Witam. Jak macie wolną chwilkę i ochotę do czytania i oglądania to zapraszam do mojej fotorelacji z pobytu w Skandynawii. Relacja z wyprawy na Nordkapp 2013 14.06.2013 Piątek - Wyjazd Piękny słoneczny poranek przywitał mnie tego dnia. Oj jak dobrze pomyślałem ale osłupiałem jak wielkie pakowanie mnie dziś czeka. Piję poranną kawę, przebieram nogami, myślę co i jak zapakować, czy zmieszczę wszystko o to jest pytanie?. Stres daje o sobie znaki a czasu coraz mniej i mniej. Tak mijają pierwsze minuty tego słonecznego poranka. W końcu udaje mi się upchnąć cały ekwipunek w trzech kufrach i dużej ogromnej torbie zamontowanej na specjalnym dorobionym przeze mnie stelażu na miejscu pasażera. Uf odetchnąłem. Teraz tylko oczekiwanie na przyjazd Michała i Rafała z Białegostoku. Godzina 14.00 a tu telefon, słuchaj nie zdążymy przyjechać do Ciebie na obiad bo mieliśmy małe problemy z mikrofonem od CB. Już się przestraszyłem że coś się stało a tu takie pierdołki im wyszły. Śmieje się i mówię OK trudno w takim razie spotykamy się w Gdyni przy terminalu promowym o 17.30-17.45. Czas tak szybko upłynął, że po godz.16.00 zjawił się u mnie czwarty kompan wyprawy Sylwek na swoim rumaku VTX 1800 zapakowany po brzegi. Chwilkę pogadaliśmy, sprawdziliśmy czy wszystko mamy, pożegnałem się z rodzinką i w drogę wspólnie z Sylwkiem do Gdyni. Tam spotykamy się z pozostałą częścią ekipy : Michałem i Rafałem którzy już na nas wypatrywali. Wszyscy na FJR 1300. Pierwsze wspólne spotkanie na żywo ,pierwsze rozmowy zapoznawcze i o godz.18.00 powolutku ruszamy zakotwiczyć się na promie Stena Spirit. Po przybyciu do naszej kajuty uczciliśmy nasze spotkanie małą nalewką od kolegi Sylwka. Oj smaczna była!!! Potem wspólny obiad na statku i o godz. 19.30 wypływamy z Gdyni . Od tej chwili głodni przygód razem ruszamy na podbój Skandynawii . Ahoj - Przygodo ! ! ! ! ! ! ! tak wołaliśmy w kierunku oddalającego się lądu. 15.06.2013 Sobota - Dzień z przygodami Poranny głośnik z informacjami na statku budzi nas ze snu. Wstajemy bardzo wcześnie o godz.6.00. Poranna toaleta, szybkie pakowanie podręcznego bagażu, kanapka od Sylwka na przetarcie łez i jesteśmy gotowi. Schodzimy o godz.7.30 do ładowni gdzie stoją nasze motocykle. Teraz już tylko czekamy na przypłynięcie do Karlskrony i zejście na ląd. Szwecja przywitała nas z uśmiechem na naszych ustach. Słonecznie, ciepło i zielono tak przywitała nas Skandynawia. Zjazd z promu bez zbędnych kontroli czy coś w tym rodzaju. Sami byliśmy w szoku bo słuchy dochodziły zewsząd, że są kontrole trzeźwości itp. Tak czy inaczej szczęśliwi ruszamy w kierunku Oslo. Parę kilometrów za Karlskroną robimy pierwszy postój na kawkę i dalej w drogę. Jedzie się fajnie, drogi super, kto by pomyślał że wpadniemy w trans jazdy aż miło, do czasu kiedy to zapomnieliśmy całkowicie o tankowaniu. My jak my na swoich FJR długodystansowych z zasięgiem 400km ale Sylwek na swoim VTX 1800 już trochę gorzej wypadał, więc za Goteborgiem pochłonięci widokami samolubnie zgubiliśmy naszego kolegę za zakrętem. W końcu zorientowałem się że brakuje jednego z nas. Zawracam i jadę z powrotem. Po paru kilometrach ktoś macha do mnie. A to ty! co się stało pytam. Sylwek odpowiada zabrakło mi paliwa. Co? mówię już, no dobra trzeba coś wymyśleć. Wyszukuje w nawigacji najbliższą stacją benzynową i w drogę. Po drodze zabieram chłopaków i lecimy na najbliższą stację benzynową oddaloną o 3,5km. Tankujemy wszyscy nasze rumaki, Ja dodatkowo w butelkę od dużej wody 2litrowej i wracam do Sylwka. Kolor paliwa jest jak woda więc można łatwo się pomylić. Reszta zostaje na parkingu i parzy herbatkę. Po zasileniu baku Sylwka i powrocie na stację robimy mały wspólny odpoczynek przy gorącej kawce i herbatce. Całe szczęście, że pogoda dopisuje i nie pada. Po chwilach oddechu i relaksu ruszamy dalej. Co za dzień. Po przejechaniu bodajże 5 km Michał sygnalizuje, że coś nie tak z jego motocyklem. Stajemy w zatoczce autostrady a właściwie cofamy się do niej. Wokół nic tylko płot, pola i lasy no i sama autostrada. Motocykl odpala ale silnik nie pracuje prawidłowo jak by nie pracował na jeden cylinder lub uszczelka kolektora wydechowego została uszkodzona. Wstępnie odgłosy usterki pochodziły od kolektora wydechowego ale po oględzinach i bliższym wsłuchaniu się okazało się raczej że te stuki nasilają się przy zbiorniku paliwa. Po szybkim namyśle i decyzji zdejmujemy zbiornik i inne części aby dostać się do silnika. I tu wielkie nasze zdziwienie. Przewód gumowy wraz z końcówką a właściwie połową świecy latał sobie na wszystkie boki. Okazało się że świeca pękła a gwint świecy został w głowicy. Pierwsze czarne nasze myśli nasunęły się nam, to tragedia, katastrofa, powrót do kraju i jakie koszty, koniec wyprawy tak było!!! Widziałem kolegę Michała jak się zdenerwował. Naprawdę chłopak się załamał. Co za dzień. Po chwili patrzę w tą głowicę może pójdzie wykręcić ten gwint świecy który utknął w środku. Poszedłem po długi śrubokręt i próbuje. Idzie mówię, idzie i tak wydostaliśmy to ustrojstwo. Cieszymy się wszyscy ale nie na długo a dlatego że nikt z nas nie wziął świecy zapasowej no może za wyjątkiem Sylwka. Z tym że on miał świecę ale do swojego VTX1800. No i od tej pory zaczęliśmy poszukiwania świecy co było nie lada wyzwaniem. Wysłaliśmy Rafała w jedną stronę na poszukiwania świecy. My natomiast zatrzymywaliśmy po kolei jadących motocyklistów. Jednak nikt z nich nie posiadał zapasowej świecy. Po powrocie Rafała i z marnym skutkiem pojechałem w drugą stronę w poszukiwaniu świecy. Dojechałem do jakieś mieściny chyba jakieś 15-20km od naszego postoju, patrzę jest 18.00 i wszystko pozamykane. Kurczę myślę sobie nie zdążyłem, trzeba będzie poczekać aż do Poniedziałku. Pytam obcych ludzi, pokazuje uszkodzoną świece a oni patrzą na mnie z wielkim zdziwieniem co ja chcę o tej godzinie. Objechałem jedną stację, drugą i nic. Zajeżdżam na trzecią stację i też z marnym skutkiem, jednak wychodząc patrzę siedzą i piją kawę dwie pary motocyklistów ze Szwecji. Zapytam a co tam!. Pokazuje uszkodzoną świece, mówię że mój przyjaciel potrzebuje pomocy, że wszystko pozamykane. Jeden ze Szwedów patrzy na mnie jak z politowania, bierze świece do ręki i wstaje od stolika. Jezu myślę coś się szykuje. Podchodzimy do R1 otwiera schowek i wyciąga świecę i mi ją daje. Nawet nie wiecie jak mi się lżej na sercu zrobiło. Z podziękowaniem nie było końca. Chciałem zapłacić ale on nie chciał o tym słyszeć. Kiedy wsiadałem szczęśliwy jak dziecko na motocykl to kiwnął ręką czy chcę jeszcze jedną świecę, odpowiedziałem nie dziękuje wystarczy jedna. Zrobiło się już późno więc kita i z powrotem do chłopaków. Słyszałem później że robili zakłady, że jak przywiozę świecę to rzucą palenie. Teraz szybko naprawiamy, sprawdzamy pozostałe świece czy są dobrze dokręcone, składamy wszystko i w drogę. Mijamy Oslo, wyczerpani, zrezygnowani a zarazem szczęśliwi że jedziemy dalej. Powoli zaczynamy szukać noclegu. Zjeżdżamy na jeden z campingów. Jest już po godz.22.00 więc wszystko pozamykane. Dzwonimy aby dowiedzieć się ile kosztuje rozbicie namiotów. Kiedy usłyszeliśmy że 180 koron od osoby to podziękowaliśmy serdecznie i ruszyliśmy dalej. Po kilkunastu kilometrach nagle szybki ruch i zjazd Michała i mamy nocleg tuż przy przystanku autobusowym. Rozbijamy namioty nad jeziorem Steinesfjorden o godz. 23.30. Co to był za dzień. Przejechaliśmy w sumie 720km. 16.06.2013 Niedziela – Dzień z przygodami Wstajemy o godz.6.00, Pogoda tego dnia zapowiada się obiecująco. Poranna kawa czy herbata, skromne śniadanko z Polski i ogodz.8.00 wyjazd w kierunku najdłuższego tunelu świata Laerdal liczącego aż 24,5km. Po drodze okazało się, że nie zauważyliśmy informacji o utrudnieniach na tym odcinku drogi nr52. W pewnym momocie dojeżdżamy do jednego z mostów który jak się okazało jest nie przejezdny z powodu remontu. Po chwili podchodzi do nas staruszek i piękną angielszczyzną objaśnia objazd. Okazuje się że wszyscy nawet w podeszłym wieku władają tam dobrze angielskim. Znowu jak po złości, po naszej niefortunnej ignorancji znaków informujących musimy cofnąć się z powrotem o 50km. W takim układzie nadrabiamy w sumie 150km. Po dłuższym dystansie niż zakładaliśmy docieramy w końcu do Laerdal . Kilka fotek przed wjazdem do tunelu, chwila refleksji i lecimy dalej. Wrażenia super, będzie z 0,5 godz. jazdy w otchłani ciemności.Za tunelem niespodzianka pada deszcz, stajemy i ubieramy kondomy aby potem kierować się na starą drogę nadal uczęszczaną przez wielu turystów. Super, kręta i wąska droga prowadzi nas na szczyt pięknych widoków na fjord Aurlandsfjorden Stromo, mijanki z kimkolwiek i z czymkolwiek na styk .Na samym szczycie z 7st/C i śnieg. Jest superowo. Widoki cudne a czym dalej pędziliśmy mijając strome wąskie zakręty znowu ukazała się ładna pogoda. Powoli żegnamy starą drogę i udajmy się na prom który przeprawi nas na drugi brzeg. Około godz. 22.00 udaje się nam znaleźć fajną miejscówkę nad rzeką pomiędzy górami. Tam też rozbijamy nasze namioty. Tego dnia naliczyliśmy z 571km za kierownicą. 17.06.2013 Poniedziałek – Dzień z przygodami Rano budzi nas zegar biologiczny. Wokoło same góry, wodospady, łąka i rzeka płynącą a w oddali widać wypasane owce. Cała natura była w naszych rękach. Parzymy poranną kawę w środku powiewu letniego wiatru. Aż miło się wstaje nie myśląc tylko o pracy. Na śniadanie kto co lubi, zupka z makaronem, chlebek swojski lub puszka zwaną konserwą. Tuż po godz. 8.00 spakowani i gotowi. Ruszam jako pierwszy odważny aby przejechać fatalny wjazd na polanę pełen piasku i żwiru. Niestety nie udaje mi się przejechać a na dodatek nie udaje mi się utrzymać motocykla w jednej linii. Motocykl przewraca mi się na boku. Wyłączam silnik i wołam o pomoc kolegów aby mi pomogli postawić motocykl. Na szczęście nic się nie stało i przy asekuracji kolegów udaje mi się wyjechać z tej doliny piasku. Reszta załogi już nie ryzykowała samobójczego przejazdu. Wszyscy pozostali przejechali pod okiem wspólnej pomocy. Zrobiło się zimno i pochmurno. Dzisiaj w planie fajna widokowa trasa oby tylko pogoda się poprawiła. Ruszamy przez góry malowniczą drogą. Na winklach zamykamy oponki jak ta lala. Zjeżdżamy w dół w kierunku najpiękniejszego fiordu w Norwegii Geiranger. Widoki naprawdę przepiękne, nie do opisania. Czasami udaje się nam stanąć na chwilkę , zrobić parę fotek dla potomnych no i westchnąć wołając jak tu pięknie. Dalsza droga zaczyna trochę irytować bo zaczyna padać. Kierujemy się na słynną polecaną przez wszystkich Drogę Trolli. Oczywiście najpierw pokonujemy drogę promem aby przedostać się drugi skrawek ziemi i dalej już drogą nr63 aż do samej Drogi Trolli. Tak pędziliśmy, że o mały włos przejechalibyśmy ją bez zatrzymywania. Och gdyby nie ten deszcz. Zawracamy i udajemy się na taras widokowy oddalony od postoju naszych rumaków kilka metrów, może kilkadziesiąt kto to tam wie!!! nie liczyliśmy. Powoli przestaje padać można zacząć pozować do zdjęć, trochę odpocząć i pogadać o byle czym. Po powrocie spotykamy motocyklistę na niemieckich numerach. Okazuje się że to Polak, wymieniamy zdania, jak i gdzie lecicie pyta, my twardo do niego na Nordkapp, oj na Nordkapp mówicie to ubierzcie się ciepło bo wracam z stamtąd. Było tylko 3stopnie. Oj tam damy-rade odpowiadamy i żegnamy się życząc szerokości i powodzenia. Zjeżdżamy powolutku z Drogi Trolli udając się na zasłużoną kawkę. Krótki postój i dalej ku przygodzie. Cel droga Atlantycka. Mijamy kolejne fajne miejsca, kolejny prom aż w końcu dojeżdżamy do celu. Pogoda nas nie rozpieszczała prze pewien okres naszej podróży ale teraz się rozpogodziło i zrobiło się nawet całkiem fajnie. Cóż wjeżdżamy na tą słynną Drogę Atlantycką i po niespełna kilku minutach mieliśmy ją już z głowy. Tak naprawdę każdy z nas myślał że ciągnie się ona kilometrami a tu taka niespodzianka. Trochę rozczarowani, trochę przygnębieni po zatankowaniu zbiorników w naszych motocyklach pozostało nam tylko jedno! pojechać dalej. Mijamy kolejne miasta, kolejny kawałek drogi. Nie brakowało za to pięknych widoków za co dziękujemy ci Norwegio. Po wjechaniu na drogę nr70 w kierunku Oppdal naszego następnego odcinka trasy napotykamy płatny podwodny tunel. Niestety szarpnęło trochę nas po kieszenie ale cóż nie było wyjścia, innej drogi nie było. W sumie 53korony za przejazd to nie milion więc spoko dalej brnęliśmy naprzód. Kierujemy się na Oppdal , jedziemy do brata Michała. Po drodze spotykamy fajny parking z WC gdzie rozbijamy namioty i nasze dupska bo miały dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Będzie z 70-80 km od Oppdal a właściwie gdzie się ulokowaliśmy sam nie wiem bo było ciemno a właściwie jasno i do tego bardzo późno. Dzisiaj przejechaliśmy 478km według dziennika prowadzonego przez kolegę Sylwka. Co było na parkingu, jak się bawiliśmy pozostawiam waszej wyobraźni. Powiem tylko że było zaje…. 18.06.2013 wtorek - Dzień z miłymi wspomnieniami Pobudka czy to już rano, oj trzeba wstawać a tu ból głowy się nasila. Mocna kawa z aspiryną i jak nowonarodzeni. Ten dzień należał do nas. Piękny słoneczny poranek i tylko z 80km do brata Michała. Po śniadanku, umyciu ząbków z zapasem gum do żucia ruszamy do Oppdal. Tak się nam fajnie jechało że przed południem już się witaliśmy z Marcinem, który ugościł nas jak na polską tradycję przystało, a że pochodzi z Białegostoku sami sobie podpowiedzcie. Nakarmił , napoił i obwiózł nas po okolicy. Czuliśmy się jakbyśmy wygrali jednodniową wycieczkę z atrakcjami. Piękne wodospady, wspaniała plaża z widokiem na góry, czyste powietrze i ta atmosfera zostanie w nas zapamiętana na całe życie. Wieczorkiem literek Finlandii , pizza i stare motocykle u kolesia z Wejherowa zakończył nasz niesamowity dzień. Dziękujemy. Przejechaliśmy zaledwie 77km tego dnia. 19.06.2013 Środa – Dzień, który nigdy się nie kończy Wstajemy rano a za oknem znów piękna pogoda . Marcin mówił, że przywieźliśmy ją z Polski. Pewnie TAK . Dzisiaj spało się luksusowo bo na kanapie. Czas powoli się żegnać. Dzisiaj długi odcinek bo aż do Bodo. Taki był cel podróży. Zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę, spakowaliśmy się i w drogę. Po drodze odwiedzamy miasto Trondheim aby zobaczyć przepiękną katedrę Nidaros wybudowaną w 1152 roku. Robi naprawdę wrażenie. Kilka ujęć z flesza wokół katedry i dalej naprzód ku przygodzie. W trakcie spokojnego przelotu spalanie w naszych FJR i Xie spadło do poziomu 5.16 litra/100. Niestety opony znikały w oczach w zastraszającym tempie. Po drodze przerwa na postój na parkingu – licznik pokazywał połowę zaliczonej Norwegii. Zmieniliśmy również taktykę jazdy. Poinstruowano nas abyśmy poruszali się środkowym pasem dla oszczędzania opon bieżnika. Zwiększamy więc odległości od siebie i staramy się jechać jeden za drugim. Od Trondheim do Bodo śliczna droga, tak jakby ktoś podróżował przez nasze Bieszczady tylko trochę wyższe no i ciągnące się przez 500 km .Mijamy koło podbiegunowe, mały pomnik z drewna i pełno ułożonych w stos kamieni jeden na drugim. Co to może oznaczać? Zapewne to przesądy lub symbol powrotu w to miejsce jeszcze kiedyś. Schodzimy ze wzgórza i udajemy się do naszych motocykli. Pech chciał że Rafał wpadł jedną nogą w małe jeziorko i zmoczył sobie but nie wspominając o skarpetkach które wylądowały później w koszu. Krótka reanimacja, zabezpieczanie nogi workami od śmieci i jedziemy dalej. Mijamy śnieg po obu stronach jezdni. Zaczyna robić się późno chociaż tutaj dzień trwa przez 24godz. Trudno tak od razu przywyknąć. Do Bodo docieramy o godz.0.30 a o godz.0,45 płynęliśmy już do Moskenes ( Lofoty ) tacy z nas szaleńcy. Rejs trwał 3,5godz. Koszt to około 280koron w jedną stronę od osoby. Czas ten spędziliśmy na pokładzie statku drzemiąc opierając głowę na fotelu. Jedziemy już 16,5 godziny i zrobiliśmy 838 km a na dodatek to jeszcze nie koniec…… podróży. Jesteśmy już wykończeni…. Spać się chce!!!! 20.06.2013 Czwartek – Dzień, który nigdy się nie kończy O godz.4.15 rano dopływamy do Moskenes. Obudzeni a właściwie przerażeni przerwaną drzemką 3,5godzinną schodzimy na wpół nieprzytomni do ładowni po motocykle. No ale jak przystało na niespodzianki kolega Rafał zapomniał wyłączyć grzanych manetek i skończyło się odpalaniem motocykla na pych. Po próbie udało się odpalić. Zjechaliśmy wszyscy z promu i dumamy nad sobą co zrobić. Jest pochmurno, ale nie pada, przynajmniej nie w tej chwili. Chmury są nisko więc z widoków nici. Rozbijamy namioty czy jedziemy, takie padło pytanie? Jedziemy dalej taka była nasza szaleńcza a właściwie szaleńca decyzja. Objeżdżamy Lofoty i zaczyna padać. Jesteśmy zmęczeni i śpiący. Co chwilę stajemy na przystankach i robimy kawę. Po tylu godzinach jazdy już mało pomagała. Tutaj jest zupełnie inaczej, jak na filmach z dawnej epoki gdzie zatrzymał się czas. Na niektórych przystankach autobusowych wewnątrz umocowane były skrzynki pocztowe gdzie znajdowały się listy, rachunki, może czeki. Skrzynek było tyle ile w okolicy rodzin. Naprawdę pełen podziw. Skrzynki ładne, zadbane, nie zdewastowane, niektóre pomalowane były w kwiatki ale co nas tak zaskoczyło, że wszystkie listy były na swoim miejscu. Jedziemy dalej, uważamy na znaki drogowe z łosiem, po drodze spotykamy dwa może trzy. Są płochliwe i szybko uciekają. W deszczu bo nie przestał padać kierujemy się na Narwik. Trudno ocenić po naszym stanie o której godzinie docieramy do Narviku. Szukamy Groms Plass. Koło Rombaksfjord znajduje się niewielki skwer poświęcony zatopionemu niedaleko polskiemu niszczycielowi ORP "GROM" . Kolega Sylwek bardzo chciał to miejsce zobaczyć no i my tym samym. Niestety nie mogliśmy go znaleźć. Pomaga nam jednak Norweg i swoim samochodem doprowadza nas pod sam pomnik. Sylwek zapala biało-czerwone małe znicze. Taki mały hołd z naszej strony dla nich. Aż miło się zrobiło na sercu. Ruszamy dalej a zużyte coraz bardziej oponki Rafała dają znać na mokrej drodze więc ostre hamowanie z jego strony kończy się małym driftem. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Pod koniec dnia i zapewne naszej podróży wypogadza się i przestaje padać . Zatrzymujemy się na pobliskim parkingu na nocleg z pięknym widokiem na góry i rzekę. Rozpalamy ognisko, suszymy się i ładujemy energię Soplicą od Michała i Rafała. Dzisiaj przejechaliśmy 473km a właściwie 1311km więc zostawiam to bez komentarza!!!! 21.06.2013 Piątek – Dzień przed głównym celem Po wczorajszym deszczowym dniu ten dzień zapowiadał się już bardziej obiecująco. Już z namiotu widać było słoneczko a niebo bez najmniejszej chmurki. Suszymy pozostałe rzeczy które zmokły nam wczoraj. Trochę pospaliśmy i odpoczęliśmy. Energia podładowana więc można udać się w dalszą podróż. Termometr w motocyklu pokazuje na 19stopni. Uf jak ładnie i pięknie znów nam szczęście dopisuje tylko na jak długo. Po drodze spotykamy stado reniferów. Jadąc wzdłuż Fiordu Alta podziwiamy przepiękne widoki, czasami zatrzymujemy się aby uwiecznić naszą obecność tutaj. Na niebie słoneczko, wiatr we włosach a my mkniemy na naszych maszynach w kierunku Nordkappu. Oj dłuży się ta droga oj dłuży. Robimy krótki odpoczynek na stacji benzynowej, tankujemy motocykle. Na stacji nie obeszło się bez pomocy kolegi Sylwka, który ratuję Węgrowi sytuację odpadającej czachy w jego motocyklu BMW, która wisiała dosłownie na jednej śrubie. Zestaw różnych śrub zabranych przez Sylwka spisał się na medal. Lecimy dalej ku przygodzie. Robi się późno więc czas się rozglądać za noclegiem. Rozbijamy namioty na parkingu na zakręcie, pomiędzy dwoma górami, morzem i przepięknym wodospadem. Tutaj zastaliśmy nie tylko ładną miejscówkę na nocleg ale również komary, które kąsały jak wściekłe. Jest już późno a właściwie noc, Michał z Rafałem przewraca się na drugi bok w namiocie a Ja z Sylwkiem idziemy do wodospadu. Wracamy o godz.01 i lulu do namiotu. Do naszego głównego celu pozostało nam już tylko 100km. Dziś szarpnęliśmy 552km. 22.06.2013 Sobota - Nordkapp zdobyty ! ! ! Pobudka o godz.4.30. Obudziły nas strasznie silne podmuchy wiatru. Wiatr był tak silny, że Rafałowi zwiało pokrowiec z motocykla na odległość 200m który wylądował tuż przy strumieniu. Całe szczęście mamy go! krzyczy Rafał. Pakujemy się błyskawicznie patrząc na zegarek aby zdążyć z wjazdem na Nordkapp. Nasze przypuszczenia a właściwie Michała potwierdziły się później iż w godzinach od 01.00 do godz.11.00 można wjechać na Nordkapp za darmo. Ruszamy w drogę z kolejnym pchnięciem na pych Rafała. Uf ile razy jeszcze? tak będziemy pchać, śmiejemy się wszyscy. Jedzie się coraz ciężej, wiatr się wzmaga, miota nami na boki, staramy się nie wypaść z drogi, wieje chyba ze 120km/h. Przejechanie tych 100km przy takim silnym wietrze była nie lada wyzwaniem a nasza podróż była wiecznością. W końcu przejeżdżamy przez Nordkapptunnelen i jesteśmy prawie na miejscu. Bramki omijamy o godz.7.30, wszyscy wołając jesteśmy - NORDKAPP ZDOBYTY ! ! ! ! !! Ten dzień, ta chwila była tylko nasza. Wszyscy podekscytowani, pół roku przygotowań nie poszły na marne, cel osiągnięty, pogoda super, nie pada a termometr wskazywał 16stopni czego można chcieć więcej. Spełniły się marzenia każdego z nas. Był czas na sesję zdjęciową indywidualną, wspólną oraz z naszą flagą wyjazdową, był również czas na pamiątki i chwilę refleksji. Jednak ten czas minął bardzo szybko i powolutku trzeba było pomyśleć o powrocie. Wracamy i kierujemy się na Finlandię. Pogoda znacznie się poprawia, wiatr ustaje i około godz.15.00 przekraczamy granicę z Finlandią. Tutaj wielkie nasze zdziwienie. Prosta długa droga, brak jakichkolwiek zakrętów dla urozmaicenia, czasami parę górek, las i las, no i komary a tak poza tym wielka nuda. Jadąc powoli zaczynamy szukać jakieś stacji benzynowej. Nigdy nic nie wiadomo myślimy sobie. W końcu zatrzymujemy się przy pobliskim barze z pojedynczym dystrybutorem . Tankujemy nasze rumaki, płacimy w barze 1,8E za litr benzyny i ruszamy dalej. Od tej pory zwolniliśmy trochę nasze tempo ze względu na wybiegające na drogę renifery. Mijamy metry potem kilometry drogi oj co za nuda. Po drodze rozglądamy się za jakimś uroczym miejscem na nocleg. Szybko jednak pojęliśmy że Finlandia to nie Norwegia bo infrastruktura turystyczna tu prawie nie istnieje. Jeśli już jest to wszystko płatne. Naprawdę trudno gdzie się rozbić na dziko. W końcu znajdujemy miejsce nad jeziorem tuż obok obozu rozbitego przez Niemców. Widać że obeznani gdzie nocować w Finlandii. Niestety poza lasem, jeziorem i kawałkiem miejsca na namiot nic więcej nie użyczyliśmy. Jesteśmy już mocno zmęczeni po dniu pełen wrażeń. Zrobiło się pochmurnie i zaczyna kropić. Dzisiaj nastukaliśmy aż 507km. Kolacja, jakieś pranie i lulu. 23.06.2013 Niedziela – Dzień u Św. Mikołaja Pobudka o godz.6.00 stała się już naszym przyzwyczajeniem. Całe szczęście nie pada. Poranna toaleta w lasku i świeżo sparzona kawka postawiła nas na nogi. Zaczynamy się pakować. Poruszamy temat wcześniejszego powrotu do domu. Dzisiaj w planie spotkanie ze Św. Mikołajem w Rovaniemi więc ruszamy w drogę zawieźć listy od dzieciaków kolegi Sylwka. Dojeżdżamy do letniej rezydencji Świętego Mikołaja po południu, Zwiedzamy pobliskie sklepiki z pamiątkami. W każdym z nich panuje atmosfera Świąt Bożego Narodzenia. Potem udajemy się do Elfów wysłać listy, robimy sobie pamiątkowe zdjęcia a następnie wielkimi krokami udajemy się na wizytę ze Św. Mikołajem. Czekamy w kolejce. Po kilku minutach wchodzimy, prowadzi nas pani Elf, wymieniamy kilka słów ze Św. Mikołajem w j. angielskim i robimy wspólne zdjęcie. Po raz kolejny przejeżdżamy przez koło podbiegunowe. Miłe doświadczenie, miło spędziliśmy tam czas. Czas dalej w drogę . Około godz.17.00 przekraczamy granice Szwecji. Wjeżdżamy na autostradę i mkniemy przed siebie w kierunku Stockholmu. Zrobiło się cieplutko i bezchmurnie na niebie. Rozbijamy namioty na fajnym luksusowym parkingu pomiędzy Kamperami. Podejmujemy decyzję o wcześniejszym powrocie do domu. Wstępnie zmieniamy naszą rezerwacje powrotu do kraju na czwartek 27.06.2013. Dzisiaj przejechaliśmy 530km 24.06.2013 Poniedziałek - Dzień z autostradą Piękny słoneczny poranek wita nas miło i ciepło. Dzisiejsze nasze plany nie przewidywały jakiś nadzwyczajnych atrakcji poza przebiegami i odpoczynkami autostradowymi więc nie będę się zbytnio tutaj rozpisywał. Autostrada , autostrada , autostrada tyle mogę powiedzieć . Cały czas 110 - 120 km/h , czasami na zwężeniach drogi zwalnialiśmy do 70-80km/h. Foto radarów na każdym kroku, po prostu mnóstwo. Pogoda super, słoneczko i cały czas 24st/C. Podczas postoju na odpoczynek i posiłek podejmujemy kolejną decyzję o zmianie powrotu do domu. Ostatecznie zmieniamy naszą rezerwację na środę 26.06.2013.Rozbijamy namioty w pobliżu miejscowości Uppsala, tuż przy autostradzie. Kolejny piękny parking przygotowany dla turystów. Czystko, schludnie a na dodatek jest ciepła woda. Chłopaki przygotowują kolację a ja jadę po browarek 3,5% na stację benzynową, Miło spędzamy czas przy piwku podziwiając piękny zachód słońca. Dzisiaj zrobiliśmy jakieś 840 km 25.06.2013 Wtorek - Dzień na autostradzie z przygodą Kolejny słoneczny dzień i kolejny dzień spędzony na autostradzie ale z przygodami i to jakimi. Pędzimy sobie autostradą ze 120km/h no może ze 130km/h na ograniczeniu 120km/h. W okolicy Stockholmu mijamy radiowóz policyjny, który stał na autostradzie, a my lecimy dalej i za jakiś czas widzimy policyjny motocykl. Wszyscy patrzymy w lusterka. Nagle policyjny motocykl jak nas zauważył szybko podjechał do nas i od tyłu strzelił nam fotki. No to już nas mają pomyśleliśmy sobie, pewnie będzie mandat ale o dziwo nie wiemy dlaczego nikt nas jednak nie zatrzymał. Później na promie do Gdyni spotkamy motocyklistę Szweda. Michał wypytywał go o zaistniałą sytuację jaka nas spotkała. Odpowiedział że raczej zrobił nam pomiar a gdyby byłoby coś nie tak to powinien nas zatrzymać i wręczyć mandat. Cóż może się łudzimy ale co tam! będzie jak będzie nic na to nie poradzimy. Robi się już późno. Ostatni obóz rozbijamy za drugim podejściem parę kilometrów przed Karlskroną. Zaczyna kropić aż w końcu pada na dobre. Dzisiaj przejechaliśmy kolejne 627 km 26.06.2013 Środa - Dzień oczekiwania Kurczę pada i pada od rana, ledwo zdążyliśmy zjeść śniadanie, wypić kawę, zwinąć manele a tu pada i pada. Zwlekamy i zwlekamy ze zwinięciem namiotów, Ja już drepczę w miejscu ubrany w kondom przeciwdeszczowy po same uszy, spakowany czekając na wyjazd a kolega Michał, Rafał i Sylwek wylegują się w namiocie czekając na lepszą pogodę. Kurczę jadę jak coś to zawołam chłopaków. Do Karlskrony dosłownie kilka kilometrów, dojeżdżam do McDonalda, rozkładam się wygodnie na fotelu i czekam na chłopaków. Tutaj przynajmniej nie pada i siedzieć można do woli. Po jakieś godzinie dojeżdżają chłopaki. Kupujemy hamburgery i około godz.13.00 udajemy się wolnym tempem na terminal promowy w Karlskronie. Przed terminalem rozkładamy garnki i wcinamy zupki, mamy tyle czasu że hej. Czas płynie nieubłaganie powoli. Po jakimś czasie udajemy się do środka terminala portowego. W wolnej chwili a mieliśmy jej zbyt dużo kopiowaliśmy zdjęcia z kamerek, z aparatów do laptopów, myliśmy ze dwa razy szybki od kasków, dreptaliśmy z jednego kąta do drugiego i tak minął nam dzień frustracji i oczekiwania na prom który odpływał dopiero o godz.21.00. Wypływamy o godz. 21.00 z zegarkiem na ręku i żegnamy się ze Skandynawią. 27.06.2013 Czwartek - Dzień powrotu O godz. 7.30 dopływamy do Gdyni. Zejście na ląd również bez najmniejszych problemów bez zbędnych kontroli. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej i tutaj dobiega końca nasza wspólna podróż na Nordkapp. Przyszedł czas się pożegnać. Nie znaliśmy się wcześniej ale myślę że jakoś się dogadywaliśmy. Zapewne jeszcze gdzieś wspólnie pojedziemy taką mam cichą nadzieje a już na pewno do Norwegii. Zachwyciła i zauroczyła nas wszystkich. Pozostało tylko zacząć planować kolejną podróż tym razem do Stavanger i Bergen. Małe podsumowanie: Przejechałem z Sylwkiem około 6425 km. Michał z Rafałem trochę więcej jakieś 900km. Spalanie naszych motocykli widocznie spadło do poziomu mniej niż 6litra/100km Koszt noclegów wyniósł nas 0zł. Jedzenia z Polski, oraz opon nie liczyłem. Paliwa orientacyjnie też nie liczyłem bo i po co!. Płaciliśmy wszędzie za wszystko tylko gotówką. Wróciliśmy z zapasem czterech dni. Widocznie 13dni w zupełności wystarczy na objechanie Skandynawii. Wszystko obliczyłem na podstawie wydanych pieniążków i tych co mi pozostały. Ogólny całkowity koszt wyprawy jaki mnie wyniósł to 3,5-3,6 tyś zł. A tutaj zdjęcia z naszej wyprawy: https://picasaweb.google.com/Savii71/Skandynawia2013?authuser=0&authkey=Gv1sRgCLPU4cb6msz5Dw&feat=directlink Szerokości wszystkim życzę Savii