Wychodzę z założenia "RAZ A DOBRZE"... Pierwsza gleba... Honda CB650Z... wychodzę z zakrętu a tu przyczepa rolnicza stoi nie oświetlona na prawej stronie...Pierwszy błąd- nie prostuje motocykla. Drugi błąd- wciskam na maxa przedni hamulec i czy chciał czy nie chciał-gleba. Przelatuję ślizgiem pod przyczepą. Jakby tego było mało... za przyczepą drzewo. Przez 10km nie było drzewa a tu pierd..... musi stać...zasłaniam się rękoma... czuje uderzenie i... cisza. Myślę nie jest źle, przecież nic mnie nie boli. Chce zdjąć kask ale nie mogę... co się okazuje...? Palce jakieś krótsze się porobiły. Znowu myślę, że źle nie jest... bo nie boli. Rozglądam się... kurde boli... serce boli jak motor zobaczyłem. Chce wstać ale jakoś nie mogę, noga jakoś dziwnie wygięta. Znowu robię rekonesans... zaczyna boleć nie tylko serce... nagle wszystko milknie i... ciemno. Budzę się w szpitalu. Finał...? Pół roku na wyciągu... złamane dwie nogi, prawa ręka, dwa obojczyki, palce wyszły wewnętrzną stroną dłoni. Pocieszenie...? JUŻ NIE BOLI!!! PS.Pozdro dla kolesia od przyczepy, który zamiast mi pomóc podczepił ją pod ciągnik i odjechał.