Skocz do zawartości

aafrica

Forumowicze
  • Postów

    30
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aafrica

  1. Witam, od bardzo niedawna jeżdżę poza granicę kraju. W miarę możliwości opisuję swoje wyjazdy. Wrzucam wycinek z mojego przedostatniego wyjazdu. W miarę możliwości staram się żeby kazdy następny wpis był lepszy i ciekawszy. Jeśli kogoś zainteresuje to zapraszam na moj blog dwie hondy na fb: https://www.facebook.com/Dwie-Hondy-184285132108929/ Dojeżdżam do granicy. Nie jestem tu po raz pierwszy. Ale za każdym razem mój organizm bardzo pozytywnie reaguje na folklor graniczny. Trzy rzędy samochodów, większość z otwartymi drzwiami i oknami. Kierowcy i pasażerowie zmęczeni upałem zawieszeni w niemym oczekiwaniu aż kolejka przesunie się o kilka metrów.. Po lewej stronie sklep Biedronka, przy którym załatwiane są liczne interesy. Zarówno to nielegalne, tylko trochę nielegalne i absolutnie nielegalne. Na poboczu stojący ludzie proszący o podwózkę albo o przewiezienie przez granicę. Dodatkowo wszędzie pełno śmieci. Klimat taki jak na przejściu granicznym w Świecku na przełomie ustrojowym. Jeszcze nie jestem w Ukrainie a już ukraiński klimat do mnie dociera. Zatrzymałem się na końcu kolejki. Zdjąłem kask, rozglądam się i dumam. Jest bardzo gorąco, słońce skutecznie roztapia asfalt. Mój czarny strój potęguje jeszcze wysoką temperaturę. Wszystkie mądrości internetowe mówią , że motocykliści nie stoją w kolejce na przejściach granicznych. Wjeżdżam więc powoli w korytarz między stojącymi pojazdami. Specjalnie zdjąłem kask, bo spodziewałem się, że zaraz ktoś będzie próbował zwracać mi uwagę, że pcham się bez kolejki. Ale nic takiego nie nastąpiło. Mało tego, niektórzy nawet robili mi więcej miejsca żebym mógł spokojnie przejechać. I tak powoli się toczyłem aż dojechałem do szlabanu. Osiągnięcie pole position na granicy polsko-ukraińskiej zajęło mi około 150 sekund. I tu pojawia się rysa w postaci polskiej funkcjonariuszki Straży Granicznej, która drze wypomadowanymi ustami… no czego ona może chcieć ode mnie? No litości. Stoję nie na tym pasie. Jej “bitch face” mówi mi wszystko. OBYWATELE UNII EUROPEJSKIEJ STOJĄ NA INNYM PASIE. I ta rasistowska uwaga sprawia iż dociera do mnie, że jestem postrzegany jako Europejczyk. Mało tego: prawdziwy Europejczyk. Cofam się więc o dwa metry do tyłu i trzy metry w lewo. Kilka minut później szlaban podnosi się i wjeżdżam na przejście graniczne. O ile odprawa po polskiej stronie nawet nie była odprawą o tyle po stronie ukraińskiej.. Po pierwsze dostałem od żołnierza “taliończik”, na którym należy zebrać trzy pieczątki. Jadę kilkadziesiąt metrów “pod dach” bo slońce pali niemiłosiernie. Mam trochę szczęścia. Podchodzi do mnie funkcjonariusz, chyba ukraińskiej Straży Granicznej i pyta: - Masz tłumik “Dominator”, nie chcesz sprzedać? Potrzebuję do quada. - A wpuścisz mnie do Ukrainy bez tłumika? - Sprzedasz jak będziesz wracał do Polski. I tak sobie rozmawiamy na tematy motocyklowe. W końcu zaprowadził mnie do budki, wziął paszport, pieczątkę w taliończyk przybił i skierował do następnej budki. Procedura podobna z tym, że dodatkowo musiałem zrobić ksero dokumentów motocykla bo pierwszy raz mój motocykl wjeżdżał na teren Ukrainy. I ostatnia pieczątka chyba od celnika. Nawet pytanie padło czy narkotyki wiozę. Zaskoczony odparłem szybko, że tylko trochę na własny użytek. “A to w porządku, możesz jechać dalej”. Stop, nie było tak. Zastanawiałem się tylko co byłoby gdybym tak odpowiedział. Zadziwiający rodzaj odwagi (lub głupoty). Chociaż w myślach nie takich bohaterskich czynów często dokonywałem.. Oddałem żołnierzowi taliończik z kompletem pieczątek i… WJECHAŁEM DO UKRAINY. Ależ byłem z siebie zadowolony. Dwa lata wcześniej nawet nie miałem motocykla. A teraz jadę przez Ukrainę. Podróżnik… Kilka kilometrów dalej zatrzymuje się, wymieniam pieniądze i planuje najbliższy czas. Za około 15 km zamierzam zrobić pierwszy poważniejszy postój, kupić kartę z internetem do telefonu, zjeść coś. Dobry plan. Dojeżdżam do Mościska i odszukuję sklep “Rukawiczka”. Fajne to miejsce. Wokół niewielkiego placu jest kilka sklepów, dworzec autobusowy i mini centrum handlowe. Chcę pójść kupić kartę do telefonu ale jakieś dwa typki spod ciemnej gwiazdy patrzą się na mój motocykl. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że: chcą mnie okraść, albo chcą ukraść motocykl, albo chcą mnie okraść i ukraść motocykl, albo chcą mnie okraść, ukraść motocykl, zgwałcić, zabić, spalić…. A w zasadzie najlepiej zapytać ich jakie mają plany. Wyciągam papierosy i pod pozorem braku ognia pytam czy zapalą. Zapalą i na dodatek mają zapałki (mieliby czym spalić ewentualne zwłoki). -Mogę tu zostawić motocykl? Będzie bezpieczny? Chcę zrobić zakupy -Dopóki my tu stoimy to jest najbezpieczniejsze miejsce w tym mieście. Rób zakupy i niczym się nie przejmuj. Więc.. Zrobiłem zakupy i niczym się nie przejmowałem. Miła panienka w salonie gsm zainstalowała mi kartę i skonfigurowała telefon. Odzyskałem tym sposobem kontakt ze światem. No i w sklepie kupiłem najlepszego kurczaka z grilla. Stróże mojego motocykla musieli wsiąść do autobusu ale spytali jeszcze gdzie jadę. -Na początek do Lwowa -Niech Bóg cię prowadzi… Pożegnaliśmy się a ja pomyślałem, że rak bezwzględnych bandytów już mogę nie spotkać. Jakże łatwo pomylić się i źle ocenić drugiego człowieka. Usiadłem na schodach i zjadłem kurczaka. Powoli dochodziła do mnie myśl, że nie mam żadnego planu na resztę dnia. Pomyślałem, że może warto byłoby znaleźć nocleg. Mając internet nie było to szczególnie skomplikowane. Poza tym nawiązałem kontakt z Piterem, który przysłał mi kilka sensownych miejsc gdzie mógłbym spędzić noc pod dachem. Ale… Czy ja po to targam ze sobą namiot żeby spać w hotelu? Na pewno nie. Postanawiam, że jadę do Lwowa a później… A później będę się martwił o to co będzie później. Dojeżdżam do Lwowa. Specyficzny sposob jazdy prezentują miejscowi kierowcy. Jeśli są trzy pasy do jazdy a zmieszczą się cztery albo pięć rzędów pojazdów to pasy nie mają znaczenia. Trudno było mi przyswoić tą wiedzę więc jechałem za jakimś Kamazem. Niestety w pewnym momencie Kamaz zaczął strasznie dymić z resztek wydechu, że przestałem cokolwiek widzieć. Trzeba było przestawić się na system jazdy miejscowych. Co nie było wcale łatwe ale powodowało, że szybciej jechałem i nawet czerwone światła nie były przeszkodą. Jako cel obrałem sobie ulicę Teatralną na Starym Mieście. Stamtąd jest wszędzie blisko. Tylko gdzie zaparkować motocykl? Wjechałem w ulicę Teatralną i zatrzymałem się przy jakimś sklepie. Obok stał zaparkowany jakiś skuter. Po chwili ze sklepu wyszedł jakiś młodzian i spytałem go gdzie znajdę jakiś strzeżony parking. Tłumaczenie było tak skomplikowane i zawiłe, że młody Ukrainiec odpalił skuter a kumplowi kazał przypilnować sklepu. Rzucił do mnie “follow me” i ruszył przed siebie. Dwa znaki “zakaz wjazdu” i 300 metrów dalej dojechaliśmy do hotelu Leopolis gdzie na parkingu hotelowym zostawiłem motocykl i poszedłem zwiedzać Lwów. Było późne popołudnie a ja nie pomyślałem o noclegu. I wcale się tym nie przejmowałem. Spacerowałem po starym mieście, w jakimś barze zjadłem kolację i… I zrobił się wieczór. Dobę wcześniej wyjechałem z domu. Dwa razy przespałem się na trawie i w końcu dopadło mnie zmęczenie. A stało się to w bardzo niedobrym momencie. Bo nie znalazłem noclegu. A nie znalazłem bo nie szukałem. Wróciłem na hotelowy parking, wsiadłem na hondę i postanowiłem wyjechać ze Lwowa. Wymyśliłem podstępny plan rozbicia namiotu gdzieś na peryferiach Lwowa. Plan perfekcyjny oraz genialny, jednak… nigdzie nie mogłem znaleźć dobrego miejsca pod namiot. Dojechałem do miejscowości Sokolniki i przy stacji benzynowej znalazłem fajny trawnik. I w tym momencie popełniłem błąd. Zamiast rozbić namiot i spędzić noc w tym miejscu spytałem młodego pracownika stacji czy mogę to zrobić. Młody albo się wystraszył albo mnie nie zrozumiał i stwierdził, że on tylko tu pracuje i nie chce o tej godzinie dzwonić do szefa i pytać. Odjechałem co było kolejnym błędem bo zaczął padać deszcz. Było ciemno i mokro. A ja powoli oddalałem się od Lwowa. Z całej siły próbowałem znaleźć miejsce pod namiot. Bezskutecznie. Nie wiem, którędy jechałem i ile kilometrów przejechałem. W bliższej i dalszej odległości od Lwowa nie znalazłem nawet metra kwadratowego pod namiot. Zrezygnowałem, ba, poddałem się. Stwierdziłem, że wracam do Lwowa. Znajdę kawałek miejsca na pierwszej stacji benzynowej i tam legnę obok motocykla. I tak zrobiłem, tylko przypadkiem ominąłem pierwszą stację benzynową i dlatego wjechałem na kolejną. Postanowiłem, że jakoś się zdrzemnę przy albo na motocyklu a rano pomyślę co dalej. Przy stacji benzynowej stały dwie łady-taksówki a dwóch taksówkarzy remontowało jeden z pojazdów. Podszedłem do nich, bo kto jak kto, ale taksówkarze muszą znać wszystkie zakamarki miasta i na pewno wskażą mi jakieś miejsce. Zaproponowali mi tereny koło Lwów Arena. Koło stadionu? Dość sceptycznie podszedłem do tej propozycji. No ale… Pomyślałem, że warto tą wiedzę jeszcze z kimś skonsultować i w tym momencie na stację benzynową wjechał radiowóz policyjny. Czułem, że nocleg jest coraz bliżej. Policjanci stwierdzili, że mogę rozbić namiot gdzie chcę. -A jak ktoś zadzwoni po Policję, że koło stadionu ktoś rozbił namiot? -To my przyjedziemy sprawdzić czy coś się stało. A jak bedzie takie wezwanie to przywieziemy ci kawę. I tak skończyła się rozmowa z policjantami. Ustawiłem lokalizację w gps i pojechałem w okolicę Lwów Arena. A na miejscu.. Po pierwsze jakaś impreza przy głównym wejściu, czyli trzeba gdzieś dalej stanąć. Niedaleko sporo krzaków ale miejsca pod namiot brak. Dodatkowo droga wysypana tłuczonym kamieniem a mi szkoda opon. Dwukrotnie okrążyłem stadion i w końcu znalazłem kawałek trawnika z przystrzyżoną równo trawą. Idealne miejsce pod namiot. Namiot… no właśnie . Nowiutki, zapakowany, nigdy nie rozkładany. W prawie całkowitej ciemności rozkładanie namiotu zajęło mi ponad czterdzieści minut. Przeklinałem swoją głupotę i brak chęci na wcześniejsze zbadanie namiotu i sposobów rozkładania. Niby nic szczególnego ale jak się to robi po raz pierwszy od wielu lat, przy braku światła i na sporym zmęczeniu… Szkoda słów.. Wrzuciłem sakwy i kufer do namiotu. Wlazłem do śpiwora… Wylazłem ze śpiwora , wyciągnąłem matę z sakwy, napompowałem matę, wlazłem do śpiwora, położyłem się na macie, wylazłem ze śpiwora , dopompowałem matę, wlazłem do śpiwora, wczołgałem się na matę. Sen był bliski. Spojrzałem na zegarek; pierwsza trzydzieści. Zapomniałem wyciągnąć coś pod głowę… ale nie potrzebowałem poduszki. Potrzebowałem snu… Odpłynąłem.
  2. Witam, od bardzo niedawna jeżdżę poza granicę kraju. W miarę możliwości opisuję swoje wyjazdy. Wrzucam wycinek z mojego przedostatniego wyjazdu. W miarę możliwości staram się żeby kazdy następny wpis był lepszy i ciekawszy. Jeśli kogoś zainteresuje to zapraszam na moj blog dwie hondy na fb: https://www.facebook.com/Dwie-Hondy-184285132108929/ Dojeżdżam do granicy. Nie jestem tu po raz pierwszy. Ale za każdym razem mój organizm bardzo pozytywnie reaguje na folklor graniczny. Trzy rzędy samochodów, większość z otwartymi drzwiami i oknami. Kierowcy i pasażerowie zmęczeni upałem zawieszeni w niemym oczekiwaniu aż kolejka przesunie się o kilka metrów.. Po lewej stronie sklep Biedronka, przy którym załatwiane są liczne interesy. Zarówno to nielegalne, tylko trochę nielegalne i absolutnie nielegalne. Na poboczu stojący ludzie proszący o podwózkę albo o przewiezienie przez granicę. Dodatkowo wszędzie pełno śmieci. Klimat taki jak na przejściu granicznym w Świecku na przełomie ustrojowym. Jeszcze nie jestem w Ukrainie a już ukraiński klimat do mnie dociera. Zatrzymałem się na końcu kolejki. Zdjąłem kask, rozglądam się i dumam. Jest bardzo gorąco, słońce skutecznie roztapia asfalt. Mój czarny strój potęguje jeszcze wysoką temperaturę. Wszystkie mądrości internetowe mówią , że motocykliści nie stoją w kolejce na przejściach granicznych. Wjeżdżam więc powoli w korytarz między stojącymi pojazdami. Specjalnie zdjąłem kask, bo spodziewałem się, że zaraz ktoś będzie próbował zwracać mi uwagę, że pcham się bez kolejki. Ale nic takiego nie nastąpiło. Mało tego, niektórzy nawet robili mi więcej miejsca żebym mógł spokojnie przejechać. I tak powoli się toczyłem aż dojechałem do szlabanu. Osiągnięcie pole position na granicy polsko-ukraińskiej zajęło mi około 150 sekund. I tu pojawia się rysa w postaci polskiej funkcjonariuszki Straży Granicznej, która drze wypomadowanymi ustami… no czego ona może chcieć ode mnie? No litości. Stoję nie na tym pasie. Jej “bitch face” mówi mi wszystko. OBYWATELE UNII EUROPEJSKIEJ STOJĄ NA INNYM PASIE. I ta rasistowska uwaga sprawia iż dociera do mnie, że jestem postrzegany jako Europejczyk. Mało tego: prawdziwy Europejczyk. Cofam się więc o dwa metry do tyłu i trzy metry w lewo. Kilka minut później szlaban podnosi się i wjeżdżam na przejście graniczne. O ile odprawa po polskiej stronie nawet nie była odprawą o tyle po stronie ukraińskiej.. Po pierwsze dostałem od żołnierza “taliończik”, na którym należy zebrać trzy pieczątki. Jadę kilkadziesiąt metrów “pod dach” bo slońce pali niemiłosiernie. Mam trochę szczęścia. Podchodzi do mnie funkcjonariusz, chyba ukraińskiej Straży Granicznej i pyta: - Masz tłumik “Dominator”, nie chcesz sprzedać? Potrzebuję do quada. - A wpuścisz mnie do Ukrainy bez tłumika? - Sprzedasz jak będziesz wracał do Polski. I tak sobie rozmawiamy na tematy motocyklowe. W końcu zaprowadził mnie do budki, wziął paszport, pieczątkę w taliończyk przybił i skierował do następnej budki. Procedura podobna z tym, że dodatkowo musiałem zrobić ksero dokumentów motocykla bo pierwszy raz mój motocykl wjeżdżał na teren Ukrainy. I ostatnia pieczątka chyba od celnika. Nawet pytanie padło czy narkotyki wiozę. Zaskoczony odparłem szybko, że tylko trochę na własny użytek. “A to w porządku, możesz jechać dalej”. Stop, nie było tak. Zastanawiałem się tylko co byłoby gdybym tak odpowiedział. Zadziwiający rodzaj odwagi (lub głupoty). Chociaż w myślach nie takich bohaterskich czynów często dokonywałem.. Oddałem żołnierzowi taliończik z kompletem pieczątek i… WJECHAŁEM DO UKRAINY. Ależ byłem z siebie zadowolony. Dwa lata wcześniej nawet nie miałem motocykla. A teraz jadę przez Ukrainę. Podróżnik… Kilka kilometrów dalej zatrzymuje się, wymieniam pieniądze i planuje najbliższy czas. Za około 15 km zamierzam zrobić pierwszy poważniejszy postój, kupić kartę z internetem do telefonu, zjeść coś. Dobry plan. Dojeżdżam do Mościska i odszukuję sklep “Rukawiczka”. Fajne to miejsce. Wokół niewielkiego placu jest kilka sklepów, dworzec autobusowy i mini centrum handlowe. Chcę pójść kupić kartę do telefonu ale jakieś dwa typki spod ciemnej gwiazdy patrzą się na mój motocykl. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że: chcą mnie okraść, albo chcą ukraść motocykl, albo chcą mnie okraść i ukraść motocykl, albo chcą mnie okraść, ukraść motocykl, zgwałcić, zabić, spalić…. A w zasadzie najlepiej zapytać ich jakie mają plany. Wyciągam papierosy i pod pozorem braku ognia pytam czy zapalą. Zapalą i na dodatek mają zapałki (mieliby czym spalić ewentualne zwłoki). -Mogę tu zostawić motocykl? Będzie bezpieczny? Chcę zrobić zakupy -Dopóki my tu stoimy to jest najbezpieczniejsze miejsce w tym mieście. Rób zakupy i niczym się nie przejmuj. Więc.. Zrobiłem zakupy i niczym się nie przejmowałem. Miła panienka w salonie gsm zainstalowała mi kartę i skonfigurowała telefon. Odzyskałem tym sposobem kontakt ze światem. No i w sklepie kupiłem najlepszego kurczaka z grilla. Stróże mojego motocykla musieli wsiąść do autobusu ale spytali jeszcze gdzie jadę. -Na początek do Lwowa -Niech Bóg cię prowadzi… Pożegnaliśmy się a ja pomyślałem, że rak bezwzględnych bandytów już mogę nie spotkać. Jakże łatwo pomylić się i źle ocenić drugiego człowieka. Usiadłem na schodach i zjadłem kurczaka. Powoli dochodziła do mnie myśl, że nie mam żadnego planu na resztę dnia. Pomyślałem, że może warto byłoby znaleźć nocleg. Mając internet nie było to szczególnie skomplikowane. Poza tym nawiązałem kontakt z Piterem, który przysłał mi kilka sensownych miejsc gdzie mógłbym spędzić noc pod dachem. Ale… Czy ja po to targam ze sobą namiot żeby spać w hotelu? Na pewno nie. Postanawiam, że jadę do Lwowa a później… A później będę się martwił o to co będzie później. Dojeżdżam do Lwowa. Specyficzny sposob jazdy prezentują miejscowi kierowcy. Jeśli są trzy pasy do jazdy a zmieszczą się cztery albo pięć rzędów pojazdów to pasy nie mają znaczenia. Trudno było mi przyswoić tą wiedzę więc jechałem za jakimś Kamazem. Niestety w pewnym momencie Kamaz zaczął strasznie dymić z resztek wydechu, że przestałem cokolwiek widzieć. Trzeba było przestawić się na system jazdy miejscowych. Co nie było wcale łatwe ale powodowało, że szybciej jechałem i nawet czerwone światła nie były przeszkodą. Jako cel obrałem sobie ulicę Teatralną na Starym Mieście. Stamtąd jest wszędzie blisko. Tylko gdzie zaparkować motocykl? Wjechałem w ulicę Teatralną i zatrzymałem się przy jakimś sklepie. Obok stał zaparkowany jakiś skuter. Po chwili ze sklepu wyszedł jakiś młodzian i spytałem go gdzie znajdę jakiś strzeżony parking. Tłumaczenie było tak skomplikowane i zawiłe, że młody Ukrainiec odpalił skuter a kumplowi kazał przypilnować sklepu. Rzucił do mnie “follow me” i ruszył przed siebie. Dwa znaki “zakaz wjazdu” i 300 metrów dalej dojechaliśmy do hotelu Leopolis gdzie na parkingu hotelowym zostawiłem motocykl i poszedłem zwiedzać Lwów. Było późne popołudnie a ja nie pomyślałem o noclegu. I wcale się tym nie przejmowałem. Spacerowałem po starym mieście, w jakimś barze zjadłem kolację i… I zrobił się wieczór. Dobę wcześniej wyjechałem z domu. Dwa razy przespałem się na trawie i w końcu dopadło mnie zmęczenie. A stało się to w bardzo niedobrym momencie. Bo nie znalazłem noclegu. A nie znalazłem bo nie szukałem. Wróciłem na hotelowy parking, wsiadłem na hondę i postanowiłem wyjechać ze Lwowa. Wymyśliłem podstępny plan rozbicia namiotu gdzieś na peryferiach Lwowa. Plan perfekcyjny oraz genialny, jednak… nigdzie nie mogłem znaleźć dobrego miejsca pod namiot. Dojechałem do miejscowości Sokolniki i przy stacji benzynowej znalazłem fajny trawnik. I w tym momencie popełniłem błąd. Zamiast rozbić namiot i spędzić noc w tym miejscu spytałem młodego pracownika stacji czy mogę to zrobić. Młody albo się wystraszył albo mnie nie zrozumiał i stwierdził, że on tylko tu pracuje i nie chce o tej godzinie dzwonić do szefa i pytać. Odjechałem co było kolejnym błędem bo zaczął padać deszcz. Było ciemno i mokro. A ja powoli oddalałem się od Lwowa. Z całej siły próbowałem znaleźć miejsce pod namiot. Bezskutecznie. Nie wiem, którędy jechałem i ile kilometrów przejechałem. W bliższej i dalszej odległości od Lwowa nie znalazłem nawet metra kwadratowego pod namiot. Zrezygnowałem, ba, poddałem się. Stwierdziłem, że wracam do Lwowa. Znajdę kawałek miejsca na pierwszej stacji benzynowej i tam legnę obok motocykla. I tak zrobiłem, tylko przypadkiem ominąłem pierwszą stację benzynową i dlatego wjechałem na kolejną. Postanowiłem, że jakoś się zdrzemnę przy albo na motocyklu a rano pomyślę co dalej. Przy stacji benzynowej stały dwie łady-taksówki a dwóch taksówkarzy remontowało jeden z pojazdów. Podszedłem do nich, bo kto jak kto, ale taksówkarze muszą znać wszystkie zakamarki miasta i na pewno wskażą mi jakieś miejsce. Zaproponowali mi tereny koło Lwów Arena. Koło stadionu? Dość sceptycznie podszedłem do tej propozycji. No ale… Pomyślałem, że warto tą wiedzę jeszcze z kimś skonsultować i w tym momencie na stację benzynową wjechał radiowóz policyjny. Czułem, że nocleg jest coraz bliżej. Policjanci stwierdzili, że mogę rozbić namiot gdzie chcę. -A jak ktoś zadzwoni po Policję, że koło stadionu ktoś rozbił namiot? -To my przyjedziemy sprawdzić czy coś się stało. A jak bedzie takie wezwanie to przywieziemy ci kawę. I tak skończyła się rozmowa z policjantami. Ustawiłem lokalizację w gps i pojechałem w okolicę Lwów Arena. A na miejscu.. Po pierwsze jakaś impreza przy głównym wejściu, czyli trzeba gdzieś dalej stanąć. Niedaleko sporo krzaków ale miejsca pod namiot brak. Dodatkowo droga wysypana tłuczonym kamieniem a mi szkoda opon. Dwukrotnie okrążyłem stadion i w końcu znalazłem kawałek trawnika z przystrzyżoną równo trawą. Idealne miejsce pod namiot. Namiot… no właśnie . Nowiutki, zapakowany, nigdy nie rozkładany. W prawie całkowitej ciemności rozkładanie namiotu zajęło mi ponad czterdzieści minut. Przeklinałem swoją głupotę i brak chęci na wcześniejsze zbadanie namiotu i sposobów rozkładania. Niby nic szczególnego ale jak się to robi po raz pierwszy od wielu lat, przy braku światła i na sporym zmęczeniu… Szkoda słów.. Wrzuciłem sakwy i kufer do namiotu. Wlazłem do śpiwora… Wylazłem ze śpiwora , wyciągnąłem matę z sakwy, napompowałem matę, wlazłem do śpiwora, położyłem się na macie, wylazłem ze śpiwora , dopompowałem matę, wlazłem do śpiwora, wczołgałem się na matę. Sen był bliski. Spojrzałem na zegarek; pierwsza trzydzieści. Zapomniałem wyciągnąć coś pod głowę… ale nie potrzebowałem poduszki. Potrzebowałem snu… Odpłynąłem.
  3. aafrica

    Dookoła Bułgarii

    W barze 'Białoruś' i 'Ukraina' pachniało. Nie tylko piwem. Wysłane z mojego GT-I9100 przy użyciu Tapatalka
  4. aafrica

    Dookoła Bułgarii

    A ja jestem zawiedziony. Relacja z Białorusi i Ukrainy były zdecydowanie lepsze. Pełne refleksji, ciekawszych opisów. Wyprawa do Bułgarii, wg mnie, przedstawiona bardzo powierzchownie, dużo "ku...a", "ch.j tam". Szkoda. Jeden z przykładów: " - ku*wa – dziwił się – jak w takim miejscu mogą zatrudniać tumana bez języków?" Ale: wyprawa fajna, pasja jest, mało znam ludzi którzy zrobiliby coś takiego. Dodam od siebie, że przedstawiam tylko i wyłącznie swój punkt widzenia.
  5. Mam Vfr 800, która jeszcze nie najeździłem dużo. Wcześniej miałem cb750. Przymierzałem się do dużego Bandita i Suzuki gsx 750. Moim zdaniem najbardziej sportowa pozycja jest w Vfr. Zaczynam sie przyzwyczajać, ale po przygodzie z Cb750 postepy są bardzo wolne. Na bandicie czułem się komfortowo (chociaż nie jechałem a dość dokładnie przymierzałem się. Gsx 750 dla mnie również był wygodny. Najlepszy komfort wg mnie jest na Cb750, ale brak owiewki bardzo mi przeszkadzał. Preferowałbym pól owiewki ale na bandita zabrakło kasy a Vfr była w świetnym stanie. W tym sezonie zamierzam dość dokładnie przyjrzeć sie banditowi i kto wie, może coś zmienię.
  6. Teraz jest taki czas. że wszędzie są jakieś otwarcia sezonu, zloty , spoty. Zapakój plecaka do puszki poprzymierzajcie się do różnych motocykli i wówczas kupisz..... dużego Bandita :)
  7. Stałem przed podobnym dylematem. Nieśmiało spoglądałem na dużego bandita a kupiłem VFR800.
  8. No i motocykl kupiony. czas pokaże czy to był dobry wybór. Na razie po pierwszej dłuższej przejażdżce trzeba przestawić się na inny styl jazdy.
  9. aafrica

    Dookoła Ukrainy

    Co za skromność... Coś tam jednak napisałeś wcześniej ;)
  10. aafrica

    Dookoła Ukrainy

    No i gdzie opis wyprawy do Bułgarii? Zima się kończy a relacji nie ma...
  11. Pierwsze i jak dotąd jedyne moto Honda CB 750 seven fifty. Wcześniej nic na dwóch kółkach z najmniejszym nawet silniczkiem.
  12. szkoda, że fazer po lifcie taki drogi jest. Litrówki za mocne są, przynajmniej dla mnie. A wiem, że prędzej czy później będę odkręcał coraz mocniej. Jakieś branie na Cebulę lekkie jest. Wydaje mi się, że kupię to co będzie w najlepszym stanie technicznym. Takie wnioski trzeba wyciągnąć.
  13. Zakładam, że większość z Was zna się na motocyklach lepiej niż ja. Kupię więc to co polecacie i raczej się nie zawiodę. ;)
  14. Inazuma to naked. Po zamontowaniu szyby, będzie nakedem z szybą. A ja już nie chcę nakeda. Czy z szybą, czy bez. :biggrin: Teraz siedzę a alle... i szyby oglądam :biggrin: do nakedów :biggrin: Do bandita też są.
  15. Gdybym był bardziej świadomy i objeżdżony na różnych sprzętach nie zadawałbym głupich pytań. Ale tak nie jest. Mniej więcej tak to u mnie wygląda: Przymierzam się do Bandita 600 z 2002r. kumpla i dochodzę do wniosku, że to jest ten motocykl. Idealnie pasujący. Takiego motocykla szukałem całe życie. Wracam do domu siadam do kompa i czytam. I co widzę? Jakieś marne 4,2 do setki, 54 niutonometry, v-max nędzne 200 km/h. Żenada normalnie. Motocykl dla leszczy. Nawet nie dzwonie do kumpla żeby mu powiedzieć jakim szitem jeździ, bo będzie mu przykro. Niedługo potem przypadkowo spotkany znajomy na Hornecie 600. Też przymiarka, no fajnie się siedzi. Gazeta w łapę (akurat o Hornecie było) i co? No i ch**nia. Napisane jest, że super i hiper, ale pozycja dla kierownika może być niewygodna w dłuższej trasie a ja przecież będę głównie podróżował, Fazer lepszy i wygodniejszy. Szukam Fazera. jest ogłoszenie z mojego grajdoła. Dzwonie, lecę do gościa, wsiadam na fazera. Fajny sprzęt.Powrót do domu i czytam i co widzę? Najlepsze 600. Prawie kupuję i co słyszę od kolejnego kumpla? CHŁODNICA???? Kuźwa, oszalałeś, Fazer? Przecież to Yamaha. Z Hondy na Yamahe? Hmm, faktycznie sprzedający Fazera chyba mnie zbyt zbajerował. No to co? Vfr, przecież to honda, no ma chłodnice i co z tego? Ale to fałka jest... Rozrząd na kółkach. Człowieku bierz Vfr. Fałeferka pociągnie 250 km/h. Co z tego, że tyle nie bedziesz jeździł? Może kiedyś pojedziesz te 250 km/h? Ale Gsx 750f mi się podoba. Ochu....łeś? Suzuki chcesz kupić? Przecież to się będzie sypać, jak nie przymierzając Kawasaki. Zapomnij. Ale jak się uparłeś na Suzuki, to bierz Bandita. No przecież zacząłem od Bandita. Zapomnij o Bandicie 600 kobiety tym jeżdzą, bierz 1200. Będziesz zadowolony. Fakt, że dużo pali, ale jeździ. Bierz bandita. Może za duzy, za silny, ale kto każe odkręcać manetę do końca. Bierz Bandita, ale pamiętaj, że to mimo wszystko Suzuki. Może trochę przekolorowałem, ale tak to w przybliżeniu wygląda :) Nie mam 18 lat, nie jestem napalony tak, że za wszelką cenę MUSZĘ mieć najlepszy, najszybszy, największy motocykl świata. Ale jak się ma mało kasy, to się chce te pieniądze jak najlepiej spożytkować. Gdybym mógł mieć 4-5 motocykli w jednym czasie, to nie miałbym problemu z wyborem. Prawde mówiąc, cudem jest, że kupiłem Cb750. Przecież powinien być zbyt ciężki, szybki, wolny, nieekonomiczny itp, itd. (niepotrzebne skreślić).
  16. Nie mam wielkiego doświadczenia z motocyklami. Seven fifty objeździłem i nie przeszkadza mi ani masa ani spalanie. Po prostu zcas na zmiany. Jeśli chodzi o sześćsetki, to obawiam się, że zabraknie trochę mocy jak zapakuje motocykl kuframi i pojadę np. w góry albo dłuższą trasę. Jestem estetą i starszy bandzior ze starą owiewką jest nie dla mnie, tak samo Dywersja 900. Budżetu na siłę nie zwiększe, bo nie mam takich możliwości. Dlatego szukam najlepszego rozwiązania dla siebie w pieniądzach jakie podałem. Jest kilka Banditów 1200 bliskie 6,5 tys. ale stanu nie zweryfikuje przez telefon. Tak samo VFR800. Pozostaje jeszcze vfr 750 RC36II. Albo szukać dalej. Duże jajko też oglądałem i gdyby nie zaporowa cena, to może już jeździłbym suzuki. Prawda jest taka, że bardziej zwracam uwagę na stan motocykla niż na rocznik czy przebieg. Oczywiście są opcję, które mnie w ogóle nie interesują a niektórzy polecają taki motocykl (np.bandit przedlift). Druga prawda jest taka, że kupię coś jak pozbędę sie seven fifty.
  17. na razie ranking wyglada tak: 1. Bandit1200/Vfr800fi 2.Gsx750f Gdyby nie to, że xj900 Diversion to dość leciwa konstrukcja, to myslę że to byłaby dobra propozycja. Miałem okazję się przejechać na którymś ze zlotów. Dość przyjemne to było. Tadeo: do Bandita nie trzeba mnie namawiać, ale znalezienie rozsądnego egzemplarza do kwoty 7 tys. granicy z cudem. Co nie znaczy, że ich nie ma.(mam na myśli polifta oczywiscie)
  18. Budżet można naciągnąć. Ale nie o to chodzi żeby przesiąść si3 na litra. Ani nie mam takich potrzeb a i umiejętności zeby okiełznać ponad 130 km jak w kilofazerze. Bandit 1200 ma fajny moment obrotowy i to mi sie podoba. Ale nie wiem czy za 6-7 tys.uda sie duzego bandita kupic.Mały bandit gdyby byl z silnikiem 750 to nawet nie zastanawialbym się. Rozwazam gsx750f lub vfr750 bo na 800 trzeba byloby dozbierac. Gsx750f to starsza konstrukcja i nie wiem czy to dobry pomysl. Sa jeszcze fazery 600, bandit 600 (wersje po lifcie). Ale zastanawiam się czy kupno sześćsetki nie będzie krokiem w tył. Zaraz może zabraknąć momentu obrotowego bo mocy raczej nie. Mam troche do myślenia, ale seven fifty jeszcze nie sprzedana więc trochę czasu jeszcze mam na podjęcie decyzji.
  19. Witam, przyszedł czas żeby rozstać się z Cebulą. Powód jest następujący: naked mi nie odpowiada. Szukam czegoś z pełną albo półowiewką. I niestety nie wiem czego szukać. Nie szukam sporta. Tylko motocykle turystyczne mnie interesują. Motocykl używam na dojazdy do pracy, weekendowe krótsze i dłuższe wypady, raz, dwa razy w roku dłuższa jazda "w Polskę". Przeważnie jeżdżę sam sporadycznie z plecakiem. Miasto 25%, poza miastem 70% i 5% szutry, czyli jakieś drogi dojazdowe do jeziora czy innej rzeki. Celowałbym w coś co ma ok 750cm pojemności. Moja psychika mi podpowiada, że 600 pojemności jest cofaniem się. Nie zależy mi na wielkich mocach i osiągach, ale na płynnej jeździe, szeroko rozumianej ekonomii i niekłopotliwej eksploatacji. W planie jest zamontowanie kufrów, ewentualnie sakw. Kwota jaką dysponuję to ok. 6,5 tys. z możliwością zwiększenia budżetu, celowałbym w roczniki <98 ale bardziej nastawiam się na stan motocykla. Sporo poczytałem na różnych forach, zapoznałem się z różnymi artykułami ale nie rozjaśniło mi to w głowie. Mam 184 cm wzrostu, wagę...słuszną i nie chcę wyglądać na motocyklu jak na psie. Podpowiecie za czym się rozglądać i czego szukać
  20. Honda CB 750 Seven Fifty z 1995r.. Zmieściłem się w założonej kwocie. Wizualnie stan średni. Mechanicznie znacznie lepiej. Do wymiany tylna opona, olej, filtry, klocki tylnie, kierunkowskaz. Dodatkowo kosmetyka i przegląd (bo się skończył). Napęd w stanie bardzo dobrym.Pierwszy i jedyny motocykl jaki obejrzałem. Sprawdziłem u znajomego mechanika, który oświadczył, że naprawdę warto. Wielki plus całej imprezy jest taki, że nie płacę za robociznę, tylko robię wszystko sam pod bacznym okiem mechanika. A uwierzcie, że nie umiem zrobić nic i nie mam narzędzi. Ale pod bacznym okiem fachowca, wiem, że nic złego motocyklowi nie zrobię. Czasami włącza mi się takie myślenie, że mogłem kupić w znacznie lepszym stanie GS500 albo XJ600 i w zasadzie od razu wsiadać i jeździć (chociaż na pewno jakieś drobiazgi byłyby do zrobienia), ale przekonało mnie to, że Sevenka, to jednak level albo i dwa wyżej. Przy okazji uczę się motocykla i poznaję rzeczy, o których nie miałem zielonego pojęcia. Jestem bardzo zadowolony, chociaż jeszcze oficjalnie nie jeżdżę (jakieś małe przejażdżki już były i bardzo się z motocyklem polubiliśmy). Patrzę na ten swój pierwszy motocykl, widzę jakieś niedoskonałości i ułomności, ale systematycznie je eliminuje i widzę jak sevenka coraz bardziej rozkwita.
  21. Motocykl kupiony. Stan zadawalający. To co najważniejsze wymienione i naprawione. Teraz tylko kosmetyka, dopieszczenie i... w drogę.
  22. bonhart88 No właśnie lepiej nie można było tego powiedzieć. Trafnie to ująłeś. Właśnie tak zamierzam to zrobić.
  23. Że tak się wtrącę... 125 nie wchodzi w rachubę. Wiem, że budżet mam mocno ograniczony, ale wierzę, że można za te pieniądze kupić coś w przyzwoitym stanie. Nawet jeśli trzeba będzie włożyć mniejsze lub większe (raczej większe) pieniądze. Chociaż prawda jest taka, że chętnie pojeździłbym teraz, choćby skuterem :) Jak widzę, możliwości są dwie: GS i XJ 600. XJ jest większy i ma 4 cylindry, więc... Fajnie byłoby trafić wersję N, ale chyba są droższe. Cierpliwie się rozglądam, jak będzie coś blisko, to podjadę obejrzeć. Przeglądam ogłoszenia, może ktoś z forum będzie chciał się rozstać ze swoim motocyklem... Czas pokaże.
  24. To wg mnie zły pomysł. za rok, może dwa jak nabiorę doświadczenia to zapewne zmienię to, co teraz kupię na coś bardziej... coś innego po prostu. Myślałem o VFR 750. Ale jestem zbyt niedoświadczony na takie moto. Cena bardzo atrakcyjna i kompletnie zrobiony, tylko wymaga dopieszczenia plastików. Stoi u mnie po przyjacielsku w garażu już trzy lata, ale właściciel ma inne plany wobec tego sprzętu, więc nie będzie to VFR. Diversion xj 600 zdecydowanie mi się nie podoba i w tym jego urok. Mam jednego na oku w mojej okolicy, ale właściciel nie pali sie do sprzedaży, więc i do negocjacji nieskory. Nie chcę jechać gdzieś w Polskę, bo wartość motocykla niebezpiecznie wzrośnie :biggrin: Ale rozglądam się w promieniu 100 km od Gorzowa i może coś wkrótce znajdę. Wczoraj przez przypadek kupiłem auto od faceta z mojego miasta. A znalazłem na tablicy.pl. Więc motocykl, też może trafię w okolicy. Mimo wszystko bardzo dziękuję za zainteresowanie moim wątkiem i rzeczowe odpowiedzi,
  25. Może niezbyt precyzyjnie się wyraziłem, więc... Motocykl to tak naprawdę jedyny wydatek, który wymaga większych pieniędzy w jednym kawałku. Stąd moje "miauczenie". Reszte oczywiście należy zrobić, serwisować, wymieniać itp. Ale można to powoli rozłożyć sensownie w czasie. Mam na to całą zimę. Dlatego szukam motocykla w podanej prze ze mnie cenie ale to nie znaczy, że nie będę powoli inwestował żeby go doprowadzić do właściwego stanu. Nie jeździłem 25 lat, więc nic mi się nie stanie jak po kupnie motocykla pogrzebie przy nim przez zimę i na sezon będzie gotowy. Na nie muszę od razu wszystkiego zrobić tylko sensownie rozłożę przygotowanie motocykla do sezonu w czasie. Największa inwestycja już za mną. Jakiś czas temu kupiłem garaż :) Dodatkowo w ramach zwiększenia budżetu na motocykl i wszystko z nim związane rzuciłem fajki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...