Skocz do zawartości

Istambul 2014 - czyli wyprawa na kebaba


p3kin
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

To nie Wład . 2 lata temu własnoręcznie nabiałem go na pal na jego zamku :D

Dawać ciąg dalszy relacji bo bedzie kolejna ofiara :-)

Edytowane przez _Pablo_

Motocykle są jak wódka ... prawdziwa jazda zaczyna się od litra ...

 

2012r. - Rumunia/Bułgaria : 4500km (14 dni )

2013r. - Albania/Grecja : 4700km (17 dni )

2014r. - Estonia/Finlandia : 4000km (15 dni )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Witam po baaardzo długiej przerwie i od razu na wstępie przepraszam ze zwłokę. Niestety nie było czasu na pisanie. Postaramy się skończyć relacje w najbliższych dniach.

 

Tak dla przypomnienia, jesteśmy w Bułgarii w Bałcziku.

 

DZIEŃ 6

 

Przejechanych kilometrów tego dnia: 0, słownie zero, dupa się cieszy... :)

 

Szósty dzień naszej wycieczki był bardzo spokojny, bez żadnych przygód. Najpierw plaża, potem plaża, a wieczorem spacer po Bałcziku i degustacje lokalnych przysmaków. Za dużo nie pozwiedzaliśmy :D

Rano wybraliśmy się na plażę, bez wypożyczenia leżaków nie sposób wytrzymać, skwar niemiłosierny. Na nasze szczęście rozlokowaliśmy się 4 metry od przenośnego baru z pysznymi zimnymi piwkami, na dodatek były bardzo tanie bo za 4 zł. :) Po kilku godzinach na plaży wróciliśmy do hotelu. Jako, że byliśmy już bardzo niedaleko granicy tureckiej postanowiliśmy zaopatrzyć się w wizy, w końcu… Trochę nam to zajęło, musieliśmy poprosić o dostęp do komputera panią z hotelu, zabraliśmy jej miejscówkę zaopatrzoną w wiatrak… trochę powietrza (było bardzo upalnie), za to ów pani o solidnych kształtach zaczęła bardzo mocno się pocić i dawać do zrozumienia żebyśmy sobie już poszli, bo już nie wytrzymuje bez swojej osobistej "klimatyzacji".... Zrobiliśmy co trzeba, wydrukowaliśmy wizy i zwolniliśmy miejsce.

Po południu przyszła pora na małe zwiedzanie. Miasteczko jest bardzo urocze, szczególnie ciekawie prezentuje się z góry. Bardzo dużo straganów i sklepików z najróżniejszym chińskim badziewiem jakiego u nas pełno, na wybrzeżu dużo hoteli, oraz pełno restauracji, gdzie można spróbować bułgarskich dań (podobno). My się skusiliśmy, oto one:

 

 

DSC_1429.JPG

 

 

DSC_1427.JPG

 

 

DSC_1423.JPG

 

 

DSC_1422.JPG

 

 

DSC_1432.JPG

 

 

DSC_1434.JPG

 

 

DSC_1437.JPG

 

 

DSC_1445.JPG

 

 

DSC_1440.JPG



DZIEŃ 7

 

 

dzien7.png

 

 

Siódmego dnia zamierzaliśmy zbliżyć się do granicy bułgarsko-tureckiej. Żeby jeszcze tego dnia posmażyć się na plaży i zaliczyć kolejną kąpiel w Morzu Czarnym. wybieramy Primorsko. Do przejechania ponad 220 km. W związku z tym, że po drodze mamy Warnę, postanawiamy rzucić okiem na miasto. Właściwie to chcieliśmy zobaczyć pole bitewne, ale ostatecznie padło na pomnik-mauzoleum Władysława III Warneńczyka. Generalnie nie wiedzieliśmy w jakiej części miasta się on znajduje więc zatrzymaliśmy się zapytać o drogę taksówkarza. Już chcieliśmy się zbierać do drogi, kiedy Łukasz mówi, że powoli gubimy stelaż od kufrów – okazało się, że gubimy śrubki...prawie jak HD :) Szybka decyzja, musimy kupić gdzieś śrubę, dalej tak jechać nie można bo luźny stelaż już zaczyna przecierać lakier na zadupku. Ten sam taksówkarz wskazał nam drogę do najbliższego sklepu, w którym możemy kupić zgubę. Jest dobrze, sklep zaraz „za rogiem” – jedziemy 2 ulice dalej. Trochę chodzenia, zanim udało się znaleźć właściwy sklep, bo w okolicy pełno sklepów hydrauliczno/sanitarno/metalowych. Namierzenie kogoś z pracowników kto potrafi mówić innym językiem niż turecki również trochę zajęło... Jak już zakupiłem śrubę i imbus (razem jakieś 2zł) to miły pan sprzedawca nawet pomógł z montażem. Jedziemy, szukać tego pomnika...

Kiedy dojeżdżamy do muzeum polskiego króla, stwierdzamy, że jednak szkoda czasu… W głowach cały czas mamy perspektywę zwiedzania Stambułu, wiemy, że drogo ale przecież po to jedziemy. Obieramy kurs prosto na Primorsko, drogą E87 i 99. W międzyczasie zatrzymujemy się na tankowanie i kawę, bo powoli przysypiam.

Do miasta docieramy o przyzwoitej godzinie. Znowu trzeba znaleźć jakieś lokum do spania. Tym razem ja pilnuję motocykla, Łukasz idzie na przeszpiegi. Wraca po 20 minutach z dobrą wiadomością, że mamy gdzie spać. W znalezieniu pokoju pomógł mu pan, który bardzo dobrze mówił po polsku (przez kilka lat pracował w Warszawie na budowie). Teraz zostało tylko się rozpakować, wziąć prysznic i szybko biec na plażę.

Plaża niezbyt szeroka, ale baaardzo długa.

 

DSC_1446.JPG

 

 

DSC_1449.JPG

 

 

Nie owijamy w bawełnę tylko szybko do wody. Mieliśmy takie fale, że Australia to pikuś. Dużo frajdy! Złapaliśmy trochę ostatnich promieni słońca i poszliśmy coś przekąsić. Na sam koniec dnia kupiliśmy bułgarskie winko i poszliśmy odpocząć :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

DZIEŃ 8

 

Przejechanych kilometrów tego dnia: 0. Tyłki znowu odpoczywają.

 

To był kolejny dzień pełen relaksu, więc i zdjęć będzie mało :cool:

Miało być plażowanie cały dzień, ale rano obudziła nas burza z piorunami i wielkim deszczem… Jeszcze nie do końca obudzeni zorientowaliśmy się, że nasze ubrania wietrzą się na balkonie… Błyskało, lało i nie chciało przestać. :mad: Ostatecznie z łóżka wywlekliśmy się krótko przed południem. Było ciepło, ale pogoda cały czas nie zachwycała. Kiedy powoli traciliśmy nadzieję na słońce, przestało padać a chmury zaczynały się rozmywać. Wtedy poszliśmy na spacer po plaży, później przekąsić znowu coś bułgarskiego.

 

Ok. 16 pogoda zrobiła się na tyle dobra, że znowu mogliśmy poplażować. Miejsce wybraliśmy to samo, co wczoraj. Kiedy już kładliśmy się na piasku, zaczepił nas pracownik hotelu, mówiąc, że plażowanie w tym miejscu jest płatne :o No cóż, trzeba było zebrać manatki i przenieść się tam gdzie plażowanie nic nie kosztuje. Fale znowu były dosyć wysokie i znowu mieliśmy niezła frajdę :laugh:

 

Ogólnie bardzo miłe miejsce, zastrzeżenia tylko do pensjonaciku, w którym mieszkaliśmy. Czasami mieliśmy wrażenie, że jesteśmy tam sami, a pani właścicielka uciekła z forsą i się więcej nie pokazywała. Nic nie dawało pukanie do drzwi i dzwonienie… rozpłynęła się.

Mimo kolejnej burzy, chociaż myśleliśmy, że pogoda w końcu się nad nami zlituje, było bardzo przyjemnie. W miasteczku można się przejść brzegiem morza, gdzie na głazach namalowane są twarze ważnych dla świata osobistości, są i z Polski :rolleyes:

Miasteczko typowo turystyczne. Wieczorem istny jarmark! Karuzele, młyny, huśtawki i jak na każdym jarmarku można kupić wszystko, dosłownie.

 

DSC_1459.JPG

 

 

DSC_1463.JPG

 

 

DSC_1468.JPG

 

 

DSC_1476.JPG

 

 

DSC_1480.JPG

 

 

DSC_1483.JPG



DZIEŃ 9

 

DZIEN%2B9.png

 

Dziewiąty dzień był tym, w którym mieliśmy osiągnąć nasz cel – Stambuł. Będąc w Primorsku droga była tylko jedna. Jedna, wydawałoby się, rozsądna – droga 99 na Malko Tarnovo. Rano szybko pobudka, bez śniadania, zamiast niego kupiliśmy sobie po drożdżówce. I w drogę!

Nigdy, przenigdy nie wybierajcie tej trasy. No chyba, że macie traktor. Mieliśmy do granicy ok. 70 km, miało nam to zająć nie więcej niż godzinę, a zajęło jakieś 3 h. Od Tsareva droga jest w opłakanym stanie. Czasami mieliśmy wrażenie, że przejeżdżające samochody (może z 5 na całe 70 km) szczerze nam współczują. Droga zapomniana przez państwo. MASAKRA!

 

https://plus.google.com/u/0/photos/113811360310204039916/albums/6077166679693483313/6107963356250088946?pid=6107963356250088946&oid=113811360310204039916

 

Jakoś przebrnęliśmy i dojechaliśmy do granicy.

 

WP_20140809_004.jpg

 

 

Tam też miało pójść gładko… Ale Turcja uprawia papierkologię (wiadomość z ostatniej chwili – Polaków tam lubią, ma się to zmienić – nie będzie wiz). Wysyłali nas od okienka do okienka. Ale po kolei.

Najpierw kontrola na wyjeździe z Bułgarii. Potem kontrola pojazdu (dowodu rejestracyjnego) na wjeździe do Turcji. Nie sprawdzają wiz...paszportów? Dziwne… Jedziemy do kolejnych bramek, tam nas cofają, bo czegoś nie mamy. Pokierowali nas do kolejnej kontroli. Najpierw dosłownie rzucenie okiem na wizy – pierwsza pieczątka. Potem kontrola motocykla, dowód rejestracyjny, paszporty i… „baggage control…”! Pewnie wyglądaliśmy na szmuglerów, co rozwożą narkotyki w żołądkach.

 

Czekamy aż ktoś przyjdzie przejrzeć nasze brudne gacie… Nikt się jakoś do tego nie pali…

 

WP_20140809_006.jpg

 

No dobra, idziemy zapytać czy mamy czekać, czy możemy jechać. Yhy, chcieli od nas znowu paszporty, machnęli jeszcze jedną pieczątkę i Go! Przed nami jeszcze tylko jedna bramka. Wszystko było OK., więc „manetka do oporu”.

 

WP_20140809_008.jpg

 

 

W Turcji czas raczej nadrobimy. Drogi, nawet te na wioskach, płaskie jak stół. Do Stambułu wybieramy drogę nr D555 do Kirklareli, potem do Babaeski, a wtedy tylko na D100 bezpośrednio do celu. Droga wzdłuż autostrady, szeroka i płaska, nawierzchnia super. Spokojnie można jechać 100/110 nie przesadzając, aby nie narazić się policji.

CDN…

Edytowane przez p3kin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Gratuluję :)

Też byłem w Istambule ale w 2012

Jeździliście po tureckich autostradach? Jakieś tam bramki miałem i co przejeżdżałem to świeciły na czerwono ale nikt mnie nie gonił. Mieliście coś podobnego?

Jeszcze raz gratuluję wyprawy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeździliście po tureckich autostradach? Jakieś tam bramki miałem i co przejeżdżałem to świeciły na czerwono ale nikt mnie nie gonił. Mieliście coś podobnego?

 

Bo nie wykupiłeś winiety, generalnie nie gonią - ale mogą :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

``Spodziewam się, że nie tylko ja...``

 

Masz całkowitą rację. Ja też....Tak nawiasem to cieszę się, że nie jestem jedyny, który ruszył na taką wyprawę bez przeciwdeszczowych ciuchów :biggrin:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Część, przepraszam za opóźnienia...tak wiem, już kilka razy przepraszałem i obiecywałem ze tym razem to skończymy relacje. Niestety czasu mało, co zrobić. Miejmy nadzieje ze tym razem się uda szybko to skończyć. ;)

 

W gwoli przypomnienia, jest dzień 9 jesteśmy w Turcji i dużymi krokami zbliżamy się do Stambułu, jedziemy drogą D100.

 

A w Turcji jak na razie wszystko idzie jak po maśle. Kilometry uciekają, pogoda iście południowa, asfalt jak specjalnie dla nas wylany… Na chwilę przypadkowo wbijamy się na autostradę - za darmo, chyba, bo (o wilku mowa!) bramki otwarte a piszczą jak byśmy coś przeskrobali :D Szybkie spojrzenie w tył… nikt nas nie goni. Czyli jest dobrze. Zastanawiamy się tylko czy przy powrocie nie przysolą nam na granicy jakiegoś mandatu w lirach pomnożonych razy euro. Na tą chwilę się tym nie martwimy, trzeba powrócić do rzeczywistości... przed nami Stambuł i kłębiaste czarne chmury…

Plan był taki, żeby w Stambule zakwaterować się w miarę wcześnie, żeby jeszcze dziś coś pozwiedzać, poza tym wcześniej namierzyliśmy na booking.com jakiś mały hotelik w całkiem przystępnej cenie, w samym centrum! Czy może być tak pięknie?!

Wracając do pogody, przed samą ulewą zatrzymaliśmy się na stacji żeby zatankować i coś zjeść. Jak pech to pech. Kiedy nas tu nie było, to słońce smażyło niemiłosiernie, ale kiedy my akurat tu jesteśmy, TYLKO na 2 dni, to pogoda musi się zepsuć… Zaczęło lać, trochę deszczu przeczekaliśmy, ale stać na stacji całego dnia nie możemy, więc ruszamy, do Stambułu zostało nam bardzo niewiele.

Znowu jazda w deszczu… chyba zdążyliśmy się już przyzwyczaić, kiedy zza chmur wyszło słońce i odtąd cieszyliśmy się wspaniałą pogodą. Jeszcze na obrzeża Stambułu wjeżdżaliśmy w małym deszczyku i jak na metropolię przystało (prawie 13 000 000 mln mieszkańców) wjechaliśmy w wielki korek. A godziny szczytu w tym mieście to chyba są od północy do północy… A autobusy mają swój własny bus pas, odgrodzony siatką i żaden samochód na niego nie wjedzie.

 

DSC_1844.JPG

 

 

DSC_1824.JPG

 

Stambuł robi na nas ogromne wrażenie już na samym początku. Co prawda jesteśmy w korku, mamy boczne kufry, ale jedziemy, ze średnią prędkością ok.30 km/h. Czasem cos się przytka, czasem trochę wąsko, więc jedziemy ostrożnie, bo ostatnia rzecz której chcemy to kłócić się z jakimś nie mówiącym po ang. Turkiem. Powoli posuwamy się do przodu, byle do centrum.

Tylko, że Stambuł jest tak wielki, że do centrum jechaliśmy ze 2 godziny, parędziesiąt kilometrów. Wszyscy na siebie trąbią, jadą jak chcą. Czerwone? No i co z tego!? Przepuścić, ustąpić, zachować ostrożność, kierunkowskazy. Że co?! Zasada jest taka (dotarło to do nas trochę później), że jak dojeżdżasz do skrzyżowania to trąbisz (taki turecki przekaz informacji). Generalnie jak coś chcesz w ogóle to –trąbisz…

Dojeżdżając do centrum włączamy nawigację, w tym mieście to najrozsądniejszy sposób odnalezienia się w nim. Do celu (nasz hotel) pozostało w sumie niewiele, ale tu każda ulica ma swój własny kierunek. I my, tacy porządni, europejscy, kulturalni kierujemy się jak nawigacja wskazuje – pomiędzy uliczki starego miasta. A teraz wyobraźcie sobie, że na starym mieście w Gdańsku (jeśli ktoś zna i był) można jeździć samochodem i nagle wszyscy mieszkańcy Gdańska chcą tam wjechać… Dokładnie tak, i nie bez przesady, jest w samym centrum Stambułu! My poruszamy się z zawrotną prędkością 1m/5min. Do tego czasu zdążyło się zrobić gorąco, nerwowo, "obrażalsko" i coraz później. Na dodatek telefon zaczyna padać a wraz z nim nawigacja. Mały człowiek w wielkim mieście :D Zatrzymujemy się chwilę na poboczu, żeby ustalić gdzie jechać. Nagle podchodzi jakiś Turek i zaczyna „gadać” po polsku. Okazało się ze pracował jakiś czas w Polsce i też jeździ na moto… lepiej być nie mogło. Chwila pogawędki, instrukcje jak jechać i LWG.

Postanawiamy trochę nagiąć przepisy, chociaż pewnie turecka policja ma to serdecznie w D****. Wjeżdżamy w jednokierunkową pod prąd i zaoszczędzamy jakieś kilkadziesiąt minut, żeby dostać się na równoległą ulicę. Wszędzie wszystkich pełno, mnóstwo Turków wiozących towar na jakichś paletach… Jedziemy, a raczej już osobno – Łukasz jedzie, ja idę do wyznaczonego miejsca, 2 przecznice dalej.

Ale zaraz, zaraz! Im bliżej do hotelu, tym bardziej jakoś tak slumsowato się robi… Brudno, śmierdząco i wszędzie małe, tureckie dzieci wybiegają z jakichś ruder i pustostanów. No nie… To to jest to centrum?! Krótkie spojrzenie na siebie, wielkie oczy i jeszcze większe zdziwienie.

Jesteśmy twardzi, szukamy wspomnianego hotelu, na samym środku tej śmierdzącej ulicy. Przed hotelem stoi jakiś pan i po ichniemu nawołuje turystów. Wzbudzamy chyba nie małe zdziwienie i takie same zainteresowanie. Pan proponuje nam pokój za 25 euro, ze śniadaniem. Żeby nie brać kota w worku, najpierw sprawdzamy jak pokój wygląda. Sprawa wygląda tak, że co najwyżej dałabym może z 15 euro. Niezbyt przyjemny klimat… Ciemno, mikro łazienka, ot zwykłe 4 ściany, trochę biedne, standard na 1 gwiazdkę, a podobno ma 3… Chwila zastanowienia i postanawiamy rozejrzeć się troszeczkę po okolicy. 30 metrów wcześniej jest również hotel, pierwsze wrażenie od zewnątrz trochę lepsze. Podchodzę do gościa w drzwiach i się pytam – ILE? Tyle. Aaaa, tyle to za dużo, do widzenia. No dobra – tyle… A zobaczyć można? Pan oprowadza po hotelu, pokazuje nieco lepszy pokój niż poprzedni (z balkonem), też z mikro łazienką, ale nieco przyjemniejszy. Mówię, że zaraz wrócę.

Idę do jeszcze jednego, uliczkę dalej. Tam – syf, kiła i mogiła i 25 euro. Turcy to myślą, że my wszyscy idiotami jesteśmy i że wcisną nam stare, zapadnięte, obsikane łóżko za tyle forsy. Ten pokój pokazywała mi jakaś pani, o ile dobrze pamiętam to z Ukrainy albo okolic, która potrafiła mówić trochę po polsku i po cichu, na ucho powiedziała, że proponowana cena jest o wiele za duża. Chociaż i tak nie musiała być taka uprzejma – widać było. Wyszłam i nie wróciłam, z karaluchami spać nie będę!

Po krótkim sprawozdaniu przemyśleniu sytuacji stanęło na tym, że mam iść ostro ponegocjować z panem od „hotelu” numer 2. Druga sprawa – zapytać się o bezpieczne miejsce na motocykl… Negocjacje z Panem nr 2 przebiegały całkiem korzystnie, cenę za pokój opuścił z 40 do 30. Internet był, w holu całkiem schludnie, w pokoju już trochę mniej, ale bywało gorzej. Decyzja zapada, że zostajemy w tym miejscu, we wcześniej zaoferowanym pokoju. Co z motocyklem? Podobno na tej ulicy jest bardzo bezpiecznie… pan zostawia swoje BMW przed drzwiami wejściowymi całą noc i jest OK… Nic z tego! Wielce zdziwiony, że boimy się o motocykl, zaczyna gdzieś dzwonić. Po chwili mówi nam, że „furę” możemy zostawić u jakiegoś gościa na myjni (zamknięty na klucz). Cena – 20 euro! To nie koniec niespodzianek. Jakże niefortunnie okazało się, że wcześniej zaproponowany nam pokój został już zarezerwowany… ale wolny jest inny, o porażającej ilości metrów kwadratowych równych 6. Łóżko, mała szafeczka – jak wstawiliśmy kufry to nie było gdzie stanąć… A na dodatek śmierdziało papierochami.

 

DSC_1802.JPG

 

 

DSC_1800.JPG

 

DSC_1798.JPG

 

Żeby nie wpędzać się w jeszcze większą złość, bierzemy szybki prysznic u uciekamy na miasto.

Na pierwszy ogień idzie Wielki Bazar, który jest tak wielki, że się w nim zgubiliśmy.

 

DSC_1487.JPG

 

Robi wrażenie. Nie zawitaliśmy tam na długo (obeszliśmy jakieś stoiska z baklawą i lokum) , postaraliśmy się jak najszybciej znaleźć wyjście i kierunek na mniejszy Bazar Egipski.

 

 

 

DSC_1497.JPG

 

DSC_1492.JPG

 

DSC_1505.JPG

 

DSC_1501.JPG

 

Tam, po sprawnym obejściu skierowaliśmy się na Nowy Meczet. Nie miałam ze sobą chusty na głowę (kobiety nie mogą wejść do meczetu z odkrytą głową), więc weszliśmy tylko na dziedziniec. Tam chwila odpoczynku (zrobiło się naprawdę gorąco) i ruszyliśmy na most Galata.

 

DSC_1507.JPG

 

DSC_1515.JPG

 

DSC_1519.JPG

 

DSC_1538.JPG

 

DSC_1553.JPG

 

DSC_1558.JPG

 

DSC_1550.JPG

 

W powietrzu unosił się dość nieprzyjemny zapach ryb (rybaków na moście to nie zliczysz). Zrobiło się dość „późno”, o zwiedzaniu jakichś wielkich zabytków typu Hagia Sophia już nie było mowy, ale nie jedliśmy od dosyć dawna więc wygłodniali skusiliśmy się oczywiście na… KEBAB :D Nie ma co się rozpisywać nad tym specjałem podawanym wprost na tureckiej ziemi. Jedno przyszło mi tylko na myśl – nie ma to jak dobry POLSKI kebab…. Ten podany nam, zachwalany („na pewno będziemy zadowoleni”) to placek, 1 plaster pomidora, może z pół garści kapuchy i -żeby nie przesadzić- z 5 kawałków mięcha. Flak taki, że ja to mam kciuka grubszego niż ten kebab. W Turcji tak się walczy o turystów… W żołądku nadal nie za wiele, płacimy i idziemy pod wieżę Galata. Droga prowadzi cały czas pod górę. Zwiedzać do środka nie idziemy, tylko krótkie spojrzenie i wracamy w dół, spacer po mieście i na dzisiaj tyle.

 

DSC_1542.JPG

 

DSC_1543.JPG

 

DSC_1551.JPG

 

DSC_1547.JPG

 

DSC_1568.JPG

 

DSC_1575.JPG

 

DSC_1577.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

DZIEŃ 10

Ten dzień zaplanowaliśmy bardzo intensywnie. Mało czasu... bardzo mało czasu a do zwiedzenia to, co w Stambule najważniejsze.

 

DSC_1579.JPG

 

Na pierwszy rzut poszła Hagia Sophia - robi ogromne wrażenie. Cena za podziwianie tego zabytku również robi wrażenie - 50 zł od osoby. Dla mnie było warto, niecodzienne widoki. Nawet ciężko opisać.

 

DSC_1583.JPG

 

 

DSC_1659.JPG

 

 

DSC_1598.JPG

 

DSC_1618.JPG

 

DSC_1623.JPG

 

DSC_1624.JPG

 

DSC_1640.JPG

 

Następny obowiązkowy punkt na mapie miasta to Błękitny Meczet. Bardzo orientalny, niecodzienny dla nas widok. Wejście oczywiście bez butów, a dla kobiet zakaz wejścia bez nakrycia głowy. W środku kolory, gra świateł i dywany. A przy tym wszyscy zafascynowani modlącymi się muzułmanami.

W międzyczasie Hipodrom, można by powiedzieć, że to tylko plac, ale w całym Stambule chyba najpięknieszy skrawek ziemi (przynajmniej dla nas) - przede wszystkim czysto :)

 

DSC_1590.JPG

 

DSC_1669.JPG

 

DSC_1676.JPG

 

DSC_1704.JPG

 

Będąc w Stambule nie można nie zachaczyć o Azję. Postanowiliśmy popłynąć tam promem przez Bosfor, który nie był wcale drogi. Ale zanim doszliśmy do miejsca, z którego one odpływają, prześliśmy sobie spacerkiem przez ulubiony park "lokalsów" - Sultanahmet Park. Nam również bardzo sie podobał - można na chwilę schować się w cieniu i odpocząć na trawce.

 

DSC_1723.JPG

 

DSC_1733.JPG

 

DSC_1736.JPG

 

W żarze słońca doszliśmy do portu i nie czekając długo popłynęliśmy postawić krok na azjatyckiej ziemi - pierwszy raz w życiu. Byliśmy zaskoczeni, bo wydaję się nam, że azjatycka część Stambułu jest bardziej europejska, niż jej właściwa część, a przynajmniej, jak mówią przewodniki, bogatsza i bezpieczniejsza (ale i tak tam też chcieli nas oszukać :D).

 

DSC_1744.JPG

 

DSC_1764.JPG

 

DSC_1760.JPG

 

Wyczekiwany pierwszy krok na obcej ziemi :)

 

DSC_1769.JPG

 

DSC_1771.JPG

 

Po powrocie na rodzimy kontynent, związku z tym, że byliśmy bardzo blisko Nowego Meczetu (a wczoraj nie byliśmy przygotowani) - meczet jest zaraz przy Moście Galata - skorzystaliśmy z okazji i weszliśmy zobaczyć do środka. Tam widok niemal ten sam, co w Błękitnym Meczecie.

Niby niewiele atrakcji, ale zleciał cały dzień.

Wróciliśmy do hotelu, ale nie chcąc siedzieć w naszej klitce zanim na prawdę trzeba będzie pójść spać, poszliśmy do restauracji, parę przecznic dalej, gdzie działo się bardzo dużo. Naganiacze restauracji byli bardzo aktywni, a my skusiliśmy się na jedną z nich. Cały czas chcieliśmy zjeść naprawdę dobrego tureckiego kebaba dlatego zamówiliśmy tradycyjnego, którego polecił pan naganiacz. Oczywiście, żeby nie było, specjanie dla nas, tylko dla nas, obnizą nam cenę a coś do picia dadzą za darmo.... Mięcho jak mięcho i trochę go mało na talerzu jak na 50 zł za osobę :o Za piwo oczywiście trzeba było zapłacić a żeby nie stracić na herbatce doliczyli sobie sami taksę , która przewyższyła koszty tureckiego napitku...

 

DSC_0131.jpg

 

Wracając do hotelu przeszliśmy się po zakamarkach dzielnicy - normalnie strach się bać!

Stambuł zaliczony - jutro wracamy tam, gdzie czujemy się naprawdę bardzo bezpiecznie.

 

Jutro - witaj cywilizowany świecie!

Edytowane przez p3kin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...