Skocz do zawartości

baart

Forumowicze
  • Postów

    73
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez baart

  1. Przy hamowaniu awaryjnym najgorsze nie jest szlifowanie, najgorsze jest uderzenie w przeszkodę.

     

    Ale szlifujący motocykl hamuje raczej słabo. I tu się z KSem zgadzam. Wszystko zależy od sytuacji.

    Bywały przypadki, że po wypadku kierujący samochodem przeżywał tylko dlatego, że nie miał zapiętych pasów i wypadł przez okno. Ale z takich przypadków ogólnej zasady niezapinania pasów bym raczej nie czynił :icon_mrgreen:

    Co do motocykla, to teoretycznie wolałbym chyba, żeby został na kołach i jeszcze hamował, niż lecieć przed nim w przeszkodę i zostać nim ewentualnie jeszcze przygnieciony ;)

  2. Zacznijmy od tego, ze hamowanie awyryjne nie zawsze jest hamowaniem awyryjnym ! Wsdzystko zalezy od tego, jakim indianinem jest kierujacy jednoslad !

     

    Cofnij się kilka postów i przeczytaj, co pisałeś na temat hamowania awaryjnego i tego, że Twoi adwersarze nie mają o tym pojęcia, bo nie hamowali awaryjnie wg Twojej definicji hamowania awaryjnego.

    Na awaryjność lub nie hamowania nie ma wpływu to, czy motocykl ma ABS, czy nie. A większość sprzętów w Polsce, jak dotąd, nie może się poszczycić tym systemem.

     

     

    JA opisalem, jak powinno przebiegac hamowanie awaryjne bez ABS'u !
    A jak Dany kierujacy zareaguje / wykona, to dwie inne pary butow. Dlatego tak wazne jst, cwiczyc, cwiczyc i jeszcze raz cwiczyc ! A jak przyjdzie co do czego to i tak duze prawdopodobienstwo, ze cala ta teoria pojdzie szlifem.

    Owszem. I stąd nie ma potrzeby gloryfikować tejże ścisłej procedury zgodnie z którą to powinno się hamować, tylko wyrobić sobie prawidłowe nawyki naciskania klamki, które pozwolą, w miarę możliwości, uniknąć szlifowania.

  3. W takim razie jak całe to działanie wpływa na dociążenie przedniego koła?

    [...]

    A ja cały czas nie dostałem sensownej odpowiedzi w jaki sposób wpływa to na dociążenie przodu.

     

    Sam fakt, że ruch jest opóźniony, a nie jednostajny powoduje, że bezwładność hamującej masy powoduje wywieranie wyższej siły z przodu. Stąd pojęcie przesunięcia masy, bo przy układzie statycznym podpartym w dwóch miejscach analogiczny efekt, jeśli chodzi o oddziaływanie sił na podpory, można uzyskać przez przesunięcie środka masy w kierunku jednej z nich (czyli tu do przodu). Mówimy cały czas o sytuacji, w której środek masy jest wyżej, niż punkty podparcia.

    Więc niezależnie, czy użyjesz hamowania silnikiem, czy przodem, czy tyłem, środek masy pozornie przesunie się do przodu. Oczywiście, z uwagi na różne opóźnienia, efekt końcowy będzie różny i tym samym siła wywierana na przednie zawieszenie.

    Hamowanie tyłem jest pod tym względem nieco bardziej skomplikowane fizycznie, bo z jednej strony następuje zwiększenie siły działającej na przednie zawieszenie i tym samym zmniejszenie jej z tyłu, ALE kompresja tylnego zawieszenia powoduje również minimalne zmniejszenie wysokości, na jakiej znajduje się środek masy w stosunku do punktów podparcia i tym samym minimalnie zmniejsza się wypadkowa siła, która będzie działać na przednie zawieszenie. Oczywiście ta ostatnia zmiana nie będzie w stanie zrównoważyć, nawet w dużej części, siły kompresującej przednie zawieszenie i w zasadzie jest pomijalna.

     

    Gdzieś na pączątku tych wywodów ktoś napisał, że hamowanie awaryjne należy zaczynać tylnym hamulcem i dopiero wtedy ciśniemy przedni.

    Z tego co mnie uczono, to najpierw lekko przodem (niewymierny ułamek sekundy) i dopiero jak przysiadający zawias dociąży koło można cisnąć do końca. Oczywiście tylnym też się wspomagam.

     

    Skłaniam się do przekonania, że z fizycznego punktu widzenia nie ma tylko jednego poprawnego rozwiązania.

    Natomiast uważam, że ograniczenia psychiczne i motoryczne statystycznego rajdera, który nagle zostaje postawiony w sytuacji awaryjnej, najczęściej nie umożliwią mu wykonania całej tej procedury w sposób opisany przez KSa. Co więcej, tego typu zabawa kolejnością działania hamulców nie ma IMHO w praktyce żadnego znaczenia i tak samo, lub nawet bardziej efektywnie można pierwszą fazę hamowania modulować przednim hamulcem pamiętając (czy raczej stosując środki zapobiegawcze), żeby nie złapać i ścisnąć nerwowo w pierwszej chwili przedniego hamulca.

  4. Troche moim zdaniem niedokladne nazewnictwo, choc widac, ze wiesz o co chodzi.

    Przeniesienie srodka ciezkosci zachodzi przy " kladzeniu " / pochylania motocykla ( prawo i lewo ), to o czym mowisz to dynamiczna zmiana mas ( przod i tyl ).

    To Taki maly szczegol.

     

    Po pierwsze, nie zmiana mas, tylko zmiana siły, która działa na przednie i tylne zawieszenie. Bo masa jest niestety cały czas stała.

    Po drugie, siła (czyli potocznie ciężar) zależy od przyspieszenia, które jest sumą przyspieszenia w polu grawitacyjnym i opóźnienia podczas hamowania.

    Taki mały szczegół ;)

     

    Po trzecie, przy hamowaniu tylnym hamulcem mamy do czynienia z połączeniem zjawisk. Z jednej strony działająca na tylne zawieszenie siła związana z faktem samego opóźnienia powoduje odciążenie tylnego zawieszenia, a z drugiej strony użycie tylnego hamulca powoduje jego kompresję na skutek momentu, z jakim układ tylnego hamulca próbuje obrócić wahacz.

  5. baart - kwestia treningu :)

     

    Jak najbardziej.

    Ale wydaje mi się, że statystycznie sukcesem będzie, jeśli większość kierujących motocyklami będzie w ogóle ogarniać jako tako hamowanie awaryjne, włączając to użycie obu hamulców i nie glebiąc przy tym po strzale w prawą klamkę.

    Abstrahując, wczoraj wlazłem sobie przypadkiem na jakiś kanał jutuba, gdzie koleś się żalił, że gdzieś na MOPie próbował wyprzedzić TIRa prawą stroną, a ten akurat łamał się w prawo na miejsce parkingowe i go zahaczył.

    Więc - ponownie mi się wydaje - że owszem, technikę da się dopracować. Wystarczy trochę chęci i czasu. Natomiast, ponownie statystycznie, brakuje świadomości pewnych rzeczy. Ale chyba zdryfowałem z tematu :huh:

  6. calkowicie sie z Toba zgadzam, tyle, ze wczesniej / obok pisdalem o technice hamowan9ia z ABS, tu jest bez.

     

    Zupełnie nie o to mi chodziło :wink:

    Niezależnie od tego, czy jest ABS, czy nie, po tym opisie (dokładając swoje wyobrażenie na temat pozycji rajdera), widzę to tak:

    - jedziesz sobie 50 km/h, a tu nagle wybucha asfalt 20 metrów przed Tobą

    - myślisz "o k...", zwalniasz nacisk na podbicie prawej stopy, przesuwasz do przodu na hamulec

    - jednocześnie dokręcasz manetkę i ściągasz dwa palce, które sobie tam czekają, na klamce

    - a teraz myślisz "oh... wait, przecież najpierw tylny", więc zawieszasz/spowalniasz ten proces

    - w tym samym momencie zaczynasz dociskać tylny hamulec

    - czekasz sobie ten ułamek sekundy, a potem dalej ściągasz palce na klamce

     

    Primo, nie widzę możliwości, żeby bez dodatkowych strat czasu najpierw użyć tylnego, a potem przedniego hamulca - no chyba, że masz prawą stopę na dźwigni, a wszystkie palce na manetce gazu.

    Secundo, reakcja przy hamowaniu awaryjnym jest prawie instynktowna, a ten proces jest tak szybki, że motocykl musiałby mieć na hamulcach telemetrię, żeby można było stwierdzić, który hamulec zadziałał pierwszy.

     

    Więc owszem, teoretycznie jest w porządku, ale co do wykonania miałbym wątpliwości ;)

  7.  

    hamowanie zaczana sie hamulcem noznym ( naciskamy mocno ale w sposob aby nie zablokowac tylnego kola ) by spowodowac dynamiczne przesuniecie mas – w tym przypadku na przednie kolo ktore ma sie zaczac „ wgryzac „ w nawierzchnie, minimalnie pozniej ( ulamek sekundy ) rozpoczynamy progresywny nacisk na klamke hamulca przedniego.

     

    Jak się nad tym głębiej zastanawiam, to byłoby to logiczne gdyby nie to, że uprawiając tą procedurę, zwyczajnie tracisz czas - a jak sam gdzieś obok stwierdziłeś, hamowanie awaryjne polegana tym, żeby jak najszybciej wytracić prędkość.

  8. Temat machania też jest zabawny.

     

    Gdzieś kiedyś spotkałem podział, że użytkownicy motocykli dzielą się na motocyklistów oraz na kierowców motorów ;)

    Pomijając całą ideologię do tego dorobioną, może po prostu ci, którzy nie odmachują, po prostu nie wiedzą, o co chodzi, bo nikt im nie wytłumaczył?

    Nauka jazdy jest tu chyba szczególnym przypadkiem, bo kursant jest zazwyczaj skupiony na tym, żeby jechać. Sam zwyczajów jeszcze nie zna, a instruktor coś mu tam gada z puszki przez interkom, więc od niego się, biedny, raczej nie dowie.

    No, a potem kupuje sobie nowego GSa i nadal nie macha, bo nie wie. Ewentualnie ma to w... :icon_mrgreen:

  9. robisz mentalny blad w swoim rozumowaniu. Egzaminator nie jest zlosliwy i nie zalezy mu na tym aby kogos oblac, wrecz przeciwnie, chce mu to PJ dac.

     

    po drugie zapominasz, ze ja rowniez jestem przy egzaminie i jezeli cos z egzaminatorem jest nie teges, to ja pierwszy biore go na bok i z nim rozmawiam.

     

    Robisz mentalny błąd w rozumowaniu. Tu jest Polska. I nawet, jeśli statystycznie czegoś nie ma, to nie znaczy, że tego nie ma.

    No i dodatkowo nie ma tu KSa przy każdym egzaminie.

  10. Aby skrecic w [...] lewo ( w przedziale predkosci stabilnej ) stosujemy najpierw impuls skretu w prawo wybijajac motocykl z bezwladnosci a nastepnie [...] wykonjemy przeciwskret pchajac / popychajac kierownice lewa reka do przodu.

     

    A czy mógłbyś to jakoś, hmmm, zwizualizować, zwłaszcza różnicę pomiędzy definicjami tego "przeciwskrętu" a "impulsu skrętu" (może z podaniem jakiegoś odchylenia kątowego kierownicy od osi pojazdu) na każdym etapie procesu skręcania?

    Bo chwilowo to takie masło maślane i mam wrażenie, że występuje tu po prostu problem definicyjny.

  11. Fajna teoria tyle, ze ci ludzie o ktorych pisze niestety nie przymaja sie ani srodka ani zewnetrznej czesci drogi tylko scinaja winkle idac w ruch z naprzeciwka.

     

    Czy dobrze widzę, że sugerujesz, że takie zachowanie ma być wyrazem wysokiego kunsztu drajwerów?

     

     

    a torze przetrzec podnozkiem nie jest problemem a na trasie nieco trudniej, zwlaszcza, mentalnie.

     

    Zawsze mnie uczono, że w większości wypadków przycieranie podnóżkiem jest następstwem nieprawidłowej pozycji w zakręcie.

    A i nie wiem, czy świadome przesuwanie granicy bezpieczeństwa na drodze publicznej jest rokującym kierunkiem.

  12. I bardzo dobrze. Zamiast komplikować ludziom życie powinno się upraszczać przepisy dla ich bezpiecznego i łatwiejszego stosowania.

     

    Dokładnie. Tylko zobacz, jak to u nas działa. Jest historycznie wypracowana pewna "kultura" tworzenia prawa, które nie jest proste i jednoznaczne, ale ma szeregi kruczków. Abstrahując od tematu, teorie spiskowe mówią, że to po to, żeby wybrani mogli z tego korzystać ;) Ja akurat uważam, że to taki nabyty sposób, którego nikt nie umie w końcu odrzucić i tak się to toczy.

    I teraz zobacz. Są przepisy (nawet nie tylko PoRD, ale każda inna ustawa) napisane tak, jak są. "Kowalski" literalnie tych przepisów nie zna, bo nauczono go ich interpretacji, która jest logiczna i w zasadzie działa. A jak nawet nie zadziała, to Policja rozstrzygnie, bo przecież maja autorytet, znają się (podstaw cokolwiek).

    Dzięki temu "Kowalscy" nie mają świadomości, jak rzeczywiście wygląda prawo w formie skodyfikowanej. Ponieważ nie jest to problem praktyczny (bo wszyscy jadą na interpretacji), nie poprawia się przepisów, bo przecież wszystko jest w porządku. Ludzie jakoś funkcjonują, ewentualne spory sądowe nie są publicznie widoczne - czyli działa. Nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby coś z tym zrobić (w sensie sposobu kodyfikacji prawa, a nie drobnych poprawek w paragrafach, bo są "ważniejsze" rzeczy (ostatnimi czasy nawet nocne ;)).

    Więc de facto główne źródło tego wszystkiego, o czym tu sobie dyskutujemy, pozostaje. A my z tym jakoś żyjemy, więc problemu nie ma ;)

  13. Też nie wiem czego nie rozumie? Przecież przepisy jasno określają pierwszeństwo znaków; najpierw policjant, następnie światła, znaki [ciach]. Jak nie ma nic, to zasada prawej reki.

     

    Niestety praktyka pokazywała, że nie do końca ;) Wiesz, jak ten problem rozwiązano w Warszawie? Unika się stosowania jednocześnie pierwszeństwa łamanego i sygnalizacji :biggrin: bo - nie oszukujmy się - przeciętny kierujący nie zna rozwiązań bardziej skomplikowanych sytuacji - co więcej, nie wie, że to, czego go nauczono na kursie, to nie jest ustawa, tylko jej interpretacja (skądinąd słuszna, ale tylko interpretacja).

    Na powyższym przykładzie, weź ustawę PoRD, potem rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych, a potem jeszcze słownik języka polskiego i logicznie rozwiązuj problem z pierwszeństwem. Nie tak, jak Cię nauczono tylko tak, jakbyś był samoukiem w oparciu o przepisy i nie był na kursie ;)

  14. Bardzo ciekawy był werdykt policji i interpretacja przepisów.

     

    Sądy wielokrotnie udowadniały Policji, że nie ma ona monopolu na prawidłowe rozwiązania, a ich wąskie horyzonty w interpretacji istniejących przepisów są, co najmniej, wątpliwe.

     

     

    Tutaj też jest ciekawie. Gdyby obydwoma pasami jechały samochody równo obok siebie, to wg przepisów ten z lewego mógłby zepchnąć z drogi samochód na prawym 50m za skrzyżowaniem. Nie wiem czemu takie przepisy i oznaczenia służą? Chyba tylko temu żeby po dzwonie milicja miała łatwiej i szybciej.

     

     

     

     

    Problem jest taki, że w tym wypadku dwa przepisy są ze sobą sprzeczne, a nie ma pomiędzy nimi hierarchii ważności. W związku z tym należy znaleźć takie rozwiązanie, żeby obydwa z nich nie zostały złamane - co sprowadza się najczęściej do nieegzekwowania A-7. Swoją drogą, na egzekwowanie "swojego prawa" też jest paragraf i to już na początku ustawy.

    Taki sposób oznakowania (postawienie A-7 na wlocie nawet, jeśli jest to bez sensu) jest wymagany przez obecne przepisy, na co eksperci w analizach zwracali już uwagę (gdzieś wcześniej linkowałem opracowanie). Zresztą, od czasu wprowadzenia aktualnej ustawy PoRD wprowadzono tyle zmian, że przestaje się ona powoli trzymać kupy. Pominę, że przy okazji "usprawniono" kilka rzeczy, które dobrze funkcjonowały w ustawie z 1983 roku (zawracanie na przykład).

     

    To ciagne sie debila ktory je ustawil / wymalowal do odpowiedzialnosc prawnej. W raktyce za takie buble prawne ponosi odpowiedzialnosc miasto / zaruad udowy drog i mostow.

     

    Ano właśnie.

    Tylko, że to czyni przedmiotowy problem nierozwiązywalnym.

    A z debilem jest taki problem, że nie wiadomo, który to jest, bo:

    a) debil od malowania malował zgodnie z projektem

    b) debil od projektu miał ograniczenia w postaci przepisów i być może nie mógł tego zrobić dobrze, bo przepisy nie przewidziały takiej konfiguracji

    c) debil od uchwalania przepisów nie wiedział, co uchwala, bo tylko naciskał guzik nie mając pojęcia o tym, co tak naprawdę zmienia i po co

    d) debil od przygotowania przepisów coś tam wymyślił - być może i dobrze, ale potem przyszedł drugi, któremu się wydawało, że jest źle i poprawił po swojemu, a potem jeszcze było dwóch w kolejce do zatwierdzania zmian

    I teraz znajdź tego, który jest winny :banghead:

  15. U góry raczej ten z prawej bo od miejsca gdzie miał ustąpić pierwszeństwa już spory kawałek ujechał

     

    Ta sytuacja nie różni się specjalnie od tej z autostradą z wyjątkiem tego, że pas się nie kończy. Nawet wówczas, jeśli cofniemy ten manewr o parę metrów.

     

     

    a na dole zdecydowanie zielony. Oczywiście patrząc na to w którym miejscu narysowałeś strzałki.

     

    Tu IMHO wkraczamy na śliski teren zabaw z linijką i definiowania, w którym momencie ten z prawej jest już na drodze z pierwszeństwem oraz tego, czy ten z lewej był bardziej z pierwszeństwem, czy bardziej zmieniając pas.

    Chodzi mi o to, że wszystkie takie "proste" rozwiązania zawodzą, jeśli zaczniemy zbliżać się z jednej strony do wartości brzegowych, a z drugiej ignorując całokształt uwarunkowań prawnych w tym zakresie.

  16. W zasadzie w ogóle nie powinienem się już odzywać, bo potem muszę nieustannie bronić swojego punktu widzenia, a ciągać w nieskończoność dyskusji o tym samym, nie bardzo mi się zazwyczaj chce :biggrin:

     

    kierowca auta na skrajnym lewym pasie był na drodze z pierwszeństwem, kierowca auta z prawej wjeżdżał na drogę z pierwszeństwem z drogi podporządkowanej - sprawa jasna i bezdyskusyjna

     

    Zgodziłbym się z Tobą, gdyby nie jeden drobny niuans.

    W momencie, gdy pojazd znajduje się na pasie włączania, zgodnie z Twoim punktem widzenia, następuje kolizja dwóch przepisów:

    - jeden związany ze znakiem A-7, który notabene wg mojej opinii nic nie wnosi, ponieważ nie następuje w miejscu jego ustawienia przecięcie kierunków ruchu; brak jest też linii P-13, która ewentualnie mogłaby sugerować dodatkowo konieczność zatrzymania się w danym miejscu w celu ustąpienia pierwszeństwa;

    - drugi o zmianie pasa ruchu.

    Linia P-1c oznacza tyle, że w danym miejscu (że zacytuję rozporządzenie):

     

     

    Znak P-1c "linia pojedyncza przerywana - wydzielająca" (rys. 2.2.1.3) stosuje się do oddzielenia od pasa ruchu następujących pasów:

    - włączania,

    - wyłączania,

    - przeplatania,

    - dla autobusów i rowerów (odcinki początkowe i końcowe),

    - wydzielonych dla pojazdów skręcających na wlotach skrzyżowań,

    - zanikających.

    Nie ma w naszym PoRD (nie wiem, co jest za zachodnią granicą, ale podejrzewam, że ordnung jest tam jednak lepszy, niż nasz) stopniowania pierwszeństwa w zależności od tego, jaka jest konfiguracja związana z włączaniem, wyłączaniem i przeplataniem ruchu.

    W związku z powyższym uważam, że rzecz nie jest czarno-biała. Zgadzam się z ks-rider, że kierujący nie powinien się w ogóle nad tym zastanawiać, ale niestety nasza kultura prawna, razem z jej kształtem historycznym jest taka, jaka jest i nie mogę zgodzić się, że sytuacja jest jasna i niepodlegająca interpretacji.

    To tyle, jeśli chodzi o literę prawa, a pamiętać należy, że problemu jak na filmie nie byłoby, gdyby na każdym kroku jeden nie próbował na drugim egzekwować swojego pierwszeństwa - co notabene też nie jest zgodne z PoRD (cały czas tym polskim).

    Chciałem wrzucić jeszcze mały kontrprzykład, ale Google Maps ma nieaktualne zdjęcia, a ja nie pamiętam wszystkich obecnych szczegółów organizacji ruchu i oznakowania.

  17. To, co powinno być, to jest jedna rzecz. A to, co jest i w jaki sposób jest, to jest coś innego. I tak na końcu rację będzie miał ten, który będzie mieć prawomocny wyrok sądu. Jak być powinno, to podejrzewam, że wszyscy się zgadzamy. Problem jest w interpretacji tego, co jest, co samo w sobie dowodzi, że powinno być zrobione lepiej.

  18. Kolega ks-rider forsuje swój pogląd na sprawę w oparciu o niemieckie prawodawstwo. Jak już zostało napisane na innym forum, na którym też ten film opublikował, sprawa nie jest wcale tak prosta i banalna.

    Jeśli chodzi o linię, to moim zdaniem to nie jest linia krawędziowa P-7a, tylko linia P-1c której zadaniem jest oddzielania pasa ruchu od pasa włączania.

    Znak A-7 na wjeździe jest wymagany przepisami, natomiast, jak wspomniano w tym dokumencie:

    https://mib.gov.pl/files/0/1796924/TOMI.pdf

    na stronie 519 nie jest to rozwiązanie nie budzące żadnych wątpliwości.

  19. -Mówie o krajach takich, jak np. Francja, Austria, Szwecja itp.

     

    Zwróć tylko uwagę, że w tych krajach występuje nieco inna kultura jazdy. W takiej Szwajcarii są drakońskie ograniczenia. Co więcej one nie są narzędziem ucisku (jak możnaby to uznać, gdyby były u nas), tylko są wspierane przez samych szwajcarów.

     

     

    -I o to chodzi. Im wieksza dopuszczalna predkość na danym odcinku, tym dłuższy sygnał. To jest logiczne chyba dla każdego.

     

    Widać nie do końca, skoro ustawodawca najwyraźniej o tym nie wiedział ;)

     

     

    - dopóki nie bedzie sychronizacji świateł, a także kultury jazdy, to podniesienie nawet do 100km/h nie upłynni ruchu. Tak jak nie zmniejszy ilości wypadków, ograniczenie jej do 30

     

    Synchronizację bym z tego wyrugał, bo to jest to raczej skomplikowany temat w dzisiejszej rzeczywistości, ale z resztą się zgadzam.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...