Skocz do zawartości

Jak masz krowę, to hamuj. Jak masz psa, to nie hamuj! - Bałkany 2014


kolasgsxr
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

„Jak masz krowę, to hamuj. Jak masz psa, to nie hamuj!

Czyli nasza pierwsza bałkańska wyprawa motocyklowa!”

 

Pomysł do wyjazdu powstał w styczniu 2014 r. Pierwotnie mieliśmy jechać dookoła Morza Czarnego i Gruzji, jednak przez sytuację na Krymie odpuściliśmy ten kierunek ( przez Turcję w obie strony byłoby za daleko i za drogo). Ostatecznie wybraliśmy, że będą to Bałkany. Na początku mieliśmy jechać we dwójkę na jednym motocyklu (KTM 990 Adventure), jednak w maju pojawiła się atrakcyjna oferta na zakup KTM Duke 200. Czasu do wyjazdu zostało mało, więc trzeba było nabić szybko pierwszy tysiąc i zrobić przegląd. Można też było przetestować jego optymalną prędkość przelotową (wyszło ok. 105 km/h) i czy nada się na tak daleki wyjazd. Konieczne też było doposażenie Diuka w stelaż, kufer i worek żeglarski, żeby pomieścić wszystkie klamoty. Ostatecznie pojechaliśmy w 3 osoby na dwóch Kaciach.

 

14 czerwiec – Rano zaczynamy się dopakowywać, bo w tygodniu praca na to nie pozwala. O godz. 11.00 ruszamy. Dziś jedziemy do Krakowa. Oczywiście z przystankiem w McDonalds w Radomiu. 5 min przed wyjazdem zaczyna kropić deszcz. Całą drogę towarzyszą nam chmury, ale nie pada. Przed Krakowem na niebie widzimy nadciągające czarne chmury, na jezdni pełno kałuż. Na szczęście gonimy burzę, a nie ona nas. Udaje się nie zmoknąć. Bardzo głodni wpadamy do Pizza Hut na królewską ucztę. Nocleg pod dachem u rodziny.

Dystans ok. 300 km

WcUUU2B.jpg

 

15 czerwiec – pobudka ok. 6 rano, o 7 wyjazd nad Balaton. Jest zimno, szaro i kropi lekki deszcz. W Chyżne kupujemy winiety Węgierskie (50 zł za 2 motocykle), naciągamy i smarujemy łańcuchy.

HGiGcXs.jpg

kdCeOZs.jpg

Droga ciekawa tylko na odcinku Słowackim, Węgry to już autostradowa nuuuda. Pogoda tego dnia poprawia się znacznie po wyjeździe ze słowackiego pasma górskiego.

7ae81v4.jpg

 

Śniadanie jemy gdzieś na słowackim polu przy drodze. Pierwsze kanapki z PRZEPYSZNYM pasztetem Podlaskim! Ściągamy podpinki przeciwdeszczowe, bo naprawdę robi się ciepło.

8gPea3a.jpg

 

Kolejne kanapki z jeszcze lepszą golonką jemy gdzieś na parkingu przy autostradzie przed Budapesztem.

BNykNln.jpg

teb2rz7.jpg

 

Przez Budapeszt przejeżdżamy bez większych problemów, co jest dość dziwne, bo przez ostatnich kilka lat zawsze się tam gubiliśmy, a nawigacja wariowała. Nad Balaton, a konkretnie na kemping, do którego adres znaleźliśmy w Internecie przed wyjazdem, dojeżdżamy pod wieczór, zahaczając wcześniej o Lidla J Strasznie wieje i jest chłodno, więc się nawet nie możemy wykąpać w Balatonie. Na kolację full wypas. Fasolka po bretońsku zrobiona na kuchence turystycznej, zagryzana grubą pajdą chleba (Dorotka kroi hehe). Czeka nas pierwszy nocleg pod namiotem, na nowych samopopompujących matach marki „Keczucha” J Pierwszy problem, to wielkość namiotu. W 3 osoby się mieścimy, ale bagaże, ubrania czy kaski, ciężko jest już upchnąć...

3Q6qKNg.jpg

I8xqktM.jpg

 

Dystans 550 km.



16 czerwca – wyjazd ok. 10. Dziś w planie dojazd do Chorwacji. Dziś znów autostradowa nuda, na szczęście są to ostatnie kawałki autostrad, jakie mamy w planach. Dla zabicia nudy zakładam słuchawki i słucham muzyki – pomaga, droga szybciej leci. Plan zakłada znalezienie noclegu blisko jezior Plitvickich. Rano pogoda jest całkiem w porządku, nie za ciepło, nie za zimno… ale im dalej, tym gorzej. Przy zjeździe z autostrady na starą 1-kę (okolice Karlovaca) zaczyna padać deszcz. Robi się coraz zimniej. 3 km przed miejscowością Slunj widzimy kuszącą tabliczkę „wolne pokoje”. Właściciele bardzo mili i pomocni, do tego motocykliści.

jNWV6Jo.jpg

7TmU6hL.jpg

rusa8wp.jpg

rvsBqpC.jpg

Zaopatrujemy się w hit wyjazdu – Karlovacko cytrynowe. Zjadamy liofilizaty na obiadokolację i zastanawiamy się cały czas, czy następnego dnia idziemy zwiedzać jeziora Plitvickie, czy też nie. Będąc czwarty raz w Cro wypada je wreszcie zobaczyć, ale prognoza pogody pokazuje deszcz przez cały dzień. Zobaczymy rano…

 

wYlVFwQ.jpg

gIgg56a.jpg

Dystans 320 km.

 

p.s. To moja pierwsza foto relacja zamieszczana w necie więc proszę o wyrozumiałość ;)

Edytowane przez kolasgsxr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 czerwca – Wstajemy, nie jest źle. Przynajmniej nie pada, choć jest szaro i na niebie widać tylko chmury. Właścicielka dzwoni do j.Plitvickich i tam też nie pada. Decydujemy więc, że jedziemy. Zostawiamy graty w mieszkaniu i ruszamy. Parkingi przy wejściach do jezior dla motocykli są bezpłatne –miło. Mamy przewidziany cały dzień na zwiedzanie, dlatego wybieramy jedną z najdłuższych tras, tj. H, która zaczyna się od wejścia nr 2. Mimo niepogody ludzi sporo. Na początku, wąskimi uliczkami pod górę podwozi nas podskakujący duży meleks. Potem 1,5 h spacerku w dół wzdłuż jezior, wodospadów itp. Janek filmuje swoją kamerką Go-Pro rybki pod wodą, robi kilka sweet-foci, żeby była pamiątka.

mwlB2vY.jpg

 

1Y9GOMQ.jpg

 

bChPXwm.jpg

 

YF69m3m.jpg

 

hOrnfX6.jpg

 

Pnh1n7k.jpg

 

ao0vP2P.jpg

 

hKGmcb4.jpg

 

CaJfz9x.jpg

 

EeF95Zo.jpg

 

rqyHN4w.jpg

 

BUuATDY.jpg

 

Kolejny etap to 20 min „rejs” na drugą stronę jeziora Kozjak (na zdjęciu punkt P2 do P3), podczas którego zaczyna padać deszcz.

 

f2KiWvp.jpg

 

Przy punkcie P3 jest kilka barów, więc chowamy się tam przed deszczem i przy okazji coś jemy. Na szczęście przestaje padać w momencie, gdy ruszamy dalej zwiedzać. Dalej idzie się w kierunku największego wodospadu na trasie Veljki Slap, a następnie zawraca i zaczyna iść w górę.

1aD751A.jpg

 

AHZfyXX.jpg

 

rSBPxrf.jpg

 

RMYYfR3.jpg

 

Z rejonów wejścia nr 1 zabiera nas taki sam meleks (przez niektórych nazywany tramwajem lub pociągiem) i wysadza przy wejściu nr 2. Cała trasa, łącznie z jedzeniem, zajęła nam ok. 6 h. (wejście do parku 110 kun/osobę).

 

VPNE0iq.jpg

 

Po powrocie Karlovacko cytrynowe, kanapki i spać.

ShsR0iZ.jpg

Edytowane przez kolasgsxr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też cztery razy byłem w chorwacji a plitwickich jeszcze nie zwiedzałem :rolleyes: . dawaj dalej fajnie sie czyta

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 czerwca – Budzi nas deszcz. Ubieramy się w przeciw deszczówki i wyjeżdżamy. Pierwotnie w planach dojazd na Pag i przejazd po nim w kierunku Zadaru. Z uwagi na pogodę i widomość od 2 motocyklistów, z którymi mieliśmy się spotkać w okolicach Pag-u następnego dnia i dalej jechać razem (w jednym GS-ie padła skrzynia przed Budapesztem – serdecznie współczujemy), zmieniamy cel, na bardziej południowy. Jest strasznie zimno, 12 stopni i pada deszcz (dawno nie padało…). Do tego dziś zamknęli drogę do j. Plitvickich i trzeba jechać objazdem od miejscowości Grabovac do Prijeboj (jakieś 10 km do nadrobienia). Starą drogą jedziemy jeszcze do miejscowości Gracac i odbijamy w kierunku wybrzeża. Zaczyna się cudowna, kręta, górska droga, która zimą jest nieprzejezdna (są szlabany przy drodze).

 

pQGX0DD.jpg

 

pAy5w9C.jpg

 

z4aNXe3.jpg

 

bFxehmB.jpg

 

Im bliżej jesteśmy wybrzeża, tym pogoda zaczyna się robić lepsza, chmury ustępują, temperatura wzrasta i deszcz przestaje padać. Mijamy tabliczkę Sopot, więc zaraz musi być też i morze. Za kilka minut ukazuje się nam Adriatyk, nawet zapachy zaczynają się robić typowo chorwackie – WRESZCIE ;) Jedziemy Jadranską Magistralą na południe. Termometr pokazuje 28 stopni, musimy się zatrzymać i zdjąć deszczówki, podpinki itd. Miejscem do tego idealnym jest zadaszony parking Kaufland-u (okolice Sibenika). Obowiązkowo zakupy.

 

1XKHvof.jpg

 

2GTO8Si.jpg

 

Po wjeździe na drogę nr 58 w kierunku Trogiru znów zaczynają się zbierać chmury. Dopada nas obfity deszcz (nie ma jednak czasu zakładać podpinek/przeciwdeszczówek, więc przyspieszamy i po paru minutach uciekamy burzy ;) Krople deszczu są tak duże, że przy większych prędkościach >120 km/h, aż boli, gdy rozbijają się na ubraniu. Dojeżdżamy do Trogiru i zaczynamy szukać miejsca do spania w kwaterach (chmury nadal nad nami krążą). Jednak Trogir to jakby nie Chorwacja. Tabliczek „sobe, zimmer, rooms, apartamani” jak na lekarstwo. Wreszcie coś znajdujemy, ale właściciele chcą 70-80 euro za 3osoby! Udaje się znaleźć też fajny kemping z dostępem do morza, jednak z uwagi na krążące chmury mocno się zastanawiamy czy namiot, to aby dobry pomysł na tą noc. Jednak wygrywa cena, czyli namiot (ok. 30 euro za 3 osoby i 2 moto). Rozbijamy namiot w samą porę, bo zaczyna znów padać deszcz.

 

YyR4rx5.jpg

 

Obiad zaczynamy gotować na kuchence w deszczu. Obok nas „kamperują” Holendrzy, którzy przygarniają nas pod swój dach, pozwalając korzystać ze stołu i krzeseł. Bardzo to miłe z ich strony, ułatwia to nam przygotowanie i zjedzenie posiłku. Po jedzeniu idziemy na upragnioną kąpiel w Adriatyku. Choć woda w pierwszym momencie wydaje się zimna, trochę pływamy. Co chwila w oddali słyszymy grzmoty, na szczęście deszcz do wieczora ustępuje i mimo krążących czarnych chmur, nie pada. Idziemy się kawałek przejść po mieście i wracamy spać, bo rano trzeba wstać…

 

Dystans ok. 285 km

 

cILZfAh.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też cztery razy byłem w chorwacji a plitwickich jeszcze nie zwiedzałem :rolleyes: . dawaj dalej fajnie sie czyta

Kurcze, mi też jakoś na te Plitvickie jakoś nie po drodze zawsze. Dobrze chociaż na zdjęciach pooglądać!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 czerwca - … na prom ze Splitu do Vela Luka (Korcula), który odpływa o 10:15. Jednak okazuje się, że cena promu to nie 270 kun (jak to wynika z informacji sprawdzonej w domu w internecie, przed naszą wyprawą), a prawie 500 kun!!! Uznajemy, że to dla nas za drogo, i jedziemy wybrzeżem. Zahaczamy o starówkę Split-u w poszukiwaniu miejsca, w którym jedliśmy najlepsze lody na świecie (3 czy 4 lata temu). Niestety już go nie ma, musieli zrobić w tym miejscu jakąś inna knajpkę. Zjadamy za to pyszne śniadanko i pijemy dobrą kawusię, ciągniemy Internet (WiFi) i ustalamy co dalej robimy.

TqUIOQ4.jpg

7AzeGtJ.jpg

Ok. 11 wyjeżdżamy w kierunku Podacy, w której byliśmy kilka lat wcześniej. Na wysokości Makarskiej jest jednak pewna atrakcja, której nie możemy ominąć, mianowicie góra Sv. Jura (1 762 m.n.p.m.), na którą można wjechać wąskimi i krętymi drogami. Droga (od szlabanu) na szczyt ma 23 km, w każdą stronę jedzie się ok. godziny, a przyjemność taka kosztuje 50 kun od osoby, ale warto. Wrażenia z przejazdu są super.

Mr54NBg.jpg

tRgnlo2.jpg

43zQ8TA.jpg

Z59B433.jpg

V4qYOk6.jpg

iYCDZlz.jpg

Na trasie spotykamy kilku motocyklistów, rowerzystów oraz samochody, które wyjeźdzają bezmyślnie z za zakrętów myśląć, że przecież z naprzeciwka napewno nic nie jedzie.

8KG8eMp.jpg

BjdDQiC.jpg

zxYIWWi.jpg

vedta2I.jpg

ZgEwuk7.jpg

6Q3iUZw.jpg

8zZqltx.jpg

Ba99Kud.jpg

veJRF2u.jpg

hJY0wIP.jpg

J7rFvpp.jpg

Do dawnej kwatery w Podacy dojeżdżamy na 17. Latamy po sklepach w poszukiwaniu mięsa mielonego, jednak bez powodzenia. Trzeba podjechać do większego marketu w Gradac. W tym czasie Dorotka robi pranie…

VuZDj7K.jpg

Po pysznym obiadku idziemy się kąpać.

YHgmmn9.jpg

Tego dnia pogoda dopisuje. Jednak sprawdzając pogodę na następny dzień nie wygląda to już dobrze – deszcze i burze. Nie ma więc sensu zostawać tutaj, trzeba jechać dalej.

Dystans 175 km.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 czerwca – Poranek bardzo ładny, bezchmurny. Ale zgodnie z wczorajszym postanowieniem, jedziemy dalej. Pakujemy się zatem i ruszamy na prom z miejscowości Ploce, który zabierze nas na półwysep Peljesac (prom przybija do Trpanj). Nie jedziemy jednak magistralą adriatycką, a w górę, do Starej Podacy, z której z poprzednich lat znamy malowniczą drogę (nie ma jej na żadnej mapie). Jadąc wzdłuż pasma górskiego wyjeżdżamy w Gradac-u, i dalej już 8-ką. Ceny promu niestety nie pamiętam, ale odpływa on dość często.

Vg2Gq6y.jpg

LtkeTIv.jpg

y4ULbH5.jpg

NTKhLgU.jpg

CP0MFxl.jpg

ql8FbXP.jpg

qo8ZBrd.jpg

Po zjechaniu z promu spotykamy kolejną grupkę motocyklistów z Włoch, oni również jadą w kierunku przeciwnym do naszego :o

lG9YdKk.jpg

Zaraz po zjeździe z promu jedziemy na piękną i jeszcze dziewiczą plażę w Divnej (znaną nam z zeszłorocznych wakacji). Po drodze w miejscowości Gornja Vrucica kupujemy wino z lokalnego wyrobu, które w zeszłym roku nam bardzo smakowało. Jest tam też bardzo mało luksusowy kemping, ale i bardzo tani (za 3 os, namiot i 2 moto 110kun), na którym się rozbijamy. Idziemy się opalać i pływać.

Yvi2UhY.jpg

ONnaz7V.jpg

mQY7VxW.jpg

Z dziewiczej plaży, w oddali widać okolice Podacy - pogoda w tamtej okolicy się sprawdziła, dobrze więc, że tam nie zostaliśmy - nad lądową częścią wybrzeża przechodzi silna burza, momentami widać, jakby chmury spadały do samej ziemi (tak mocno leje deszcz), do tego piękne pioruny i głośne grzmoty. Momentalnie spada temperatura i zrywa się silny wiatr, jednak nasz półwysep burza jakimś cudem omija, i spada na nas zaledwie 10 kropel deszczu (Dorotka miała rację :) ).
Zjadamy uroczysty posiłek (zupki chińskie spod Radomia, kanapki z pasztetem Podlaskim) i idziemy posiedzieć nad brzegiem morza.

Dystans 70 km (z tego 20 km wyjazd do sklepu i z powrotem do Trpanj).

SuMQbTJ.jpg

JcwAGDw.jpg

tzA7iq0.jpg

mbBsNwT.jpg

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się, że się podoba ;)

 

21 czerwca – Dziś w planie dojazd do Czarnogóry, w której nigdy nie byliśmy. O 7.30 na kemping „przyjeżdża sklep” ze świeżym pieczywem. Pogoda rano taka sobie, ale nie pada. Jemy śniadanie, pakujemy się i ruszamy na podbój Kotoru.

b3tkldE.jpg

jKSgpOK.jpg

Po drodze odwiedzamy kilka wartych uwagi miejsc. Najpierw zatrzymujemy się na wysokości miejscowości Potomje, gdzie znajduje się pięknie zachowany, ręcznie wykuty w skale tunel Dingac o długości 400 m i szerokości na jeden samochód. Robi wrażenie.

WZZqf0w.jpg

Następnie jadąc w stronę miejscowości Stone odbijamy w pewną sekretną drogę, którą wjeżdża się na szczyt pasma górskiego, gdzie znajduje się kilkadziesiąt wiatraków. Po rozmiarach sądząc mają one ok. 1 MWe każdy. Po kilkuset metrach droga ta zaczyna iść mocno w górę i jedzie się po bardzo dużych i luźnych kamieniach, które są dodatkowo bardzo różnie porozrzucane przez płynące drogą strumienie i bardzo śliskie (po opadach). Diuk nie daje rady na takiej nawierzchni. Dorotka zawraca, jednak w dół droga staje się jeszcze trudniejsza niż pod górę. Pierwsze trudne chwile dla Diuka i Dorotki, więc z tyłu za nimi biegnie Janek, tak na wszelki wypadek… a Ja na dziku jadę na górę, strzelam kilka fotek z wiatrakami i szybko wracam na dół.

XCi5BWZ.jpg

nsW296M.jpg

HCsT72J.jpg

Im bliżej Dubrownika, tym pogoda zaczyna się poprawiać. Robimy obowiązkowy postój na zrobienie fotek na moście Dr. Franja Tudmana o długości 518 m. przed Dubrownikiem.

MCEzOHV.jpg

cWBNegp.jpg

8axww9k.jpg

Żar leje się z nieba, akurat wtedy, gdy chcemy przejechać przez wiecznie zakorkowany Dubrownik.

oNPh90L.jpg

ehmpgI8.jpg

788GVC6.jpg

d5GJWQG.jpg

dcONrMm.jpg

zGbIasZ.jpg

isyI5CD.jpg

A w oddali czai się "zło" ;)

JoxOaBA.jpg

Zatokę Kotorską objeżdżamy dookoła...

vdKhAA1.jpg

bTVAGpu.jpg

... i zatrzymujemy się przy starym mieście w Kotorze.

3gV9Xpg.jpg

Obok nas sporo motocykli, głównie z Polski. Z dwójką Polaków-motocyklistów udaje się trochę pogadać o trasie, miejscach, które warto zobaczyć, zdobywamy też namiary na fajną miejscówkę blisko południowego wjazdu na Transalpinę. (Nie wiedzieć czemu, praktycznie wszyscy motocykliści, których spotykamy na trasie robią trasę odwrotną do naszej, tj. zaczynając od Rumunii, a kończąc w Chorwacji.)
Na starówce jemy sobie pyszne Kalmary (Dorotka ma dziś urodziny :D ). W restauracji mamy dostęp do WiFi, więc jest to dobre miejsce na szukanie noclegu w okolicach Kotoru na booking-u. Udaje się szybko znaleźć fajny i niedrogi nocleg kilka kilometrów dalej w miejscowości Radanovici. Po wielu trudach (przejeżdżamy tą miejscowość 4-y razy, pytając się policji, przechodniów, jak tam dojechać…) w końcu jakoś trafiamy. Kwatera bardzo nam odpowiada, czysto i bardzo ładnie, z pięknym widokiem na góry. Smarujemy łańcuchy, bierzemy prysznic, jemy kolację i raczymy się białym winem zakupionym w Chorwacji, świętując urodziny Dorotki :D Z dobrymi humorami kładziemy się spać.

Dystans 220 km.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A trunki lokalne jakieś...? ;)

Na półwyspie Peljesac (Cro) jest bardzo dużo plantacji winogron i praktycznie w każdej wiosce robią domowe wino (są białe i czerwone). Przy drogach są małe sklepiki, często w piwnicach, garażach. Bardzo chętnie częstują różnymi "szczepami" - hojnie przy tym lejąc. Po degustacji z kilku różnych butelek w szybkim tempie można się nieźle urąbać :biggrin: w takim upale. Do tego ceny za butelki są od 15-20 kun (czyli ok 10-15 zł) zachęcają do zakupów. Dostać też można winna z wyższej półki za 40 kun. Nam jednak bardziej smakowały te z dolnej półki.

Do tego gdzie się dało piliśmy Karlovacko cytrynowe, które traktowaliśmy jak oranżadę a nie jak piwo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo fajnie sie czyta Wasza relacje :) Wspomnienia powracają i chciało by sie tam wrócić ponownie . Ciekawy jestem dalszego etapu Waszej podróży ponieważ jedziecie podobna trasa co my 2 lata temu . Góra św. Jerzego - juz dzisiaj chętnie bym tam wystartował :D A co do degustacji miejscowych trunków to trzeba zachować czujność !!! Cieżko wrócić o własnych nogach do kompanów :D

Czekamy na cd ...

PS. Karlovacko cytrynowe dobre na plaże w tych 2l butelkach jak ma sie w planach wieczorną jazdę na 2oo :)

Edytowane przez _Pablo_

Motocykle są jak wódka ... prawdziwa jazda zaczyna się od litra ...

 

2012r. - Rumunia/Bułgaria : 4500km (14 dni )

2013r. - Albania/Grecja : 4700km (17 dni )

2014r. - Estonia/Finlandia : 4000km (15 dni )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki, cieszymy się, że się komuś podoba ;) Ciąg dalszy wkrótce.

 

22 czerwca [cz. 1/3]– Poranek wita nas pięknym widokiem na góry i lądujące kilka kilometrów dalej samoloty.

iNTapRa.jpg

Dziś mamy w planie jeden z najpiękniejszych odcinków trasy. Początkowo kierujemy się na Njegusi, do którego z Kotoru prowadzi piękna droga z dużą ilością zakrętów, i cudownymi widokami na całą zatokę Kotorską.

3IVxlub.jpg

Im jesteśmy wyżej, tym widoki są ładniejsze.

FHFYVXA.jpg

yMIqVVY.jpg

WiFJuNd.jpg

Ro4OQFS.jpg

Janelek dostrzega „gekona”, więc zatrzymujemy się, by zrobić fotki.

EuztGNt.jpg

hRih7as.jpg

Hi8otI5.jpg

Nie dojeżdżając do samego Njegusi po prawej stronie jest odbicie na Nacional Park Lovcen.

0MpyjCQ.jpg

Trasa prowadzi nas wąską drogą obrzeżami parku Lovcen, przez góry, z super widokami na zatokę i morze. Mijamy kilku motocyklistów - byłoby dziwne jak by jechali w tą samą stronę co my, prawda?

u4Rh0QO.jpg

JeMaBi5.jpg

D6Sas0z.jpg

Do najwyższego miejsca, na które można wjechać, docieramy po 2 godzinach, ok. 10:30. Do szczytu Jezerski (1657 m.n.p.m.) zostaje nam do przejścia kilkadziesiąt schodów, ale na takiej wysokości jest przyjemnie chłodno (były miejsca gdzie zalegał jeszcze śnieg), więc idzie się przyjemnie. Ze szczytu rozpościera się piękny widok na park oraz zatokę.

onr81iA.jpg

TWMxQV2.jpg

o837IXX.jpg

t4imxw9.jpg

cdn...



cdn...

Edytowane przez kolasgsxr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...