoczyło? Ja mówię, że nic nie widziałem, ale po nocy to generalnie niewiele widać, może i coś wyskoczyło, nie widziałem. Ale też nie widziałem, że nie wyskoczyło. Miałem wszystkiego te 200-300 metrów, z takiej odległości w nocy to widać tylko światła reflektorów. Czy był jakiś cień? Nie zauważyłem. Ale mógł być. Sierżant ogląda motocykl. Jaka pojemność. Ile pali. Jak się jeździ. Później opowiada o policjancie, który rozbił się na motocyklu, na jakimś sporcie. Moto poleciało w krzaki i na kołach go później stamtąd wyturlali, a jeździec trafił na jedyne w tym miejscu cienkie drzewko. Pogotowie stwierdziło trup na miejscu. Pewnie kręgosłup. Dowódca strażaków kiwą głową. Na czterech kołach strach jeździć po tych naszych drogach, a co dopiero na dwóch. Odzywam się, że prawda, że fakt, że jak nie doły to piach, syf. Patrzą się na mnie dziwnie. Coś tam jeszcze gadają. Idę do motocykla. Migają awaryjne, silnik zgasiłem jakiś czas temu, nie wiem kiedy, wiatrak chodził na całego. Podjeżdża za jakiś czas grupa operacyjna. Trzech gości w cywilu. Witają się. Pytają. Opowiadam. Jeden zaprasza mnie do samochodu na spisanie zeznania. Technik zaczyna odmierzać różne rzeczy i robić zdjęcia. Wzywają lawetę po wrak. Zeznanie jak zeznanie – po prostu po raz kolejny opowiadam co widziałem. Staram się być maksymalnie obiektywny. Nic nie sugerować. Nic nie zmyślać. Jak nie wiem, to nie wiem. Potwierdzam tylko tę odległość, bo jej jestem pewien. 200-300 metrów. O której wyjechałem ze Szczytna? Nie pamiętam. O której minąłem Chorzel? Nie wiem. Ile myślę, że przejechałem kilometrów od Szczytna albo jak długo jechałem? Nie wiem. Cały wypadek był około 21:30, bo mam w komórce odebrany telefon ze 112. Co ciekawe, komórka nie zapamiętała o której dzwoniłem na 112. Czy znam poszkodowaną? Nie znam. Czy wiem jak się nazywa? Nie wiem. Inne takie pytania, ale nie denerwuję się. Taką mają pracę. Nie rozumiem tych pytań ale skoro je zadają, to widać muszą. Wreszcie zeznanie spisane. Dostaję je do przeczytania i podpisu. Dosiada się technik i przekazuje notatki, opowiada. Ileś tam metrów od czegoś tam. Jakiś tam ślad na asfalcie ileś metrów od czegoś tam. Przysłuchuję się temu. Nie widziałem, żeby hamowała. Nie widziałem, żeby nią rzucało. Po prostu zjechała na prawo. Ale było ciemno i nie byłem blisko. Mogłem nie widzieć. Podpisuję zeznanie. Gość dziękuje. Pytam się czego się mogę spodziewać? Mówi, że raczej niczego. Ale gdyby coś to będą się kontaktować. Przeprasza, że musiałem czekać. Mówię, że nie szkodzi. Wysiadam. Powoli się zbieram do drogi. Muszę gdzieś się zatrzymać na stacji i trochę zagrzać i uspokoić. Jest już laweta i wciągają wrak. Podchodzę jeszcze do strażaków i sierżanta. Dziękuję i żegnam się. Życzą szerokiej drogi. Odjeżdżam. Cholernie trudno się skoncentrować na drodze. Myśli ciągle odpływają do wypadku. Przasnysz. Orlen. Zatrzmuję się i biorę red bulla. Trzeba jakoś ten stres ogarnąć, jeszcze kawałek mam do domu. Czy chcę hotdoga do napoju? Chcę. Siadam i przeżuwam. I rozpamiętuję. K***wa… Jak niewiele trzeba... Dojechałem spoko już bez dalszych przygód i z w miarę dobrą koncentracją. Ale nawet dziś, gdy zamknę oczy i wspomnę tę drogę, widzę jak samochód przyp***la w drzewo. I później człowieka zwieszonego w pasach. Uważajcie na siebie. Mam nadzieję, że babka wyjdzie z tego. Na odchodne pytałem policjantów, ale powiedzieli, że nic nie wiadomo. http://maps.google.com/maps?f=d&saddr=53.1...11&ie=UTF8&z=12 PS W komórce można użyć SIM EXTRA – Blisko mnie – Gdzie jestem, podaje dość dokładne informacje w smsie zwrotnym, z współrzędnymi geograficznymi włącznie (koszt jakaś złotówka z groszami). Oby się nie musiało już nigdy przydać w takiej sytuacji.
  17. Fiery

    Lajtowa przejażdżka III

    Nie o tym weekendzie była mowa, waćpan.
  18. Fiery

    Lajtowa przejażdżka III

    Pogoda była :) Nigdzie nie pojechałem. Reaktywuję temat, termin najbliższy weekend - 4-5.10 Jednodniowy wypad tam i z powrotem. Przelotowa 120-140. Odległość ~500-600 km (w obie strony). Dobra pogoda wymagana (może być chłodno, ale bez opadów). Zainteresowanych zapraszam na priv.
  19. Fiery

    Lajtowa przejażdżka III

    Zobaczymy jak to się ułoży. Planuję wyjazd naprawdę rano, co raczej wyklucza udział w imprezce na Nowym Świecie. Ale, zobaczymy, wiele zależy od pogody. Nadal nie jestem pewien sobota czy niedziela. Pozdro
  20. Fiery

    Lajtowa przejażdżka III

    http://forum.motocyklistow.pl/Zakonczenie-...09-t105732.html Za blisko dla mnie :biggrin:
  21. Fiery

    wypad do 2oo :)

    ja będę - nowego laczka docieram. pewnie koło 20.
  22. Fiery

    na rybkę ??

    Dzięki za rybkę i wspólne strzelanie :wink: Kilka skromnych zdjęć z mojej strony http://picasaweb.google.pl/fierytomasz/Str...ey=p8KbUwjlNVY# Jak sądzę to nie była nasza ostatnia wizyta w strzelnicy, co niektórzy narobili sobie smaku na AK47 :lapad: ---- Po rybce polecieliśmy z Robertem na próbę forumowego bandu :rolleyes: http://forum.motocyklistow.pl/Go-Naked-t71035.html Zajebiście grali. Warto było :P
  23. Dociągnięcie zablokowanego tyłu do ograniczenia skrętu prowadzi do low-side. Cytuję za "Motocyklistą doskonałym": "Jesli motocykl zaczyna sie slizgac i motocykl zaczyna sie obracac bokiem do kierunku jazdy, wielu z nas ma odruch, by puscic pedal hamulca, wtedy jednak tylne kolo z powrotem zaczyna pchac maszyne, ktora zamiast polozyc sie na boku w kierunku jazdy ("lowside") zostaje poderwana i przewrocona w przeciwna strone ("highside"), a wiec w sposob o wiele bardziej niebezpieczny." Przy każdej prędkości przewrotka w zakręcie wiąże się z siłą odśrodkową, która próbuje wywrócić motocykl na zewnętrzną stronę (przy zakręcie w prawo - na lewą stronę). Oczywiście przy małej prędkości siła jest niewielka. Przede wszystkim pytanie - co doprowadziło do ślizgu tyłu - olej? zbyt mocne hamowanie? redukcja? Odpowiedź na to pytanie jest punktem wyjścia do analizy jak zachować się na przyszłość. Pozdro
  24. A czym, ciekawość, wtedy jeździłeś? :icon_mrgreen: Pozdro
×
×
  • Dodaj nową pozycję...