Skocz do zawartości

PROŚBA O POMOC - KOLZJA W SZCZECINIE


Rekomendowane odpowiedzi

  • 3 miesiące temu...

Czas na aktualizację wątku:

 

Od momentu kolizji minęło pół roku. Tak jak pisałem wcześniej, znalazłem świadka.

Okazała się nim młoda dziewczyna...

Ale od początku. 04.03.2008r. miałem bliskie spotkanie 3go stopnia z samochodem Pana Tomasza.

Pan Tomasz, mieszkaniec Koszalina zawitał do miasta Szczecina z gościnną wizytą.

Niefrasobliwie przejechał skrzyżowanie Al. Piastów z ul. Ku Słońcu. Tym sposobem wymusił mi pierwszeństwo. Ja ze swojej strony robiłem wszystko celem uniknięcia zderzenia. Hamowałem, trąbiłem, uciekałem na lewo. Nie dało się. Pan Puszkarz był tak uparty w swojej niefrasobliwości, iż nie podjął żadnego obronnego manewru.

Trzask, huk, ból... W pamięci wrył mi się widok koła przejeżdżającego obok mojej głowy...

Podniosłem się. W troszkę mało kulturalny sposób chciałem uświadomić Panu z puchy, że wjechał na czerwonym. Następnie oczekiwanie na policję. Minęła pierwsza godzina, druga, trzecia.

Przyjechali Niebiescy. Zeznawałem jako pierwszy... Trochę tłumaczenia mojego, trochę tamtego i...

Usłyszałem: „tak, jest Pan winny zdarzeniu”. Szok. Motocykl rozwalony, ja ledwo na nogach stałem i tu kolejny cios. Od razu poprosiłem grzecznie o skierowanie sprawy do rozpatrzenia sądowego.

Pożegnałem się z Panem Tomaszem i jego współpasażerką (nie jechał sam) nawet wręcz w koleżeńskich stosunkach.

Minęło kilka dni, dni w których analizowałem całą sytuację. Rozrysowywałem schemat, obliczałem, spisywałem wszystko co pamiętam. Ale no tak ja jestem sam a ich jest dwójka. Dwójka ludzi z Koszalina. Dwójka przeciwko mnie samemu.

Dwa dni po kolizji rozpocząłem akcję „Apel szukam świadków”. Celem akcji było znalezienie postronnych, wiarygodnych świadków. Błądziłem po pobliskich budynkach z moją narzeczoną. Rozpytywaliśmy razem... z miną „zbitego psa”, z perspektywą porażki. Widziałem współczucie ludzi, solidarność, jednak nikt nie był w stanie mi pomóc.

Minął tydzień, aż pewnego wieczora dostałem esemesa z nieznajomego numeru: „Witam, odpowiadam na ogłoszenie w sprawie kolizji.” Zadzwoniłem.. Po kilku minutach rozmowy uświadomiłem sobie, że jest światełko nadziei. Umówiłem się na kawę z Panią... Okazała się bardzo cennym świadkiem widziała wszystko. Dostałem zgodę na udostępnienie Jej danych Policji.

Z takimi kartkami papieru udałem się na Komendę Miejską Policji w celu złożenia wyjaśnień. W międzyczasie stoczyłem krótką batalię o wydanie notatki ze zdarzenia.

Opowiedziałem co i jak, co pamiętam, a czego nie pamiętam. Podałem namiary na świadka.

Od Pani inspektor dowiedziałem się, że policjanci przybyli na miejsce zdarzenia są z „łapanki” i mogliby startować w quizie Kazi Szczuki „Najsłabsze ogniwo” i z pewnością dostaliby ten tytuł.

Nastąpił okres oczekiwania. Codziennie dzwoniłem na KMP z pytaniem , czy coś się ruszyło.

Odpowiedź negatywną dostawałem do czerwca. Aż pewnego dnia przyszedł do mnie list polecony z Sądu Rejonowego w Sz-e.

Czyli zostali przesłuchani świadkowie, i Pan Tomasz.

Teraz role się odmieniły: po moich zeznaniach, po zeznaniach mojego świadka i po zeznaniach „ludzi z puchy” - Policja skierowała sprawę do sądu o popełnienie wykroczenia przeciwko Panu Tomkowi.

Termin rozprawy został wyznaczony na 14 sierpnia.

O 9.00 stawiłem się w Sądzie. Byli „ludzie z puszki”, przyszła świadek (wówczas na Jej twarzy malował się żal, że przez Jej uczciwość wylądowała w sądzie), przyszła moja narzeczona wspierać mnie duchowo. Przyszedł policjant i oskarżyciel (notabene też policjant).

Weszliśmy na salę rozpraw. Wszystkich wylegitymowano, pouczono o prawdomówności i konsekwencjach w przypadku niespełnienia tego warunku.

Pierwszy zeznawał oskarżony (cz też raczej obwiniony). Świadek i policjant musieli opuścić ściany sali rozpraw. Jak mi później powiedziała moja Natalia policjant w ogóle nie wiedział o „so chozi?” Podpytywał się narzeczonej co to za sprawa, kiedy się wydarzyła. No tak skoro on dostał wezwanie o 8 rano, na rozprawę, która ma się odbyć tego samego dnia o 9.00.

Po zeznaniach kierowcy puszki, przyszła kolej na policjanta. I tu zonk. On nic nie pamięta, takich spraw ma setki, na tym skrzyżowaniu był kilkanaście razy w podobnych sprawach... jednak... kojarzy mnie i kojarzy, że kierowałem motocyklem...

Zeznał... w zasadzie niczego nie zeznał... Odpowiedział na bardzo ważne pytanie - „czy jeżeli jest proponowany mandat musi się znaleźć o tym informacja w notatce policyjnej”.

„Tak jest Wysoki Sądzie” - odpowiedział. (Było to bardzo istotne pytanie i odpowiedź bowiem obwiniony twierdził, że odmówiłem przyjęcia mandatu).

Potem zeznania świadka. Pani potwierdziła wersję wjazdu puszki na krzyżówkę na czerwonym świetle. Ale... Szła z kolegą XY zamieszkałego w Z o numerze telefonu 123456789. Iiiiii lipa... kurde trzeba będzie jeszcze jednego świadka przesłuchać (wiedziałem o tym chłopaku, ale Jego koleżanka mówiła mi, że n się nie zdecyduje zeznawać, że nie chce... więc zrezygnowałem z Niego).

Skończyła. Teraz przyszła kolej na mnie. Zacząłem swój wywód... Ględziłem blisko godzinę...

„Dnia 04.03.2008r. jechałem...bla bla pitu pitu....”.

Podczas zeznań moich i mojego świadka pojawiły się pytania ze strony kierowcy i pasażerki puchy: „jaka była pogoda, jaka była widoczność, gdzie się patrzyłem...”

Potem w kolejności zeznawała pasażerka Pana Tomka.

Mówiła, że jechali skądś tam, dokądś tam. Było zielone. I Ona patrzyła, że było zielone, że zawsze patrzy czy Pan Tomasz jedzie na zielonym (Pan Tomasz dnia 04.03.2008r. był związany z Panią Natalią pierścionkiem zaręczynowym, ale żeby uwiarygodnić brak powinowatości z oskarżonym Pani Natalia stwierdziła, że już narzeczeństwem nie są...).

Pani Natalia drugi człowiek z puszki opowiedziała w sądzie, że dostałem mandat, ale odmówiłem jego przyjęcia; stwierdziła także, że przyznałem się kiedy czekaliśmy na radiowóz, iż nie widziałem ich samochodu bowiem był zielony i zlał mi się z otoczeniem. Bardzo mnie te słowa rozbawiły i nie omieszkałem ich skomentować przed Sądem. Później się okazało, iż Pani Natalia nie wie czy dostałem mandat, czy nie. O tym powiedział Jej „były” narzeczony. Natomiast fakt niewidzialnego przeze mnie Ich samochodu pominęła spuszczonym oczami w dół.

Sprawa została zakończona tego dnia, z powodu braku świadków. Został rozpisany termin kolejnej rozprawy na 16 września br. Na sprawę mieli zostać wezwani kolejni świadkowi: kolega naocznego świadka oraz drugi policjant będący na miejscu zdarzenia.

Dnia 16 września udałem się po raz wtóry na salę rozpraw. O godzinie 9.00 rozpoczęła się druga runda akcji pod tytułem”starcie: motocykl kontra samochód”.

Pierwszy zeznawał policjant. I znowuż ta sama śpiewka: „nie pamiętam, mogło tak być, wszystko jest w notatce:.

Oskarżyciel słusznie zauważył i sprecyzował pytanie tej oto treści: „czy policjant brał pod uwagę wjazd samochodu na skrzyżowanie przy czerwonym świetle? Dlaczego został zapis w notatce służbowej o wjeździe dwóch pojazdów, z dwóch różnych stron przy równoczesnym świetle zielonym?”

Okazało się, że Sąd dysponował nowymi dowodami: zdjęcia satelitarne oraz schemat sekwencji świateł na tym skrzyżowaniu. Dowody te jasno mówiły, że nie jest możliwością, żeby sygnalizatory nadawały w tym samym czasie sygnały zielone dla kierunku motocykla i kierunku samochodu. Nie jest także możliwe, żeby samochód wjechał na zielonym świetle i tak dłuuugo i tak wooolno przejeżdżał skrzyżowanie, aż ja mając zielone światło pojawiam się na nim. (To twierdził policjant iż samochód bardzo wolno wjechał na skrzyżowanie i został tam aż światło zmieniło się na czerwone a ja wjechałem na niego. Wjechałem, nie umożliwiając mu zjazdu ze skrzyżowania.)

Wspomnę też o jednym fakcie iż policjant z uporem maniaka twierdził, że jest światło pomarańczowe a nie żółte. Nawet po upomnieniach Sądu o braku w nomenklaturze przepisów słowa „światło pomarańczowe”. Pan policjant skwitował to stwierdzeniem: „różnie można interpretować zapis światło żółte”.

Najsłabsze ogniwo szczecińskiej drogówki opuściło ściany sali sądowej.

Następnie zaczął zeznawać naoczny świadek. Pokazał miejsce z którego widział zdarzenie (pokrywało się z miejscem wskazanym wcześniej przez Jego koleżankę). Również stwierdził fakt wjazdu samochodu wraz z „ludźmi z puszki” na skrzyżowanie przy czerwonym świetle.

Sąd wysłuchał wszystkich, zanotował wszystko... Poprosił o mowy końcowe.

Oskarżyciel: „...winny zdarzeniu, kara 500 zł grzywny...”

Ja: „przychylam się do wniosku oskarżyciela”.

Obwiniony oczywiście prosił o uniewinnienie.

Wyszliśmy na korytarz, Sąd rozpoczął pracę nad wyrokiem i uzasadnieniem wyroku.

Po 30 minutach znowu pojawiliśmy się na sali rozpraw w składzie oskarżyciel, ja, obwiniony i była narzeczona obwinionego.

Wyrok jaki zapadł był dla mnie bardzo korzystny: winny pan z auta.

Kara jaka została wymierzona, została uzasadniona niską szkodliwością społeczną. Niefrasobliwością poszanowania przepisów, Kwota kary, to mandat w wysokości 400 zł, pokrycie kosztów sądowych w wysokości 100 zł (zryczałtowane), badanie alkomatem 20 zł (zryczałtowane) oraz 10% kwoty mandatu 40 zł (również ryczałt). Razem 560 zł.

Cóż... Od momentu kolizji do dzisiaj minęło przeszło 6 miesięcy. Od oskarżonego o spowodowanie kolizji stałem się poszkodowanym. Dla puszkarza skończyło się gorzej najprawdopodobniej dostałby 100 zł mandat i 6 pkt. Karnych, gdyby tylko się przyznał od razu.

Teraz czekam na uprawomocnienie wyroku. Liczę też, że puszkarz nie wywinie mi kolejnego numeru i nie zacznie składać apelacji.

Po uprawomocnieniu wyroku zacznie się batalia z zakładem ubezpieczeń. Tym razem chyba nie będzie tak kolorowo i bez pomocy fachowej z pewnością się nie obejdzie, albowiem zakładem ubezpieczeń niestety jest HDI. Oczywiście podczas całej akcji korzystałem z pomocy doradczej firmowego adwokata (na szczęście pomoc była za free, na szczęście firma w której pracuje ma konsultantów prawnych).

 

P.S.1. Na dniach postaram się poskanować szkic sytuacyjny oraz różne dokumenty złożone w KMP, pomocne przy mojej sprawie.

P.S.2. Chciałem podziękować wszystkim za cenne rady, wszystkim, którzy interesowali się sprawą, wszystkim, w których znalazłem oparcie i zrozumienie. W szczególności podziękowania należą się mojej narzeczonej Natalii, za cierpliwość i wytrwałość w oczekiwaniach na korytarzach sądowych i policyjnych.

P.S.3. Ten tydzień rozpoczął się b. szczęśliwie. Przedwczoraj dowiedziałem się, że będę miał córkę. :) (że będę ojcem dowiedziałem się po wypadku :buttrock:).

Edytowane przez kuki_luke
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:D :banghead: :banghead: brawo, trzeba walczyc o swoje, Policja bardzo czesto spycha wine na tego ktory jest mlodszy lub w wiekszym szoku i mozna bardziej go omotac, powodzenia w walce z ubezpieczycielem

pozdrawiam Grzesiek

 

Akurat w moim przypadku to ja byłem starszy. Koleś ma 25 lat a ja 26 (jakiś błąd w profilu). Policja najczęściej idzie po najmniejszej linii oporu. A ja miałem po prostu pecha, że trafiłem na takich smerfów. Najprawdopodobniej nie lubią środowiska 200.

Rozbiłem Hondę cb 500, czyli naked, miejski motocykl, a nie przecinak. Usłyszałem wtedy od policjantów, że na dwójce to ja mam 140 na budziku (powiedziałem, że prędkość miałem niewielką bo nie wbiłem nawet dwójki).

A co mi tam napiszę. Sprawdzalismy też sygnalizację czy działa i jak działa. Na oko operowalismy odleglościami bo policjan stwierdził: "nie chce mi sie ku*wa kółka wyciągać bo jest zimno". Śladów hamowania nie było bo pare min po wypadku zaczął padać śnieg a te gamonie przyjechały po ponad 2h. :/

Jeden słuszny komentarz to ich przełożonej - "oni sie nadaja do najslabszego ogniwa kazi szczuki" :P

Edytowane przez kuki_luke
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kuki_luke gratuluje wygranej sprawy a przede wszystkim córeczki :evil:

wiem przez co przechodziłeś bo ja ciągle jeszcze przez to przechodze :wink:

wypadek miałem rok temu w 28 października i do tej pory sprawa w sądzie, w zasadzie to były 2 sprawy o ten sam wypadek, jedna przeciwko mnie a druga przeciwko sprawcy, ja początkowo miałem postawiony zarzut spowodowania wypadku z którego na sali sądowej zostałem uniewinniony a teraz czekam na zakończenie sprawy sprawcy...

ale jeżeli chodzi o takie rzeczy jak podejście do sprawy smerfiakow to wszystko na miejscu zdarzenia było zrobione na sztuke... ehh szkoda gadać!

 

jeszcze raz gratulacje! i oby już nigdy na takich antytalentów nam nie przyszło trafić :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratuluje wytrwałości i wygranej. Ja niestety w swojej kolizji którą nie dawno opisałem na Czerniakowskiej przyjąłem mandat(niestety). Teraz wiem, że źle zrobiłem. Dobrze, że tobie się udało, przynajmniej jeszcze sądy nie są stronnicze.

Jescze raz gratuluję :crossy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...