Skocz do zawartości

Lady Shadow

Forumowicze
  • Postów

    82
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lady Shadow

  1. Ile to lat temu było... Rozrzewniłam się. Wasza Lady Shadow (całkiem jeszcze żywa)
  2. Drogi Czytelniku! Wasza Lady Shadow jak najbardziej ma ochote kontynowac pamietniczek, jednakze z braku czasu (nieustajacego) bardzo sie zaniedbala... Za co przeprasza spolecznosc motocyklowa i niemotocyklowa. :biggrin: Pragne takze wszystkich poinformowac, ze domowa hondzia jeszcze nie doczekala sie naprawy tlumikow (z roznych wzgledow, miedzy innymi takich, ze chcemy jej zrobic tlumiki wygladajace jak oryginaly), a Lady Shadow, z tesknoty za sezonem motocyklowym - wypastowala balsamem wszystkie ubranka motocyklowe, co bardzo jej sie chwali... Korzystajac z okazji przedsylwestrowej, chcialabym Zyczyc Wam Wszystkim fajnego Nowego Roku 2007, bezpiecznych wyjazdow i powrotow do domu! No i spelnienia wszystkich marzen i snow o maszynach... Wasza Lady Shadow (w szampanskim nastroju :flesje: )
  3. Z pamietnikaLady Shadow... wtorek 29 sierpnia 2006, talent, wspominki, czyli lezka w oku... Droga Ihriel, zapewniam Cie, ze jakims szczegolnym talentem Lady Shadow nie wykazywala sie... ;-) Wszystko co osiagnela, to zasluga ciezkiej pracy - jej i Ulubionego, ktory wkladal do glowy rozne roznosci, nierzadko uzywajac persfazji (pamietna łopata) :bigrazz: . Oczywiscie nie nalezy zapominac o mezusi Lady, ktory cierpliwie przywozil ja na placyk treningowy na domowej hondzinie i laskawie pozwalal, zeby cwiczyla do upadlego osemki. A z tymi osemkami wiaze sie ciekawa historia... Lady Shadow w swoim czasie pilnie pobierala nauki, to wiesz Drogi Czytelniku. Wiesz także, ile ją to kosztowalo :cool:. Maz z pewnoscia by dopowiedzial, ze jego znacznie wiecej ;) , bo: aaa) nerwy o maszyne domowa, beee) ryzyko zepsucia roznych elementow hondzi (typu - klamki przygiete w sposob niekontrolowany, podrapania na tlumiku itepe) ceee) pilowanie silnika na jedyneczce az serce bolalo (dobrze ze hondzia ma chlodnice i wiatrak!!!) deee) zuzyte "bezproduktywnie" hektolitry paliwa... (i kto za nie placi, no kto!!!) Wycieczki na placyk wiazaly sie tez z niewatpliwymi korzysciami: aaaa) towarzyskimi i socjalizacyjnymi, beeee) a takze możliwością poszpanowania przez mezusia Lady zamknietymi oponkami, ale do czasu :icon_evil: A było to tak: Przyszedl czas na zmiane opon w hondzi. Mąż pojechal do mechanika, nowe oponki juz czekaly. Pan Mechanik oglada stare kapcie i mowi: -uuuuu, ale pan bierze ostro winkle... oponki prawie calkiem zamkniete, fjiu fjiu... Na to maz cichutko odpowiedzial Mechanikowi: eeee, nie, to żona ósemki cwiczy... :icon_mrgreen: I tak to skonczylo sie owo szpanowanie :P . To byly dobre czasy, niestety obecnie hondzia zachorowala, rozpadly jej sie tlumiki. Maz odpalil, rozlegl sie huk i bylo po ptokach... Tak wiec przez dluzsza chwile nie bedzi osemek, wycieczek i motonitowania, a jedynie pozostanie talent, hi hi hi :D . watpliwy. Wasza Lady Shadow (stłumiona :cool: )
  4. Drogi Czytelniku, Pragne Cie przeprosic za dluuuuugie niepisanie w Pamietniczku. Mozna powiedziec, ze nic specjalnego sie nie dzialo w motocyklowym zyciu Lady Shadow. Cisza. Cisza przed burza... ? redik, nie martw sie, ze Lady Sh na pierwszej godzinie robila osemki z lapka na baku, czy doczytales, ze pierwsza lekcja Lady u Ulubionego Instruktora byla w rzeczywistosci jej trzecia lekcja w zyciu (3 lekcje w innej, koszmarnej szkole jazdy, tam Lady ledwo trzymala sie na moto, nie uzywala gazu bo zabroniono, a osemka byla odleglym marzeniem). Widac z perspektywy czasu, ze jednak te 3 godziny w marnej szkole daly jakies tam obycie z maszyna, a to, plus dobre podejscie Ulubionego zaowocowaly... Pozdrawiam, Wasza Lady Shadow
  5. Z przykroscia musze zawiadomic, ze zamiast na kulikowisku, musze byc w pracy... Sila wyzsza - odpracowujemy 3 maja (horrendum, bo to bylo swieto ustawowe). A tak szykowalam sie! Jedynie pocieszam sie faktem wyslania mezusia (jako delegata), to bede miala opowiesci z pierwszej reki, jak juz wroce z tej pracy ;-) Milej zabawy! Wasza Lady Shadow
  6. Jak by tu powiedzieć... Pierwszy wyjazd "na miasto", czyli na pobliską stację benzynową, z Ulubionym na plecach na pewno był nacechowany wielkimi emocjami ;-) Z drugiej strony, ponieważ TYLKO jeździłam na miasto z plecakiem (Ulubionym), a doświadczenia jazdy singlowej miałam jedynie z ćwiczeń na placu, niejako czymś naturalnym było wożenie pasażera, zresztą, który nie roił się, zachowywał się wzorowo, uczył jak wchodzić w zakręty i w ogóle, gdy zaszła konieczność, wszelkie głupoty wpadające kursantowi do głowy dusił w zarodku, a czasem obojgu ratował życie... Wyobraź sobie jak byłam "zdziwiona" na egzaminie, gdy podczas pierwszej w życiu samodzielnej jazdy po mieście NIKT nie siedział mi za plecami... ;-) Było to wrecz dziwne uczucie. Brakowało mi dociązenia tylnego koła, różnych takich reprymend, machania łapą... Po prostu zostałam SAMA ;-) Ale i tak wiedziałam co by powiedział Ulubiony, jak coś tam nie spełniło jego norm (np. piłowanie motoru na 2-ce ;-) Swoją drogą, ciesze sie bardzo, że doświadczenia Lady Shadow z "placu boju" pomagają innym uczącym sie jazdy na motocyklu. Fajnie, że ktoś stara się zastosować Tomaszkowe ćwiczenia na własnej skórze :clap: Życzę powodzenia! Wasza Lady Shadow
  7. 13 maja 2006, sobota Z pamiętnika Lady Shadow... casting, czyli testowanie Lady Shadow przechadzała się leniwie po płycie lotniska. Skórzane odzienie miarowo skrzypiało, czerwona nolinka turlała się w te i we wte przytrzymywana przy kolanie. Deszcz jeszcze nie lunął na dobre, tylko testował swoje siły. Ot, zwykły pokropek niestraszny dla prawdziwego motocyklisty. Taki dzień, testowy – pomyślała Lady. Otwarcie sezonu, już któregoś tam w życiu, wkoło motorki, małe i duże, w namiocie lśniące nowością maszyny aż proszą, żeby posadzić na nich szanowne cztery litery i poprzymierzać się do drogi. Lady postanowiła skorzystać z okazji. W końcu nie co dzień przydarza się jej taka sposobność. Zadowolona wychynęła z namiotu. Testy wypadły pozytywnie. Teraz wypadałoby się polansować u boku męża. A nóż ktoś znajomy też będzie otwierał sezon na Bemowie... Lady przechadzała się niespiesznie. Nagle podeszła do niej Pani Reżyser. -Ach, jak pani pięknie wygląda, co za olśniewający uśmiech..., właśnie kogoś takiego szukamy! :clap: – Lady o mało nie umarła ze śmiechu, słysząc powyższe zachwyty, doskonale zdawała sobie sprawę, że co jak co, ale pod kaskiem fryzura raczej piękną nigdy nie będzie, a ubranko motocyklowe jest owszem, piękne, ale tylko w TYCH kręgach :) . -Czy mogę panią zaprosić na casting? Właśnie szukamy aktorów do seriali, reklam i epizodów filmowych. -Ma pani prawo jazdy na motocykl? –Ach to wspaniale! Pani Reżyser zachwycała się bez przerwy. Cóż było robić, nie było innego wyjścia. Lady zgodziła się na udział w profesjonalnej sesji castingowej..., hi, hi, hi :) . Taki dzień – testowy. I wiesz co, Drogi Czytelniku, wyszło na to, że w serialach, filmach i innych tam epizodach największe zapotrzebowanie jest na kobiety - motocyklistki, które będą grały morderczynie ha, ha, ha! A to się Lady Shadow popisała z dobrej strony! No tak, jak na motorze, to musi być „ten zły”. Taki dzień, testowy... tak oto Lady sezon otwierała :wink: Pewnie pamiętasz, Drogi Czytelniku, że Lady Shadow skrobie swoje małe co nieco w pamiętniku już dwa lata. Tak, tak. Właśnie dwa lata temu stremowane biedactwo stanęło sobie na płycie lotniska ćwiczebnego i ujrzało na własne oczka Ulubionego Instruktora po raz pierwszy. Lady dzisiaj postanowiła sobie przypomnieć „jak to był dawniej” i z samego rana nawiedziła Ulubionego na placyku. Sobota, prawie połowa maja, słoneczko, ciepełko, motor, czegóż by więcej chcieć. Taki dzień, testowy... W końcu sezon juz otwarty, trza się przetestować. Lady najpierw poósemkowała na swojej połowie hondziny domowej (druga połowa należy do męża, mąż zawsze nie omieszka dodać, że jego częścią jest ta, która się nie psuje, łajdak jeden!), z rozmarzeniem przypomniała sobie, jak to Ulubiony zażyczył sobie ósemkę jedną ręką z łapką na baku (kolanku), pół biedy, jak to była prawa ręka na baku! Gorzej, gdy okazało się, że prawą, gazową łapką należy kierować, a lewą nie. Lady pamiętała ten popłoch w jaki wpadła... Dwa razy pytała Ulubionego, czy aby na pewno powiedział „prawa” ręka do kierowania :D, czy się może nie przejęzyczył... :D. No bo jak tu trzymac bombę zegarową tylko prawą łąpką? Potem Lady poćwiczyła przegazówkę, zatrzymywanie się bez nóg, jakieś slalomiki drobne i najazd na przeszkodę, tym razem w imaginacji, bo na etapie naukowym, jak Lady miała stracha najeżdżać na przeszkodę w postaci pachołka, mąż i Ulubiony wymyślili, że z ziemi może wyzierać ustawiona „na sztorc” rękawica. A i widok był przy tym dramatyczniejszy, niż pospolity pachołek... Poćwiczyła też ruszanie pod górkę (obok garaży, żeby wprowadzić się w placykowi nastrój do reszty :D ). W oczekiwaniu na przybycie Ulubionego, właśnie o tym wszystkim myślała sobie Lady. Nooo, przyjechał! Wytaszczył z przyczepy Suzi GS 400 E – starszą kuzynkę tak lubianej przez Lady Suzi GS 500. Brum brum brum – Suzinka rozgrzewała się. Lady nie przeczuwała co się święci. Nie była zachwycona starą kuzynką Suzi. Ale dopiero PO wiadomo, że nie wszystkie świecące złoto jest najlepsze. -Wskakuj na Suzinę – zakomenderował Ulubiony – poćwicz sobie różne rzeczy. W końcu nie tylko na świcie istnieje Hondzia Shadow :D Lady wlazła na starą Suzi. Eeee, jakoś wysoko, aaaa, stoi na centralnej, bziiiiiuuuu, no, już nie stoi. Ale hamulec ręczny coś łapie dopiero po chwili... Złej tanecznicy to i rąbek przy spódnicy – przemknęło Lady przez myśl. Jedyneczka, dwójeczka, ależ te biegi ciężko chodzą. Złej tańcownicy... – znowu nasunęła się Lady ta sama myśl :D . W miarę jeżdżenia, okazało się, że nawet stara kuzynka Suzi nie jest taka zła, jak się wydawała na początku. Lady z przyjemnością skonstatowała, że na starej Suzi można też robić świetne ósemki gazowe, o zwykłych nie mówiąc. Reasumując, gdyby tak poprawić coś w biegach, żeby lżej wchodziły i w hamulcu, wyszedłby z Suziny całkiem zgrabny motorek. Lady po tym testowaniu stwierdziła, że po szkole Tomaszkowej, to w sumie na czym by nie usiadła, to po chwili przyzwyczajenia się do maszyny, praktycznie na wszystkim da się jeździć... W końcu pobierała nauki w nie byle jakiej szkole jazdy! (Boże, jaka zarozumiała zrobiła się ta Lady, zupełnie jakby zapomniała jak to jej się myliła do niedawna noga wewnętrzna z zewnętrzną...) Ulubiony Instruktorze, bardzo dziękuję za udostępnienie Suziny i nowe doświadczenia pod tytułem „jak jechać i dojechać gdy moto sprawne inaczej”. Podziękowania! :icon_razz: Wasza Lady Shadow (przećwiczona jak za dawnych, dobrych czasów)
  8. Gorąco polecam szkołe pro-motor Tomka Kulika i Piotrusia Gadaja. Profesjonalnie i miło. Pobieralam tam nauki i wiem co mówię :D Jako dokumentacja pozostał "pamietniczek Lady Shadow" - w szkole jazdy. Z niego dowiesz sie co i jak. Zycze powodzenia i pozdrawiam, Wasza Lady Shadow
  9. Drogi Czytelniku, Nie myśl sobie, że Lady Shadow umarla. Co to to nie! Zyje i ma się dobrze, jedynie siedzi sobie przyczajona i dobrze zakamuflowana i obmyśla jak by tu wygrać milion na loterii. Starczyłoby wtedy na duuuużą Hondzę - starszą kuzynkę pięćsetki - dla małżonka (oczywiście w grę wchodzi tylko Shadow 1100, pełnoletnia, ma sie rozumieć :wink: ). Wtedy Lady szybciutko by wskoczyła na z góry upatrzone pozycje i przechwyciłaby Hondzinke już obecną w rodzinie. Póki co, musi znosić męską dominację i co jakiś czas zadowalać się "dopuszczeniem" ... ;-) Wasza Lady Shadow (w lekkim uśpieniu)
  10. Uuuuuu, widac, ze Lady Shadow dawno nie bylo na drodze dojazdowej do placu manewrowego i niegrzeczne weze boa rozpanoszyly sie na dobre... ;-) Melduje przybycie razem z Martiusem i nasza Hondzia! Wasza Lady Shadow
  11. Z pamiętnika..., jak Lady Shadow doszkalała się, czyli kulikowisko. Sobota, 21 maja 2005 r. Pogoda dopisała. 8) Słoneczko grzało, uczestnicy pikniku motocyklowego, czyli Wielkiego Doszkalania u Ulubionego Instruktora i Oceanu Spokojnego rozpinali kurteczki i luzowali ubranka. Było miło, leniwie, sobotnio i weekendowo. Maszyny stały grzecznie w rządku, chromy błyszczały – słoneczko się w nich przeglądało co i raz... ;) Plac manewrowy chłopaków zamienił się w wielki moto – piknik. Chętni z Warszawy i okolic (bliższych i dalszych), zrzeszeni na forum i nie zrzeszeni ;-) stawili się punktualnie o 10 na płycie lotniska. Lady od rana przecierała szmatką buciki, wdzięczyła się przy lustrze i dobierała kurteczkę. :lol: Padło na tą bez frędzli... -Lady, przecież Ulubiony od razu Cię pogoni za te frędzle na ćwiczeniach! Będą Ci się majtały, a poza tym usmarujesz je w kiełbasce z grilla... – mitygowała ją mąż. -Taaaa, ten ostatni argument okazał się najskuteczniejszym... ;-) Nie chcę mieć frędzelków w musztardzie. Biorę wariant bezfrędzlowy! Dojechaliśmy, węże boa w piaseczku nawet nie śmiały wyściubić łebków i ogonków! Widać nas poznały i wolały czyhać na nieznajomych... ;-) Na placyku postanowiłam poprzymierzać się do naszej domowej hondzi. Ciekawe czy pamiętam jak się robi ósemkę? Trzeba spróbować. Tralala, zmieściłam się, jedną łapką tez wyszła! Znaczy nauki Ulubionego Instruktora nie poszły sobie w las! Slalomik tez wychodzi! Tymczasem Ulubiony Instruktor zarządził Ogólne Ćwiczenia. Najpierw były instrukcje, a potem praktyka. Tak więc latały Titaniki (niektórzy nawet udawali, że są samolotami, wszak znaleźli się przecież na płycie lotniska), slalomy bez trzymanki, zawracanie na wąskiej płycie bez pająków nogami, zatrzymywanie się bez nóg z drugą osobą do pary ;-) i wiele innych atrakcji. Nie zabrakło też bruzd na Chudym - dla entuzjastów. Lady z radością posadziła pupę na Nowym Urządzeniu Egzaminacyjnym – na ślicznej wiśniowej Hondzi CBF 250. Ocean Spokojny pozwolił! Malutka, zwinniutka, wygodnie kręci się ósemki. Ale jest ździebełko wyższa od SR, która zmieniła już właściciela. Drogi Czytelniku, znasz moje uwielbienie dla Suzi :oops: . Dlatego też nie omieszkałam przywitać się z maleńką i, za przyzwoleniem Ulubionego, troszkę poujeżdżać ją. Muszę powiedzieć, że Suzi posunęła się bardzo w latach przez niecały rok, zestarzała się :cry: i koniecznie musi iść do szpitala na naprawy, bo mnie boli serce ;) , jak Suzinka się męczy i jak jest zniszczona. Zresztą powinna z Chudym na jednej sali leżeć, bo jemu tez się należy... Zapomniałabym, atrakcją kulikowiska był grill z kiełbaskami i innymi pysznościami. Każdy przynosiła co tam chciał, a Majster Grillowy dbał o to, żeby nic się nie przypaliło. Piotrusiu, dzięki Ci za grill z prawdziwego zdarzenia, za kubeczki, talerzyki i inne wkłady własne w Doszkalanie! ;) Ulubiony Instruktorze, dobrze było, owocnie i miło. Koniecznie musimy powtórzyć kulikowisko jeszcze raz. Może w końcu sierpnia? Lady Shadow, nasłoneczniona i zadowolona wróciła późnym popołudniem do domku, szykować się na posiadówkę do Alisi. W końcu trzeba zdać relacje nieobecnym, jak miło było na placyku... Jedni bawili się, a drudzy, niestety, musieli pracować. Zresztą, imprezy u Alisi już mają renomę i powoli przechodzą do tradycji Lady Shadow z przyległościami... ;-) I tym sposobem Doszkalanie u Ulubionego Instruktora i Oceanu Spokojnego zamieniło się w zasłużony wieczorny relaksik... Wasza Lady Shadow (doszkolona i zrelaksowana) ;)
  12. Jak Lady Shadow sezon otwierała i o arkadyjskim ogonku... środa, 4 maja 2005 Drogi Czytelniku, czy zwróciłeś uwagę, że już rok spotykamy się na łamach niniejszego pamiętniczka? Taaaa, dokładnie na początku maja minionego roku zaczęłam moją jednośladową przygodę. Wcześniejsze usiłowania nauki w koszmarnej szkółce nie zostały ujęte w tej statystyce ;-) Po oficjalnym otwarciu sezony (u męża na plecach ;-) ), po samodzielnym przywitaniu się z hondzią (pod „dwoma kołami”, na ślepej uliczce kilka rundek – mąż pozwolił ;-) myślałam, że nie ruszę, a tu się okazało, że nawet sprawnie szła przegazówka!), w majowy weekend postanowiliśmy wybrać się do Arkadii (Radziwiłłów ;-), nie przy Rondzie Babka) i Nieborowa – pod Łowiczem. Oczywiście, nie myśl drogi Czytelniku, że to Lady Shadow zabrała męża na plecki, nie, nie, było zupełnie odwrotnie. I tu zaczęła się szkoła jazdy, a może życia dla Waszej Lady Shadow... ;-) Po krótkich wycieczkach miejskich Lady miała zawsze obolałą kość ogonową (tytułowy ogonek ;-) ). Zdawało jej się, że bardzo obolały, ale okazało się, że jej nieśmiałe oczekiwania co do poziomu boleści dopiero nabrały rzeczywistych kształtów na arkadyjskiej wycieczce. Niektórzy, mam na myśli Ulubionego Instruktora i towarzystwo ;-) , podróżowali do Grodna, a ja swoje Grodno miałam już pod Sochaczewem. Już tam nie mogłam spokojnie usiedzieć na pupie (znaczy na ogonku)... Na szczęście mąż sprawnie dowiózł do Arkadii. Na długim spacerze mogłam rozprostować kości, a właściwie tą jedną kość... ;-) Park piękny, Helena Radziwiłłówna wiedziała co robi. Warto pospacerować i pozwiedzać dzikie zakątki parku i ruinki. Fajniutko było i wiosennie... Wstęp do parku dla dużych po 6 złotych, dla dzieci 4 złote, parking dla aut płatny, motocykl można było postawić z boczku bezpłatnie. Potem podjechaliśmy do Nieborowa – do pałacu Radziwiłłów i parku (wstęp do parku 6 złotych, 4 złote dla dzieci, gdy wstęp do pałacu i parku razem, to 15 złotych od osoby, dla dzieci 6 złotych). Motocykl można było gdzieś bezpłatnie przytulić... Polecam wystawę ceramiki z epoki. Miło się oglądało i zwiedzało, ale w końcu przyszedł czas ciężkiej (baaardzo) próby - droga powrotna. Najpierw trzeba było posadzić ogonek na hondzi. Boże, jak bolało! Czułam się tak, jak bym siedziała w pozycji kibelkowej na jeżu, dociskana pleckami męża do sisibaru... Kto wymyślił chopperki? No kto??? Z tego dociskania aż odrapała mi się szybka w kasku ;) ;-) i nie wiem w jaki sposób – naciągnęła stopa (chyba życiowa też) ;-) Reasumując, szkoła jazdy, tudzież życia była przednia (do dzisiaj czuję ;-) )! Wycieczka i zwiedzane miejsca – godne polecenia, za to Lady Shadow okazała się całkiem nieprzystosowana do motocyklowego życia. Po drodze harleyowcy nie odmachiwali na pozdrowienie, skuterowcy często ignorowali (nawet jak my pierwsi machnęliśmy), jedynie można było liczyć na frędzli i ścigantów... Każdemu takie Grodno, na jakie zdoła wjechać ;-) Następnego dnia Wasza Lady odbywała intensywną rekonwalescencję. :roll: Wasza Lady Shadow (z ogonkiem)
  13. Prosze bardzo! Tomek Kulik i Piotruś Gadaj szkola jazdy Pro Motor na warszawskim Bemowie. www.pro-motor.pl Trafilam do chlopakow "po przejsciach" podobnych jak Agatka... Najpierw zapisalam sie do jednej z warszawskich szkolek nastawionych na kat. B, a przy okazji prowadzacych tez kursy na kat. A. Nadmieniam, ze w zyciu wtedy nie siedzialam na motocyklu, nie mialam zieloniutkiego pojecia o gazie, sprzegle i biegach w moto. Zero pojecia. Wytrzymalam 4 godziny, uwazam, ze i tak duzo za duzo. Pan niczego nie uczyl i mial wszystko w nosie. Dobrze, ze mialam silna motywacje, bo po tych jazdach bylam rozczarowana i bylo mi strasznie zle... Perypetie co i jak - opisalam dokladnie w "Z pamietnika Lady Shadow" w tym dziale - na dalszych stronach. Tam tez opisalam jazdy u chlopakow. Niebo a ziemia! Po prostu nauczyli mnie wszystkiego co powinnam wiedziec... Specjalne podziekowania :buttrock: dla mojego Ulubionego Instruktora ;-) Tak wiec z czystym sumieniem polecam nauke u Tomka i Piotrka. I u nikogo innego ;-) Wasza Lady Shadow (zielony listek) ;)
  14. Tomku, suuuuper pomysl z tym piknikiem! Zawsze to: a) reklama szkoly (co by nie mowil) ;-) B) prezentacja Szanownych Instruktorow :buttrock: (i tak znanych, ale, nigdy nie zawadzi zapodac sie tym, ktorzy nie mieli jeszcze przyjemnosci), c) okazja do pocwiczenia 8 i innych tam ;) , d) sposobnosc do wspolnego pobiesiadowania... Jak pozwolisz, to wpadne na placyk z Martiusem, bo jeszcze zaden fotoreporter nie zapisal sie w karneciku... ;-) , a poza tym kazda okazja pocwiczenia, nie moze byc zmarnowana! Tralala, juz sie nie moge doczekac miasteczka ruchu motocyklowego "made by Tomek and Piotrus" Wasza Lady Shadow
  15. Mam taka nadzieje, ze wszyscy posiadacze forumowych kamizelek, przynajmniej pierwszego dnia :buttrock: , odzieja sie (w kamizelki :lol: ) i beda dla reszty "lepiej widoczni". Mam na mysli, rowniez to, ze latwiej bedzie nam sie rozpoznac w tlumie, no i spotkac... Czyli na galowo, na galowo... ;-) do zobaczenia, Wasza Lady Shadow
  16. Jak widzisz, drogi Czytelniku, zapowiada się niezła zabawa – ciekawe tylko dla kogo ;-) Czy większa dla Lady Shadow, czy dla jej Ulubionego Instruktora? ;-) Jakoś mam dziwne przeświadczenie, że dla tego drugiego... :lol: Miejmy nadzieję, że wypadzik na miasto uda się przeprowadzić zgodnie z planem Ulubionego. Ja z góry zgadzam się na wszystko. Zresztą, ja zawsze wychodziłam z założenia, że co mówi Ulubiony, to święte. Jak była komenda łapy z kierownicy (na środku Powązkowskiej), to skoro mówi, znaczy tak ma być... ;-) I wyszedł titanic... Wasza Lady Shadow - niecierpliwa i wyglądająca wiosny
  17. Z pamiętnika... Zima, kontrolowane poślizgi, czyli wyczekiwanie... Wtorek, 15 marca 2005 Nasza domowa hondzia właśnie przekręciła się na drugi boczek snu zimowego... Przebudziła się na chwilkę, łypnęła oczkiem na garaż, żeby sprawdzić, czy już czas wstawać, zobaczyła na zewnątrz śnieg, i niewiele myśląc, poszła spać dalej. Zima. I to całkiem głęboka. Wszyscy mieli nadzieję, że szybko minie, śniegi stopnieją i zrobi się cieplutko, a wtedy... Lady Shadow dosiądzie hondzi i wreszcie ją ujeździ ;-) . Przyjaciele Lady Shadow też niecierpliwie tupią nóżkami i wyczekują otwarcia sezonu. A żeby całkiem nie uschnąć z tęsknoty i umilić wyczekiwanie – gawędzą sobie leniwie o motocyklach, wspominają jak to było..., posiadują przy piwku i jedzonku..., a Amazonki snują plany na wspólne moto-ploty... Mróz, śnieg, ślisko. Lady Shadow, żeby nie marnować czasu i pouczyć się, postanowiła przypomnieć sobie, jak to fajnie jeździło się na Kuzynie Chudego w piachu :roll: i w Tomaszkowych bruzdach ćwiczyło poślizgi. Nie myśl, drogi Czytelniku, że Wasza Lady obudziła hondzię, nieeee, co to, to nie! A niech maleńka śpi sobie spokojnie do samej wiosny! Zaprosiła poczciwego Ticia do współpracy! Niedaleko ćwiczebnego placyku chłopaków jest bezpański parking. Latem należy on do działkowców, ale zimą, który to działkowiec będzie uprawiał grządki? Lady postanowiła to wykorzystać. Ponieważ było wielu chętnych do ćwiczenia kontrolowanych poślizgów, ustawiła się grzecznie w kolejce... No! Wreszcie ja. Bruuuum! Rozpędzamy się i hamujemy ręcznym! Ticio zatańczył i pozataczał się. I jeszcze raz, i jeszcze... Mąż dzielnie wspomagał Lady w działaniach. Czułam się prawie tak fajnie, jak na piaszczystej ósemce u Ulubionego Instruktora... Ale, zima niedługo się skończy! Powiem Ci na ucho, drogi Czytelniku, że już powolutku zaczęłam się namawiać z Ulubionym na taką malutką, przypominającą jazdę po mieście... (na ukochanej Suzi, oczywiście!) :oops: . Bo każdy motocyklista, a szczególnie ten świeżo upieczony i mało wiedzący, ma wewnętrzny obowiązek dokształcać się i uczyć. Nawet, przy zimowych gawędach i wyczekiwaniu wiosny! Wasza Lady Shadow – w śniegowej zaspie. ;)
  18. A moze w Warszawie zebralaby sie rowniez grupka chetnych osob, zeby podszkolic sie w tej materii? Ja jestem chetna... Pozdrawiam, Wasza Lady Shadow
  19. Mmmmmmm....., ale sliczna Suzi! Az mi sie zrobilo cieplutko na serduszku na jej widok! Koniecznie poglaszcz ja ode mnie po baczku! Mmmmmm.... piekniutka Suzinka! Wasza Lady Shadow
  20. Hubert! Gratuluje zakupu Pannonii! Marzenia nalezy spelniac i juz! Zycze powodzenia i cierpliwosci w renowacji maszynki. Tak baj dy wej, moja pani fryzjerka (kobitka w wieku mocno srednim) chwalila mi sie, ze mlodziencze swoje lata spedzila smigajac na tatusiowej Pannonii... ;-) Oczywiscie, ku zgrozie mamy... pozdrowionka, Wasza Lady Shadow
  21. Z pamiętnika… jak Lady jechała do mechanika, czyli… azymut. Sobota, 9 października. Jak już wiesz, drogi Czytelniku, nasza domowa hondzia jest nadal u lekarza, gdyż niedomaga jej elektryka… Dlatego też w sobotę rano mój mąż zarządził odwiedziny hondzi - u Mechanika i diagnozowanie choroby. Celem podróży stał się warsztat w Zielonce… Lady Shadow miała odwieźć swojego męża, wrócić do domku „na pusto” i oczekiwać hondzi z mężem. Tylko, że paskudny los pokrzyżował te świetlane plany… Ale, zacznijmy ad ovo! Wiesz dobrze, szanowny Czytelniku, jakim to wprost niezwykłym zmysłem dezorientacji przestrzenno – ulicznej ;-) dysponuje Lady Shadow. :oops: Wystarczy przytoczyć jeden z wielu epizodów, jak to Lady zgubiła się na placu egzaminacyjnym, już po powrocie z miasta pod koniec egzamu na moto… Gąszcz tyczek i linii wystarczył, żeby biedaczka nie trafiła (od razu) na stanowisko postojowe SR-ki… ;-) . Ulubiony Instruktor nierzadko też musiał spektakularnie machać łapą przed oczkami Lady, żeby ta nie pomyliła drogi i skręciła gdzie należy… Pomna moich świetlanych predyspozycji, rozsiadłam się wygodnie za kierownicą Ticia, obok mąż. -Jaaaa, ja prowadzę, żeby zapamiętać drogę! – darła się Lady. -No dobrze Lady, tylko patrz uważnie, bo potem musisz sama wrócić do granic Warszawy… Dalej chyba znasz drogę do domku, co? -Wrócę, wrócę, dalej też trafię, tylko zostaw mi plan miasta. No wiesz, tak na wsjakij słuczaj… I tak Lady, zaopatrzona w mapę, naładowaną komórkę (do wzywania pomocy, jak się zgubi ;-) ) i pełny bak benzyny, wyruszyła w podróż. Trasa AK, Wolska, Plac Bankowy, Warszawa Wileńska i Radzymińska, wszystko szło gładko, mąż dyrygował jak mam jechać. -Patrz teraz uważnie, Lady, musisz przy McDonaldzie skręcić w prawo i kierować się na Wołomin. -Tak, tak, drogowskaz wielki, to zauważę… chyba… :mrgreen: Tym razem, bezbłędnie trafiliśmy do Zielonki. Przywitaliśmy się z Mechanikiem i Tatą Mechanika, a także z hondzią. Wkrótce Lady Shadow zaczęła jakoś tak dziwnie przebierać nóżkami… -Mężuuuu, muszę już jechać, żeby na świeżo wydostać się z objazdów i robot drogowych w Ząbkach… W tym momencie włączył się w naszą rozmowę Tata Mechanika. -Droga Lady, polecam drogę do Marek, prosto, prosto potem rondo, znowu prosto i w lewo na wielkim skrzyżowaniu na światłach. Żadnego kręcenia objazdami! -Suuuuuuper! Pomachałam na do widzenia, wsiadłam do autka i pomknęłam na azymut warszawski. Eeeeee, na razie droga prosta, stacja kolejowa, i prosto, prosto. Udało się! Rondo też się odnalazło. Teraz światła. Gdzie one są! :eek2: Aaaaaa, tam gdzie wielki transparent, że za kilka minut mogę zrobić zakupy w Carrefourze… Ale z zakupów nie skorzystam ;-) No. To jestem na dobrej drodze. Kierunek Warszawa Wileńska obrany. Stare Miasto i Wolska. Gdzieś tu trzeba będzie skręcić w prawo, żeby wjechać na trasę AK i mknąć w kierunku Powązek. Hm…., chyba już minęłam ten skręt. :oops: Eeeee, nic to, dojadę do Połczyńskiej i pojadę Powstańcami Śląskimi i Bemowem do domku. Tak, to jest dobry plan awaryjny, tylko muszę skręcić w prawo. No i tak ładnie skręciłam, że znalazłam się, niewiedzieć czemu – na parkingu pod Geantem i Fortem Wola ;-) A przecież dzisiaj zakupów nie planowałam…. :roll: ;-) Ha, trzeba zawrócić. Widać to nie był ten skręt, o którym myślałam… Dalej, Lady, troszkę dalej i będziesz prawie w domku! Po tym drobnym potknięciu dotarłam już bezbłędnie do domu. Teraz wystarczy tylko czekać na męża, który wróci na hondzi (naprawionej). Popołudnie, a męża i hondzi nie ma. Oj, tylko nie to! Przecież ja TAM – do Zielonki sama w życiu nie trafię!!!! Może jeszcze przyjedzie… Tak, trzeba mieć nadzieję. W tym przypadku „manie” nadziei, to nie jest gwoźdź do trumny… No niestety, mąż zadzwonił, że biedaczka hondzia ma zepsuty moduł zapłonowy jednego cylindra. Bez wymiany części nie ma jazdy. Wieeeedziałam! Muszę pojechać po męża. :eek2: Chwyciłam plan miasta, komórkę (wyższa konieczność), kasę na benzynę, jak dojadę przez pomyłkę gdzieś na wschód i wysuszę do reszty bak… ;-) i pobiegłam na parking. Cel podróży – Zielonka. Tylko jak tu jechać? Chyba do tej nieszczęsnej trasy AK. Pamiętaj Lady, zjazd w lewo, w Wolską. No i… zjechałam w lewo za wcześnie…. ;-) , że zamiast w prostej linii dojechać do Solidarności, krążyłam po Lesznie i Żytniej. A tam na mnie czyhała jakaś koszmarna organizacja ruchu! Same nakazy jazdy w jakimś tragicznym kierunku (wcale mnie nie interesującym) i same łamane pierwszeństwa… W końcu wyplątałam się z tego labiryntu i dobrnęłam do Jana Pawła. Uffff, jestem prawie w domu. Znaczy, już przynajmniej wiem gdzie jestem… ;-) Muszę tylko teraz przebić się na pas do skrętu w lewo i pojechać koło Kina Feminy. Tylko jak to zrobić? No i nie zdążyłam zmienić pasów ;-( . Uuuuuu… :) Może gdzieś na Chłodnej zawrócę i skręcę w lewo? Objechałam nasz ślubny kościół, straż pożarną i… o jasny gwint! Nakaz skrętu w prawo z Elektoralnej w Jana Pawła. No nic. Zawrócę na ONZcie. No, w ostateczności pod Centralnym… Bo dalej to tylko droga na Mokotów… Uffff, udało mi się wrócić na azymut. Droga do Radzymińskiej była prosta jak drut. Muszę tylko uważać na drogowskaz na Wołomin i McDonalda. Ooooo! Chyba tu skręcam. To już prawie jak bym była w Zielonce. Ale co to? Trafiłam do Ząbek!?!?! -Mężu, mężu, jestem na ulicy takiej, a takiej, czekam, przyjdź sobie po Ticia. -Cooooo, za daleko? Ząbki to nie Zielonka? Mam brnąć dalej? Ale ja nie wiem kompletnie gdzie jestem, gdzie północ, gdzie południa, w którą stronę mam trzymać mapę Ząbek i w ogóle jedynym punktem odniesienia jest pobliski bar… -Lady, tylko spokojnie, wróć na główną ulicę Ząbek… Ufff, chyba wróciłam na szlak… Ale, ale, zaczął się las! Czy tu był jakiś las? O żesz ty!!! :eek2: Taaaak, pamiętam, to czerwone dziurawe wiadro na poboczu! Tak, ja tu BYŁAM już rano! Tylko gdzie dalej jechać? Prosto? -Mężuuuu, minęłam przejazd kolejowy, jestem na ulicy takiej a takiej…? A w ogóle to nie wiem gdzie jestem… -Czekaj Lady, dam ci Tatę Mechanika. Ja też nie wiem gdzie ty jesteś… -Witam Lady, jesteś baaaardzo dzielna, to już dwa kroki stąd! Kieruj się na bank, a potem to wyjdziemy wszyscy na drogę i będziemy czekać na ciebie całym komitetem powitalnym! -No dobrze, to brnę dalej! Dzięki za pomoc!!! Gdzie ten bank? Jeszcze chwila, a dojadę do Wołomina. Za jaką pokutę muszę tak błądzić? Ooooo, tam stoi grupka ludzi i macha! Chyba do mnie… ;) Dojechałam!!! :buttrock: Wasza Lady Shadow wreszcie dojechała!!! Ale jestem z siebie dumna i blada! I tylko trochę bladziłam... ;-) :roll: Wspomnę tylko, że z powodu pośpiechu męża, na drogę powrotną przejął on stery i w jedyne 20 minut byliśmy w domku – przez Kondratowicza (znaną mi z egzaminu) i Trasę Toruńską. ;-) Jak on to zrobił??? PS. Pragnę nadmienić , że Wasza Lady Shadow jest urodzoną warszawianką, dziady i pradziady też pochodzą od Warsa i Sawy, a komunikacja miejska nie stanowi dla niej żadnej tajemnicy… ;-) Za to ulice, pasy kończące się, zjazdy z tras stanowią odwieczną, nierozwiązywalną zagadkę… Wasza Lady Shadow (w drodze do celu)
  22. Z pamiętnika… Lady ma kłopoty, czyli… terapia zajęciowa. Piątek, 1 października. Słońce powoli zachodziło. Robiło się coraz zimniej i ciemniej. Taaaak, to już jesień. Ciepłe wieczory na placyku pozostały tylko wspomnieniem. Trawy lotniska powoli zasnuwały się mgłami. Betonowa płyta pozostała jednak czystą. Ale widok! Niczym na angielskich torfowiskach… Rekompensuje wszelkie jesienne niedogodności. Lady Shadow z otwartą buzią podziwiała piękne widoki – akurat na odstresowanie. Ma kłopoty w pracy. :D Musi szukać nowej roboty, a gdzie nie pójdzie na rozmowę kwalifikacyjną, tam słyszy, że „za duże kwalifikacje”. Pewnie, każda wymówka jest dobra… No i dzięki tym kłopotom posiadanie własnej Suzinki oddaliło się niepomiernie. Dlatego też Lady przyszła stęskniona na placyk ogrzać się w cieple miłej placykowej atmosfery, pocieszyć się w smutkach, popatrzeć na motorki, a przede wszystkim, pogratulować Alicji zdanego egzamu na moto. A było czego gratulować! :D Na placyku, po gorących powitaniach z Alą, Piotrusiem i Ulubionym Instruktorem, przeszliśmy do części zasadniczej – oblewania Alicjowego egzaminu – szampanem jabłkowym dla dzieci! :D Bąbelki bezalkoholowe, a przede wszystkim ciepełko duchowe uczestników rzeczonej „libacji” zrobiły swoje. Lady Shadow nieco poweselała. Mgły nadal spowijały tajemniczo scenerię wieczoru. -Tomku, proszę, mogę posiedzieć sobie na Suzi, jak skończy kursant? -Możesz, możesz, a jak chcesz to zrób sobie rundkę - dla kurażu ;-) -Eeeee, wystarczy tylko poprzytulanie do baczku, bo nie jestem regulaminowo ubrana na jazdy… I Lady rozmościła się wygodnie na Suzi. Pogłaskała ją po baczku, podrapała za uszkiem, iiiiiii, znaczy za kierownicą… Suzi była wniebowzięta! Maszyna była jeszcze cieplutka, a zważywszy, że było już chłodno, to obie panie (Ala i Lady) grzały się w cieple Suzinkowego silnika… Było miło i dobrze. Ta chwila mogła sobie trwać i trwać… Napewno lepiej niż na kozetce u psychoanalityka ;-) ! Twardym trzeba być, nie miętkim. Tak zawsze powtarzał Ulubiony. Myślę, ze w życiu też takim trzeba być. Na pewno kiedyś znajdę fajną pracę i już! Grunt to terapia zajęciowa… Hi, hi. Drogi Czytelniku, pewnie w tym momencie pomyślałeś sobie już co najmniej ze dwa razy, że Wasza Lady Shadow oszalała. Jak to można przytulać się do moto? Można… Bo bycie motocyklistą to metafizyka…, ideologia… Resztę dopowiedz sobie sam, drogi Czytelniku… Mój prywatny sezon motocyklowy powoli dobiega końca. Nasza domowa hondzia właśnie jest u lekarza. Przechodzi regulację gaźników i leczone są jej problemy z elektryka… Starość nie radość. Należy jej się trochę odpoczynku po ćwiczeniu ósemek, slalomów, górek i wszelakiej techniki jazdy. Tak więc ckni mi się bez motorku. Dlatego też pewnie częściej będę wpadała na placyk, pogrzać się w cieple życzliwych ludzi i milutkiej Suzi. :D Wasza Lady Shadow (w cieple Suzi)
  23. Z pamiętnika… polowanie, czyli targowisko próżności. Sobota, 11 września Szanowny Czytelniku, mój Ulubiony Instruktor, po lekturze ostatniego rozdziału, a w szczególności akapitu poświęconego przechyłowi ciała w counter steeringu, ze zjeżonym włosem ;-) poprosił o dopisanie drobnego wyjaśnienia, co niniejszym czynię: Tomek dopowiada, że „przeciwskręt polega na pochyleniu ciała w stronę skrętu i odepchnięciu kierownicy ręką wewnętrzną”. No ja wiem, on przedstawił cały proces fachowo, a ja chciałam uniknąć tej nieszczęsnej „ręki wewnętrznej” i opisałam po swojemu, co tam myślę o przeciwskręcie… No, ale niech mu tam będzie! ;) Dzisiaj prawie z samego rana (czyli ciut świt na południe ;-) ), nawiedziłam moto-bazar na wyścigach. Celem wycieczki było nabycie rękawic, poprzymierzanie się do różnych motorków (czyli de facto, poszukiwania Suzi) oraz nabycie balansów do kierownicy naszej domowej hondzi. Takie zadania do realizacji miała Lady Shadow. Ubraliśmy się na galowo. :mrgreen: W końcu wybieraliśmy się na targowisko próżności… Skórzane kostiumiki, frędzle (Lady), kamizele formowe, żeby być lepiej widocznym ;-) . Mąż załadował mnie na tył hondzi :-( :| (wypucowanej i wywoskowanej – patrz tytuł rozdziału) i pomknęliśmy. Na moto-bazarze spotkaliśmy forumowiczów (miło, miło, nasz galowy strój pomógł w identyfikacji), kolegów motocyklistów z placyku, oraz Ulubionego Instruktora i Ocean Spokojny. Tomek na dzień dobry zapytał, czy już mam rękawiczki. Pytanie było zasadne, gdyż Ulubiony krzyczy na mnie okropnie, jak jeżdżę z gołymi łapami (i ma rację, bo bliskie spotkanie z asfaltem może skończyć się interwencją chirurga, jak nie będzie ochrony, a poza tym w rękawicach – cieplej, szczególnie jesienią i wiosną). Dlatego też Wasza Lady Shadow rozpoczęła polowanie. Przymierzyłam chyba z 1000 rękawiczek, wszystkie były w rozmiarze S lub XS. Mniejszych nie było… W każdym przypadku – palce sromotnie wisiały. No tak nie może być, bo będą mi się majtolić na klamkach… W desperacji, zmierzyłam niepozorne, czarne rękawice KRAWEHLa. Mięciutka skórka, wewnątrz dłoni zamszowe wzmocnienia, długość za nadgarstek… Śliczniutkie. Rozmiar XS. Wszystko by było dobrze, gdyby kciuk był węższy i krótszy, a mały paluszek nie gubił się w czeluściach rękawicy… Pozostałe paluszki były na miejscu. Obeszłam wszystkie stoiska i powróciłam do tych KRAWEHLi. A co tam! Mogą być, robi się coraz zimniej, a ja i tak niczego lepszego nie wypatrzę. No i kupiłam. Tralala, mam wymarzone rękawiczki! Już nie jestem goła! No a jak już kupiłam, to w te pędy poleciałam pokazać mój nowy nabytek Tomkowi. ;) Ulubiony posprawdzał ile luzu mam w palcach, ryknął śmiechem, bo kciuk i mały palec wiszą (rozmiar XS), no i kazał udać się do rękawicznika na poprawki tych paluszków (święta racja). Ogólnie pochwalił zakup, powiedział, że marka rękawic bardzo dobra, i że on ma TAKĄ kurtkę (ha, ha, narcyz jeden) ;-) . To skoro ma taką kurtkę, znaczy to, że nie wyrzuciłam pieniążków w błoto. A ja teraz mam TAKIE rękawiczki!!! Tralala! :mrgreen: Odziana w pachnące nowością rękawice, pomaszerowałam szukać Suzi. Moje rozczarowanie było ogromne. Nikt nie sprzedawał Suzinki. Nikt. Jedynym egzemplarzem była Suzi Tomka, ale za dużo za nią chciał ;-) i nie dobiliśmy targu , hi, hi, hi ;-) . Za to poprzymierzałam się do Hondy CB 500 i było mi na niej jakoś okropnie niewygodnie, oraz do Suzuki Bandit 650 S, na której za to było mi baaaardzo dobrze, ale po pierwszym odpaleniu z pewnością bym się na niej zabiła. :eek2: Tyle mojego, że posiedziałam sobie w komforcie… Czułam się prawie jak na mojej Suzi GS 500… W międzyczasie mąż zrobił naszej domowej hondzi prezent – piękne chromowane balanse do kierownicy. Ucieszyła się z nich nasza śliczna! Targowisko próżności… Zastało nas popołudnie, w ferworze robienia zakupów i oglądania maszyn, nie zauważyliśmy, że już pora wracać. Na moto-bazarze było bardzo fajnie, tyle brumkania, tyle moto, tyle dóbr doczesnych, cieszących oko motocyklisty… Ale jak trzeba, to trzeba iść (jechać). Po południu czeka mnie spotkanie z koleżankami i kolegami ze studiów z roku – 8 lat po obronie magisterki. Rany, ale jestem stara! To lecę imprezować i przypominać sobie studenckie lata! Wasza Lady Shadow (w TAKICH rękawicach)
  24. Z pamiętnika… dzień 23 (25 godzina jazdy) plażowe enduro i wyzwanie czyli… przeciwskręt. Środa, 8 września. Wiatr wiał nie od morza, ale od pasa startowego. Lady Shadow ubrała się elegancko – tak jak do jazdy po mieście, w skórki. Jej Ulubiony Instruktor obiecał przecież, że dziś będzie nauka counter steeringu, czyli przeciwskrętu… Ale najpierw niecierpliwie wyczekiwane enduro. Ponieważ cały dzień wiało, piaszczysty teren przypominał bardziej pustynny step, tudzież plażę, gdzieniegdzie porośniętą kępami trawy, a nie wilgotne bruzdy… Zaczęłam od rozgrzewki wokół placu terenowego. Kilka najazdów na górkę oponkową, jazda na stojąco, pupa w przód i pupa w tył (lęki zostały oswojone, już mi nie za wysoko!) ;-) . Kolej na Górkę Abrahama i Rów Prosty. Ufff, poszło dobrze. Mąż cały czas przypatrywał się moim piaszczystym zmaganiom i pochwalił, że w porównaniu z poprzednim razem, teraz jazda jest bardziej swobodna, i mimo piasków pustyni i bardzo sypkiego podłoża, dobrze wyprowadzam moto z uślizgów i opresji (węży boa). Rzeczywiści, pilnowałam gazu i sprzęgła. Po kilku Abrahamach i Rowach przyszedł czas na Grób Teściowej. Podobnież poprawił mi się wjazd do Grobu ;-) – tak mówi maż. Ani razu nie wywaliłam się, ani nie zagrzebałam na amen na żadnej plaży. Raz tylko obtarłam kolankiem Grób, co przypłaciłam toną piaseczku w bucie ;-) i koniecznością doczyszczania wyjściowego ubranka. Byłam z siebie baaardzo dumna! Z Grobu Teściowej wyjeżdża się prosto na Ósemkę Glebową. I jak tu nie wykorzystać takiej szansy? Piach był pulchniutki i suchy jak pieprz. Miałam kłopoty z eleganckim przejazdem tej terenowej Ósemki. Koło tylne zachowywało się tak, jakby było w oleju… No i raz wyłożyłam się. Nie potrafiłam opanować do końca ślizg tylnego koła. Odjechało mi w bok, a ja z nim w piaseczek ;-) Plażowe enduro… Drogi Czytelniku, nie mów Tomkowi, nie miałam jakoś odwagi, mimo jego zaleceń, na wrzucenie 2-ki i robienie tych wszystkich ewolucji na wyższym biegu… No jakoś tak bezpiecznie czułam się na mocniejszej jedynce… Pewnie Ulubiony będzie się za to gniewał. Ale poprawię się, jak spadnie deszcz i skończy się sezon plażowy. Poza tym baaaardzo bym chciała poskakać w powietrze z Górki Abrahama… Tylko jak to zrobić, żeby wylądować bezpiecznie i na tylnym kole? Po wstępnym doczyszczeniu się, opuściłam Chudego, dla ukochanej Suzi. Stęskniłam się za nią BARDZO. Jest mi na niej wygodnie i czuję się milion razy bezpieczniej i „dopasowaniej” niż na domowej hondzi… Widać leżenie na baczku pasuje Lady Shadow! A co tam, lubię się przytulać! Ulubiony najpierw opisał mi w teorii na czym polega counter steering, czyli przeciwskręt. Potem był pokaz. Mmmmm, szkoda, że tylko raz… ;-) Podobnież tą technikę stosują zawodnicy na torach, Ulubiony na co dzień na ulicy, a wszyscy suuuper zaawansowani i odważni motocykliści – jak zmuszają ich do tego warunki. Cała rzecz polega na wytrąceniu moto z równowagi. My je prowokujemy i prawie prosimy, żeby upadło, ale tylko prawie… ;-) Gdy chcemy skręcić szybko w PRAWO, popychamy (z wyczuciem!) kierownicę w LEWO. Moto wtedy składa się na prawo i skręca w prawo. Absurd dla mnie, dla fizyka pewnie nie, ale tak, czy siak, działa. Sama po pierwszej próbie, przy której o mało nie wyłożyłam się, bo nie wiedziałam co mnie czeka ;-) aż się zadziwiłam skutecznością tego zabiegu. Potem pomna pierwszego doświadczenia, podchodziłam już do przeciwskrętu z wielkim szacunkiem i respektem. No i już nie wychodziło tak spektakularnie, jak za pierwszym razem. Ale jak przemyślę sprawę, dojrzeję, może jeszcze Tomek da mi popróbować tych wyżyn techniki jazdy… Mam taką nadzieję. Mój trening polegał na rozpędzeniu moto do 2-ki, jak do titanica, potem redukcji biegu na luz, łapki z kierownicy (na bak lub nad kierownicę), a potem prawa łapka lekko popycha kierownicę w lewo. No i moto skręca w prawo. Ja, jako debiutantka, miałam przykazane, żeby siedzieć prosto, nie roić się na kanapie i nie pomagać ciałem moto (bo nie daj Boże pomyliłoby mi się w która stronę mam się pochylić i bym zleciała, hi, hi, hi). O przechyłach napiszę po kolejnej lekcji przeciwskrętu, żeby nie nakombinować teoretycznie ;-) . A potem bym musiała znowu prostowac i tłumaczyć się z rodzaju prawdy przeze mnie obranej ;-) . Pozostaje pytanie, po co nam takie ryzyko i prawie gleba na własną prośbę? Otóż nie zawsze jest możliwość i miejsce, żeby pięknie złożyć się w zakręt, pochylić itd. Przeciwskręt powoduje szybki zakręt moto, co może być ważne w chwili jakiegoś zagrożenia, lub gdy nam się baaardzo śpieszy… Drogi Czytelniku, dopytałam Ulubionego o sprawę lusterek w moto. Nurtowała mnie ta moja nad-widoczność na hondzi. Podobnież nasza maszyna ma NORMALNE lusterka i dlatego wszystko w nich widzę. ;-) Tomek powiedział, że w lusterku brzeg rękawa jest punktem odniesienia. Musimy go widzieć, żeby łatwiej nam było postrzegać świat z tyłu. To co na prawo od prawego rękawa do linii przerywanej pasa, to jest za nami, a to co jeszcze bardziej na skraju prawego lusterka, to sąsiedni pas (prawy względem naszego pasa)… Proste, jak lusterko. Teraz tylko musze poćwiczyć w praktyce oglądanie tych widoków! Wasza Lady Shadow (na wyżynach techniki jazdy)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...