Skocz do zawartości

Miedzy innymi Albania 2013


J/P
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Znowu udało się wrócić w jednym kawałku. Tym razem lajtowo, 10 dni i 4040 km, 2 dni kotwica po drodze i smażenie się w słońcu południa, 8 dni w siodle.
Po raz kolejny pojechaliśmy do Albanii, w ubiegłym roku był jakiś niedosyt.
Trasa prosta:
13.06 - Rzeszów, przez Debreczyn, Oradea i lądowanie gdzieś na trasie w Rumunii w motelu w okolicach Beius
14.06 - przez Transalpinę (Transfogorska już wystarczy...), do Oradei
15.06 Vidin, Nis, Skopje, Tetovo do Ohrydu
16.06 - kotwica w Ohrydzie
17.06 z Ohrydu przez Korce, Gjirokastre, Sarande do Ksamilu.
18.06 Kotwica w Ksamilu
19.06 Sarande, Vlore, Durres do Sveti Stefan w Montenegro,
20.06 przez Chorwację do Rogoznicy
21.06 Z Rogoznicy przez Plitvickie do Siofok nad Balatonem,
22.06 przelot Siofok - Rzeszów.
Bez niespodzianek czy komplikacji. Deszcz dorwał nas tylko przez 2 min w Presovie, ale wystarczyło żeby zlać nas na maxa - oberwanie chmury, w końcu udało się uciec.

W sprawie sprzętu:
Ja byłem czwarty lub piąty raz na Bałkanach, w tym czwarty Yamahą Warrior. Po ubiegłym roku okazało się, że Wariat to niezłe enduro icon_mrgreen.gif
Pozostałe wyjazdy to głównie Włochy, Alpy itp., a tam Wariat to idealny wybór dla mnie na winkle i długie łuki, dobry kop na prostych i podjazdach, a na zjazdach heble dają radę (te same co w R1 icon_smile.gif )
Wracając do Bałkanów, kiedyś zrobiłem je na Virago 750 i było OK. Teraz kilka razy objechaliśmy nieco dziksze tereny i gorszymi drogami - hardkor to mimo wszystko Albania i drogi przez góry - wilgotny sen posiadacza enduro - jest gdzie poszaleć. Duży turystyk powinien dać radę - w końcu Wodzu przejechał HD Electra Glide, Gavlos Hondą VTX, a Jasio Buell Lightning.
Daliśmy radę i mieliśmy niezłą frajdę. Szczególnie, że po ubiegłorocznej Albanii narobiliśmy sobie smaka i dużo więcej tym razem objechaliśmy. Było warto.
Reasumując - wystarczą chęci, toche ostrożności i oczy dookoła głowy - tam nikt za rogiem nie czyha z Kałachem, tylko drogi mają fatalne, a ludzie mili i sympatyczni, to nic że w ludzkim języku nie da sie porozumieć, i tak pomoga.
Ostatnia rada - jedź do Albanii póki czas, póki jeszcze komercja tam nie zapanowała, ludzie się cieszą ze spotkania z kimś z daleka, EU jeszcze nie wkroczyło z przepisami i normami od linijki i wszędzie panuje radosny bałagan.

Personae dramatis:
Ja czyli Góral na Yamaha Warrior
Jasio na Buell Lightning
Wodzu na HD Electra Glide
Gavlos na Honda VTX
Dzień pierwszy.
http://maps.google.pl/map...via=1,2&t=m&z=7
Startujemy o 9.30 z pod Red Zone, Wodzu musiał dojechać ze Stalowej Woli. Przelot do Barwinka, tankowanie, kawa i hot dog. Potem męka przez Słowację - kraj policyjny, każdej kupy kamieni pilnuje funkcjonariusz. Na przejścu z Węgrami ulga, wreszcie w miarę normalny kraj. Obiadek w znajomej knajpce, oczywiście menu tylko po węgiersku. Przelot na Rumunię, prosto w góry. Droga taka sobie, dziury, jak to w Rumunii poza główną szosą. Po 17 szukamy noclegu - całkiem niezły motel - wysoki standard za 75 lei od uśmiechu.
No i mały zonk na wieczór - ani na stacji ani w motelu nie ma piwa. Wodzu bez namysłu rzuca się do swojej Elektrowni i jedzie do wiejskiego sklepiku gdzie z pomocą uczynnych lokalersów pakuje butelki Ursusa do kufrów. Uratował początek wieczoru bo później tradycyjnie przeszliśmy na koncentraty zagryzane kabanosem. Później siusiu i spać.
https://imageshack.com/scaled/large/13/ssms.jpg
https://imageshack.com/scaled/large/692/oowg.jpg
https://imageshack.com/scaled/large/208/367p.jpg
https://imageshack.com/scaled/large/259/j8o9.jpg
https://imageshack.com/scaled/large/515/wyc0.jpg

dzień drugi: Transalpina

http://goo.gl/maps/8Woix

Ruszamy. Po śniadanku kierunek na Sebes i Transalpina. Ponieważ kilka razy przejechaliśmy już Transfogorską, tym razem coś innego, choć wcale nie mniej emocji, bo co prawda asfalt niby dobry i można poszaleć na łukach, ale są miejsca gdzie nawierzchnia jest szutrowa - po przekopach albo po zimie i radośnie nikogo to nie obchodzi. Do tego niespodzianki jakie kiedyś wypadły z betoniarki i zastygły na asfalcie. Ogólnie OK, choć dzięki rumuńskim kierowcom z wielką fantazją ciepło mi się kilka razy zrobiło. I to nie na duszy icon_eek.gif . Po drodze obiadek i knajpa oblężona przez czeskich motocyklistów, każdy w łapie piwo. My też. Popatrzyli dziwnie - my normalne, oni bezalkoholowe. szybko odjechali.
Fajne serpentyny, przycieranie podnóźków (nawet VTX!), widoki itp, jak to przez góry.
Później przelot do Craiovej przez rumuńskie wioski boczną drogą - nie przestanie mnie zdumiewać, że na przejazd grupy motocyklistów reagują jak na przelot kosmitów - w UE anno 2013.
Przed Craiovą hotel o standardzie wczesnego Ceauşescu ale za 10 ojro od uśmiechu, no i piwo mieli zimne w ilościach przyzwoitych. Później naturalnie koncentrat w ilościach pozwalających na radosne zerwanie się następnego ranka.
Fotki:
https://plus.google.com/photos/101350235938896826867/albums/5894871922432612305?sort=7

 

Dzień trzeci: invading balkans

http://goo.gl/maps/UV7H4

Wyjeżdżamy z Craiovej i kierujemy sie na Vidin - ciekawe czy skończyli most na Dunaju, który w tamtym roku był w budowie i to niezbyt zaawansowanej. Okazuje się, że most jest, nowe przejście graniczne, fragment dwupasmówki, OK. Droga do granicy serbskiej pusta.
Oczywiście na granicy Serbowie nieprzyjemni, wypytują dokąd jedziemy, nie daj Boże powiedzieć , że do Albanii. Cos tam odburkujemy - tym samym tonem co oni i po wnikliwej analizie wszelkich możliwych dokumentów ruszamy dalej. Widać, że nie lubią nas tutaj.
Spokojna droga, i fajny odcinek z Zajecar do Nis - lecimy po łukach jak w tamtym roku, niezamowita frajda, szybka i kręta trasa. Później już za Nis serbska autostrada w przebudowie i chamscy serbscy kierowcy. Byle do granicy macedońskiej. Za granicą w Skopje obiadek na stacji benzynowej i jako jeszcze wczesna pora jazda na Ohryd przez Tetovo. Droga fajna, ludzie jakoś milsi na drodze niż raptem kilkadziesiąt km wcześniej w Serbii. Później po rozmowie z włascicielem pensjonatu w Ohrydzie dowiadujemy sie, że Macedończycy ze wszystkimi żyją w zgodzie, Serbowie nikogo nie lubią, ba , Serbowie nie lubią siebie samych.
Już od Rumunii robi sie coraz biedniej... Biedne domy, wozy konne, auta, które u nas dawno juz gniją za szopą sołtysa, ludzie coraz częściej obdarci, a nie ubrani... Bose dzieci. Witajcie Bałkany.
Dojeżdżamy do Ohrydu - największego, najbogatszego i najelegantszego kurortu Macedonii.
Jak ktoś narzeka, że w Polsce nie za bogato, niech rusza na Bałkany, zobaczy południe Rumunii, kawałek Bułgarii - w końcu UE. Potem pojedzie do Serbii, Macedonii, Albanii albo Bośni. Jak wróci, rozejrzy sie wokoło i krzyknie "ja p...dolę! Ameryka!"
https://plus.google.com/photos/101350235938896826867/albums/5894876946273566177?banner=pwa

dzień czwarty.
Ohryd - miasto w górach nad jeziorem. Klimat idealny przez cały rok. Łagodna zima i ciepłe ale nie upalne lato. Jak na Macedonię to bogato. Dla nas - niespecjalnie drogo, raczej tanio icon_smile.gif .
Miasto pełne cerkwi, kościołów i meczetów. A wszyscy żyją w zgodzie. Jak dziwnie?
Objechaliśmy kawałek jeziora - raczej ubogie drogi, ale kręte i w miarę równe, dużo przyjemności z jazdy. Zwiedziliśmy muzeum wody - czyli ekspozycje i rekonstrukcję osady z przed 4000 lat - człowiek to nie głupi jest - na zewnątrz +30 a w lepiance spokojne +22, słońce nie praży, niektóre domy z werandą. Mrowie ryb dookoła - raj wędkarza. Później sam Ohryd, oczywiście piveczko nieustająco, potem obiadek czyli pljeskavica po macedońsku. Na koniec dnia gospodarz doprowadził nas do senności własnego wyrobu śliwowicą, tak około 60 volt.
https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894914817810155713

Dzień piąty.
http://goo.gl/maps/wyCGS

Clou programu. Trasa z Ohrydu przez Korce i Gjirokastrę do Sarandy i Ksamilu. Byliśmy w Sarande w tamtym roku, miasto typowo wypoczynkowe - kurort Albanii. Z kolei Ksamil to podobno enklawa z pięknymi plażami i parkiem narodowym.
Ale do rzeczy. Ponoć droga przez Korce nie należy do najlepszych w Albanii, ale pojechaliśmy tam żeby to sprawdzić. Droga przez góry, bardzo kręta. Mały zonk: w kraju stacji benzynowych ani jednej stacji przez 120 km!
Dla Gavlosa nie obytego z zasadami albańskiego ruchu drogowego to silny szok. My, starzy wyjadacze, sułtani albańskich autostrad przepychamy się ze znawstwem do przodu często używając klaksonu. Wszystko z uśmiechem, bo kierowcy nie są złośliwi - po prostu tacy są - insz Allah. Pomijając stan dróg w miastach, nawierzchnia jak po dywanowym bombardowaniu, jedzie sie znakomicie - ludzie machają z uśmiechem, a policjanci pokazują jechać! Jedziemy na Erseke, jest nieźle - co ludzie piszą głupoty, że droga zła???
Zaczyna sie za Erseke. Oczywiście GPS świruje, drogowskazów nie ma a pytani w różnych językach świata tubylcy uśmiechają się szeroko i kiwają głowami. Serpentyny okazują się fatalne - nierówności i dziury, ale widoki rekompensują wszystko.
Jeśli zwracaliśmy uwagę w Rumunii, Bułgarii, Serbii czy Macedonii na biedne wioski, domy i ludzi, to tutaj bidusia jest porażająca. Jednego nie rozumiemy: mimo tego wszyscy ludzie maja banana na twarzy, szeroko uchachani - może cos tutaj palą? Poproszę o to samo?
Tak na mojego czuja - do naszego poziomu (na który wiecznie narzekamy) dociągną za może jakieś 50 lat jeśli będą mieć szczęście. Mowa tu o zwykłych ludziach, bo mafia czy politycy zawsze się wyżywią. Wystarczyło popatrzeć w tamtym roku w Tiranie - oprócz furmanek i 30 letnich mercedesów wielkie zagęszczenie bryk, które u nas można sobie pooglądać wyłącznie w pisemkach typu Auto Świat, a obok slumsów filie sklepów z Paryża.
Uwaga: na stacjach benzynowych nie przyjmuja kart płatniczych, ale chętnie przyjmują euro - i przeliczają uczciwie po oficjalnym kursie. Po drodze chwila przerwy na pivo w przydrożnej wiosce noname i stupor - dzieci w wieku 10 - 12 lat mówią po angielsku tak, jak większość naszych rodaków mogła by tylko pomarzyć, nawet po kilku latach za granicą. na pytanie skąd znaja tak dobrze jezyk, ze zdziwieniem odpowiadają, że nauczyły się w SZKOLE. Po drodze jeszcze tankowanie, bo moto już na oparach, stacja po drodze i gostek proponuje oprócz paliwa coś do jedzenia - czemu nie? Troche krecimy nosami, co poda? Ale pokazuje świeże ichniejsze cievapcici, mówi że już rzuca na grilla - było świetne, do tego kozi biały ser podlany oliwą, pszenny chleb, pivo - raj na ziemi. Oglądamy jego nieco zmęczoną Hondę Shadow - pokazuje nam przestrzelinę na boczku icon_eek.gif , później blizny postrzałowe na ręce, nodze i draśnietą głowę i mówi, że w czasie niepokojów w 1996 ktoś po prostu wywalił w niego magazynek kałacha jak jechał drogą. icon_eek.gif
Dojechaliśmy do Gjirokastry - miasto na wzgórzach, dachy kryte łupkiem - charakterystyczna cecha tego miasta. Piękne zabytkowe budynki, uliczki brukowane kamieniem, itp. Oczywiście na drogach młyn, nie mogliśmy się wbić na rondzie, znienacka wyskoczył policjant, op...dolił wszystkich wokół, zatrzymał ruch tak aby panowie motocykliści z Polska mogli dostojnie przejechać. NIKT się nie wściekał. Uśmiechali się WSZYSCY. I tak dojechaliśmy do zjazdu na Sarande, tym razem pilnowaliśmy się, żeby pojechać droga przez Mesopotam, w tamtym roku jadąc na Grecję jakoś pojechaliśmy na Delvine i przebijaliśmy się najpierw korytem wyschniętego potoku a później ścieżką dla kóz w górach. Tym razem nie musieliśmy przełączać sie w tryb enduro i dojechaliśmy do Sarandy i za 15 km do Ksamilu. W Ksamilu udało się znaleźć baaardzo przyzwoity hotel za 10 ojro od uśmiechu za noc. Postanowiliśmy rzucić tu kotwicę i obmacać to miejsce. jeszcze piveczko po 4 butelki na twarz i lulu.
https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894919938856367713

dzień szósty: Kotwica w Ksamilu.

Postanowiliśmy spędzić czas na plażowaniu, piciu piwa, niewybrednych żartach itp. Bar na plaży był nasz. Później ruszyliśmy "w miasto" - co jest może powiedziane nieco na wyrost.
Boczne ulice to po prostu klepisko. Ludzie tradycyjne mili i uśmiechnięci.W sklepie nabyliśmy - oprócz oczywiście piwa na miejscu - wiktuały na plażowego grilla. jako że postanowiliśmy spędzić wieczór elegancko, niemalże w białych kołnierzykach, nabyliśmy 3 butelki wina oraz ser, tak aby wymogom etykiety stało się zadość i rozpocząć biesiadę jak kulturalni ludzie, do tego wiktuały na grilla oraz pewna ilość piwa. Mielismy również koncentraty które postanowiliśmy zachować na deser. Biesiadę przerwał nam na moment właściciel plaży i baru, który przyszedł spytać, czy czegoś nam nie potrzeba i czy bylibyśmy tak mili i wpisali sie do jego ksiegi gości (imponujący zbiór hymnów pochwalnych gości z całego świata). Potem zasłużony odpoczynek i jeden komar, który skosztował krwi mojej albo Gavlosa i zaczął się drzeć do kolegów "imprezaaaaa!" Pół nocy spędziliśmy z Gavlosem na okrutnym mordowaniu tych nieszczęsnych stworzeń icon_mrgreen.gif

https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894937204139774545

Dzeń siódmy. Z Ksamilu do Sveti Stefan w Czarnogórze.

http://goo.gl/maps/8UO08

Postanowiliśmy dojechać do pensjonatu, gdzie miło i niedrogo spędziliśmy 2 noce w ubiegłym roku. Trasa nadmorska droga z Ksamilu do Vlore to dla mnie najfajniejsza trasa, jaką w życiu jechałem. jakość OK, wyremontowana w 2010 roku, ale widoki i winkle niezapomniane. Zrobiliśmy ja już drugi raz i muszę tu wrócić. Rewelacja. Do tego plaże w Himare i Porto Palermo - jak z pocztówki. Cóż opisywać - trzeba zobaczyć. Po dotarciu do miejscówki w czarnogórze okazało się, że właścicieli pensjonatu nie ma i trzeba szukac u innych. Jacyś niemili i nadęci ci Czarnogórcy - począwszy od policjantów po ludzi na ulicy... Nie było tam przesadnie miło i sympatycznie. Widać, że kraj nastawiony na turystów z Rosji, którzy sypią euro. Pozostali się nie liczą. Następny kraj, którym rządzi dolar.

https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894944881665798177

Dzień ósmy. Sveti Stefan - Rogoznica/Chorwacja
http://goo.gl/maps/gTyTt

https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894948898460202817

dzień dziewiąty: przelot na Węgry
http://goo.gl/maps/OZw4M

https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894956748720243937

Dzień dziesiąty: Orzeł Wylądował
http://goo.gl/maps/lIsEB

https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894959621187445601

 

"Beer is proof God loves us and want us to be happy" Benjamin Franklin biggrin.gif.pagespeed.ce.PPA3O6zL_D.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem zrezygnowaliśmy z kempingów, i tak w tamtych okolicach z nimi nieco krucho. Przecietny nocleg w znośnych warunkach to rząd 10-12 euro za twarz i za 1 noc. Zawsze szukalismy miejsca, żeby pojazdy zostawić w miare bezpiecznie. Najtańsza jest oczywiście Albania, tam standard to 10 euro za noc w bardzo przyzwoitych warunkach. Czarnogóra to już wychodzi min. 15 - 17, ale oni i Chorwaci niezwykle sie cenia za warunki takie sobie. W motelu w Rumunii, gdzie warunki były niemal luxusowe, wyszło po 75 lei, czyli 17,50, najdrożej zapłaciliśmy w Ohrydzie, gdzie ceny są około 10 euro, ale my w prywatnym holelu 4* zapłaciliśmy po 20 za noc, w tym np nielimitowany dostęp do internetu przez wifi i bardzo mili właściciele w gratisie (właściciel pędzi świetną śliwowicę).

W Rogoznicy wyszło po 17 euro w apartmanie, warunki takie se, ale czyściutko, właciciel opił nas travaricą i piwem, ale tez na wybrzeżu północnym Chorwacji stosunkowo najdrożej jest w Sibeniku i właśnie Rogoznicy. Zwykle można cos znaleźć za 12-15 euro od usmiechu.

Jedlismy w knajpach, im wyglądała na podlejszą i zapchaną lokalersami, tym lepiej - na pewno było tam najlepsze żarcie. ceny jak u nas, oczywiście najtaniej w Macedonii i w Albanii, tam przez pół. Zdecydowanie najlepsza kolacja w Rogoznicy w Restorant Antonijo - na którejs focie uchachany właściciel, pycha owoce morza i oczywiście domasze vino. W Sveti Stefan jedliśmy w tej samej knajpie co w tamtym roku i również się nie zawiedliśmy. Generalnie 1 zasada: jeść to samo co lokalersi, żadnych nowoeuropejschich czy amerykańskich wynalazków. Jedzą i jeszcze żyją - znaczy dobre! Piwo, wino i koncentraty - wyłącznie miejscowe.

Kiedyś po jeździe w deszczu gdzieś na zadupiu Bułgarii zjadłem pyszną gęstą zupę z dużą ilością papryki, w budzie przy drodze, okazało się że to ichniejsze flaczki. Nie znoszę flaczków, nie wiem z czego były - smakowały tak, że do dzisiaj pamietam, wciągnąłem 2 porcje. Lokalersi wciągali ze smakiem to samo - żyjemy.

Reasumując: najlepiej finansowo wychodza kwatery prywatne i lokalne knajpki, im mniej wystawne tym lepiej. Z wyjatkiem Chorwacji i wybrzeża Czarnogóry (tam rządzą Rosjanie), jest taniej niz u nas. Nie jest to jakiś szał finansowy, najwiekszy tak naprawdę kawałek budżetu to paliwo.

"Beer is proof God loves us and want us to be happy" Benjamin Franklin biggrin.gif.pagespeed.ce.PPA3O6zL_D.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. My w zeszłym roku byliśmy w Rumuni i cenami i kwaterami byliśmy zachwyceni. Teraz wróciliśmy z Alp i Chorwacji i ceny nas lekko ścięły. W przyszłym roku planujemy podobną trasę do Waszej, szczególnie nastawiając się na Albanię i Czarnogórę. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarnogóra może się schować. To Himare, w połowie drogi między Vlore a Sarande

post-16471-0-15239400-1373273914_thumb.jpg

A to Ksamil za Sarande w kierunku na granicę z Grecją.

post-16471-0-59994300-1373274051_thumb.jpg

A to panorama na Himare u podnóża serpentyny na Vlore.

post-16471-0-80983500-1373274773_thumb.jpg

 

Oprócz tego 19 GB zdjęć i filmów z kasku. Albania - warto objechac wzdłuż i wszerz.

 

"Beer is proof God loves us and want us to be happy" Benjamin Franklin biggrin.gif.pagespeed.ce.PPA3O6zL_D.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suuper sprawa, ja w Albanii byłem w weekend majowy, choć większość czasu i km spędziłem w MNE i wniosek jeden - jak najdalej od wybrzeża. Lepsze widoki, mniejszy ruch na drodze, ludzie milsi, taniej może drogi gorsze - choć nie zawsze. Standardowo płaciliśmy 10 ojro za nocleg - warunki różne ale wcale nie najgorsze. Z noclegiem nie było najmniejszego problemu.

Jak tylko leciało się wzdłuż wybrzeża, to ręka boli od machania. Wszyscy walą Jadrańska wzdłuż jakby nie było innych klimatów. Tak jak wcześniej J/P wolę Albańską "biedę" aniżeli ruskich w knajpach i na plażach. Jeszcze tam wrócę ;)

Jakość może nie powala ale ... dopiero się uczę :cool:

 

https://plus.google.com/photos/100544388371978718915/albums/5888188406663672945/5888833632314637138?banner=pwa&authkey=CLuIkOTy0J6-RQ&pid=5888833632314637138&oid=100544388371978718915

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 miesięcy temu...

hej

przeczytałem waszą relacje z wypiekami na twarzy , a najlepsze jest to ze mamy podobne zdanie ,zjezdziłem na motocyklu większosc europy ale najlepiej czuje się w albani ( opisy z moich podrózy i zdjęcia na stronie www.autowilk.pl)

i wszystko co napisałes o tym kraju potwierdzam

pozdrawiam WILK

post-61050-0-27267600-1390597569_thumb.jpg

post-61050-0-68376700-1390597673_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...