peefjot

Ja smaruję. Unikam walenia młotkiem. Jak się da, to jako prasy do wciskania używam śruby [nagwintowanego pręta "z metra"] i dystansu w postaci np. nasadowego klucza o takiej średnicy, żeby oparł się o zewnętrzną bieżnię łożyska.

Zostawiłem je w spokoju. Jestem tego samego zdania. Pewnym problemem jest dla mnie to, że kiedy wymieniałem łożyska w moim poprzednim moto [Yamaha FJ] ,to też nie miały wewnętrznych osłonek.

Wymieniałem łożyska w przednim kole. Wymontowane stare łożyska kulkowe kryte miały wydłubane osłony od strony wnętrza piasty piasty. Czy w nowych też powinienem je wydłubać? Gdyby chodziło o wykorzystanie wnętrza piasty jako pojemnika na smar do łożysk, to biorąc pod uwagę jej obiętość musiałbym władować ze dwie litrowe puszki. Inaczej nie miałoby to sensu. Może chodzi o usuwanie wody, kóra mogła by się dostać pod osłony?

Uwaga! Podobno zbyt mocne ściśnięcie pasami zawieszeń w trakcie mocowania moto może spowodować "puszczenie" uszczelniaczy i wycieki oleju.

Czy ma ktoś jakąś opinię na temat zasadności przysłaniania chłodnicy oleju w niskich temperaturach?

Przepraszam NTV za gafę. Niedokładnie przeczytałem Twój post o czujniku.

Aczy ja mógłbym się do Was zapisać? Mam podobny silnik, reflektor jak w N-kach, przedni błotnik, zegary...

W FJ nie ma czujnika ciśnienia oleju. Czerwona lampka sygnalizuje jego zbyt niski poziom. Nie zapala się po włączeniu zapłonu. Kiedyś od cholery czasu straciłem zanim do tego doswzedłem. Myślałem, że się nie zapala bo coś jest walnięte. Czujnika poziomu szukaj od spodu silnika bardziej z prawej strony.

Z tego co pamiętam to Fj-a też potrafiła dać się we znaki w upały. Między cylindrami a gażnikami miała przegrodę w postaci arkusza wymiętej foliji aluminiowej, bardzo skutecznie odchylającej strumień powietrza zza cylindrów w stronę piszczeli. W zimne dni miły zabieg antyreumatyczny, ale w upały przy powolnej jeżdzie można było znieść jajo.

Masz Adamie rację.W zakrętach GSX prowadzi się mniej pewnie. Na prostej nie ma problemów ze stabilnością. 150 KM mnie nie pociąga bo charakterystyka silnika nie dawała by mi tego komfortu jaki mam teraz. O gażnikach słyszałem. Wyrabia się w nich jakaś plastikowa duperela. U mnie narazie jest w porządku. Byłem w szoku jak z ciekawości zajrzałem do gażników. Poza metalowym korpusem wśrodku prawie same tworzywa. Silnik GSX-a emituje więcej hałasów mechanicznych. Mam nadzieję, że te silniki tak mają i nie chodzi tu konkretnie o mój egzemplarz.

Początkowo tęskniłem za FJ. Do wszystkiego się można jednak pryzwyczaić i już jest lepiej. Różnice: 1.Gorsze prowadzenie GSX-a przy małych prędkościach. Ma czoperową geometrię - kąt główki ramy 58 stopni i wali się nieco w wolnych łukach. Mniej zwrotny. Gsx wydaje się cięższy chociaż ważą podobnie. 2. Brak owiewki. Skutki wiadome. Mniej turystyczny. 3.Ma tylko 100 KM. W praktyce deficyt mocy mało odczuwalny. Gsx też idzie jak burza. Moment obrotowy jak w FJ i rownież bardzo elastyczny silnik. 4.Bardziej wyprostowana pozycja. Na początku przeszkadzała. 5.Wał kardana. Reakcji przy przyśpieszaniu nie odczuwam. Plus - bezobsługowy. 6.Lepsze hamulce. 7.Kwestia estetyki. Obydwa "ponadczasowe" ale nakedy podobają mi się bardziej. 8.Jeszcze mi się coś przypomniało. W GSX-sie łatwiej odchylić boczną stopkę.

W FJ1100 nie było pomp paliwa. Pojawiły się w 1200. Po czym poznajesz, że wężyk się zapowietrza? Może jest kranik przytkany albo nie dostaje podciśnienia z gaźników na skutek nieszczelnego połączenia.W mojej FJ miałem nieszczelną pompę sprzęgła. Sączył się z niej płyn i rozpuszczał lakier na owiewce. Przepolerowałem wnętrze cylinderka pastą polerską do nadwozi. Pomogło.

WSK W2 S2. Pseudo enduro, odrzut z eksportu (sporo zachodnich części) kupione w 1976 roku na raty wsklepie GS-u. Jeżdziła jak zwykła 175-ka tylko paliła 2 razy więcej. Miała fabrycznie fajne kostkowe Continentale.

MT 01 jest zajebiste, ale... Ktoś kiedyś powiedział, że ma trochę urodę traktora ichyba miał rację. Max jest stylistycznie z innej epoki. Który jest ładniejszy?

V-maksy jakby trochę na allegro staniały.