Cześć! Miałem kilka "przygód" - mniej lub bardziej poważnych... pierwszej gleby raczej się nie zapomina... tak jak pierwszego razu ;-) Pojazd pod tytułem "Komar 3" - jako, że kupiony zimą (bo taniej), a do szkoły daleko - 2 km... droga "polna", brak śniegu, a dziury zakryte lodem... więc spokojnie jadę... równiutko, jak po nowym asfalcie. Normalnie bajka! W zamarzniętych kałużach pod lodem są takie puste miejsca... bez wody... normalnie, rowerem przejeżdżało się bez problemu... Nie zakumałem jednak, że komarek jest ciut cięższy... Efektem tego braku kumania był lot nurkowy w kierunku jazdy... Lekko oszołomiony, potłuczony, z rozwalonym nosem... wstałem, a komarek jak gdyby nic się nie stało stał sobie z przednim kołem, po widelec, w dziurze... Wyszarpałem go i pojechałem dalej, omijając kałuże z daleka... Ostatni raz - MZ 250 - las, lewy zakręt 90* - sucha droga, równiutka jak stół, ja książkowo złożony wchodzę w zakręt i nagle gałęzie, mech, gałęzie i niebo... jak się okazało podczas "wizji lokalnej", z lasu był wyjazd prosto na drogę i nanosiło się piachu i innych śmieci... efekt: ja cały, a motorek bez kierunku, lekko poodzierany, ze zwichrowanymi lagami, ale do domu dojechałem - jakieś 30km. Nawet nie wiem, czy mi poszło tylne, czy przednie koło... to się działo tak szybko, że za cholerę tego nie pamietam (jakiś uraz, czy cuś..) Piękna droga usypia czujność, tego jestem pewien. :) Lewa w Górę! :biggrin: