Skocz do zawartości

Marbax

Forumowicze
  • Postów

    20
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Marbax

  1. Wiem że łatwo się mówi. W zeszłym roku położyłem się przez kota. Też przejazd przez wioskę. Tylko że miałem 50 na blacie i kompletny strój. Nie miałem nawet siniaka. A moto przeszlifowany crshpad i złamany kierunek. Naprawa ciuszków kosztował dwie stówki. Pomijając to że zlamiłem to hamowanie, to po wszystkim rozmawiałem z kilkoma kumplami i dziś wiem że przed kurą, kotem, zającem itp, nie ma co za mocno hamować, rozjedzie się zwierzaka i na moto nie zrobi to wrażenia. Nie ma co ryzykować. Wiem, wiem łatwo powiedzieć, odruch jest odruch, ale taki mam plan jak mi coś małego wyskoczy.
  2. Każdy ma jakieś wady niestety. I bardzo dobrze. Jest takie powiedzenie: Bądź szybszy hamuj wcześniej :biggrin: Coś w okolicach 2 paczek.
  3. Jeszcze w poprzednim stuleciu, maluchem na końcu obwodnicy Radzymina w kierunku Wyszkowa, z górki na zjeździ z wiaduktu licznikowe 140 km/h. Wrażenia? Szok i duma :icon_razz: Wiele lat temu mondeo 1,6 na czeskiej autostradzie z górki licznikowe 215 km/h. Wrażenia? Nuda. Ostatnio astra 1,7 diesel na A4 z górki 205 km/h, według nawigacji 196 km/h, też z górki obroty 4700 :icon_biggrin: Wrażenia? Nuda. Ciągnąłem za bratem w BMW 530 D i chociaż byłem zbyt daleko żeby skorzystać z tunelu aerodynamicznego, to samotnie moja astra nigdy nie dobiła do licznikowych 2 paczek. Coś w tym jest że za zającem auto lepiej idzie. Tak samo jak wypucowane ma więcej mocy :wink: BMW 530 D na zwykłej prostej zamiejskie drodze, licznikowe 255 km/h. Według brat przekłamanie przy ekstremalnych prędkościach to 8-10km/h wierze na słowo nie sprawdzałem. Wrażenia? Jedynie sposób i tempo dochodzenia do tej prędkości robi wrażenie, biorąc poprawkę jak wielka i ciężka to jest krowa, bo po moto żadne auto nie ma odejścia :icon_biggrin: No i sposób w jakie to auto potrafi wytracić prędkość. Wrażenie pełnej kontroli i odczuwalne działanie ogranicznika prędkości. To jedno z dwóch aut jakie miałem kiedykolwiek okazję ostro przetestować i nie zgrzać hamulców. Drugie to maluch :clap: Ostatni weekend moim T-catem na trasie Wyszków - Warszawa licznikowe 251-2km/h. Wrażenia? Hardkor, nie do utrzymania dłużej niż przez kilkadziesiąt sekund, ze względu na falujące, wibrujące uderzenia powietrza, i dociskanie kasku do czoła, mimo schowania się za owiewkę i chyba z lekkim wiatrem w plecy. W drodze powrotnej nie odwijam już na maksa, ale miałem wrażenie że już by tyle nie wydało. Nie mam pojęcia jakie może być przekłamanie licznik. Muszę wykombinować gdzie zaczepić nawigację. Najgorsze chwile przy speedzie. Wystrzał tylnej lewej opony w monde przy 180 i wytracanie prędkości na trzech oponach i jednej feldze z frędzlami. Największa wpadka na radar 168 km/h mondeo 1,6 na krajowej jedynce. Wrażenia? 500 zł i 10 punktów. Ale w pamięci najbardziej utkwiła mi przejażdżka na MZ 250 kolegi gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych. Prędkość? Nie wiem, 100 z dużym plusem i te przyśpieszenia. Mój komentarz po jeździe: Po co tu są lusterka, przecież nikt tego nie dogoni :icon_evil:
  4. Miałem kilka dni temu podobną sytuację. Na drodze na której znam każdy kamień, wszedłem w łagodny długi prawy łuk z prędkością około 160 km/h. Spore pochylenie, ale bez przesady. Z początku zakrętu widać jego koniec i jeszcze ze 100 metrów prostej. Dalszy widok zasłania wzgórze po prawej stronie drogi. W miarę pokonywania zakrętu zaglądam coraz dalej za to wzgórze i nagle zong. Na lewym pasie stoi rozkraczony tir, a moim prawym wymija go inny tir jadący z naprzeciwka. Z początku wydaje mi się że jestem bez szans, ale zaczynam hamować w pochyleniu coraz mocniej, tylko przodem. Moto chce się wyprostować, ale kontruje przeciwskrętem, powtarzam sobie w myślach, nie zapieraj się o kierownicę, ciśnij w podnóżki i kolonami za bak, obawiam się jednak bardzo uślizgu i świadomie pozwalam się sprzętowi nieco podnieść i wyjeżdżam na środek drogi. Nic tam nie ma. Tak że na prostą wpadam lewym pasem, ale świadomie po to by żeby zwiększyć promień łuku. Teraz cały czas z hamulcem mała korekta, powrót na prawy pas, od prostowanie i hebel w opór, popiskiwanie opony, odpuszczenie i już łagodne hamowanie, bo okazało się że hamując w zakręcie wypracowałem na tyle duży zapas że już mogę sobie wyhamować delikatnie. Teraz dopiero miedzy gaz przy hamowaniu i redukcja, którą robię przy hamowaniu zawsze, a w awaryjnej sytuacji zabrakło na to koncentracji. Musiałem się prawie zatrzymać. Takie zatrzymanie i ruszenie bez podpórki. No więc byłą chwila strachu, ale okazało się że jednak miałem wystarczający zapas asekuracji, chociaż na początku zdawało mi się to hamowanie nie wyda. Gdybym zaczął hamować dopiero na prostej, też by mogło wydać, ale myślę że ryzyko uślizgu, czy niekontrolowanego stopie było by dużo większe.
  5. Między szkoleniem w jednej i drugiej szkole minął prawie rok i parę tysięcy kilometrów. No niby trochę racji jest w tym co piszesz. Ale tylko trochę. Ostatnią 6 jazdę w Delcie odbyłem razem kursantem, dla którego była to ostatnia jazda przed egzaminem. 2 motocykle z kursantami i 3-ci z instruktorem. Swoją drogą bardzo fajna formuła. I według instruktora i moich wrażeń prezentowaliśmy podobny poziom. Czyli dawałem sobie radę generalnie ze wszytki w ruchu wielkomiejskim. I gdybym musiał zdawać egzamin, to z dużym prawdopodobieństwem można obstawiać że bym go zdał bez problemowo. Co więcej byłem z tych zajęć bardzo zadowolony. Natomiast po zajęciach w Promotorze, uważam pominiecie kilku tematów w Delcie za niedopuszczalne. Nie ma sensu się rozpisywać. Ale nie uczy się złych przyzwyczajeń, żeby je zmieniać potem na lepsze jak już ktoś ogarnie lepiej sprząta. I tak na przykład dwa palce zawsze na klamce hamulca. Usłyszałem o tym po raz pierwszy w Promotorze. A to raczej podstawy. Że mam się nie zapierać przy hamowaniu o kierownicę rękami. I wiele innych rzeczy. A miedzy innymi tematy o których pisałem w tym i poprzednim poście, poznałem i przećwiczyłem, po cofnięciu na szkolenie dla kursantów kategorii A, a nie na szkoleniu dla czynnych motocyklistów, które dopiero zacznę. Więc Delta może i jest dobra, o ile nie porówna się jej do Promotora. I jeżeli ktoś ma robić kategorię A, albo się doszkolić, to warto poświecić nieco czasu i pieniędzy na dojazdy do Warszawy. Naprawdę mogłem od tego zacząć, ale nie wiedziałem, jak by mi ktoś wtedy to wyjaśnił, był bym do przodu z kasą, czasem, ale przed wszystkim z umiejętnościami. Więc i ja za w czasu wyjaśniam, może ktoś skorzysta.
  6. Z lektury tematu wynika że najlepsza w Łodzi jest Delta. Jednak zależy do czego ją porównamy. Prawo jazdy mam od 90 roku. Kiedyś przy okazji egzaminu na samochód wykręciłeś na mztce kolegi bliżej nieokreśloną wielgachną ósemkę, niepodpierający się przy tym i prawko było zdane. A siedziałem wtedy pierwszy raz na prawdziwym motocyklu :D Później przez kolejne 18 lat miałem sporadyczne kontakty z motocyklami kolegów. MZtki, Jawy i moje doświadczenie nie przekraczało kilkunastu kilometrów. Gdy postanowiłem kupić moto, to najpierw jesienią 2008 zapisałem się na jazdy doszkalające do Delty. Pojeździłem 4 godziny po placu i 2 po mieście. Instruktor stwierdził że całkiem nieźle sobie radzę i byłem generalnie bardzo zadowolony. Oczywiście ciągle byłem świadomy moich mizernych umiejętności, ale jak wtedy myślałem wiedziałem już o co chodzi. Wiosną 2009 kupiłem moto i było fajnie. Jednak w sierpniu 2009 trafiłem do Promotora w Warszawie. Po teorii już wiedziałem ze nie umiem zupełnie nic. Gdy trafiłem na plac, zasugerowano mi że zamiast jazd przewidzianych dla czynnych motocyklistów, powinienem wykupić kilka lekcji przewidzianych dla kursantów. Mowa była nawet o kilkunastu godzinach, ale po ogarniałem to w 6 i na przełomie czerwca i lipca tego roku jestem umówiony już na jazdy dla motocyklistów, a nie kursantów ;D Zapisy na 2 miesiące do przodu. Dla tego nie zdążyłem jesienią. W Delcie ogólnie co nieco o pozycji, praca gazem, ósemki, zatrzymanie i ruszanie bez podpórki, slalom kółeczka. Zero o tym gdzie i jak patrzeć, w Promotorze podstawa, zero o pracy nóg i rąk, zero o przeciwskręcie, zero o przenoszeniu ciężaru przez podnóżki, o luźnych rekach na kierownicy, o hamowaniu z redukcją i między gazem, o technikach pokonywania zakrętów, patrzenie w zakręt i to wszystko w promotorze przewidziane jest dla kursantów na prawko. Warto się pomęczyć i nauczyć się jeździć w Warszawie. Można umówić się nawet na 19:00 tak że spokojnie dojadę po pracy z Łodzi. Delta na tle Promotora to strata czasu i pieniędzy.
  7. Mi wyszło podobnie. Zakładam że od lewej krawędzi kadru do uderzenia jest 12 metrów, czas przebycia tego dystansu to 0,7 sekundy. Daje to prędkość 17,14 metrów na sekundę, czyli 61,71 km/h, przed upadkiem było na pewno trochę szybciej. Zakładam ze glebnoł od razu, a nie po długim hamowaniu więc miał góra 70 km/h. nwet jak przyjąłem złe założenia to wynik moze różnić się góra kilkanascie procent, w gorę, lub w dół, więc na pewno nie było 3 cyfrówki jak sugerują co niektórzy. Dodatkowo to jak i gdzie doleciał motonita, pasuje mi do takiej prędkości. Ja jak ślizgnąłem się przy około 60-70km/h to od pierwszego śladu hamowania, do miejsca gdzie się zatrzymałem, było nieco ponad 50 metrów, moto skończyła kilkanaście metrów dalej. Dla mnie to wyglądało jak mój zeszłoroczny ślizg, tyle że mi wybiegł na drogę kot, ale się uratował :biggrin:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...