Skocz do zawartości

bomie

Forumowicze
  • Postów

    11
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O bomie

  • Urodziny 01/01/1984

Osobiste

  • Motocykl
    fz6n
  • Płeć
    Mężczyzna

Informacje profilowe

  • Skąd
    Wwa

Metody kontaktu

  • Strona www
    http://

Osiągnięcia bomie

NOWICJUSZ - macant tematu

NOWICJUSZ - macant tematu (8/46)

0

Reputacja

  1. Zanim poskładałem sprzęta minęło trochę czasu, ale jak tylko wrócił do formy to wio! Przez pierwsze kilkanaście dni (może parę tygodni) odczuwałem taki dziwny, totalny respekt do ulicy, czyt. gdzieś tam daleko pieszy zbliżający się do przejścia, samochody z naprzeciwka blisko środka jezdni i inne tego typu normalne sytuacje. Zwykle nie zwraca się na nie szczególnej uwagi a u mnie od razu ręka na klamkę tak na w razie co, jakby znowu ktoś postanowił mnie przetestować. Takie szukanie zagrożenia we wszystkim co się dzieje na drodze. Z czasem to minęło. Co do oporów przed powrotem na 2oo - ŻADNYCH :):):) Jeśli jesteś ubezpieczony w NFZ to chyba takie coś nie podlega odszkodowaniu. Przynajmniej u mnie, ale w końcu to nie Ty ponosiłeś koszty tylko szpital. Jeśli nie byłeś ubezpieczony i Ty za wszystko płaciłeś to chyba możesz ubiegać się o zwrot tych kosztów. To nie musi być jakaś astronomiczna suma - zależy od sędziego, no i też od sprawcy, bo ten też może się nie zgodzić z zasądzoną kwotą i może się odwołać. Skoro wpadł do Ciebie do szpitala i Cię przeprosił, to widać że jest w porządku, ale nie zapominaj, że to z jego powodu trafiłeś do szpitala, rehabilitujesz się, więc jakaś kara dla niego i zadośćuczynienie dla Ciebie jest co najmniej zasadne. Proponuję, żebyś zadzwonił do niego (jeśli masz kontakt) i spytał czy przyznaje się winy i czy nie podpisze Ci oświadczenia. Jeżeli sprawa jest oczywista, a on nie zamierza się wykręcać od winy, to możesz sobie szybko naprawić sprzęta. Tego akurat nie przerabiałem - niech ktoś inny się wypowie. Ja nie brałem, a jestem zadowolony z tego co uzyskałem. Pamiętaj, że te firmy biorą procent od Twojego odszkodowania (nawet całkiem niemały), więc jeśli masz czas zająć się swoją sprawą to proponuję spróbować samemu. Jeśli ubezpieczyciel będzie kręcił, zwlekał, a Ty nie będziesz zadowolony to możesz rozważyć wynajęcie kogoś kto Ci pomoże. Tak naprawdę dopóki nie podpiszesz zgody na zaproponowaną wysokość ubezpieczenia, to sprawa jest otwarta i jakby co możesz się wspomóc zewnętrzną firmą. Jeszcze jedna podpowiedź - przy każdym kontakcie z ubezpieczycielem (np. pisemne odwołania) powołuj się na wszelkie przepisy, paragrafy, ustawy. Jeśli zobaczą, że się orientujesz to będą Cię poważniej traktować. ps.jeszcze jedna sprawa. Na uzyskanie odszkodowania za szkody na mieniu i pojeździe masz bodajże 3 lata, za szkody zdrowotne 10 lat (dla pewności sprawdź) od momentu wypadku. W każdym razie nie jest to sprawa, którą musisz zajmować się już. Szczególnie jeśli chodzi o odszkodowanie zdrowotne - do ubezpieczyciela możesz się zgłosić z kompletem dokumentacji medycznej po zakończeniu leczenia.
  2. Miałem podobną sytuację (też wymuszony lewoskręt z naprzeciwka, efektowny przelot i pobyt w szpitalu ponad 7 dni, a więc tak jak napisałeś - będzie sprawa), a zatem z własnego doświadczenia: - dostaniesz wezwanie na policję w celu złożenia wyjaśnień dot. wypadku (czyli Twoja wersja wydarzeń) - kierowca puszki też zostanie wezwany w innym terminie - policja wyśle dokumenty do prokuratury, która z kolei prześle swoje wnioski do sądu - dostaniesz wezwanie na rozprawę, na której sędzia orzeknie winnego i jeśli to będzie kierowca samochodu to najprawdopodobniej sąd nakaże mu zapłatę jakiejś kwoty jako zadośćuczynienie dla Ciebie (będziesz mógł się z tym zgodzić, ale nic nie szkodzi na przeszkodzie zaproponować wyższą jeśli nie będziesz zadowolony). Niestety to wszystko trwa - u mnie od wypadku do uprawomocnienia wyroku minęło pół roku ;/ - z OC sprawcy (jeśli podpisze Ci oświadczenie to możesz uruchomić procedurę wcześniej - jeśli nie, to będziesz musiał poczekać na wyrok sądu, jego uprawomocnienie i odpis do przedstawienia ubezpieczycielowi): -- naprawisz motocykl, lub jeśli ubezpieczyciel oceni, że naprawa jest nieopłacalna wtedy dostaniesz kasę (zwykle różnicę między wartością rynkową sprzed wypadku, a wartością tego co zostało) -- dostaniesz odszkodowanie zdrowotne (określą stopień uszczerbku na zdrowiu i wielkość odszkodowania) oraz poniesione koszty leczenia (dlatego zbieraj wszystkie paragony za leki, itd.). Możesz zostać wezwany do lekarza w celu ustalenia procentowego uszczerbku na zdrowiu. Zbieraj całą dokumentację medyczną - będziesz musiał ją przedstawić. -- dostaniesz odszkodowanie za straty w mieniu (przyjedzie rzeczoznawca i sprawdzi wszystko co mu pokażesz, że zostało uszkodzone w wyniku wypadku, tj. kask, spodnie, buty, kurtka, telefon, i inne - wycenią to i wypłacą odpowiednią kwotę. Paragony mogą być przydatne, bo jeśli ich nie będzie to wycenią po swojemu, ale tak czy siak powinieneś dostać jakieś odszkodowanie. Pamiętaj, żeby pokazać im każdą ryskę na każdej rzeczy, która powstała w skutek wypadku) To wszystko z OC sprawcy. Jeśli przy okazji swojego OC wykupiłeś NW, to również te same dokumenty medyczne i paragony za leczenie może przedstawić swojemu ubezpieczycielowi. W zależności od kwoty kwotę na jaką byłeś ubezpieczony dostaniesz mniejsze odszkodowanie od tego z OC sprawcy, ale zawsze coś. Z własnego doświadczenia mogę doradzić, że od każdej decyzji o wysokości odszkodowania możesz się odwołać, a im dokładniej to uargumentujesz tym większe szanse na uzyskanie wyższej kwoty. Oczywiście nie chodzi mi tu o naciągnięcie ubezpieczyciela, ale o sytuację gdzie będziesz uważał, że odszkodowanie nie rekompensuje straty. Mi np. po odwołaniu dołożyli na nowy kask, a wcześniej uważali, że nadaje się do jazdy ;) To tyle tak na szybko. Nie wiem gdzie ubezpieczony był sprawca - ja miałem doświadczenie Hestią i naprawdę byłem zaskoczony, że przebiegło to tak sprawnie, szybko i mimo, że oczywiście wolałbym nie mieć wypadku w ogóle to jednak miło mnie zaskoczyło, że nie była to wielka batalia o odszkodowanie. Tobie oczywiście też tego życzę. Szybkiego powrotu do zdrowia :)
  3. Z tego co piszecie to wychodzi na to, że jak chcę wjechać na drogą główną i widzę, że ktoś jedzie po niej szybciej niż powinien to mogę zgodnie z prawem mu wyjechać i w razie kolizji to nie będzie moja wina... No zastanówcie się!!! Naprawdę inna sprawa gdybyś jechał strasznie szybko, był daleko i faktycznie wyjeżdżający mógłby źle ocenić ile czasu zajmie Ci dojechanie do skrzyżowania. Ale w tym wypadku jak opisujesz po prostu zajechali Ci drogę i tyle. Tak jak opisał kuras31 - wyjeżdżając z podporządkowanej trzeba ustąpić wszystkim na drodze z pierwszeństwem - tym z lewej, tym z prawej, no nawet motocyklistom :smile: Nawet jeśli popełniasz wykroczenie to jesteś na drodze z pierwszeństwem i Ty masz pierwszeństwo przejazdu (no chyba, że byś jechał bez świateł nocą, po nieoświetlonym skrzyżowaniu - do tego mogliby się przyczepić :icon_razz: ;P) I jeśli faktycznie Ci już udowodnią przekroczenie prędkości o 20kmh to najwyżej dostaniesz mandat. No chyba, że miałeś na liczniku więcej niż opisujesz... W normalnym zdarzeniu winą za spowodowanie wypadku byłby obarczony kierowca puszki i to od razu na miejscu, ale że to policaje to z nimi zawsze może wyjść, że czarne jest białe. Tak czy siak życzę pomyślnego rozwiązania sprawy, no i rychłego, żebyś zdążył jeszcze pośmigać w tym sezonie :) ps.Ale to co oni wymyślili? Rozumiem, że przyjechał inny patrol policji i kogo określił na sprawcę kolizji? Ktoś nie przyjął mandatu, że sprawa do sądu poszła?
  4. Dokładnie. Jedziesz drogą z pierwszeństwem i co najwyżej możesz dostać mandat za złamanie jakiegoś przepisu (np. wyprzedzanie na skrzyżowaniu), ale to pojazd wyjeżdżający z podporządkowanej, lub włączający się do ruchu musi ustąpić pierwszeństwa WSZYSTKIM znajdującym się na drodze głównej. Wina za spowodowanie kolizji przez policjantów jest bezsporna. Inna sprawa, że Ci nie udowodnią czy jechałeś 50 czy 100kmh. ;) ps. nie daj się - jakby Ci udowodnili, że zapiep***łeś 150, czyli że faktycznie byłbyś daleko od nich i pojawiłeś się ni stąd ni stamtąd to mogliby się kłócić. Jeśli jesteś na drodze z pierwszeństwem to choćbyś jechał bokiem ;) to muszą Ci ustąpić pierwszeństwo.
  5. Przed chwilą jechałem drogą z Bronisz do Babic pod Warszawą. Jakieś 500 metrów przed głównym rondem w Babicach na chodniku leżał chłopak - na miejscu była już karetka i ratownicy się nim zajmowali. Widziałem ściętą tablicę ogłoszeniową i nie wyglądało to za ciekawie :/ Rozbitego motocykla nie widziałem - możliwe, że był pod tablicą. Jechałem puszką, więc już nie zatrzymywałem się i nie tamowałem ruchu, ale widziałem dwóch motocyklistów. Wiadomo co z chłopakiem? Qrde prosta droga, ładna jezdnia...
  6. http://www.tvn24.pl/-1,1618596,0,1,mali-bo...,wiadomosc.html No w szoku jestem, bo tyle się słyszy o znieczulicy, a tu nie dość że potrafiły, to jeszcze pomogły ;)
  7. Brak słów na takie sytuacje... http://www.zw.com.pl/artykul/282386,396665...na_Conrada.html
  8. Niedługo po tym jak kupiłem swojego fz6 złapałem właśnie taką glebę parkingową. :banghead: Praktycznie już się zatrzymałem, ale coś mnie bujnęło, źle postawiłem nogę i gleba gotowa. Na szczęście miałem crashpady i ku mojemu zdziwieniu nic w moto się nie zarysowało. Upadek niewielki, ale jednak uderzył o beton z impetem, bo jednak swoje waży. Tak to pewnie bym przyrysował ramę i inne detale silnika, może nawet wgniótl bak, a tak to nawet ryski - jedynie crashpad się trochę przytarł, ale od tego jest. Jak miałem wypadek to też całe zniszczenia powstały od samochodu, od którego się moto odbiło, natomiast żadnych szkód na skutek kontaktu z asfaltem. Koszt crashpadów jest relatywnie niewielki do kosztów ewentualnej naprawy/lakierowania, a i moto nie traci nic z wyglądu. Gmole jednak wyglądają trochę 'doczepione'...
  9. W PZU właśnie chyba tak robią, że jak jest szkoda całkowita to można chcieć, żeby ubezpieczalnia go wzięła. Oni wtedy sprzedają go np. na aukcji czy coś, ale Ty tak czy siak dostajesz całą kasę ile był wart przed wypadkiem. W Hestii o czymś takim nie słyszałem i po prostu zwracają Ci różnicę między tym ile był wart, a tym ile Ci zostało 'w częściach'. To nie jest tak, że szkoda całkowita jest lepsza lub gorsza dla Ciebie, bo to zależy od sytuacji. Chodziło mi o to, że jeśli powiedzmy Twój fazer jest wart 20k i naprawa kosztowałaby np 19k, to dla ubezpieczalni (czysto teoretycznie ;P ) korzystniej jest znaleźć coś jeszcze do naprawy, żeby jej koszt wyniósł ponad 20k. Wtedy wycenią, że z yamaszki zostało Ci np. 8k w częściach i wypłacą Ci tylko 12k. Przy cenach oryginalnych części z salonu nie trudno jest kosztem naprawy przewyższyć wartość motocykla przed wypadkiem. Właśnie dlatego jest to bardzo częsta praktyka wśród ubezpieczycieli. Akurat u Ciebie uszkodzenia nie wyglądają tragicznie, ale u mnie też - silnik cały, rama cała, a sprzęt teoretycznie do kasacji. Po prostu zastanów się. W razie co - zawsze możesz wezwać rzeczoznawcę jeszcze raz, jeśli nie zgodzisz się z ich wcześniejszą wyceną. Mogę Cię pocieszyć, że z tego co się nawertowałem opinii przy mojej sprawie, to Hestia nie wypłaca źle ;) Ja też w mojej sprawie nie straciłem.
  10. O uszkodzenia się nie martw. Niedawno miałem przeprawę z Hestią i sprawa wygląda tak, że dzwonisz i zgłaszasz szkodę. Przyjeżdża do Ciebie rzeczoznawca, z którym spisujesz formularz strat. Najlepiej spisz wcześniej wszystko, żeby potem nie zapomnieć wytknąć każdej ryski i uniknąć kolejnych oględzin. Wszystkie rzeczy, których się nie da naprawić powinny zostać wymienione na nowe - mi napisał nawet, że lekko zarysowane lusterko (niestłuczone) i wręcz niezauważalnie, ale jednak zarysowany zestaw przełączników są do WYMIANY. Jeśli masz zarysowany bak to wiadomo, że Ci nie wymienią, ale będzie do lakierowania. Tak czy siak cała naprawa ma doprowadzić sprzęcik do stanu sprzed wypadku. Btw uważaj z tą ramą - jeśli nie jest to nic wielkiego to zastanów się czy zgłaszać, żeby Ci nie orzekli szkody całkowitej. U mnie była tylko zarysowana - zapisał to jako 'do wymiany' i m. in. tym sposobem koszt naprawy przekroczył wartość motocykla i niestety szkoda całkowita. Chociaż jeśli u Ciebie nie ma aż tak dużych strat to pisz wszystko i wytknij rzeczoznawcy każdą najmniejszą ryskę. Oddadzą Ci za wszystko, sprzęcik będzie jak nowy, a jeśli zrobisz prywatnie to jeszcze na tym co nieco zarobisz ;)
  11. Ja jak zdawałem rok temu to akurat był jakiś młody ziomuś, który się dopiero przyuczał na egzaminatora, więc miałem dwie osoby, które bacznie przyglądały mi się czy nie popełnię jakiegoś błędu. Od razu sobie pomyślałem, że lipa, bo jak coś będzie nie tak, to nie przymknie oka przy świeżym adepcie "sztuki egzaminatorskiej". Generalnie już kilka lat jeżdżę samochodem, więc przepisy okej, na motorku też już zdobyte doświadczenie, więc też okej, ale jednak mały stresik, bo jednak głupio jakoś tak nie zdać =P Na placu elegansio - co prawda ósemka powtarzana, bo tam się coś bujnęło i na linię najechałem, ale tak to wszystko pewnie i na luzie. Trasę przejeżdżałem kilka razy wcześniej, ale mimo wszystko nie ustrzegłem się błędów. Pierwszy to (to czego najbardziej się obawiałem - przyzwyczajenia z jazdy samochodem, które nie zawsze są przepisaowe) kiedy dojeżdżałem do skrzyżowania, a tu - pyk - pomarańczowe, a ja odruchowo - manetka opór, żeby zdążyć... Jak odkręciłem to dopiero pomyślałem co zrobiłem, ale było już za późno. Nie ściągali na bok, więc jechałem dalej. Jak wróciliśmy do ośrodka, to powiedzieli, że generalnie spoko, że nawet podobało im się, że zamiast gwałtownie hamować powodując niebezpieczeństwo dla jadących za mną to dodałem gazu :icon_eek: :icon_eek: :icon_eek: Ale nie podobało im się, że gdzie indziej przejechałem na czerwonym ( :icon_question: :icon_question: :icon_question: ) Potem mi wytłumaczyli, że jak skręcałem w prawo, to było już czerwone - nijak tego nie zauważyłem. Szczerze to jestem 99% pewny, że było zielone, no ale może faktycznie byłem tak zaaferowany egzaminem, że nie zauważyłem całego pomarańczowego i potem czerwonego. No ale oni uparcie, że było czerwone. Byłem pewny, że już mam w plecy, ale ostatecznie powiedzieli, że widzą, że umiem jeździć, że dobrze przyśpieszam, jeżdżę z maksymalnym dopuszczalnymi prędkościami (no zwracają na to uwagę), że generalnie nie boję się poruszać na motocyklu i życzą szerokiej drogi. Wniosek taki, że jak trafisz na mendę to zawsze się przyczepi do czegoś (niestety w samochodzie egzaminatora jadącym za tobą nie ma kamerki i nie możesz żądać, żeby ci cokolwiek udowodniali ;/ ) Ale jeśli nie jedziesz asekuracyjnie tylko pewnie, czyli "normalnie przepisowo" to tacy są bardzo lubiani przez egzaminatorów :wink: ps.zdałem oczywiście za pierwszym :crossy:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...