Skocz do zawartości

SolDraconiSeptem

Forumowicze
  • Postów

    23
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez SolDraconiSeptem

  1. Kraków ---> Barcelona w 26 godzin, łącznie z postojami i błądzeniem na jakichś zadupiach we Francji. W sumie ok. 2300 km.
  2. SolDraconiSeptem

    MotoGóry

    Ale autobusy to maja wypas..... :)
  3. SolDraconiSeptem

    MotoGóry

    Dawać resztę bo nie zasnę!!! :P
  4. Zajefajna relacja i super foty. Dawaj ciąg dalszy :)
  5. No to widocznie trafiłeś lepiej niż ja. We francuskich Pirenejach nie udało mi się znaleźć poniżej 20E, no ale sprawdzałem chyba tylko na czterech. Kończyło się że przejeżdżałem na stronę Hiszpańską i tam było taniej (średnio o 5E oprócz jednego gdzie zabuliłem chyba z 25E). Później nocowałem w Gaillac 60 km od Tuluzy i było chyba coś koło 18E, stąd moja opinia. Jeśli chodzi o jedzenie to jest droższe - tu nie ma się co spierać. Czy bardziej droższe czy mniej to już kwestia zasobności portfela. Jak się poruszać po autostradach? A no normalnie. Odkręcasz manetkę i jedziesz :) Pozdro
  6. Hej Byłem we Francji w ubiegłym (2013) roku. Co prawda głównie przejazdem, ale jeden nocleg zaliczyłem. Waha średnio po 7,4 zeta/litr. Żarcie drogie nawet w marketach nie mówiąc już o restauracjach. Autobahny dość drogie - sporo droższe niż w Hiszpanii. Miałem dwie karty (Visa, MasterCard) i żadna nie działała na bramkach. Jeśli chodzi o noclegi to camping oscyluje zwykle ok. 20E za motocykl, namiot i jeźdźca. W dwie osoby pewnie będzie drożej. Trzeba uważać bo po 20-21szej zwykle nikogo nie ma na recepcji i trzeba wbijać na lewo. Mnie najbardziej denerwowało słabe oznaczenie bocznych dróg, ale myślę że z GPSem nie będzie żadnego problemu. Jak już będziesz we Francji (szczególnie na południu) to gorąco polecam wypad do północnej Hiszpanii. Kantabria i Asturia a szczególnie Galicja są przepiękne.
  7. Świetna wyprawa i super relacja. Gratuluję :)
  8. Hej. Dzięki za miłe słowo :) Jeśli chodzi o Francję to nie zniechęcaj się moją bardzo subiektywną opinią. Słyszałem bardzo dużo świetnych opinii na temat jeżdżenia motocyklem po tym kraju. Szczególnie właśnie na południu. Ja akurat tak trafiłem jak trafiłem i stąd moje zdanie. Tak czy inaczej goooorąco :) polecam Hiszpanię - szczególnie północne prowincje. Pozdro
  9. SolDraconiSeptem

    MotoGóry

    No MEGA !!! :) Nie mogę się doczekać ciągu dalszego :)
  10. Ciekawy kierunek wyjazdu i świetne zdjęcia. Pogratulować :) Jak tylko zakupię jakieś turystyczne enduro to na bank się tam wybiorę. Pozdrawiam :crossy:
  11. Fajny filmik :) Szkoda, że nie znalazłem tej drogi bo świetna. Dużo lepsza niż "autostrada" którą jechałem. Pozdro Dzień 20 (19.08.2013 Poniedziałek) Lienz --> GrossGlockner --> Vrsic --> Ljublana(400 km) http://imageshack.com/a/img12/2616/w8kj.jpg Dzisiaj trochę zmiana planów. Wstaję rano i bez zwijania gratów lecę na GrossGlockner. Już zapomniałem jak łatwo się kieruje tym motorem bez bagażu :) Można trochę poszaleć. Szybko docieram na miejsce i zaczynam zwiedzanie. Najpierw oczywiście na punkt widokowy przy lodowcu. Niestety nie widzę szczytu bo znika w chmurach. http://imageshack.com/a/img46/2373/9csj.jpg http://imageshack.com/a/img19/3415/g10q.jpg http://imageshack.com/a/img22/5040/m7ei.jpg http://imageshack.com/a/img33/5866/lyro.jpg Potem jadę powozić się po trasach. Asfalt jest dość śliski. Chyba jakaś mieszanka asfaltowo betonowa bo dość jasny. Tylne koło mocno się ślizga przy schodzeniu na kolano więc odpuszczam szaleństwa. Głupio by było się teraz wyłożyć kiedy do domu już niedaleko :) Jeśli chodzi o widoki to całkiem fajnie, ale jakoś tyłka nie urywa. Jadę na Bikers Point i włóczę się tam trochę. Jest dość zimno i wieje. http://imageshack.com/a/img14/6663/2g61.jpg http://imageshack.com/a/img594/7802/ekrf.jpg http://imageshack.com/a/img197/8008/zfpn.jpg http://imageshack.com/a/img850/4628/oj1v.jpg http://imageshack.com/a/img826/728/0yi6.jpg http://imageshack.com/a/img28/8904/qdo5.jpg Zawijam się na camping. Szybkie pakowanie i w drogę. Jadę w kierunku Villach.Całkiem przyjemna droga. Widoki co prawda już nie takie jak wczoraj, ale też jest bardzo ładnie. Przed Villach skręcam na Kranjską Gorę i przez Przełęcz Wurzenpass wjeżdżam do Słowenii. Jest to moja pierwsza wizyta w tym kraju. http://imageshack.com/a/img607/7780/7xwe.jpg http://imageshack.com/a/img21/1882/wxfx.jpg Jadę dalej na Przełęcz Vrsic. Na samą przełęcz prowadzi droga zrobiona ze starej austriackiej kostki brukowej. Bardzo niefajnie się po tym jedzie. W niektórych miejscach muszę piłować na jedynce bo szybciej się nie da. Za to widoki na przełęczy rekompensują trudy w 100%. Alpy Julijskie wyglądają pięknie. Trzeba się tu kiedyś wybrać na jakieś chodzenie po górach. http://imageshack.com/a/img34/7707/qrr5.jpg http://imageshack.com/a/img203/5536/8zl9.jpg http://imageshack.com/a/img12/5981/rhwu.jpg Na przełęczy przebywa sobie dość dużo owiec. Łażą po drodze i w ogóle mają wszystko gdzieś. Jedna z tych bestii zaczęła mi się nawet dobierać do motóra. http://imageshack.com/a/img819/601/nqfs.jpg http://imageshack.com/a/img822/9724/x4lt.jpg http://imageshack.com/a/img708/9870/yhf8.jpg http://imageshack.com/a/img191/3457/1xbn.jpg http://imageshack.com/a/img14/6593/nlqh.jpg Zbieram się i dość krętą drogą lecę na Bovec. Zaczynam już spotykać samochody na polskich blachach. Od Bovec jadę cały czas kanionem rzeki. Jest to jedna z najpiękniejszych dróg jakimi jechałem. Bez ściemy. Jest już późno po południu. Słońce się obniża i przepięknie oświetla okolicę. Jadę cały czas wąwozem, lekko w dół. Prawie nikogo na drodze. Nawierzchnia super – chyba niedawno kładli. Nie wiem czy było z 500 m prostej. Zakręty od agrafek w kilku miejscach do łuków w które można wchodzić 150 km/h +. I to wszystko przez jakieś 80 – 90 km. Objechałem prawie całą Hiszpanię i kawałek Alp żeby najlepszą drogę znaleźć w Słowenii :) MUSZĘ tam jeszcze wrócić. Po drodze spotykam kilka fajnych znaków. M.in. żeby nie zeskakiwać z motocykla w czasie jazdy i dowiaduję się, że w Słowenii mierzą poziom „hitrosti” swoich obywateli :P http://imageshack.com/a/img19/3760/34wi.jpg http://imageshack.com/a/img10/4858/80yt.jpg http://imageshack.com/a/img36/3451/zd15.jpg Jakieś 20 km przed Ljublaną wjeżdżam na autostradę A1. Jest coś o winietach, ale olewam sprawę. Dzięki pomocy szybko odnajduję dość tani hostel. Jest to coś w rodzaju hotelu pracowniczego, ale niedaleko do centrum i całkiem niedrogo. Ja tam wybredny nie jestem. Ważne żeby było łóżko i na głowę się nie lało. Na recepcji dostaję ogromne ilości różnych przewodników po mieście. Wypas. Miałem iść na nocny rekonesans, ale jestem dość zmęczony. Piję jakieś piwka i uderzam w kimono. Dzień 21 (20.08.2013 Wtorek) Ljublana (0 km) Wstaję a tu za oknem pada :/ I to tak dość mocno. Czekam chwilę, jem śniadanko no i nareszcie przestaje. Na miasto. Do mostów mam 20 minut nieśpiesznym krokiem. Kupuje kartki, szukam poczty bo tylko tam można kupić znaczki i idę na jakieś ichniejsze jedzonko. Znajduję bardzo fajną knajpkę (Cafe Violin) z jeszcze fajniejszą kelnerką :) Zamawiam jakieś ciasto – podobno ich specjalność. Nazywało się to chyba Gibanica – nie powiem, dobre. Przy okazji obsiada mnie stado wróbli i sępi jedzenie. Całkiem sporo ich było i nawet takie niepłochliwe. W każdym razie podzieliłem się :) http://imageshack.com/a/img822/3395/gocv.jpg http://imageshack.com/a/img600/5425/w9mc.jpg http://imageshack.com/a/img51/6048/4iqh.jpg Idę na Krakovski Nasip. Jest tam fajna wystawa fotografii. Widać też ślady najazdu naszych :D http://imageshack.com/a/img600/3483/na5j.jpg http://imageshack.com/a/img854/6504/o2o1.jpg http://imageshack.com/a/img41/8262/81oa.jpg Chodzę sobie trochę po starym mieście. Jest całkiem przyjemnie. Ljublana pozbawiona jest tego całego wielkomiejskiego zgiełku, choć jest stolicą. Turystów jest sporo, ale czuję się tam jakoś tak… hmmm… swojsko? Wybieram się w końcu do Muzeum Narodowego. Trzeba się choć trochę „odchamić”. Nie udało się w Madrycie to może tu. Sama wystawa tyłka nie urywa. Coś o najdawniejszej historii ludów, które osiedliły się na terenach obecnej Słowenii. Wszystko zmieszczone w trzech niedużych salach. To może Muzeum Kolejnictwa? Czemu nie? Trzeba tam trochę podejść, ale przy okazji zahaczam o Park Tivoli. http://imageshack.com/a/img41/8117/htuz.jpg http://imageshack.com/a/img35/4812/zb23.jpg http://imageshack.com/a/img843/8291/hjyv.jpg http://imageshack.com/a/img43/8554/5am9.jpg http://imageshack.com/a/img10/3848/9sut.jpg http://imageshack.com/a/img850/6537/o70q.jpg http://imageshack.com/a/img824/4747/1qop.jpg http://imageshack.com/a/img12/5372/oqlm.jpg http://imageshack.com/a/img9/4227/q5mn.jpg Muzeum całkiem ciekawe, ale trochę nieduże. No i maja tam tylko parowozy. Liczyłem na jakieś lokomotywy spalinowe, ale i tak było fajnie. Znalazłem tam też takie cudeńka :D http://imageshack.com/a/img855/6645/9eey.jpg http://imageshack.com/a/img716/2108/j7aa.jpg http://imageshack.com/a/img36/4282/u7i1.jpg Niestety niektóre sprzęty nie załapały się (przynajmniej na razie) na renowację. http://imageshack.com/a/img69/1088/votw.jpg http://imageshack.com/a/img823/2990/ze0s.jpg Kontynuuję zwiedzanie. Wychodząc z Katedry udaje mi się załapać na bezpłatną wycieczkę z przewodnikiem. Zwykle nie korzystam z takich rzeczy no ale jak za darmo :) Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony profesjonalizmem babeczki. Dowiedziałem się MEGA dużo o samej Ljublanie, Słowenii a nawet o wojnie bałkańskiej. Warto było. https://imageshack.com/i/mvh7gdj https://imageshack.com/i/0mu752j https://imageshack.com/i/5byxlyj https://imageshack.com/i/0yw4p5j Przy okazji zwiedzania Kriżanke Summer Theater trafiamy na próbę przed musicalem Grease, który ma być przedstawiany wieczorem. Jakaś grupa z NY ma tourne po Europie. Nigdy nie byłem na musicalu! A jak nie teraz to kiedy? Kupuję bilet – 50 E, ale raz się żyje. Akurat tu kończy się wycieczka z przewodnikiem więc zawijam się ogarnąć na hostel. Co prawda nie mam jakiegoś „teatrowego” ubrania, ale podobno nie trzeba (pytałem w kasie :)) Ubieram więc koszulę (bo to akurat mam zawsze), krótkie spodenki i gustowne sandały. Tak wystrojony ruszam na miasto. Idę do teatru – ludiej mnogo. Ocień mnogo. Ale, nie byłem najgorzej ubrany! Niedaleko mnie siedział kolo też w krótkich spodenkach i sandałach, ale bez koszuli tylko w t-shircie! Normalnie siara. Nie wiem kto go tam wpuścił! :P Sam spektakl świetny. Nie miałem pojęcia, że będzie mi się to tak podobało. Po powrocie obejrzałem sobie nawet film Niestety nie można było robić w środku zdjęć. Kończy się coś przed 23.00. Chodzę jeszcze chwilę po mieście, które jest świetnie oświetlone. Jest trochę zimno więc rezygnuję z nocnych szaleństw i zawijam się na hostel. Ogólnie miasto bardzo fajne. Jedno z ładniejszych w których byłem. Szkoda, że dopiero teraz odkryłem Słowenię. Zjeździłem już prawie całe Bałkany a tu jestem pierwszy raz. Na pewno jeszcze kiedyś tu wrócę! :) http://imageshack.com/a/img809/8283/noom.jpg http://imageshack.com/a/img202/5513/p0xr.jpg http://imageshack.com/a/img811/4655/v8o3.jpg http://imageshack.com/a/img843/268/w50j.jpg http://imageshack.com/a/img69/1598/z5rd.jpg http://imageshack.com/a/img585/285/16u2.jpg Dzień 22 (21.08.2013 Środa) Ljublana --> Wiedeń --> Brno --> Kraków (850 km) http://imageshack.com/a/img833/3199/e2k9.jpg Zbieram się szybko i po 1,5 h jestem już w Austrii. Autostradka w Słowenii całkiem fajna. Co kawałek info o winietkach i jakieś bramki. Zawsze przejeżdżam tą lewą skrajną i jakoś się za bardzo nie przejmuję :) Jak na razie nic do domu nie przyszło. W Austrii dla odmiany kupuję winietkę Kto tam tych Szwabów wie? Zaraz mi tu jakiś z Mauserem wyskoczy zza krzaka, krzyknie hande hoch i co wtedy zrobię. Na szczęście niedrogo to można przełknąć. Praktycznie przez cały Osterreich autobahna A2 nudna do porzygania. Prosto i nudno. Za to jestem dość szybko na obwodnicy Wiednia, gdzie robię popas na tankowanie i jedzonko. Ruszam w kierunku Brna. W Czechach jak zwykle ponuro. No zawsze, jak tam wjeżdżam to jest zimno i nieciekawie. Po 6 h jestem w PL :) Nareszcie w domu, ale ziiimnoo i siąpi :/ Przez Bielsko i Wadowice dojeżdżam do Kraka. http://imageshack.com/a/img845/2591/38x0.jpg Podsumowanie Mój wyjazd trwał 22 dni z czego 5 było bez jeżdżenia motocyklem. W sumie przejechałem 10500 km co daje średnią ok. 620 km/dzień. Tak naprawdę przebiegi w większość dni oscylowały około 400 – 450 km, ale było kilka „strzałów” które podbijają średnią. Pojechałem się wyjeździć i to mi się udało. Zużyłem około 625 l benzyny co daje średnie spalanie ok. 5,9 l/100km. Dużo i niedużo. Moto było dość mocno załadowane a na autostradach i w górach sobie nie żałowałem. Ogólnie do przyjęcia. Choć na majówce w Albanii na przestrzeni ok. 3700 km wyszło 4,5 l/100km. No, ale wiadomo – jak się odkręci to swoje wypije. Łącznie na benzynę wydałem ok. 4400 zeta. Najdrożej u Makaronów 8,2 zł/l (sic !), najtaniej w Hiszpanii 6,4 zł/l. Średnio 7,0 zł/l. Dodatkowo same autobahny i wszelkiego rodzaju opłaty drogowe to 850 zeta :/ No, ale chciałem dość dużo objechać więc nie było wyjścia. Campingi i hostele to kolejne 1600 zł. Najtaniej i najwyższy standard (oprócz Austrii) w Hiszpanii. Najdrożej w CH, a największy syf we Włoszech. Co najśmieszniejsze jeździłem w Pirenejach, Alpach i jeszcze kilku górkach a najlepszą drogę znalazłem w Słowenii. Droga 203 od Bovec a potem 102 aż do autostrady A1 jest po prostu cudowna. MUSZĘ tam jeszcze wrócić. Moto spisało się bez zarzutu. Nie miałem ani jednej sytuacji w której coś byłoby nie tak. Obsługa ograniczała się do lania benzyny do baku, smarowania i naciągania łańcucha. Klocki hamulcowe z przodu wymieniłem po powrocie, ale nie były jeszcze tragiczne. Mam nadzieję, że moja relacja dostarczy komuś przydatnych informacji podczas planowania wyjazdu. Szerokości i LwG
  12. Zawsze można pomyśleć o koszu bocznym :icon_razz: :icon_razz: :icon_razz:
  13. Dzień 16 (15.08.2013 Czwartek) Madryt --> Andora --> Albi --> Gaillac (960 km) http://imageshack.com/a/img534/855/m8wa.jpg O 8.00 wyjeżdżam spod hostelu. Biorę zły zjazd na A5 na Badajoz i muszę objechać pół Madrytu obwodnicą :/ Obwodnica mega, po 4 albo 5 pasów. Co kawałek jakieś mosty, wiadukty, tunele. Znowu jeszcze „trochę” nam do zachodu brakuje. Wyjazd z Madrytu nudny. Płasko i prosto. Przed Zaragozą zaczynają się góry a tym samym zakręty :) Hiszpania to bardzo górzysty kraj. Do samej Zaragozy ostre dzidowane i droga leci bardzo szybko. Potem zjeżdżam na A23 do Huesca i dalej A22 do Barbastro. Za Barbastro zaczyna się jazda :) Drogami N123 i N230 dojeżdżam do C1311 do Tremp. Powrót w Pireneje równa się kręte drogi i świetne widoki. http://imageshack.com/a/img547/7913/i8fa.jpg http://imageshack.com/a/img197/3011/v0sl.jpg http://imageshack.com/a/img843/1668/xo2i.jpg http://imageshack.com/a/img12/6023/7n3c.jpg Prawdziwy hardcore ma jednak dopiero nastąpić :) Na drodze N260 zaraz za Sort wyprzedza mnie kolo na jakimś turystycznym enduro (chyba mała Tenera). Bardziej pokręconej jazdy to już dawno nie widziałem. Droga jest mega kręta, nawierzchnia taka sobie a kolo zasuwa, że aż mi włosy pod kaskiem stają. Siadam mu na koło i próbuję dotrzymać tempa. Facet musi tam dość często śmigać bo każdy winkiel miał perfekcyjnie obczajony. Ja nigdy bym sam tak szybko tych zakrętów nie przejechał. Miałem mu na dole podziękować za świetna jazdę, ale koleś zawrócił na skrzyżowaniu i natychmiast popędził z powrotem na górę. Aż musiałem się zatrzymać żeby ochłonąć :) Moje ostatnie kilometry w Hiszpanii pokonuję już na spokojnie. Czas pożegnać się z krajem w którym spędziłem ostatnie dwa tygodnie. W planach było trochę krócej, ale nie żałuję ani trochę. Trochę niedużo czasu zostało na Alpy, ale luz. Tam zawsze można wyskoczyć na dłuższy weekend a w Hiszpanii nie wiem kiedy następny raz będę. http://imageshack.com/a/img534/6420/das0.jpg http://imageshack.com/a/img820/6218/tqiz.jpg http://imageshack.com/a/img196/7605/4oem.jpg http://imageshack.com/a/img197/6830/cflw.jpg http://imageshack.com/a/img545/8669/m8va.jpg Docieram wreszcie do Andory i ruszam na zakupy. Głównie monopol :) trochę oliwy z oliwek i jakieś gifty. Pakując się na parkingu spotykam dwóch Hiszpanów na Fazerze, też na zakupach. Jeden z nich patrzy na oliwę którą kupiłem i się śmieje. Pytam go o co chodzi bo wiem, że to dobra marka i oliwa powinna być pierwsza klasa. Mówię mu to a kolo jeszcze bardziej się szczerzy i pokazuje mi wizytówkę. Okazało się, że jest to jakiś kierownik produkcji w firmie Borges. Dokładnie tej, której oliwę właśnie pakowałem do kufra :) Pogadaliśmy chwilę kto, skąd i gdzie. Szerokości i każdy w swoją stronę. Na Paso de la Casa robię przerwę na obiadek. W otoczeniu takich widoków bagietka z oliwkami i fetą, przepijana mineralką smakuje wybornie :D Jadę w kierunku Foix i potem na Tuluzę. Decyduję się cisnąć jak najdalej. Tak trafiam do Albi i zaczynam szukać campingu. Znajduję wreszcie. Od razu widać, że jakiś wypaśny bo same nowe kampery stoją i jakaś masońska restauracja w której kelner biega z homarem. A co tam myślę sobie, niech i z 30 E będzie, biorę bo mega wykończony jestem. No właśnie nie tak łatwo bo kolo mówi, że kobitki od campingu już nie ma a on nie może mnie przyjąć. WTF myślę sobie. Przecież widzę, że są wolne miejsca to mówię mu żeby zadzwonił do niej bo jest już 22.00 i gdzie ja teraz pojadę. Kolo dzwoni ale podobno nic z tego. Normalnie nie wierzę :/ Mówi, że definitywnie nic z tego bo mu się oberwie od szefa. No ch.. mnie strzela, ale na szczęście kolo pokazuje mi na mapie gdzie może być coś wolnego. Zawracam do Gaillac i po pewnym czasie znajduję camping. Jest już po 11.00 i wszystko zamknięte na cztery spusty. Na szczęście jakieś małżeństwo wraca z przechadzki i otwierają mi bramę. Nie mogę się dodzwonić na numer wywieszony przy recepcji, więc wbijam na waleta. Znajduję wolne pole i się rozkładam. Standard campingu to ten typu „na Małysza” :/. Jestem zmęczony, ale nie mogę zasnąć. Nie ukrywam, że Żabole podnieśli mi ciśnienie całą tą akcją. Myślę tylko żeby jak najszybciej wydostać się z tego pokręconego kraju. Dzień 17 (16.08.2013 Piątek) Gaillac --> Millau --> Villenueve (700 km) http://imageshack.com/a/img845/49/9nuo.jpg Wstaję mega niewyspany. Zbieram się i o 9.00 w drogę. Idę na recepcję a tam nikogo nie ma. Czekam jakieś 15 minut. No to już lekka przesada – nie pilnujecie interesu to wasza strata. Odpalam moto i opuszczam ten przybytek nie płacąc. To za te moje wczorajsze nerwy. Trudno będę się smażył w piekle. Za Albi wjeżdżam na drogę D999 w kierunku Millau. Dość duży ruch. Droga nawet kręta i górki fajne, ale nawierzchnia nie najlepsza. Dziur nie ma, ale trochę nierówno i nie za bardzo jest gdzie wyprzedzać. Idzie dość wolno. W końcu dojeżdżam pod wiadukt i robię przerwę na podziwianie tego cuda francuskiej inżynierii lądowej. http://imageshack.com/a/img209/2172/nunb.jpg http://imageshack.com/a/img35/3333/t5po.jpg http://imageshack.com/a/img194/7509/33u2.jpg http://imageshack.com/a/img10/3738/f0yk.jpg Jadę też do miasteczka kupić znaczki i wysłać kartki. Przy okazji napotykam coś takiego. Jeden z pierwszych motocykli na jakich jeździłem, ale nie wiedziałem, że były wersje z wózkiem. Kurcze jak bym miał coś takiego za młodu, to mógłbym wozić co najmniej dwie a nie jedną dziewczynę :D http://imageshack.com/a/img14/1951/0prp.jpg http://imageshack.com/a/img196/696/cfko.jpg http://imageshack.com/a/img850/4656/fgq3.jpg Sam wiadukt naprawdę robi wrażenie. Zbudowany z bardzo dużym rozmachem. Pod wiaduktem są dwa punkty informacyjne w których można zobaczyć film o budowie tego cuda i przy okazji zaopatrzyć się w niezbędne pamiątki. Niestety dość drogie – no ale jak wszystko w Żabolandzie. Lecę dalej zadupiami na St. Etienne. Droga nawet spoko i niezłe krajobrazy, ale tłok niemiłosierny. Zaczyna mnie już wkurzać ta ślimacza jazda. Po przejechaniu za St. Etienne idzie szybciej. Mijam Lion i docieram do Annecy gdzie miałem w planie nocleg. Po namyśle stwierdzam, że mam już serdecznie dość tego pięknego kraju i cisnę do Szwajcarii. Przed granicą przejeżdżam przez jakieś tunele i widzę całe niebo paralotniarzy. Jeszcze tylu w jednym miejscu nie widziałem. Fajna sprawa, trzeba kiedyś spróbować. Za Genewą zjeżdżam z autostrady bo straszą jakimiś winietami i jadę wzdłuż brzegu drogą nr 1. Zauważam bardzo dużo upraw winorośli. Praktycznie na każdym stoku, schodzą prawie do brzegów jeziora. W końcu znajduję camping w Villenueve. Najdroższy mój nocleg na trasie bo aż 32 E. W ogóle drogo tam bardzo :/ Miejscówka świetna bo nad samym brzegiem jeziora Genewskiego. Mają nawet kąpielisko, ale po sprawdzeniu temperatury wody pasuję. Jeszcze tylko jakiś browarek i spać. Jutro prawdziwe Alpy :) http://imageshack.com/a/img34/1217/cxfa.jpg http://imageshack.com/a/img36/6385/8od7.jpg http://imageshack.com/a/img163/6759/p5a5.jpg http://imageshack.com/a/img834/5638/sxcx.jpg Dzień 18 (17.08.2013 Sobota) Villenueve --> P. Św. Bernarda --> Neufenpass --> P. Św. Gottarda --> Morbegno (510 km) http://imageshack.com/a/img820/7088/bcb6.jpg Wstaję dla odmiany wyspany i po 9.00 jestem już na kołach. Do Martigny leci szybko. Tam odbijam na Przełęcz Św. Bernarda. Bardzo fajna trasa na górę. No to w końcu Alpy. Micha pod kaskiem się śmieje, Hania mruczy jak zadowolona kotka :), świetna nawierzchnia i jeszcze lepsze zakręty. No czego można chcieć więcej? Na przełęczy pierwszy raz jestem we Włoszech. Widoczki miodzio :) http://imageshack.com/a/img824/6383/s8ln.jpg http://imageshack.com/a/img96/9437/mfgr.jpg http://imageshack.com/a/img35/5073/uzlx.jpg http://imageshack.com/a/img856/7889/7ta0.jpg Wracam do Martigny i jadę dalej drogą 9 a potem 19 do Ulrichen. Tam skręcam w kierunku Neufenpass. Świetna droga na górę i jeszcze lepsze widoczki. Na razie najładniejsza przełęcz jaką oglądałem. Robię chwilę przerwy i zjadam „obiad” :P http://imageshack.com/a/img138/5461/9yda.jpg http://imageshack.com/a/img713/1342/i7d1.jpg http://imageshack.com/a/img585/3276/xdp8.jpg http://imageshack.com/a/img407/1829/xct8.jpg http://imageshack.com/a/img513/6194/bd9u.jpg http://imageshack.com/a/img31/637/vcu2.jpg http://imageshack.com/a/img199/3994/o72z.jpg http://imageshack.com/a/img11/5337/ql31.jpg Zjeżdżam z przełęczy i kieruję się na Przełęcz Św. Gotharda. Tutaj trochę rozczarowanie bo droga szeroka i mało kręta a widoki też nie rzucają na kolana. http://imageshack.com/a/img547/1807/b3mq.jpg http://imageshack.com/a/img43/8313/2dyp.jpg http://imageshack.com/a/img571/9439/j43u.jpg Jadę w kierunku Włoch. Zaraz po zjeździe na autostradę A2 doczepiam się do Holendrów. Jakaś para na VFR i kolo na CBR 600 RR. Zapiedzielają tak, że 200 to mało kiedy schodzi z licznika. Tak czy inaczej droga leci szybko :) W Lugano skręcam w kierunku włoskiej granicy. Przekraczam ją nad malowniczym Lago di Lugano. Jedzie się dość mozolnie. Drogi wąskie a ruch duży. W sklepach jest taniej niż w CH, ale za to benzyna po 1,9 E. No nic, trzeba zacisnąć zęby i nie odkręcać za bardzo manetki. W sumie to i tak nie ma gdzie. Idę na jakieś zakupy bo trzeba już powoli szukać campingu a ja nie mam żadnego browara. W Managgio odbijam na północ i ostatecznie ląduję na obrzeżach Morbegno. Standard campingu taki sobie (strasznie wali w kiblach), ale nie jest też jakoś bardzo drogo. Rozkładam namiot i piję browar. Zakupiłem wynalazek który nazywał się bodajże Oranjeboom. Ostrzegam wszystkich: masakruje konkretnie. Nie wiem co oni tam dolewają, ale czuć że to piwo jest czymś chrzczone. O dziwo rano głowa nie bolała :) Dzień 19 (18.08.2013 Niedziela) Morbegno --> Bernina Pass --> Bormio/Stelvio --> Jaufenpass --> Lienz (460 km) http://imageshack.com/a/img15/8901/kbh6.jpg Dzisiaj szybko się pakuję i o 8.00 jestem już na trasie. Droga idzie dość mozolnie, bardzo duży ruch. Zauważam, że włoscy motocykliści mają ograniczenia prędkości i w ogóle przepisy ruchu drogowego w głębokim poważaniu. Np. we Włoszech wysepki służą do wyprzedzania :) Zawieszam się za jednym takim i droga od razu leci szybciej. Miałem jechać prosto na Stelvio, ale skręcam wcześniej w drogę na Przełęcz Bernina. Bardzo dużo kolarzy. Chyba było jakieś zorganizowane ściganie bo mają numerki. Następnie robię rundkę drogami 27 i 28 po czym skręcam w kierunku przełęczy Forcola di Livigno. Na przełęczy korki! Nawet ciężko ominąć puszki lewą stroną bo ciasno. W Livigno tankuję najtańszą wachę na wyjeździe. 1,12 E za litr! Tam jest chyba jakaś strefa wolnocłowa albo coś. Polecam wszystkim bo to tylko 35 km od Stelvio po bardzo widokowej drodze. Zjeżdżając w kierunku Bormio widzę na poboczu jak ambulans opatruje kolarza. Kolo miał gacie spuszczone do kolan i tak obdartego dupala, że aż mi się niedobrze zrobiło. Musiał hamować siedzeniem niezły kawałek. Jadę do Bormio na jakieś jedzonko. Wchodzę do pierwszej lepszej pizzeri. 8 E za najdroższą pizzę. Ok biorę. Chyba najlepsza pizza jaką kiedykolwiek jadłem. Słyszałem dużo o ich pizzach i potwierdzam wszystko. Jeśli na pizzę to tylko do Włoch! http://imageshack.com/a/img854/5329/fi9h.jpg http://imageshack.com/a/img853/7194/l6oh.jpg http://imageshack.com/a/img46/3339/0y4k.jpg http://imageshack.com/a/img593/8062/3zh4.jpg Tak pokrzepiony jadę na Stelvio. Podobno to jedno z miejsc gdzie każdy motocyklista być powinien. No zobaczmy. Wjazd od strony Bormio całkiem spoko. Dużo motorów. Na górze mega tłok. Dość dużo straganów z różnymi pierdołami. Zostawiam moto i idę na zwiady. Co ciekawe nie ma skrzynki pocztowej, ale można zostawić zaadresowane kartki u sprzedawcy. Ja tak zrobiłem i doszły. Mega dużo motorów. Różnej maści, ale głównie turystyczne enduro i trochę sportów. Pierwszy raz widzę Panigale na żywo. Jak nie jestem jakimś fanem Ducati to uczciwie przyznaję, że robi wrażenie. Obok stoi S1000RR i przy Panigale wygląda jak zmokła kura. http://imageshack.com/a/img850/6243/1q6s.jpg http://imageshack.com/a/img51/1791/w2jw.jpg http://imageshack.com/a/img823/8609/zmdv.jpg http://imageshack.com/a/img196/690/e6mo.jpg http://imageshack.com/a/img36/9276/f5kp.jpg http://imageshack.com/a/img844/7092/9ehf.jpg http://imageshack.com/a/img543/6399/fdug.jpg Siedzę tam jeszcze chwilę i ruszam w drogę. Zjazd z przełęczy dość hardcorowy. Jeśli ktoś chce się nauczyć jak pokonywać agrafki to tam jak najbardziej można. Heble dość mocno dostają i obawiam się o trochę już zużyte klocki. Po kontroli wieczorem na campingu okazuje się, że całkowicie niepotrzebnie. Kieruję się na Merano i docieram na Jaufenpass. Świetna droga na górę. Jak na razie najlepsza ze wszystkich w Alpach. Świetna nawierzchnia, bardzo mały ruch i szybkie zakręty. Można się wyszaleć. Miałem jeszcze jechać na przełęcze tegorocznego Tour de Pologne, ale jestem już dość mocno zmęczony i zawijam się w kierunku Austrii. Bardzo malownicza droga. Jedzie się w dolinach z niesamowitym widokiem na góry po obu stronach. Znajduję camping pod Lienz. Chyba najwypaśniejszy na całym wyjeździe. Kibelki w jakiejś willi. W środku kafelki i muza. Na zewnątrz dość duży basen. I wszystko za 15 E. Jeszcze tylko całkiem dobre bro i spać. http://imageshack.com/a/img856/7669/vn51.jpg http://imageshack.com/a/img845/6764/xyhb.jpg http://imageshack.com/a/img19/5831/ng22.jpg http://imageshack.com/a/img842/4636/pmfz.jpg http://imageshack.com/a/img201/9296/zd22.jpg
  14. Dzień 14 (13.08.2013 Wtorek ) Granada --> Madryt (420 km) http://imageshack.com/i/jtxcvvj Wstaję rano i na koń – dzisiaj Madrid! Wylatuję bez problemu z Granady i na bezpłatną A4. Na początku dość górzyście, ale potem robi się już płasko. W Andaluzji zauważam bardzo dużo niskich drzewek zasadzonych na zboczach gór i pagórków. Czyżby jakaś próba zalesiania? Droga jest już trochę gorsza. Przed Madrytem jadę kilkadziesiąt kilometrów po betonowych płytach. Z pomocą zająca czy dwóch :) dojeżdżam w 3,5 godziny. No to GPS i szukamy hostelu. Włączając urządzonko zauważam, że nie naładowałem baterii po ostatnim użyciu :/ Nie chce mi się wszystkiego odpinać i wyciągać gniazda zapalniczki spod siedzenia. Jadę ile się da. Jakieś 2,5 km przed hotelem ustrojstwo pada całkowicie. Zabieram ładowarkę i idę szukać pomocy. W pobliskim barze zamawiam sobie świetny talerz rybnych tapas a mój GPS spokojnie się ładuje na zapleczu :) Po jedzonku humor mi się poprawił, bateria tez już naładowana no to w drogę. Szybko docieram na miejsce, ale mam pewne problemy ze znalezieniem adresu. Hostel w ogóle nie jest oznaczony. Wchodzi się po prosu w jakieś drzwi i tam jest recepcja. Na szczęście nie trwało to długo a i pokój jest w całkiem niezłym standardzie (i to za całe 15 E). Prysznic i na miasto. Idę na Sol i Plaza Mayor. Widać dużo Policji. Stoją praktycznie na każdym rogu. Potem do katedry La Almudena.Bardzo ładna katedra, chyba najładniejsza z tych które do tej pory widziałem. https://imageshack.com/i/0ebzetj https://imageshack.com/i/n9culaj https://imageshack.com/i/nfnwj6j https://imageshack.com/i/mjyab2j https://imageshack.com/i/0zdntkj https://imageshack.com/i/nlb4y7j https://imageshack.com/i/j5z89tj https://imageshack.com/i/4j6we8j Do Palacio Real kolejka na milion kilometrów a zostało tylko 1,5 godziny do zamknięcia. WTF? Później dowiaduję się, że w tych godzinach można było wejść bezpłatnie. No powodzenia – szczególnie dla tych na końcu kolejki :P Idę do Jardines Del Campo del Moro. Bardzo ładny ogród. Szczególnie pięknie jest w okolicach jeziorka. Po alejkach spacerują sobie gęsi i pawie. http://imageshack.com/a/img534/7978/chvn.jpg http://imageshack.com/a/img706/5112/9856.jpg http://imageshack.com/a/img844/9501/igfu.jpg http://imageshack.com/a/img23/328/o5pi.jpg http://imageshack.com/a/img29/2195/o78s.jpg http://imageshack.com/a/img819/9858/pf43.jpg http://imageshack.com/a/img163/6199/gze7.jpg http://imageshack.com/a/img801/4538/asz9.jpg Z nieposkromioną ciekawością idę do metra :) Więcej tras niż w Barcelonie i nie tak gorąco na stacjach i w przejściach. Wagoniki chyba trochę nowsze. Jeśli chodzi o stacje które odwiedziłem to są w bardzo podobnym stylu. Wszechobecne malutkie kafelki albo proste, jednokolorowe wykończenia ścian. Czasami jakiś marmur na co główniejszej stacji. Do St. Petersburga im daleko. Jadę na Plaza de Colon i robię sobie przechadzkę, aż do samego dworca Atocha. Normalnie łeb urywa. Jeszcze nie widziałem czegoś takiego. Jak by to powiedział Pan Siara Siarzewski: „Mają rozmach skurwisyny”. Żółwie są de Best :) http://imageshack.com/a/img22/7263/4t40.jpg http://imageshack.com/a/img5/7700/fhlh.jpg http://imageshack.com/a/img5/2736/t5hx.jpg http://imageshack.com/a/img849/4513/oi0e.jpg http://imageshack.com/a/img13/7584/yi3m.jpg Nie można wejść na perony. Odprawa do pociągu wygląda jak na lotnisku. Bramki i te sprawy. To pokłosie zamachów z marca 2004. Wracam metrem na Gran Via i po zrobieniu zakupów (piwerko :)) kieruję się powoli do hostelu. Jutro intensywny dzionek. http://imageshack.com/i/0w9g80j http://imageshack.com/a/img545/743/c522.jpg http://imageshack.com/a/img189/2540/w3od.jpg Dzień 15 (14.08.2013 Środa ) Madryt (0 km) Wstaję i ruszam do Palacio Real. Myślałem, że będzie zmiana warty, ale okazuje się że to tylko w 1-szą środę miesiąca a w sierpniu w ogóle nie ma :/ Idę więc do zamku, o dziwo nie ma prawie żadnej kolejki. W środku można oprócz sal zamkowych obejrzeć aptekę królewską i zbrojownię. Niestety nie można robić zdjęć, ale coś tam udało się z biodra ustrzelić http://imageshack.com/a/img545/7343/bz5a.jpg http://imageshack.com/a/img856/9871/3isu.jpg http://imageshack.com/a/img96/387/7bl4.jpg http://imageshack.com/a/img843/5981/teh6.jpg http://imageshack.com/a/img706/2297/wc8k.jpg W zbrojowni można zobaczyć całkiem ciekawe rzeczy :D http://imageshack.com/a/img837/5955/rahd.jpg http://imageshack.com/a/img14/2770/sgb5.jpg http://imageshack.com/a/img833/5898/0gw2.jpg http://imageshack.com/a/img853/7292/ll68.jpg http://imageshack.com/a/img27/1377/mbff.jpg Dość szybko bo już po niecałych dwóch godzinach wychodzę i ruszam w kierunku Santiago Bernabeu. Od dawna jestem co prawda wielkim fanem FC Barcelona no, ale trzeba przecież wroga poznać :) Do kasy kolejka na jakąś godzinę (sic!) stania a do tego bilet kosztuje 19 E. No way! Zawijam się stamtąd. Jeszcze wczoraj obczaiłem niedaleko mojego hostelu przybytek o wdzięcznej nazwie „All You can eat”. Idę to sprawdzić. Za 10 E jest jeden napój (może być bro) i wszystko co dam radę wchłonąć. No to zaczynamy Siedzę tam chyba z półtorej godziny. Duży wybór. Samego łososia zżarłem chyba cztery kawałki. Różne rodzaje kurczaka i bardzo fajne sałatki w tym chyba ze dwa rodzaje moich ulubionych – makaronowych W każdym razie było grubo – raczej na mnie nie zarobili a jeśli już, to niewiele. Tak się objadłem, że mam ochotę tylko na sjestę a akurat jest 14.00 :) Idę jeszcze na szybkie zakupy i do hostelu na odpoczynek. http://imageshack.com/a/img199/3957/djab.jpg Zbieram się na miasto o 17.00 i idę do Muzeo Archeologico – zamknięte. Muzeo Naval – do 15.00. Świetnie! No to na masówę – do Prado. Choć jakimś koneserem sztuki to ja za bardzo nie jestem :) Kolejka ludu na dwa dni a i tak stoją! Ja czasami to jednak ludzi nie rozumiem. No to może w Reina Sofia. Przybywam i co widzę: „Moje włosy dęba stają, oczy nie dowierzają” To co się tam wyrabia to jakaś totalna abstrakcja. Gorzej niż w Prado! http://imageshack.com/a/img12/6203/pc6j.jpg Zniesmaczony tym wszystkim kieruję się do Real Jardin Botanico który mijałem wcześniej. A tak, żeby zobaczyć – a co! Chciałem zrobić zdjęcie rododendrona dla kumpeli. Więc chodzę i szukam. No i jest wszystko począwszy od pomidorów i buraków, przez kiwi i banany a na drzewkach bonsai kończąc. No a Rododendrona niet :/. Zrezygnowany kieruję się do wyjścia a tu JEST! I to nie jeden a nawet cała alejka :) Nawet nie miałem pojęcia, że jest tego aż tyle odmian. Oto kilka zdjęć – specjalnie dla Marzenki :P http://imageshack.com/a/img543/6936/fy4n.jpg http://imageshack.com/a/img10/159/3p1e.jpg http://imageshack.com/a/img31/2651/26a4.jpg http://imageshack.com/a/img534/3058/jqmz.jpg Mogę śmiało powiedzieć, że nigdy nie widziałem tyle rododendronów w jednym miejscu :) Idę pojeździć metrem. Po jakiejś godzinie jazdy wysiadam w końcu na Sol i kieruję się w stronę Plaza Puerto de Moros. Już z daleka słyszę muzę. Na placu i przyległych ulicach odbywa się jedna wielka fiesta. Muza gra, ludzie piją pifko na ławkach i skwerach. Wszyscy dobrze się bawią. Policja chodzi sobie koło tego wszystkiego i jakoś nikt nie ma do niczego pretensji. Normalny kraj to widocznie można. Znajduję sobie miejsce w jakimś ogródku na skraju alejki, skąd mam świetny widok na cały plac. Widzę bardzo dużo starszych osób. Jest już po 22.00 a tu ciągle widno. Piję dwa piwka, patrzę sobie na to wszystko jeszcze chwilę i zawijam się na hostel. W metrze na Latina dzikie tłumy. Tylko że wszyscy wychodzą a ja jedyny wchodzę do metra :) Chyba jakiś festiwal albo coś. http://imageshack.com/a/img31/4702/c62n.jpg http://imageshack.com/a/img46/7497/yp8i.jpg http://imageshack.com/a/img593/8762/5giy.jpg http://imageshack.com/a/img30/828/f2s4.jpg http://imageshack.com/a/img35/3341/ws2t.jpg Miałem zostać w Madrycie na jeszcze jeden dzień, ale jestem powoli zmęczony tymi upałami. Postanawiam jechać już jutro w kierunku Alp. Jeśli chodzi o samo miasto to jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Tu jest po prostu ładnie. Do tego życie nocne w Madrycie nie ma chyba sobie równych. Definitywnie trzeba tu jeszcze wrócić.
  15. Dzień 13 (12.08.2013 Poniedziałek) La Herradura --> Orgiva --> Guadix --> Sierra Nevada --> Granada (320 km) http://imageshack.us/photo/my-images/62/uaxu.jpg/ Dzisiaj w planie trochę mniejszy przebieg więc nie śpieszę się za bardzo ze wstawaniem. Myję z grubsza moto bo już mega usyfione i zabieram się za przednie hamulce. W momencie wyjazdu z Polski było jakieś 30% klocków więc po tych paru tysiącach i przed winklami w Sierra Nevada trzeba by tam zajrzeć. Zestaw naprawczy przygotowany to do dzieła :) http://imageshack.us/photo/my-images/43/vw6g.jpg/ Okazało się, że wcale nie jest tak źle. Przełożyłem tylko klocki między tarczami bo na jednej zużywają się trochę szybciej. Później gdzieś we Włoszech sprawdzałem je jeszcze raz, ale ostatecznie objechałem na nich całą trasę. Jeszcze tylko czyszczenie i smarowanie łańcucha, szybkie pakowanie, miłe pożegnanie z parą Hiszpanów i w drogę. Ruszam drogą A44 w stronę Granady, ale skręcam zaraz w A348 (Los Alpujarras) na Ugijar. Droga fantastyczna, słoneczko przygrzewa, dużo winkli i pusto. No to czemu by nie odkręcić? :) Wreszcie porządnie zamykam oponę, trzeba tylko uważać bo co jakiś czas zdarzają się osuwiska i na drodze leży piach i kamienie. Na szczęście jest to dobrze oznaczone. Za Ugijar odbijam w A337 na Guadix. Bardzo kręta droga. Świetne widoki, ale góry sprawiają jakieś takie surowe i nieprzyjazne wrażenie. Nie chciałbym zgubić się tam bez wody. http://imageshack.us/photo/my-images/62/ghlj.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/834/g9ep.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/36/a3ey.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/13/kp40.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/10/16zq.jpg/ Dojeżdżam w okolice Guadix i postanawiam z jechać z głównej drogi powłóczyć się trochę po okolicy. Jest bardzo wietrznie. Z dala od morza i całej tej turystyki Andaluzja nie wygląda już tak super. Widać, że jest to najbiedniejszy, obok Galicji, region Hiszpanii. http://imageshack.us/photo/my-images/30/s139.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/834/9cqu.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/855/ejtd.jpg/ Jadę w kierunku Granady, ale nie wjeżdżam do miasta tylko kieruję się na drogę A395 do miejscowości Sierra Nevada. Sama droga bardzo kręta, ale trzeba uważać bo asfalt jest dość śliski. Tu w dalszym ciągu pozytywnie zaskakują mnie oponki. Gdy coś się zaczyna dziać niedobrego z przyczepnością bardzo wyraźnie to czuję już od samego początku. Wjeżdżam na ponad 2500 m i postanawiam zrobić sobie mały trekking :) Widać, że jest to martwy sezon w górach. Mało ludzi, prawie wszystko pozamykane. W zimie można tu do południa pojeździć na nartach a wieczorkiem wziąć kąpiel na Costa del Sol :) http://imageshack.us/photo/my-images/856/pqo8.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/34/00ev.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/826/xewa.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/15/rmb8.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/21/t8u5.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/31/xnqc.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/585/9n3x.jpg/ Jadę do Granady. Bez problemu znajduję hostel w którym przyjmuje mnie zjawiskowa recepcjonistka :) Uderzam na miasto – snuję się bez jakiegokolwiek planu. Odpuszczam Alhambrę bo już późno. Next time. Znajduję klimatyczny placyk trochę na uboczu – jakieś 500 m od katedry. Rozsiadam się i zabieram za ucztowanie. Zamawiam panierowane kalmary i browarek. Piwo kosztuje 3,5 E, ale do każdego jest w cenie jakieś tapas i to całkiem spore. Miałem jeszcze coś zamawiać po tych kalmarach, ale po 3 piwach i tyluż tapas mam już dość. Siedzę tam dość długo a potem zawijam się nieśpiesznie na hostel. Dzisiejszy dzionek obfitował w górskie trasy na których poszalałem trochę i jestem dość zmęczony. Nyny :) http://imageshack.us/photo/my-images/820/abu7.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/850/ucb9.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/823/ztww.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/853/9c1d.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/703/f23f.jpg/
  16. Dzień 11 (10.08.2013 Sobota) Sevilla (0 km) Wstaję dopiero coś koło 11.00. Jednak byłem dość mocno wymęczony po wczoraj. Wychodzę na miasto o 12.00 a z nieba żar leje się już niesamowity! Znajduję El Corte Ingles i wchodzę bo jest klima :). Gifty są tańsze niż w sklepikach na mieście. Robię zakupy – głównie piwerko dla ochłody – i wracam na hostel bo przez to gorąco nie da się normalnie poruszać. Browar i sjesta :). Przed 17.00 wychodzę a i tak jest jeszcze mega gorąco. W takim klimacie ta cała ich sjesta naprawdę ma sens. Po prostu od 13.00 do 16.00 nie da się normalnie pracować na zewnątrz. Idę połazić po starym mieście. Jest to plątanina wąskich uliczek w której łatwo się zgubić – nie polecam klaustrofobikom :) Nad większymi ulicami porozwieszane są płachty dające zbawienny cień. Natomiast parasole w restauracjach zaopatrzone są w systemy spryskiwaczy. Co jakiś czas się to włącza i wali chłodną mgiełką po twarzy. No jakoś trzeba sobie w tym piekarniku radzić. http://imageshack.us/photo/my-images/19/q3g2.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/820/x296.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/545/u0fc.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/543/igfi.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/9/lap6.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/849/owza.jpg/ Idę do Alcazar. Po drodze przechodzę obok największej katedry chrześcijańskiej na świecie. Została zbudowana w miejscu zburzonego meczetu w nieco ponad 100 lat. Okazuje się, że jest to bardzo krótki okres zważywszy na wielkość budowli. Wchodzę tylko do jednej z kaplic ponieważ moim głównym celem na dzisiaj jest Alcazar. http://imageshack.us/photo/my-images/812/1a0k.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/585/uocf.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/841/6iio.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/713/hsp0.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/833/t74b.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/42/t3gd.jpg/ Wchodzę do Alcazar. Był to pałac różnych dynastii władców muzułmańskich a później również królów hiszpańskich. Podobno jeden z władców z dynastii Abbadydów miał tu harem liczący 800 niewiast. No bo kto bogatemu zabroni :) Późniejszy władcy hiszpańscy dość mocno przebudowali pałac a dla Franco zamontowano tu nawet kuchnie. Olbrzymie wrażenie robią misterne wykończenia wejść i innych detali architektonicznych. Same ogrody nie robią już tak piorunującego wrażenia. Miejscami widać, że niektóre roślinki dość mocno podsychają. No, ale zważywszy na klimat to trudno się dziwić. http://imageshack.us/photo/my-images/23/3x74.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/36/tee5.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/842/w7h1.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/32/n89i.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/7/8c1s.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/12/7sbm.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/34/eury.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/28/ho3m.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/41/y72b.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/89/i9wa.jpg/ Wychodzę z pałacu i plączę się po mieście. Ulice zaczynają ożywać. Bary się zapełniają i robi się naprawdę tłoczno. Trochę się pogubiłem w tych wszystkich uliczkach i zawędrowałem w mniej turystyczną część starego miasta. Widać dużo pozamykanych sklepów i lokali. Z wywieszonych informacji wyczytuję, że są nieczynne przez cały miesiąc. Jak wakacje to wakacje :) W końcu znajduję trochę na uboczu placyk z kilkoma knajpkami. Menu del Dia za 8E – nawet niezła rybka i wyborne gazpacho. Zaczyna mi to coraz bardziej smakować. Trafiam akurat na mecz Real – Inter. Jakiś friendly cup w USA. Inter dostaje 3:0. Ja wypijam kilka piwek i zawijam się do hostelu. Ogólnie Sevilla to miasto w którym można spędzić kilka dni. Samą Katedrę można zwiedzać cały dzień. Trzeba wziąć pod uwagę, że jest tam piekielnie gorąco i od 13.00 do 16 – 17.00 lepiej siedzieć gdzieś w cieniu i sączyć coś zimnego. Ogarniam bagaże i spać. Jutro najbardziej na południe wysunięty punkt mojego wyjazdu. http://imageshack.us/photo/my-images/713/xnxz.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/545/3waq.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/11/vsmi.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/89/b6ob.jpg/ Dzień 12 (11.08.2013 Niedziela) Sevilla --> Tarifa --> Gibraltar --> La Herradura (480 km) http://imageshack.us/photo/my-images/854/qplf.jpg/ Wyjeżdżam z Sevilli płatną AP4 na Cadiz. Autostrada ładna – obsadzona drzewami. Dużo upraw po obu stronach: słonecznik, zboże i coś czego nie potrafię rozpoznać. Dalej A48 i N340 dolatuję do Tarify. Jest to najbardziej na południe wysunięty punkt mojej podróży a zarazem południowy przylądek Europy. Jadę pod zameczek połączony z lądem groblą. Strasznie wieje. W pewnej chwili myślałem, że przewróci mnie razem z motorem. Stoję tam chwilę i próbuję wypatrzeć Afrykę, ale nic z tego :/. Zbieram się i ruszam w kierunku Gibraltaru. Granica z GBZ niby jest, ale przejeżdżam machając tylko paszportem. Hiszpanie na skuterkach śmigają bez pokazywania jakichkolwiek dokumentów. http://imageshack.us/photo/my-images/32/3j8x.jpg/ Jeśli chodzi o sama skałę to można tam trochę pojeździć. Najpierw oczywiście na Europa Point. http://imageshack.us/photo/my-images/14/t7kr.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/17/tpk5.jpg/ Znajduje się tam pomnik upamiętniający tragiczną śmierć Gen. Władysława Sikorskiego. Pomnik kiedyś znajdował się przy końcu pasa startowego lotniska w Gibraltarze. http://imageshack.us/photo/my-images/585/94n2.jpg/ Objeżdżam skałę dookoła i kieruję się do parku na samej górze. Ostatecznie jakimś cudem przegapiłem St. Michael’s Cave :/ i zwiedzanie rozpocząłem dopiero od Górnych Galerii. http://imageshack.us/photo/my-images/801/xtw7.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/197/l4w6.jpg/ Oczywiście są i małpiszony. Jeden z nich próbuje dobrać mi się do tankbaga. Podobno zdarzają się akcje, że kroją nawet i torebki. Odpędzam bestię i idę zwiedzać dalej. http://imageshack.us/photo/my-images/34/hcr6.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/18/zgn4.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/20/8ek2.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/822/r02d.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/191/gp0m.jpg/ W środku całkiem fajnie zrobione muzeum. Można sobie tylko wyobrażać ile tam jest tuneli, które nie zostały udostępnione i są dalej w administrowaniu wojska. Ten kawał skały w środku wygląda pewnie jak gigantyczny kopiec mrówek :) Zjeżdżając na dół spotykam dwa moto na zachodniopomorskich blachach. Lecieli w przeciwną stronę niż ja i zastanawiali się nad Cabo. Krótka pogawędka i każdy w swoją stronę. Jadę do miasta żeby wreszcie coś wszamać. Nie jest najtaniej bo wszystko w funciorach. W końcu znajduję, trochę na uboczu, jakąś indyjska knajpę i wcinam w sumie dobrego kurczaka. Tak pokrzepiony ruszam dalej. W czasie przejazdu przez granicę gościu tylko macha ręką i każe jechać bez pokazywania czegokolwiek. Przelatuję szybko płatną AP7 omijając wszystkie zatłoczone kurorty Costa del Sol. Z perspektywy autostrady Andaluzja to surowe, duże przestrzenie. Jest dość górzyście i mocno wieje. W oczy rzuca się to, że prawie nie widać zabudowań. Jadąc w kierunku Malagi widzę po prawej majaczące w oddali kurorty na CdS, ale patrząc w lewo tylko pustka. Żadnych miasteczek czy nawet wiosek. Wygląda trochę nieprzyjaźnie. Omijam Malagę i już bezpłatną A7 dojeżdżam prawie pod Motril. Skręcam w kierunku Almunecar i w La Herradura znajduję świetny camping 300 m od plaży. Szybko się rozstawiam i na plażę. Mój pobyt tam mogę opisać trzema słowami: swimming, carveza i topless :) I to wcale nie to że ja byłem topless :) Siedzę na plaży dopóki nie zaczyna robić się już chłodno. Piwo też już się skończyło więc wracam do namiotu. Obok mnie rozbiła się jakaś parka Hiszpanów. Całkiem mili ludzie tylko nie mówią ni w ząb po inglisz. Tak samo zresztą jak ja po espanol. Częstują mnie jakimś plackiem z cebulą – nawet to całkiem dobre. Jeszcze znalazłem jakieś piwko w kufrze – opróżniam je niezwłocznie i umęczony idę w kimę. http://imageshack.us/photo/my-images/194/a8q5.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/547/mrlx.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/824/88nx.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/542/cfer.jpg/
  17. Dzień 8 (07.08.2013 Środa) Oyambre --> Fuente De --> Valdovino (530 km) http://imageshack.us/photo/my-images/7/8l6u.jpg/ Wstaję o 6.00 z myślą szybkiej zbiórki, ale jest jeszcze całkiem ciemno. Nie chce mi się tak ganiać po nocy więc idę jeszcze na godzinę w kimę. Zbieram się koło 9.00 i spokojnie ruszam w kierunku Picos de Europa. Mam w planie je objechać drogami N621 do Riano i powrót N625 na A8 do Gijon. Już za Panes zaczyna nieźle lać. Jadę mimo wszystko, ale rano nie wpiąłem membran i zaczynam przemakać. Zatrzymuję się i zaczynam pieczołowicie zakładać na siebie cały nieprzemakalny stuff, łącznie z ochraniaczami na buty. Gdy już się z tym uporałem ruszam wreszcie. I co? Oczywiście przestaje padać J Ruch na drodze duży – idzie mi wolniej niż myślałem. Droga za to przepiękna. Jedzie się bardzo głębokim wąwozem z pionowymi ścianami. W kilku miejscach skały wiszą nad samą drogą. Gdyby coś się oderwało i spadło to „ino roz”. http://imageshack.us/photo/my-images/801/ym48.jpg/ Dojeżdżam do Potes i robię chwilę przerwy na wysłanie kartek i przemyślenie trasy. Dochodzę do wniosku, że przy tym ruchu i zmienności pogody nie ma sensu pchać się dalej w góry. Chciałem dojechać dzisiaj pod La Coruna i może mi zabraknąć czasu. Poza tym mam już serdecznie dość takiej pogody. Jadę więc drogą 185 do Espinamy i dalej do Fuente De. Droga świetna – widać, że niedawno zrobiona. Jadę tak sobie za samochodem pomocy drogowej, który też nieźle zapierdziela i zastanawiam się gdzie go tu wyprzedzić. Już mam się za niego zabierać a tu gość z naprzeciwka mruga światłami. Pewnie pały gdzieś stoją więc spokój. No i rzeczywiście widzę za chwilę niebieskie światła. Zwalniam i na zakręcie widzę poza drogą leży na boku Opel Zafira. Pewnie kierownik nie wyrobił zakrętu, wpadł w poślizg, dobiło go do krawężnika, który był tam dość wysoki no i bęc. Samochód nie wyglądał na jakiś bardzo rozbity, więc jeżeli w środku mieli zapięte pasy to nie powinno im się nic stać. Karetki nie widziałem to chyba wszystko ok. W każdym razie podziałało to na mnie i wyluzowałem trochę. A szkoda bo droga jak stół J W końcu dojeżdżam na górę i widzę liny kolejki znikające w chmurach. http://imageshack.us/photo/my-images/834/oxwv.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/547/kc8z.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/577/mm2b.jpg/ Kolejka do kasy tak na pół godziny stania. Stwierdzam, że następnym razem. Nie można tak od razu wszystkiego zobaczyć. Trzeba mieć przecież jakiś pretekst żeby tu wrócić J Jadąc na dół przestaje padać więc pociskam trochę lepiej. Kilka słów o oponkach. Przed wyjazdem założyłem Metzelery Z8 Interact. Wcześniej zjeździłem komplet Pilot’ów Road’ów 2. Po przejechaniu jakich 4 tys. km mogę już z pewnością powiedzieć: Metzelery są DUŻO lepsze. Poręczność jest po prostu nieporównywalna. Moto dużo łatwiej kładzie się w zakręty. W Road’ach przy dość dużych złożeniach można było odczuć efekt „walenia się” moto do środka zakrętu. Było to nieprzyjemne zwłaszcza przy mniejszych prędkościach. Tutaj tego zjawiska nie ma. Poza tym moment prostujący jest dużo mniej odczuwalny niż w Michelin’ach. Zachowanie na mokrym tez moim zdaniem lepsze. Road’y były w deszczu całkiem dobre, ale te są jeszcze lepsze. Z8 dają świetny feedback. W każdej chwili wiadomo co się dzieje na styku opony z asfaltem. Jeśli zaczyna brakować przyczepności jest to bardzo wyraźnie odczuwalne już od samego początku. Nie ma zjawiska, że opona trzyma i nagle w momencie puszcza. Nie wiem tylko czy wytrzymają tyle co Piloty (zmieniłem je przy 30 kkm). Po tych autostradowych przelotach widać już lekkie wypłaszczenie na środku bieżnika. Co ciekawe, jak na razie nie wpływa to w żaden sposób na precyzję prowadzenia i lekkość wchodzenia w winkle. Jestem mega zadowolony – zobaczymy jak będzie dalej. Wracam na A8 w Unguera i od razu zaczyna tak lać jak jeszcze na tym wyjeździe nie lało L Jadę chwilę w tym bajzlu. Jest stacja, tankuję i ubieram w kibelku membranę do spodni. Znów opatulam się w cały uniform – trwa to chwilę. Ruszam i co? Tak zgadliście. Przestaje padać J Lecę więc sobie A8 w kierunku Gijon i La Coruna. Na obwodnicy Gijon mojej Hani stuka 50 kkm J Tak naprawdę to wybiło już wczoraj bo kiedyś jeździłem jakieś 300 km z walniętym sensorem prędkości. No, ale wiadomo: wskazanie licznika to świętość J Fajną (bezpłatną) autostradką dolatuję do granicy z Galicją. Sama Asturia, z perspektywy autostrady, bardzo przypomina Polskę. Tylko droga lepsza i wspaniały widok na Atlantyk. Bardzo dużo intensywnej zieleni: lasy, łąki, nawet uprawy kukurydzy. Nawet pogoda bardziej Polska niż Hiszpańska, ale nie jest źle bo już nie pada. Z A8 skręcam na N642 w kierunku Viveiro. Zaczyna się już na dobre wypogadzać J http://imageshack.us/photo/my-images/196/hsgp.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/855/f81l.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/22/spbb.jpg/ Galicja wygląda biedniej niż Hiszpania, którą do tej pory oglądałem. W miasteczkach widać dużo zaniedbanych lub niezamieszkanych domów. Ludzi też jakoś mniej. Przez długi czas mieszkańcy Galicji poszukiwali szczęścia za granicą, głównie w Argentynie. Mówi się, że w Buenos Aires mieszka więcej Gallegos niż w Galicji. Obecnie obserwuje się falę powrotów emigrantów do kraju, związaną głównie z różnymi rządowymi programami aktywizacji gospodarczej regionu. http://imageshack.us/photo/my-images/818/k98c.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/844/5rsf.jpg/ Tak czy inaczej jest tu pięknie. Widoki są cudowne, ale jeszcze lepsza jest droga. Od Viveiro do Campo do Hospital (droga AC862) po prostu bajka. Droga równa jak stół, zakręty wyprofilowane, nawierzchnia przyczepna. Akurat już całkowicie się wypogodziło więc odwijam troszkę J W winkle można się składać przy 120 km/h a czasem nawet 140, aż podnóżki zaczynają przycierać J Miła odmiana po Pirenejskiej ciasnocie gdzie czasami trzeba było kombinować jak się zmieścić między samochodem a skałami. A do tego widoki! Łąka, las, ocean, pod górkę i znów na dół nad ocean J Droga całkowicie pusta – normalnie raj motocyklisty J Skręcam w C646 na Cedeira i równie bajeczną drogą docieram do Valdovino gdzie jest camping La Lagoa. Na razie najlepiej umiejscowiony camping na jakim byłem: 200 m od oceanu. Akurat trafiłem na odpływ. Niesamowite doświadczenie stać tak na brzegu Atlantyku i być świadkiem cudów przyrody. Ten niesamowity, nieustający ryk. Człowiek uświadamia sobie jaki jest, ze swoimi problemami mały i nieznaczący z punktu widzenia Oceanu, który trwa tu niewzruszenie od milionów lat. Refleksje nasuwają się same. http://imageshack.us/photo/my-images/15/9w0n.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/689/3cka.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/545/4ovg.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/841/3uep.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/17/zuo8.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/59/2y8i.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/401/2nwq.jpg/ Oczywiście idę popływać. W Atlantyku się jeszcze nie kąpałem. Morze jest całkiem spokojne a i tak zostaję niemiłosiernie poprzewracany J Można bardzo fajnie „ujeżdżać” te fale. Trzeba wyjść trochę od brzegu, poczekać aż się zbliży, odwrócić się tyłem i w momencie kiedy uderzy naparzać rękami ile sił. Im większa fala tym większy fun J. Wykończony wychodzę na brzeg. Nieopodal jest laguna z której w czasie odpływu woda płynie dość wartkim strumieniem do Oceanu. Można się położyć na nurcie i być przetransportowanym spory kawałek do morza. Fajne, ale dużo piachu się do gaci dostaje :P. http://imageshack.us/photo/my-images/692/wbha.jpg/ Wracam do namiotu i rozpoczynam świętowanie J Wszak moja Hania kończy dzisiaj 50 kkm więc trzeba to uczcić. Po małym „przyjęciu” do spania. Jutro Portugalia J http://imageshack.us/photo/my-images/198/aet.JPG/ Dzień 9 (08.08.2013 Czwartek) Valdovino --> Santiago De Compostela --> Porto (350 km) http://imageshack.us/photo/my-images/62/d02i.jpg/ Pobudka 6.30 i nad ocean – przypływ już się niestety skończył. Jest jeszcze dość ciemno. Ze względu na położenie geograficzne i strefę czasową w której jest Hiszpania Słońce wschodzi tam później niż u nas. Do tego znad lądu, więc wschód jakiegoś bardzo oszałamiającego wrażenia nie robi, ale i tak było fajnie J http://imageshack.us/photo/my-images/138/0uba.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/823/rti8.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/513/jjvj.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/13/ug9t.jpg/ W drogę. Przy wyjeździe z Valdovino widzę bardzo ładną dziewczynę jadącą na dość mocno zapakowanym rowerze. Patrzę, ale coś za ładna na Hiszpankę J Za zakrętem widzę kola na jeszcze bardziej zapakowanym rowerze z Polską flagą zatkniętą na bagażniku. No i wszystko jasne J Dość szybko jestem w Santiago De Compostela. Miasto jest celem pielgrzymek już od kilku wieków. Mówi się nawet, że jest to trzecie po Jerozolimie i Rzymie najważniejsze miasto chrześcijańskiego świata. Nie jest jakieś duże, całą zabytkową część można przejść w 20 min. No, ale jej dokładne zwiedzenie to już całkiem inna sprawa. Uderza mnogość katedr i kościołów. Santiago De Compostela znane jest głównie z kultu Św. Jakuba, którego szczątki rzekomo mają tu być pochowane. Według historyków jest to ewidentna ściema, ale w czasach wypędzania Maurów z półwyspu nikt się tym nie przejmował. Mnie bardziej zafascynowała sprawa samego szlaku El Camino De Santiago. Uważa się, że idea pielgrzymowania do Santiago była pierwszą formą masowej turystyki. Co prawda religijnej, ale zawsze. Podobno nawet pierwszy „przewodnik turystyczny” napisany przez jakiegoś francuskiego mnicha dotyczy właśnie pielgrzymowania do Santiago. No kto by pomyślał J Idę do Katedry i akurat trafiam na mszę. Bardzo fajne jest przywitanie wszystkich grup pielgrzymów. Oczywiście jest i grupa pielgrzymów z Polonia. http://imageshack.us/photo/my-images/824/82p0.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/4/r2g7.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/534/qb6g.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/713/72mk.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/811/xb92.jpg/ Same zabytki z zewnątrz wyglądają tak sobie. Zauważyłem że jakiś (chyba) grzyb je zjada. Chodzę jeszcze chwilę po starówce, ale wszechobecne sklepy z dewocjonaliami i ten natłok pielgrzymów zaczyna mnie powoli męczyć. Zawijam się w kierunku Porto. Wjeżdżam na A9 do samej granicy. Koszmarnie drogo :/ Za około 110 km płacę ponad 20 E sic! Najgorzej jest w obszarze Vigo. Co kawałek (po przejechaniu tunelu czy jakiegoś większego wiaduktu) jest opłata po 3–5 E. Masakra. Wjeżdżam do Portugalii. Autostrada zmienia oznaczenie na A3 i jest mega nieciekawa. Prawie nie ma samochodów, jest już dość płasko i jedzie się non stop w jakichś lasach – nuuuda. No ale nie całkiem bo miałem dwa „fajne” zdarzenia. Pierwsze na bramkach poboru opłat (o dziwo w Portugalii moja karta działa, czego nie mogę powiedzieć o Hiszpańskich terminalach). Stoję sobie przy terminalu i szukam karty a tu nagle słyszę ogłuszający huk. Prawie spadłem z motoru. Co jest myślę? Dopiero po chwili zorientowałem się, że lewą bramką do elektronicznego poboru opłat, przejechał bez zwalniania jakiś duży tir. Myślałem, że to jakieś trzęsienie ziemi J Druga akcja wydarzyła się podczas tankowania. Trochę przesadziłem z dolewaniem pod korek i dość dużo paliwa wylało się do odpływu. Nagle słyszę takie naprawdę głośne syczenie. W tym momencie przypomniałem sobie, że przecież kiedyś zgubiłem rurkę od przelewu ze zbiornika i całe paliwo poleciało prosto na rozgrzany tłumik. No niby wiadomo, że benzyna nie zapali się bez iskry, ale i tak ciarki mnie po plerach przeszły. No to tak żeby się nie nudzić za bardzo J Na dojeździe do Porto cztery pasy na autostradzie i prawie nie ma ruchu. Z pomocą navi bez problemu znajduję hostel i na miasto. Jest w sumie dość wcześnie a na dodatek zyskałem jedną godzinkę gratis J Samo miasto nawet fajne. Jest metro. Jako hobbysta, entuzjasta tego środka transportu nie był bym sobą gdybym nie skorzystał J Dużo sobie obiecuję, ale tylko kilka stacji w obrębie centrum to „prawdziwe metro”. Reszta to bardziej rodzaj naziemnej kolejki podmiejskiej. Same stacje dość duże i przestronne ale jakieś takie hmm… surowe? http://imageshack.us/photo/my-images/841/kewp.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/850/ropd.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/9/gqb5.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/713/n5ks.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/163/fvh4.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/33/kzew.JPG/ http://imageshack.us/photo/my-images/820/udsv.jpg/ Jadę na Stadio do Dragao. Niestety jest za późno i nie mogę już wejść do środka. Z zewnątrz nie powala – dużo betonu. http://imageshack.us/photo/my-images/842/amiy.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/844/byl3.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/692/toqf.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/9/0zrw.jpg/ Włóczę się trochę po starym mieście: jakieś jedzonko, kartki, pifko – na luzaka J Jadę do dzielnicy portowej spróbować porto. Ze stacji metra można zjechać na dół kolejką linową. Bardzo dużo restauracji na nabrzeżu. Instaluję się w Sandeman’ie i delektuję chłodnym winkiem. Porto to nie jest mój ulubiony gatunek wina, ale ujdzie. A podobno porto najlepiej smakuje w Porto. Powoli zaczyna się ściemniać (bynajmniej nie od wina J) a ja robię sobie przechadzkę do centrum. Wieczorem każde miasto wygląda ładniej, Porto również. http://imageshack.us/photo/my-images/21/ky9m.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/89/mb9f.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/547/9v39.jpg/ W samym centrum i na głównych ulicach dość czysto, ale jak wejdzie się w boczne uliczki to jest raczej brudno i już nie tak ładnie. Podsumowując: miasto całkiem klimatyczne, ale byłem już w ładniejszych. Wracam do hostelu i zmęczony kładę się spać. Dzień 10 (09.08.2013 Piątek) Porto à Fatima --> Cabo da Roca --> Sevilla (850 km) http://imageshack.us/photo/my-images/33/sw29.jpg/ Wyjazd z Porto autostradą A1 na Coimbra. Bardzo nieciekawa droga: lasy, dużo lasu, płasko, mało zakrętów. Autostrada ma miejscami po trzy pasy. Samochodów jak na lekarstwo. Zdarza mi się jechać kilkanaście kilometrów i nie widzieć innego uczestnika ruchu. Z nudów ścinam zakręty na trójpasmowej autostradzie :) Odbijam na Fatimę w Leira. Po małym błądzeniu i pomocy kolesia na stacji jestem na miejscu. Sanktuarium zaprojektowane z dużym rozmachem. Nie widać aż tylu ludzi co w Lourdes czy Santiago. W każdym razie robi wrażenie. http://imageshack.us/photo/my-images/708/y069.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/545/yf7x.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/194/vh2c.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/34/pid3.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/812/ejmc.jpg/ Kierując się na A8 postanawiam jechać bocznymi drogami. Jest dość górzyście i gorąco! Nawierzchnia nie najlepsza a i same wioski wyglądają biedniej niż w Hiszpanii. Jadę autostradą A8 bo myślałem, że będzie z niej widać Atlantyk. Nic z tego :/ Znów lasy, płasko i drogo. Skręcam na A21 a później na N247 w kierunku Sintra. Bez problemu docieram na Przylądek. Jest to najbardziej na zachód wysunięty punkt mojej trasy. Dalej już się nie da no chyba, że płynąć :) Widok zapiera dech. Jak okiem sięgnąć tylko woda. Niesamowite. Bardzo się cieszę, że tu przyjechałem. Polecam każdemu. http://imageshack.us/photo/my-images/689/wima.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/713/ejmz.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/194/d9ms.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/12/pw5e.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/34/t7o4.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/542/ta7v.jpg/ Siedzę, patrzę, kręcę się po sklepie, wysyłam kartki a godzina jeszcze młoda. Miałem tu nocować, ale jakaś nudna ta Portugalia (oprócz Cabo :)). A może by tak….. A co! Czemu nie? Kto jak nie ja? :P Jadę do Sevilli! Zbieram się więc w kierunku Lizbony. Z perspektywy czasu, pisząc tę relację trochę żałuję, że nie nocowałem w Lizbonie. No ale trudno. Nie można wszystkiego na raz J Jadę jeszcze ze 20 km wzdłuż wybrzeża bo widoki świetne i w Estoril wskakuję na A5 a później na A2 aż do zjazdu na Beja. Koło Lizbony bardzo duże korki. Już wiem po co cztery pasy w jednym kierunku. Co z tego jak i tak wszyscy stoją. Sama droga bardzo męcząca. Kilkunastokilometrowe proste i strasznie gorąco. Portugalczycy jeżdżą szybciej niż Hiszpanie. Żeby swobodnie jechać lewym pasem to trzeba mieś tak co najmniej 150‑160 km/h. Skręcam na IP8 do Beja i potem już do granicy. Droga dobra, ruch niewielki, można pocinać :) Łapię jakiegoś zająca w BMW i leci szybko. W miasteczkach przez które przejeżdżam jest pusto. Prawie nie widać ludzi. Pierwsze miasteczko w Hiszpani (Rosal de La Frontera) i olbrzymia różnica. Pełno ludzi w kawiarniach i spacerujących przy drodze a jest już po 22.00. W Portugalii można było zobaczyć głównie jakichś żuli pod odrapanymi sklepikami. Słońce zaszło (bardzo szybko) jeszcze przed granicą i zrobiło się chłodniej więc pomykam :) W pewnej chwili prawie obrywam nietoperzem. Przeleciał może z 10 cm od mojego kasku. Nie zdążyłem nawet zareagować. Ufff blisko było. Trzeba uważać bo kumpel oberwał raz gołębiem i nie skończyło się to za dobrze :/. Wjeżdżam w jakieś pasmo górskie. Jedzie się naprawdę fajnie – miła odmiana po nudnej Portugalii. Droga dobrze oznaczona i prawie pusta. Przed Sevillą zaczyna się autostrada. Jestem na miejscu o 23.45 – już przy wjeździe czuć żar buchający od miasta. Małe perypetie przy znalezieniu hostelu – GPS kompletnie zgłupiał w labiryncie uliczek. Nie obyło się bez pomocy autochtonów. Jest hostel – zmęczony spać.
  18. Dzień 7 (06.08.2013 Wtorek) Biescas --> San Sebastian --> Oyambre (490 km) http://imageshack.us/photo/my-images/853/lmbz.jpg/ Pobudka o 9.00 (sic!), chyba trochę wczoraj przeszarżowałem z tym winkiem. Jakoś wszystko tak opornie mi z rana idzie. Zanim zrobiłem jedzonko i się zebrałem jest 11.00. http://imageshack.us/photo/my-images/28/qsyq.jpg/ Tankowanie i w drogę. Z Biescas przez Sabinanigo dojeżdżam do jeszcze pachnącej nowością autostradki A23 na Pamplonę. Po kilkunastu kilometrach koniec tej autobahny i zjazd na drogę N240. I dobrze bo widoki są cudowne J Trochę oddechu od gór. Krajobrazy bardzo podobne do Polski. Bardzo zielono – droga wije się doliną rzeki. Winkle też całkiem, całkiem. Co kawałek to jakieś ruiny zamku, to jakieś jezioro o oszałamiającym zielono – błękitnym kolorze wody. W pewnym miejscu napotykam się na miasteczko położone na wystającym z krajobrazu pagórku. Świetny widok. http://imageshack.us/photo/my-images/43/un0r.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/6/b478.jpg/ Później trasa wraca na chwilę na autostradę i znowu na N240. W miejscowości Leyre wjeżdżam już definitywnie na autostradę. Każdemu kto będzie tamtędy podróżował polecam cały czas jechać drogą N240 aż do samej Pamplony – piękna chilloutowa traska. W sam raz na odpoczynek po Pirenejskich szaleństwach. Ja chciałem szybko dojechać nad morze więc skorzystałem z autostrady. Dolatuję sprawnie do Pamplony i kieruję się A15 do San Sebastian. Jak do tej pory nie widziałem tak zielonej Hiszpanii jak w Kraju Basków. http://imageshack.us/photo/my-images/51/ktbb.jpg/ Niestety pogoda zaczyna się lekko psuć. Nie pada, ale jest pochmurno i nie za ciepło. Pewnie ten cały wczorajszy shit z Francji w końcu przewiało przez Pireneje :/. Bardzo malowniczą autostradą wpadam do miasta – duże korki, ale można śmigać między samochodami. Puszkarze spoko, jak zobaczą moto w lusterku to od razu robią miejsce. Parkuje przy jakimś moście i zawijam do centrum. Miasto jak miasto. Jest jakiś deptak, katedra czy dwie i nawet fajny widok na zatokę. Ale, jak by to powiedziała moja kumpela: „tyłeczka nie urywa” (pozrdo Marzenka J). http://imageshack.us/photo/my-images/196/pnxt.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/96/3ugf.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/28/cc1s.jpg/ No i co najważniejsze. Zaczyna się robić coraz ładniej – szczególnie po tej katalońskiej (delikatnie mówiąc) „nijakości” J http://imageshack.us/photo/my-images/23/zub7.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/20/jmo0.jpg/ No to może w końcu bym coś zjadł. Wchodzę do jakiejś tawerny przy porcie i proszę kobitkę o coś regionalnego – jakąś ich specjalność. Babeczka łamaną angielszczyzną mówi, że ryba, jakiś pomidor i ziemniaki. No OK, trzeba próbować różnych smaków J Ostrzę sobie apetyt a tu przynoszą mi rondelek a w nim jakaś…. no nawet nie bardzo wiem jak to nazwać… pulpa? Najkrócej: gęsta zupa ziemniaczana i od czasu do czasu kawałek jakiejś biednej ryby. Nie wiem jak to się nazywało – nie chcę wiedzieć, ale kosztowało 9E + 10% podatku IVA o którym oczywiście nic nie było w karcie. Grrrr….. http://imageshack.us/photo/my-images/27/5rjx.jpg/ Zawijam się stamtąd szybko i uderzam A8 na Santander. Droga bajka. Szeroka, kręta o super nawierzchni, pomiędzy mega zielonymi górami. Tylko dość droga :/. Za przejazd do Santander (ok. 200 km) płace coś około 20 E. Może dla nich to i tanio – dla mnie niekoniecznie. Na szczęście widoki rekompensują wszystko. Jest cudnie. Zieleń soczysta jak u nas na wiosnę. Wydawało mi się, że Hiszpania to spalone słońcem pustkowie a tu raj na ziemi J Wygląda to trochę jak u nas w Bieszczadach albo Beskidach. Tylko na większą skalę i drogi dużo lepsze J Omijam Santander i w okolicy Torrelavega skręcam w drogę CA131 na Comillas w poszukiwaniu campingu. Widoki na Zatokę Biskajską są… no nie wiem… przepiękne, oszałamiające, brakuje słów. Zobaczcie sami. http://imageshack.us/photo/my-images/194/56ll.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/708/mei0.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/43/6p3h.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/18/ekb6.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/5/3noe.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/7/ty7y.jpg/ Z jednej strony bezkres Atlantyku a z drugiej szczyty Picos de Europa. Costa Verde jest przepiękne!!! J W końcu ląduję na fajnym campingu Oyambre niedaleko San Vincente de La Borquera. Pole namiotowe położone na wzgórzu, z którego rozciąga się świetny widok na Zatokę Biskajską. Pogoda się troszkę popsuła – lekko siąpi, ale to tylko sprawia, że plaże wyglądają jeszcze bardziej zjawiskowo J. Dziś już mi się nie chce, ale jutro muszę się wybrać na tę niedaleko campingu. Tylko dwa browarki i nyny. Jutro, jak pogoda dopisze, chcę dojechać gdzieś pod La Coruna przejeżdżając przez góry Picos de Europa. Zobaczymy... Hej :) Fakt trochę ciężki był ten przelot no ale ostatecznie się udało. A drogą chciałem się delektować już na miejscu :) Pozdro
  19. Witam. Relacja z mojego sierpniowego wypadu do Hiszpani. Jest to mój pierwszy opis więc proszę o wyrozumiałość jeśli chodzi o styl :) Pomysł tego wyjazdu pojawił się (jak zwykle) dość niespodziewanie. W planach na sierpień był wyjazd do Szkocji i na wyspę Man. No, ale niestety ekipa znów nie dopisała. A bo nie ma czasu, bo za daleko, za drogo, bo tam faceci w spódnicach chodzą itp. itd. No trudno trzeba coś wymyśleć. Od dawna chciałem pojeździć po Alpach. Tylko Alpy na trzy tygodnie? Trochę chyba za długo – a nie chciałem skracać urlopu bo przecież po to jest żeby jeździć na moto. Patrzę na mapę co jest za Alpami :) Do Włoch nie jadę bo.... po prostu nie jadę! Dalej jest Francja.... też nie. No to została już tylko Hiszpania, więc postanowione. Tak to mniej więcej wyglądało :) Krótkie przygotowania, ogarnięcie motóra (nowe opony i łożyska w przednim kole) i w drogę. Dzień 1 i 2 (31.07 – 01.08.2013 Środa – Czwartek) Kraków --> Barcelona (ok. 2300 km) http://imageshack.us/photo/my-images/855/22e2.jpg/ Wstaję o 7.00 po nieprzespanej nocy. Nie mogłem zasnąć do drugiej albo trzeciej – chyba to podekscytowanie przed wyjazdem zrobiło swoje. Już nie mogę się doczekać kiedy usiądę na kanapie mojej Hani, odkręcę manetkę i wreszcie pojadę :) Pogoda świetna, ani jednej chmurki – oby tak do Barcelony. Pożegnanie było SUPER – oczywiście dzięki dziewczynom :) THX. Punkt 12.00 wyjazd. http://imageshack.us/photo/my-images/703/z61k.jpg/ Pierwsze kilometry jak z płatka. Spadło na mnie może ze trzy krople deszczu za Wrocem. Jazda po Niemczech spoko. Tak dobrze oznakowanych dróg jak Szwaby to chyba nikt nie ma. No, ale remontów u nich sporo, szczególnie na A4. Gdzieś mijam miejsce wypadku – korek na 15 km a ludzie cały czas nadjeżdżali. Normalnie masakra – dobrze, że jadę w przeciwnym kierunku. Do Norymbergii dojeżdżam już po zmroku. W nocy droga leci spoko tylko spać się chce :/. Wjeżdżam do Żabolandu i od razu niemiłe zaskoczenie. Waha się kończy a tu stacji ni hu hu. Zjeżdżam do jakiegoś miasteczka na poszukiwania i wielka dupa. Ciemno, głucho i nic nie ma. Wracam na autobahne, albo po ichniejszemu „l'autoroute” i za 15 km jest stacja – zero oznaczeń. Dobrze, że Cebra ma tak ustawioną rezerwę, że gdy migają wszystkie kreski to i tak jest jeszcze 2,5 litra wahy w zbiorniku. Potrafi czasem tyłek uratować. Sama stacja to totalna porażka. Trzeba prosić gościa, który siedzi w budynku żeby uruchomił dystrybutor. W ogóle to tam wszędzie od północy do 6.00 AM nie można zatankować bez pozwoleństwa kolesia z budki. Słabo. W środku nie lepiej. Najlepiej ujmują to słowa klasyka: „Wszystkie deski obsikane, wszystkie kible osrane. Jaki piękny jest nasz port, gdy się go widzi nad ranem” Po niemieckim ordnungu włos się jeży na karku :/. Autostrady niby spoko ale oznaczenia to już nie to co w Niemczech. No i płatne i to słono – nie ma zniżek dla moto… żabia ich mać! Nad ranem docieram w okolice Lionu i tu zaczyna się Armagedon. Spaaać!!! Próbuję różnych rzeczy: śpiewam, klnę, opowiadam sobie kawały, obrażam innych uczestników ruchu :), klnę, śpiewam (duszę się ze śmiechu gdy ni stąd ni zowąd przypominam sobie słowa kawałka NAS „Sowa bez oka” – cóż zrobić, śpiewam). Za Lionem nastąpiła akcja po której zjeżdżam z autostrady. Jadąc środkowym pasem wyłączyłem się na może 2 sekundy i następne co widzę to drzwi samochodu z lewej, jakieś 10 cm ode mnie. Jakimś cudem rzucam moto na prawo i wracam na pas. Blisko było :/. Na szczęście za 15 km był fajny parking połączony z parkiem. Stosując się do rady qmpla kimam na glebie 30 minut i o dziwo wstaję w dużo lepszym stanie niż się położyłem (dzięki Wojas ). Na koń i w drogę. Droga leci, ale jakoś tak mniej ciekawie, może to ja już nie wydalam. Przed Montpellier mega korek – jadę środkiem W pewnym momencie babeczka postanawia zmienić pas bez kierunku – ostre heblowanie, znowu było blisko. Strąbiłem ją trochę i pojechałem dalej. W ogóle to Żabojady jeżdżą dużo ostrzej niż Niemcy. Przede wszystkim chodzi o zmienianie pasa, pchają się niemiłosiernie!!! Jak tylko ma troszkę miejsca to na bank się wciśnie. Zdarzają się też zmiany dwóch pasów na raz. O dziwo jakoś to funkcjonuje i to nawet płynnie – da się? Osobiście jednak wolę niemiecki styl jazdy – sygnalizowanie manewru 3 km przed jego wykonaniem No i w Niemczech puszkarze zjeżdżają od razu jak siądziesz im na lusterku a w Żabolandzie – pomarzyć! W końcu granica z Espanią :D. Fajna przełęcz, ale pi*dzi niemiłosiernie. Ciężko utrzymać załadowane moto w pionie, szczególnie po 24 h jazdy. Prędkość w Hiszpanii to 120 km/h ale lewym wszyscy lecą 140 – 150 km/h. Dużo samochodów na francuskich blachach. Dojazd do Barcy mogę podsumować jednym słowem: GORĄCO!!! Do Barcelony dojechałem o 4 PM a od Girony taki żar dawał od asfaltu, że aż mdliło. Samej jazdy do hotelu to już bardzo nie pamiętam :) Wiem, że pobłądziłem i wjechałem w jakąś strefę uniwersytecką. Ja myślałem, że uczelnie są zwykle w centrum a tu jednak nie. Powrót na główną drogę i do miasta. Jazda na powierzchni, pod powierzchnią, przejazdem głębokim na jakieś…. głębokim i szerokim na max 2,5 m. Wszystko co chcecie. Jakimś cudem trafiam na Diagonal. Oczywiście GPS nie może złapać sygnału. Jadę dalej – coś łapie. Po mega błądzeniu, które słabo pamiętam trafiam na Avigunda del Para-lel. Po zasięgnięciu informacji u autochtonów hostel znaleziony. Po 28 godzinach jazdy, błądzenia we Francji i krótkiej drzemce wreszcie na miejscu. Spaaać!!! Dzień 3 i 4 (02-03.08.2013 Piątek – Sobota) Barcelona (0 km) Dużo by tu pisać. W Barcelonie już raz byłem kilka lat temu. Pierwszy dzień przeznaczyłem głównie na lajtowe łażenie po miejscach, których ostatnim razem nie odwiedziłem. Zacząłem od Parku Olimpijskiego i wzgórza Montjuic. Na samo wzgórze wyjechałem kolejką linowo-torową, która ma przystanek na stacji metra Paral-lel, nieopodal której miałem hostel. Pierwsze kroki kieruję w stronę obiektów olimpijskich. Chciałem zobaczyć stadion na którym nasi w 1992 zdobyli srebrny medal. Oto i on :) http://imageshack.us/photo/my-images/850/xggs.jpg/ Fajne wrażenie robi wieża telewizyjna, szczególnie gdy podejdzie się pod jej podstawę. Jest bardzo ciekawie podparta w trzech punktach a same murki wokół podstawy wyłożone są wszechobecną w Barcelonie tłuczoną porcelaną. http://imageshack.us/photo/my-images/59/mh7g.jpg/ Postanawiam zawrócić w kierunku Castell de Montjuic przechodząc po drodze przez Jardi Botanic. Całkowicie przypadkiem znajduję ichniejszy cmentarz. Można i tak. http://imageshack.us/photo/my-images/43/8ahg.jpg/ Sam zamek jakiegoś piorunującego wrażenia nie robi. W czasach dyktatury Franco było tu więzienie, gdzie został stracony ostatni prezydent przedwojennego Generalitatu Lluis Company. Warto jednak się tam wybrać chodźmy dla widoków. Z jednej strony świetna panorama na miasto z drugiej strony widoczek na morze. Podziwianie morza niestety trochę psuje port wybudowany u podnóży wzgórza. http://imageshack.us/photo/my-images/546/t829.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/189/k4md.jpg/ Wracam i metrem dojeżdżam na Placa de Catalunya przy którym widzę chyba najwięcej w życiu w jednym miejscu zaparkowanych jednośladów, głównie różnej maści skutery ale nie tylko. Krótki spacer po La Rambla (a jak! :)) i zapuszczam się w boczne uliczki. Na początek Mercat St Josep nazywany też La Boqueria na którym można zobaczyć między innymi takie smakołyki. http://imageshack.us/photo/my-images/194/s9y0.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/30/06ys.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/36/yrkb.jpg/ Można tam kupić świetne koktajle z przeróżnych owoców oraz kubeczki z krojonymi owocami. Mega smaczne i dodatkowo orzeźwiające w ten niesamowity upał. Polecam nie kupować przy samym wejściu na targ tylko trochę głębiej – jest taniej. Przechodzę przez Rambla i wchodzę w Bari Gotic. Tutaj dopiero można odczuć klimat średniowiecznego miasta. Wąskie uliczki, wysokie budynki, wszystko z kamienia. Wchodzę do Katedry La Seu, niestety trafiam akurat na godziny w których jest to płatne. Uderza surowość wystroju wewnątrz. Fakt, wszystkie ołtarze w krużgankach są bogato zdobione ale same ściany pozbawione są jakichkolwiek malowideł. Ciekawostką jest stadko gęsi które są tu hodowane podobno od ponad 500 lat. http://imageshack.us/photo/my-images/96/l7ap.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/10/inpu.jpg/ Wędruję sobie dalej w dół Bari Gotic – w miarę zbliżania się do morza dzielnica staje się trochę obskurna a nawet zaniedbana. Dochodzę do Placa Reial w okolicach którego można zjeść niezłe tapas. Kieruję się na Mirador de Colom a później idę nadmorskim deptakiem aż do kolejki w porcie. Moim marzeniem było przejechanie się tą kolejką ale jak byłem tu ostatnio to z powodu silnego wiatru nie pracowała. Tym razem miałem więcej szczęścia :) Jeszcze przed dojściem na stację kolejki na schodach jakiegoś biurowca zauważyłem kilka „Pań” typowo Afrykańskiej urody wylegujących się na schodach. Myślę sobie spoko – czemu nie, przecież wolno. Dosłownie kilka kroków dalej zaczepia mnie kolo i pyta czy nie potrzebuję przypadkiem wypożyczyć skutera. No to mu mówię, że po przejechaniu ponad 2kkm na strzał mam chwilę odpoczynku od jazdy na 2oo. No to on mi ni z gruchy ni z pietruchy czy nie mam czasem ochoty na jedną z tych „powabnych”, tak na oko co najmniej 90 kilowych seniorit :) Podziękowałem grzecznie i odszedłem rzucając przez ramię: Maybe next time :) Podobną akcję miałem rok temu w Sofii. Kurcze czyżbym wyglądał na aż tak „wyposzczonego” :P. Sam przejazd kolejką był MEGA – nie zawiodłem się ani odrobinę. Trzeba było chwilę postać aby tam wejść ale się opłacało, widok na miasto przepiękny. http://imageshack.us/photo/my-images/689/0z44.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/19/fpn4.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/823/ryad.jpg/ Schodzę drugi już raz dzisiaj ze wzgórza Montjuic. Włóczę się jeszcze trochę po El Poble Sec. Jest to rejon Barcelony trochę oddalony od ścisłego centrum turystycznego, ale właśnie tutaj można zobaczyć jak spędzają czas rodowici mieszkańcy miasta. Jest tu bardzo dużo niewielkich, bardzo klimatycznych barów tapas w których można spróbować ciekawych rzeczy za naprawdę przystępne pieniądze. Odwiedzam kilka z nich a następnie ruszam na Placa Espanya obejrzeć, bardzo w przewodniku zachwalane, widowisko z fontanną w roli głównej. Trzeba uczciwie przyznać, że było to po prostu…. piękne. Połączenie światła, muzyki i „tańczącej” do rytmu fontanny. Koniecznie trzeba zobaczyć. http://imageshack.us/photo/my-images/46/svkt.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/46/npf5.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/29/njae.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/844/hvwm.jpg/ Po skończonym widowisku odczuwam już coraz większe zmęczenie i nie mam sił na dalsze, nocne zwiedzanie – zawijam się na hostel. Muszę odpocząć po wczorajszo – przedwczorajszym przelocie Dzień drugi. Pobudka o 8.00 i na Montserrat. Pakiet biletowy (metro, pociąg, teleferico i funicular’y) można kupić w biurze informacji turystycznej na Placa de Catalunya. Sama podróż na miejsce szybka, łatwa i przyjemna. Jeśli chodzi o infrastrukturę kolejową to jeszcze duuuuużo nam do nich brakuje. Podczas wyjazdu kolejka na górę (ja korzystałem z trasy z teleferico) w niektórych momentach wagonik przesuwa się naprawdę blisko skał – cool http://imageshack.us/photo/my-images/163/9fdc.jpg/ Samo miejsce bardzo fajne – jeśli ktoś lubi takie rzeczy. Można zauważyć dość dużo kolarzy – są też kolesie na moto, chyba z Niemiec. Kolejka do obrazu Madonny przynajmniej na dwie godziny. To nie dla mnie. Idę się powłóczyć po okolicy. Jeśli ktoś ma więcej czasu i zabrał ze sobą obuwie trekkingowe to polecam spędzić tam nawet cały dzionek. Świetne trasy widokowe i wcale nie jakoś bardzo wymagające. Rzucają się w oczy goście wspinający się po prawie każdej pionowej ścianie w zasięgu wzroku. No i Rosjanie. Normalnie zatrzęsienie. Słyszę więcej rosyjskiego niż hiszpańskiego. Na samym włóczeniu się po trasach i podziwianiu widoków spędziłem kilka dobrych godzin. http://imageshack.us/photo/my-images/31/bns2.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/593/pm8x.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/545/aum6.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/854/9n1h.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/850/k2ac.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/853/iav4.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/163/9fdc.jpg/ Po powrocie do Barcy idę coś zjeść. Polecam Menu del Dia – napój, dwa dania i deser za naprawdę przyzwoitą kasę (średnio 7-8 E). Wieczorem włóczę się jeszcze trochę po Parc de La Ciutedela i jadę zobaczyć to słynne Casa Battlo. Fajnie wygląda z zewnątrz ale, niestety nie miałem już czasu (była chyba niecała godzina do zamknięcia) obejrzeć w środku. Next time http://imageshack.us/photo/my-images/547/45yi.jpg/ Powrót do hostelu, 1L San Miguel i spać. Jutro Pireneje Dzień 5 (04.08.2013 Niedziela) Barcelona --> Andora --> Saint Girons --> Les (440 km) http://imageshack.us/photo/my-images/713/repj.jpg/ Pobudka i szybki start. Trochę ciężko było się dogadać z dziadkiem w recepcji, ale jakoś poszło. Wyjazd z Barcelony poszedł nad wyraz sprawnie. Wjechałem na obwodnicę B‑10 i później na autostradę C16 w kierunku Berga. Droga całkiem fajna i nawet niezłe zakręty. Dojeżdżam do Berga, kończy się autobahna i zaczyna się robić dość kręto. W jednym miejscu trochę przeszarżowałem i tylko słyszę dźwięk przycierającego podnóżka Trzeba zwolnić. Koszt autostrady Barcelona – Berga to około 4E, ale za to tunel Del Cadi – raptem pięciokilometrowy – prawie 10E. Chyba kogoś tu po..….. Krótki postój w Le Seu d’Urgel – fajna katedra widać, że stoi tu już kilkaset lat. Ta właśnie katedra, a ściślej jej biskupi byli w pewnym sensie odpowiedzialni za powstanie Księstwa Andory. Konflikty pomiędzy rzeczonymi biskupami a hrabiami Foix o prawa do ziemi doprowadziły w XIII w. do niezależności Andory. To mój następny punkt na trasie. Droga fajna – super nawierzchnia i nie trzeba płacić Wjeżdżam do Andora La Vella i patrze… i co ja pacze? Jedna wielka Cepelia. Kiczowaty hotel na drugim kiczowatym hotelu i co kawałek centrum handlowe. No, ale nic w tym dziwnego. Wszystko wyraźnie tańsze niż w Hiszpanii nie mówiąc o Francji. Opuszczam to siedlisko handlu i przez Pas de La Casa wjeżdżam do Francji. Nie robię zakupów w Andorze ponieważ planuje tu jeszcze zajrzeć w drodze powrotnej. http://imageshack.us/photo/my-images/571/iks4.jpg/ Po stronie francuskiej droga taka sobie, ale gdy zjeżdżam z N20 na D117 do Saint Girons zaczyna się jazda Każdemu kto tam będzie gorąco polecam tą drogę a w szczególności jej dalszą część do Saint – Beat (D618). Może nawierzchnia nie jest jakaś super (dużo łat, ale bez dziur), ale za to zadziwiająco przyczepna. Winkiel na winklu, winklem pogania. http://imageshack.us/photo/my-images/703/50if.jpg/ Mam pewien problem ze znalezieniem drogi D618 do St. Beat. Oznakowanie pozostawia wiele do życzenia – w ogóle to Francuzi powinni się udać na nauki do Szwabii, tam to wiedzą jak to ma wyglądać. W końcu z pomocą awaryjnego GPS’a znajduję drogę. Powtórka z rozrywki. Banan na ryju all the time Dojeżdżam do St. Beat i kieruję się na Bossost w Hiszpanii. Francuzi maja ciekawe podejście do ograniczeń prędkości. W terenie niezabudowanym jest ofkoz 90 km/h, ale praktycznie nie ma znaków ograniczających prędkość przed zakrętami i to nawet tymi całkiem ostrymi. U nas na bank stała by tu „trzydziestka”. Francuskie podejście: jak dasz radę wejść tu 90 km/h to proszę bardzo. Podoba mi się W Les znajduję całkiem fajny camping za 15 E. Rozkładam namiot – piję winko i do wyra (znaczy śpiwora). Jutro Pireneje dzień drugi http://imageshack.us/photo/my-images/822/tzlw.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/20/yzx0.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/708/s32x.jpg/ Dzień 6 (05.08.2013 Poniedziałek) Les --> Lourdes --> Biescas (450 km) http://imageshack.us/photo/my-images/198/2z8d.jpg/ Miała być pobudka o 6.00 ale jakoś nie wyszło :/. Rozmowa z Baronem del Cega trochę się przedłużyła i trzeba było odespać J Wyjazd z campingu 8.30 i kierunek na Vilaller drogą N230. Leci szybko i zjeżdżam na N260 do Castejon de Sos. Nawierzchnia słaba ale na osłodę cały czas zakręty. Przez jakiś czas zawieszam się za tirem (po ką cholerę on tu w ogóle wjechał???), ale udaje się go łyknąć i do przodu. W Castejon de Sos odbijam na północ i przez Benasque dojeżdżam do bazy narciarskiej w Cerler. Powoli zaczynają mnie boleć łapy od ciągłego przerzucania moto na winklach J Jeśli jest coś takiego jak raj motocyklistów to pewnie jest podobny do tego, czego teraz doświadczam J Decyduję się na wyjazd wyciągiem krzesełkowym. Widoki przepiękne. http://imageshack.us/photo/my-images/132/wayt.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/28/p1s4.jpg/ Wyjeżdżam na Sarrau (2320 m) i włóczę się dłuższą chwilę po szczycie. Dużo tras dla rowerzystów. Nawet widziałem kilka osób które wyjeżdżały wyciągiem z rowerami. Ciekawe oznaczenia szlaków – jakieś różnokolorowe kwadraciki, trójkąciki i romby J Widoki oszałamiają. Pireneje są piękne! http://imageshack.us/photo/my-images/593/vitg.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/197/ysca.jpg/ Gdybym miał trochę inne moto na bank bym się tam wybrał. Maybe next time J http://imageshack.us/photo/my-images/812/qsfj.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/12/0xs6.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/33/0ftg.jpg/ Po jakichś dwóch godzinach jestem już na dole i wracam na trasę w kierunku Campo. Cała droga N260 do Ainsa to miodzio J Nawierzchnia znacznie lepsza niż na odcinku do C. de Sos. Ta droga nazywa się chyba Villadolomita. Widoki jak w Czarnogórze w wąwozach Tary i Pivy. Droga, tunel, po lewej pionowa ściana a po prawej rwący strumień sporo poniżej. Aż chce się co kawałek zatrzymywać i oglądać godzinami. http://imageshack.us/photo/my-images/707/9y7t.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/547/ecyz.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/708/jlqs.jpg/ Drogą A138 przez Bielsę znów wjeżdżam do Francji. W Arreau odbijam w D918 na Campon. Ten odcinek do przełęczy Col d’Aspin był jednym z etapów Tour de France (nie wiem którego, ale znaki są). Droga bardzo kręta, ale nawierzchnia nie za specjalna. Dziur nie ma, ale łata na łacie. Pojawiają się też tzw. „glizdy” – czyli zalane asfaltem podłużne pęknięcia w drodze. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej tego ilości. A mieszkam w Polsce! Nie wiem – mozaikę chcieli zrobić czy co? Droga wspina się do góry a pogoda coraz bardziej się psuje. Na samej przełęczy jest już nieciekawie – widoczność bardzo słaba, ale na szczęście nie pada. http://imageshack.us/photo/my-images/845/2w2y.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/849/skeh.jpg/ W końcu dojeżdżam do Lourdes. Jestem wierzący – chciałem to zobaczyć. Zobaczyłem. Tyle – więcej tu nie wrócę. Krótko: jedna wielka Cepelia. Interes można robić na wszystkim – na wierze też. http://imageshack.us/photo/my-images/607/ui8v.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/842/7reo.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/62/uw9h.jpg/ Z Lourdes jadę na Argeles – Gazost a potem wspinaczka dalej drogą D918 do Arrenes. Moja mapa ma złe oznaczenia dróg po Francuskiej stronie co wprowadza niemałe zamieszanie, ale jakoś sobie radzę. Od wyjazdu z Lourdes pogoda popsuła się już całkowicie. Jest zimno i pada :/. Wjeżdżam w góry. Jest jeszcze zimniej i widoczność dość mocno spada. Chyba jestem w jakiejś mega chmurze, która wisi nad tym wszystkim. W końcu pokonuję Col d’Aubisque i kieruję się dalej na Eaux – Bonnes w kierunku Hiszpanii. Sama droga jest ekstra. Super winkle i co kawałek punkty widokowe – co z tego jak widoczność to jakieś 30 m a potem mleko. Podczas dobrej pogody widoczki muszą być nieziemskie. Tak czy inaczej polecam wszystkim tą drogę. http://imageshack.us/photo/my-images/689/stwl.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/189/em3n.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/607/fmcf.jpg/ Po stronie francuskiej mega chmury, zimno i nic nie widać – wjeżdżam do Hiszpanii i od razu cieplej, chmury gdzieś zniknęły, Aż chce się jechać. http://imageshack.us/photo/my-images/856/oxf1.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/31/oxyk.jpg/ Dojeżdżam do Biescas i od razu znajduję camping. Trochę drogo bo 25 E, ale standard super. Podsumowując podróżowanie po Pirenejach: drogi we Francji gorsze, paliwo droższe, pogoda słabsza. Po stronie Hiszpańskiej dokładnie odwrotnie J Jeśli chodzi o widoki to trudno powiedzieć. We Francji nie trafiłem na pogodę więc nie za bardzo mogę porównywać. Ale po stronie Hiszpańskiej MEGA!!! Kolejny raz Hiszpania nad Francją. Winko i spać J Hej :) Czy ktoś wie dlaczego nie chce mi dodawać odpowiedzi z "uśmieszkami" Wywala komunikat, że za dużo w każdej odpowiedzi?
  20. Hej :) Niestety nie dam rady się wyrwać tak wcześnie - praca :/ . Dodatkowo planuję troszkę dłuższy wypad - tak około 20 - 23 dni więc pewnie będę podróżował wolniejszym tempem. W każdym razie dzięki za info i życzę udanej wyprawy. Pozdro :)
  21. Hej No i stało się. Planowana ekipa zredukowała się z trzech osób do jednej - czyli mnie :). Nie odpuszczam jednak i sprawa w dalszym ciągu aktualna. Jeśli ktoś wybiera się w tamtym kierunku na przełomie lipca i sierpnia to zapraszam. W "kupie" zawsze raźniej Pozdro
  22. Hej :biggrin: Na wstępie pozdro dla wszystkich czytających. Więc sprawa wygląda następująco. Wybieram się na około 3 tygodnie w trasę. Głównym celem jest oczywiście Nordkapp, ale przy okazji też parę innych, równie ciekawych miejsc. Na razie jeszcze dwóch kumpli zastanawia się nad tym wyjazdem ale niestety nie są tak do końca zdecydowani. Może wyjść tak że zostanę sam ponieważ tylko ja jestem zdecydowany 100%. Chcę wyjechać około 20 lipca i wyprawa potrwa 22 do 24 dni. Planowana trasa: Kraków-->Niemcy-->Dania-->Szwecja-->Norwegia-->Finlandia-->Estonia-->Łotwa-->Litwa-->Kraków. Całość to około 7,5 kkm. Wstępnie zakładam około 16-17 dni jazdy i i 6 do 7 dni bez motóra, czyli postoje w jakichś większych miastach lub tam gdzie gdzie będę miał na to ochotę . Myślę że dziennie przeloty to max 350 - 400 km, żeby móc spokojnie coś obejrzeć w trasie. Spanie raczej pod namiotem - ewentualnie od czasu do czasu w jakimś niedrogim hostelu żeby się wykąpać i zrobić pranie. O kosztach nie piszę ponieważ to każdy sam może sobie policzyć i wiadomo jedni wydają tyle a drudzy tyyyyyyle. Jeśli ktoś jest zainteresowany to wtedy mogę napisać o planowanych szczegółach dotyczących trasy. Jeżeli ktoś leci w tym czasie w tamte strony i podobną trasą to zawsze można kawałek prześmigać większą ekipą. Jeśli ktoś jeszcze nie ma pomysłu gdzie pojechać w tym roku na wakacje to też zapraszam. Moja trasa nie jest zafixowana na 100%, zawsze można się dogadać co do konkretnego przebiegu. Na konkretne pytania odpowiem w wypadku ich pojawienia się . Pozdro :crossy:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...