Główny kurs robiałm u starszego instruktora w innej szkole. Mając perspektywę czekania na egzamin ponad 4 tygodnie (2 tyg. pisemny i 2 praktyczny) zapisałam sie do chłopaków na jazdy "podtrzymujące" zdobyte już umiejetności. Juz po 1szej godzinie zrozumiałam , iz nie mam szansy na zdanie egzaminu, chyba , iz egzaminator by zapomniał okularów lub lubował się w blondynkach fatalnie jeżdzących na motorze (sztuczne liczenie biegów, podkręcanie gazu bez uzasadnienia, skręcanie na sztywno czyli bez przechyłu, etc). Szczególnie Tomasz był załamany poziomem , który reprezentowałam, a mojego instruktowra natychmiast by wysłał na karną emeryturę. Po odpowiednim przeszkoleniu, tzn mękach na placu manewrowym, przyjęciu na klatę wielu ryków, popukiwań w kask.... i to publicznie podczas jazd ulicznych, gdy obserwowało nas tylu katamaniararzy płci mi przeciwnej.............. poszłam i zwyczajnie zdałam. Pozdro dla wszyskich, Beata PS. Na placu u chłopaków wszyskie słupki są o pół metra bliżej siebie niz na egzaminie. Te pół metra podczas egzaminu to dla mnie były prawdziwe HEKTARY na polach.