Skocz do zawartości

KarolinaKk

Forumowicze
  • Postów

    230
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez KarolinaKk

  1.  

    Wybrałaś akurat najgorszy sor w Lublinie. Kolejki wszędzie takie same, ale na Jaczewskiego jest najlepiej pod względem organizacji, personelu i czystości. Wiem - pracowałam tam.

     

    Ten akurat miałam pod nosem bo z Armii Krajowej można w dwie minuty się tam znaleźć. Ale pożałowałam tej wizyty. Na szczęście nie musiałam sprawdzać sprawności innych szpitali na terenie Lublina. A tu po glebie akurat z Chodla o wiele bliżej do Bełżyc. Tylko chyba wystosuję jakiś apel do pielęgniarek o więcej delikatności dla pacjentów bez grama tłuszczu na tyłku :P

  2. O Chryste, byłaś na ostrym dyżurze?

    Przecież powinnaś zrobić RTG i tomografię, nie bagatelizuj tego.

     

    Poddałam się dziś i pojechałam na izbę. Bilans zysków i strat chyba całkiem niezły. Skręcona kostka, naciągnięte więzadło barkowo-obojczykowe, potłuczone żebra. Lekarz poznęcał się nade mną solidnie aż mu zeszłam jak uskuteczniał macanko barku. Na bark leci orteza z tego co zrozumiałam, na kostkę na szczęście poszło zwykłe usztywnienie bandażem elastycznym. Ale zastrzyki w tyłek mnie nie ominą. Lekarz wyraźnie podkreślał kilkakrotnie, że na motocykl siądę dopiero na wiosnę. Tak więc w te piękne słoneczne dni zamiast korzystać z pogody będę korzystać z uroków łóżka. Tylko te zastrzyki... Jak pierwszy dostałam to zeszłam im w ułamku sekundy. Nie wiem jak zniosę kolejne :D i nie chcę wiedzieć ile ich jest. :D

     

    "Wypadkowych" biorą bez kolejki. Jedź do SPSK 4 na SOR. Potem będziesz musiała czekać milion godzin jak pójdziesz kilka dni po fakcie. Yuby dobrze radzi.

     

    Co by się nie działo nie odwiedzam lubelskich szpitali. Raz byłam na sorze na Kraśnickich i moja noga już tam nigdy nie stanie. Dla mnie jeśli już istnieją Bełżyce. Tam wszędzie wchodzę bez kolejki. Ale tylko dlatego, że ojciec tam pracuje.

  3. Odkopuję temat. Przejrzałam go jakiś czas temu od deski do deski i wiedziałam, że kiedyś i ja zostawię tu ślad :D A więc stało się.

     

    Od popołudnia jeździłam jak napalona. Po obwodnicy, po mniejszych miejscowościach, znowu po obwodnicy i znowu po miejscowościach. Ciemno już solidnie, szybki rzut okiem na licznik spory dystans zrobiony można wracać. Więc wracam jakimiś dziurami. Ciemna noc zero latarni. Na drogę wybiega lis... Hamowanie... Chwilę później wybiega kot. Znowu hamowanie. I wracam tak sobie z głową w chmurach bo najeździłam się wystarczająco ale coś mnie podkusiło żeby zjechać jeszcze tylko na stacje paliw w rodzinnej miejscowości. Ot taka wieczorna chęć na coś słodkiego... Wchodzę, kupuję, wychodzę. Jako, że stacja to nie żaden wróblen czy inny muszel więc po godzinie 23 zamykana jest na zasuwaną bramę. I o bramę się właśnie rozchodzi a właściwie o szynę po której owa brama sunie...

     

    Tak więc streszczając tę opowieść... z daleka widziałam, że po wyjeździe z bramy śmiało mogę pokonać chodnik i wjechać na ulicę bo było puściutko. Sytuacja szybko się zmieniła bo z ronda nieopodal wypadł na drogę jakiś wariat. Analizując sytuację na chłodno choć motocykl leżał na ziemi jakieś 20 minut temu... Prawdopodobnie ze strachu nacisnęłam hamulec w momencie kiedy koło było na wyżej wspomnianej szynie. Honda postanowiła przechylić się na lewy bok i poodpoczywać w tej pozycji. Odporna była na moje prośby, groźby i błagania że do domu tak blisko i żeby szybko z ziemi wstała to zaraz poodpoczywa. Nie chciała wstać. Dopiero męska ręka zaradziła sytuacji... Nie wiem jak leciała za sprzętem moja osoba ale chyba lewa ręka zaliczyła nagły kontakt z kostką chodnikową bo opuchlizna już się pojawia.

     

    Nauczka na przyszłość, że nie tylko piasek, żwir, pasy na jezdni, mokra trwa, torowisko itp mogą okazać się zgubne.

     

    Straty w sprzęcie praktycznie zerowe, chociaż ciężko to po ciemku ocenić. Starty w ludziach... najbliższe godziny pokażą czy kości nadal słabe jak za dzieciaka :D

  4. Karolina,- jeszcze chciałem spytać, ile kilometrów przejechałaś już w ogóle tym motocyklem? (zakładam że to Twój pierwszy motocykl). Potrafisz określić po ilu kilometrach czułaś się już w miarę pewnie, tak by wjechać do miasta w gęsty ruch miejski?

     

    W ruch miejski wjechałam po przejechaniu hmmm 200km (może 150km) jazdy po trasie. Mam wrażenie, że poszło w miarę szybko i bezboleśnie. Z tym, że ja unikam tych najbardziej rozjeżdżonych ulic Lublina żeby uniknąć kolein, które nie byłyby dla mnie łaskawe...

  5. No a na co ja jak dziewczyna już ogarnia. A instruktorem nie jestem żeby uczyć kogoś jak jeździć i całego tego badziewia, o którym się wszyscy wymądrzali.

     

    Wygląda na to, że faktycznie ogarnęłam temat na tyle, żeby nie zawracać Ci głowy :)

     

     

     

    nie o to pytałem. Czy wam się wszystko z jednym kojarzy ?

     

    nie wszystko :biggrin: ale najpierw wolałabym odbyć samotną dłuższą podróż zanim stałabym się dla kimś ciężarem na trasie :biggrin:

     

    dobra konkrety ogarnęła baba czy nie ?

     

    Chyba ogarnęła :)

     

     

     

    Ponawiam pytanie, ktoś może jeszcze nabiera doświadczeń jeżdżąc motocyklem (najlepiej w Lublinie)?

     

    Też jestem ciekawa :)

  6. Chciałem spytać, ile już przejechałaś kilometrów? Jakimi drogami jeździsz? Czy oprócz tego o czym pisałaś , masz jeszcze jakieś problemy?

     

     

    U mnie problem trochę się rozwiązał bo panowie coś pomajstrowali przy sprzęgle i motocykl mi nie gaśnie a i z pod tyłka też go nie wyrywa. Dziennie z uporem maniaka robię około 100km - o ile mi pogoda na to pozwoli. Najczęściej jeżdżę po obwodnicy w stronę Kamienia, skusiłam się też parę dni temu na jazdę po mieście co prawda na razie to tylko Czuby i Wrotków, ale nie mam problemu ze skrzyżowaniami, światłami i ruchem ulicznym.

     

    Generalnie odkąd już wsiadłam pierwszy raz to staram się każdego dnia siadać i jechać. Właściwie przez pierwsze trzy przejażdżki brałam ze sobą "ogon" i tak ojciec albo chłopak jechali za mną autem. Ojciec szybko stwierdził, że taką 100% łajzą nie jestem i śmiało mogę jeździć sama.

     

    Ale problemów to mam masę :biggrin: z głową :biggrin: bo panicznie boje się, że ktoś wymusi na mnie pierwszeństwo a grzmotnięcie o cokolwiek osoby moich gabarytów nie skończyło by się tylko na otarciach :biggrin:

  7. A tam, jak pierścionka z brylantem nie kupił, o rękę nie poprosił, ani nie stać go na Twoje utrzymanie, to sobie może... ; )

     

     

    A no właśnie pierścionek kupił, o rękę poprosił.

     

    Poza tym, to nierozsądne, aby ciągle być dla siebie miłym.

     

    Wiem, dlatego do tych najmilszych nie należę :wink:

     

     

    W temacie: jeśli pomogę dziewczynie w opanowaniu samego procesu ruszania motorem i dziewczyna zaliczy kiedyś jakiegoś szlifa (nie daj borze tfu tfu), to będzie moja wina?

     

    nie mąż codziennie mi powtarza, żeby mnie mentalnie przygotować, że dwa kółka to nie cztery i kontakt z asfaltem nastąpi prędzej czy później :biggrin:

    więc jeśli nastąpi zrzucę to na niego i powiem, że wykrakał :biggrin:

     

    Po za tym każdy mi to teraz mówi dodając słowa otuchy "Im szybciej będziesz leżeć, tym lepiej dla Ciebie"...

  8. skąd pewność że ona umi ?

     

    jeśli kilka osób wcześniej ją wymieniło to chyba nie ładowało mnie na minę :)

     

    .

    Nie czekaj aż ktoś coś stwierdzi. Idź na kurs, zapłać drogo i zaufaj mi, że bedzie taniej w ogólnym rachunku.

     

    Widzę co raz większą rozbieżność zdań, bo początkowo wybierałam się na kurs a jak komuś o tym wspomniałam to pukał się w głowę, że na kurs idzie się jak jest potrzeba zdania egzaminu :dry: to zdanie usłyszałam wielokrotnie zanim wsiadłam na motocykl i zdążyłam zrezygnować z kursu :dry:

×
×
  • Dodaj nową pozycję...