Skocz do zawartości

WOLNY CZAS


PARUZEL
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Ja również czekam na ciąg dalszy "Z pamiętnika tęskniącego za sezonem motoholika"

 

O BOSKI ANISIE!

Która oprze Ci się?

Która powie NIE?

Żadna! Przecież wiesz!

Oprzeć się może

o ścianę jedynie.

I marzyć,że ten czas

zbyt szybko nie minie.

Że tak może o ścianę

stać długo oparta.

Przez Ciebie z odzienia

zupełnie obdarta.

Czy rękami Twymi,

czy oczami pozbawiona odzieży,

że jest Twoją

jeszcze do końca nie wierzy.

A Ty do niej walisz prozy słowami:

Czujesz Mała mój koniec?

Jesteśmy tu sami!!!

Chwyć mnie mocno ,

wpij we mnie swoje słodkie usta!

A ja będę miętolił Twoje jędrne biusta! :biggrin:

Na samą myśl o tym ANIS odlatuje. :icon_razz:

Ona - ma się błogo.

On - bosko się czuje!

Lecz mija ta krótka chwila miłowania

bo ANIS już musi brać się do pisania.

By zachwycić swym talentem

rzesze zmotocyklowanych

i tych z dzwonkiem na przodzie

i tych dziurkowanych! :icon_biggrin:

 

Pozdrawiam --- Joaśka

Edytowane przez JOAŚKA
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed wjazdem na zlotowisko każdy dumny posiadacz pierdopęda został oznaczony różową opaską na przegubie dłoni z unikalnym numerem, druga opaska-kopia montowana była na motocyklu, obie w sposób uniemożliwiający ich zdjęcie bez zniszczenia. Dlaczego różowa? Dzięki temu nikt nie mógł wyjechać ze zlotu nie swoją maszyną. Pasażerowie dostawali żółte opaski. Ktokolwiek pojawiłby się na terenie ośrodka bez wspomnianych opasek był potencjalnie podejrzany i legitymowany. Dobrze pomyślane.

W ramach wpisowego każdy dostał koszulkę zlotową, blachę i dwa bony na śniadanie. Jakoś dziwnie patrzyli na nasze plecy, co... moto na chmielu Im się nie podoba. Szkoda że Gazdy nie ma.

 

Wieczór nadciągał nieuchronnie niczym podwyżki cen paliw a my nie mieliśmy ciągle noclegu. Wcześniej próbowaliśmy załatwić to telefonicznie ale powiedziano nam, że rezerwacje się wyczerpały miesiąc temu, a nawet w promieniu 20 km nic już nie ma. Nic to, byliśmy dziwnie spokojni, mieliśmy świadomość jak bardzo zyskujemy przy bliższym poznaniu naszego nieodpartego uroku. Po minucie negocjacji otrzymaliśmy do swojej wyłącznej dyspozycji pięcioosobową tzw. Salę Rycerską tuż obok baru i Toy-Toy-a. Czyli jak u Sienkiewicza, "Ojciec Bar wzielim".

 

Jak już jestem przy wieszczach to po wyjściu na zewnątrz miałem wrażenie, że wypłynęliśmy na suchego bezmiar oceanu. Normalnie step motocyklowy. Maszyny były wszędzie. Na polu, na boisku, nad wodą, na wzgórzach, na polanach. Kilkaset motocykli przeróżnej maści, formy i wieku. Wśród dostojnych Harleyów przemykały chińskie wynalazki i polskie weterany. Solówki, trzykołowce i zaprzęgi. Niektóre jednoślady wyglądały tak jakby przed chwilą wyjechały z lakierni. Inne z kolei budziły moje poważne wątpliwości czy w ogóle są ruchome. Pomykały ruskie boksery i ich bawarskie pierwowzory. Mimo, że to zlot Harleya dominowała Japonia. Ot taki znak czasu. Mój i tak najładniejszy.

 

Spotkałem kilka osób, które znałem dotąd jedynie z netu. Przyswoiłem trochę wiedzy od praktyków. Poprzymierzałem się do paru motocykli, których zakup rozważam. I poznałem kilka niebanalnych osób. Wrażenie na mnie zrobił niewidomy chłopak który rozpoznawał motocykle po kilku dotknięciach lub po dźwięku silnika. Mocny gość.

 

Wieczór dojrzewał. Pokręciliśmy się po stoiskach z gadżetemi gdzie wydaliśmy swoje kieszonkowe (Miko nie ma na skrypty a ja na Prostamol) i zajęliśmy strategiczne pozycje w pobliżu sceny. Publikę najpierw rozgrzał Manson Band by ustąpić miejsca Dżemowi. Gdy śpiewali Mojego Harleyar zapanował duchowy orgazm. Emocje wyciszyły kolejne bisy.

Po Dżemie na scenie pojawiły się trzy zjawiskowe dziewczyny, które jak się potem okazało nie miały nic to ukrycia. Po ich występie wszyscy byli czerwoni jak cegła, rozgrzani jak piec.

Na scenę wkroczył kolejny zespół. Postanowiliśmy się ewakuować nieczuli na niemoralne propozycje wcześniej poznanych bliźniaczek. Poznaliśmy się z nimi gdy rozbroiłem je proponując poczęstunek dropsem wieloowocowym. Musiałem odmówić. Jestem facetem w stałym związku więc nawet przez m y ś l m i n i e p r z e s z ł o by postąpić inaczej. Mikołaj gdzieś się zawieruszył bidula i z dziwnie rozpalonym licem, rozczochrany, pojawił tak samo szybko jak zniknął. O nic Go nie pytałem.

 

Ta noc miała tylko osiem kwadransów a świt fizycznie bolał, wywołany imprezowaniem roznymi środkami w plynie. Kolejka na śniadanie nie miała końca. Powlekliśmy się w przeciwnym kierunku szukając żeru. Udało się, na śniadanie mieliśmy, jak na twardzieli przystało - lody waniliowe i herbatę. Resztę zeżarła ekipa z pełnymi plecami.

 

Potem kolejna runda wśród lasu maszyn, ostrożnie stawiając stopy pomiędzy ciałami tych co polegli wczoraj. Przypominało to ten zlot polsko-krzyżacki z 1410r. Matejko pewnie ślicznie by to maznął.

 

Zbliżała się pora parady. Objuczyliśmy nasze rumaki i ruszyliśmy w niekończącym się korowodzie niklu i lakieru. Kolumna kilkuset motocykli rozciągnięta na kilka kilometrów wijąca się wokół wzniesień i pagórków Bieszczadzkich. Do tego idealna pogoda. Bo jak to mówią, jazda na motórze to najlepsze co można robić w ubraniu.

Wzruszyłem się. Miko chyba też, bo Mu songlasy zaparowały.

 

Po paradzie jak wielu, którzy mieli daleko do garażu ruszyliśmy do Sanoka a potem dalej na południe. Podróż przebiegała standardowo. Czyli nic się nie działo do Przemyśla oczywiście, gdzie znowu zniknęliśmy sobie z oczu. Jechałem jednak dalej tym razem na Jarosław. Kilkanaście kilometrów spokojnie i nagle poczułem się jakby ktoś odcedzał ryż na mojej twarzy. Najpierw dostałem tym ryżem potem chlusnęło we mnie wodą. Rozpętała się taka gradowa burza, że zsunęło mi stringi. Oczywiście wokół pole, zero drzew. I nagle, ocalenie. Wiata przystankowa. Ledwie wyhamowałem w środku. Po paru chwilach w równie imponującym stylu dołączył do mnie jakiś kolo na skuterze. Mimo zadaszenia i zaścianienia i tak trochę zmokliśmy. Złapałem kontakt telefoniczny z Mikołajem, który jak się okazało rezydował w innej wiacie kilka kilometrów wcześniej. Niestety tam burza trwała dłużej. Ok. godziny. Od Niska jechaliśmy już razem, kończąc wyprawę w Riders Pub-ie , gdzie chociaż jestem już dużym chłopcem, uroda tamtejszych kelnerek mnie onieśmiela. Gdzie tam bliźniaczkom do nich. Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.

Edytowane przez Anis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
  • 2 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...

Swojego czasu, postów kilka wstecz wspominałem o Bieszczadach, z braku chętnych LSM- owiczek i LSM- owiczów wybrałem się z córką. Pogoda Ok Ludziska z W-awy też Ok. Zatem, wyjazd udany ale nie do końca, bo WAS tam nie było :(

http://picasaweb.google.com/virus668/Bieszczady300403052009#

http://picasaweb.google.com/virus668/Bieszczady30040305#

Edytowane przez Anis
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...