Siema! Mam sprawę dotyczącą bezpieczeństwa na dwóch kółkach. Mówiąc krótko, jestem przed kupnem pierwszego moto i zastanawiam się nad kwestiami bezpiecznej jazdy. Mam 24 lata, prawko kat. B i A od 5 lat, przy czym regularnie jeżdżę tylko autem, jak dotąd bez żadnych incydentów poza drobną stłuczką, nie z mojej winy. Zastanawia mnie i martwi w zasadzie jedna rzecz: wszędzie czyta się o tym, że motocykliści mają mnóstwo wypadków i dzielą się na tych, którzy mieli wypadek albo będą mieli itd. Jak wspomniałem dziewczynie, że chcę kupić moto, to mi odradza, mówi że to śmierć na kółkach, to samo większość znajomych... Przechodząc do rzeczy: skąd bierze się ta ilość wypadków? Jeżdżąc autem miliony razy zdarzało mi się, że ktoś mi wyjechał z podporządkowanej, zajechał drogę, mimo to jestem bardzo ostrożny i zawsze udaje mi się tego uniknąć, dlatego też argument, że ktoś mi wyjechał i dlatego zaliczyłem szlif jest dla mnie mało przekonywujący... Doskonale rozumiem, że moto to brak blachy dookoła, która nas osłania i w razie wypadku jest się w najlepszym razie ostro połamanym, ale w takim razie, w waszej opinii skąd się bierze przekonanie, że na moto muszę mieć wypadek? (a w aucie nie koniecznie). Nadmierna prędkość? Bardzo chciałbym kupić moto do ostrożnej, turystycznej jazdy (na działkę, może gdzieś na wakacje itd.), ale perspektywa "pewności" wypadku jest dość przerażająca... Jak to wygląda z waszej perspektywy doświadczonych motocyklistów? Co byście powiedzieli osobie takiej jak ja, która chciałaby jeździć na motocyklu, ale nie koniecznie się zabić? Oczywiście, nie traktuję nikogo jak potencjalnego samobójcy, ale fakt, że uprawianie paralotniarstwa czy szybownictwa jest u ubezpieczycieli mniej ryzykowne niż jazda na moto, zachęca do przemyśleń... Pozdro