Moim zdaniem, czy ma świadków na włączony kierunkowskaz czy też nie, to nie ma nic do rzeczy. Kierujący pojazdem za nim miał zachować szczególną ostrożność. To kierowca puszki, miał się upewnić, czy jest wystarczająco dużo miejsca do wymijania/wyprzedzania i to - kolejny raz - kierowca puszki - jako osoba jadąca z tyłu miał dbać o zachowanie bezpiecznej odległości umożliwiającej odpowiednią reakcję w razie kłopotów. To było 'pierwsze primo'.
Po drugie, w Polsce obowiązuje niepisana zasada, że zawsze jest winny ten, kto wjechał 'w dupę'. Sam przekonałem się o tym, kiedy stałem w puszcze na światłach za babskiem w drugiej puszcze. Było nieco pod górkę i na zielonym, babsko zamiast ruszyć do przodu gładko stoczyło się na mnie i zatrzymało na zderzaku. Byłoby śmiesznie, gdyby nie fakt, że babsko wezwało policję a funkcjonariusze... uznali mnie winnym kolizji drogowej.... Co więcej, jechała ze mną moja luba, która potwierdzała, że to babsko stoczyło się na mnie. Odpowiedź policmajstra - nie zachował Pan 'bezpiecznej odległości'. Koniec kropka. Mam nadzieję, że wlałem trochę otuchy w serca.