jako ze mieszkam tylko 10 km od wjazdu na autostrade A4postanowilem dzisiaj rozwinac troche wiecej predkosci niz na zwyklych drogach. a wiec jade sobie ta autostrada 160 ale cos mnie duzo ludzi wyprzedza wiec przyspieszam do 190 i tak jade jakies 10 kilometrow i nagle ni z gruszki ni z pietruszki gasnie mi motor!!! zjezdzam na pobocze i tu lipa :icon_eek: motor juz nie zapalil. musze wspomniec ze dwie godziny wczesniej moj kochany brat chcial mi nalac paliwa i jak on to nazwal "troche mu sie przelalo" (czytaj zalalo caly silnik). odczekalem godzine az wszystko wysnie i powycieralem co trzeba. jak myslicie czy to moglo miec zwiazek z tym ze moj motor po prostu nie chce palic?? (nawet rozrusznik nie kreci). co moglo zostac zalane?? a moze sa jakies inne przyczyny tego ze rozrusznik nie chodzi?? aha i jeszcze jedno pytanie: motor zaczal mi gasnac przy predkosci 190 km/h a wiec przejechalem dobre 200 metrow zanim sie zorientowalem co jest grane i wcisnalem sprzeglo. czy w silniku mogly zostac jakies konsekwencje tych 200 metrow?? Ps. czekalem na busa ponad godzine. w tym czasie zdazylem zmoknac, wysnac, wypalic pol paczki fajek i przepchac moje bydle 2 km pod gorke ;))