Skocz do zawartości

potatopotato

Forumowicze
  • Postów

    11
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O potatopotato

  • Urodziny 11/14/1959

Osobiste

  • Płeć
    Mężczyzna

Informacje profilowe

  • Skąd
    stamtąd

Osiągnięcia potatopotato

NOWICJUSZ - macant tematu

NOWICJUSZ - macant tematu (8/46)

0

Reputacja

  1. Wręcz przeciwnie. Niezaprzeczalnie inaczej prowadzi się pojazd jednośladowy i "katamaran", inaczej z przyczepą i bez. Nigdy tego faktu nie negowałem. Zapominanie jest rzeczą ludzką i jednaką dla kierowców kat A,B,C,D,E... Ale nikt nie wymaga powtarzania co jakiś czas podstawówki, by odnowić umiejętność czytania. Nikt też nie wymaga, by kierowcy "odnawiali" PJ co 5 lat. Chyba, że je utracą wykazując się nieznajomością lub ignorancją przepisów. Więc ja się pytam po raz wtóry: dlaczego muszę się zapisać na pełne szkolenie z wykładami, testami i egzaminem teoretycznym na PJ , jeśli je mam i nikt mi go nie odebrał? Testy z jazdy rozumiem, praktyczna znajomość przepisów, w ruchu drogowym też... Ale wszystko od początku ? Może mam powtórzyć podstawówkę ? To zwykła kradzież mojego czasu. (Wiem, kolega od tego pięknego piesa powie, że takie są przepisy, ale, czy one nie są durne ?) Ks-rider - podstawową kategorią prawa jazdy była i jest kat.A. Idzie wiosna. Pozdrawiam.
  2. Faktycznie, dyskusja zaczyna wyglądać jak z piaskownicy... Nie chce mi się szukać, ani nie mam czasu, kraju, w którym PJ jest tylko kartą identyfikacyjną, a dla poszczególnych typów pojazdów wydawane są licencje, pozwolenia, czy certyfikaty. Kolega Ks-rider, jako posiadacz "hamerykanskiego" PJ mógłby w tym pomóc, ale mu się nie chce, choć to właśnie tam, wśród poszczególnych stanów różnice są kolosalne. A przecież nie o to chodziło. Jak zauważyłem, koledzy za wszelką cenę chcą mi dowieść wyższości PJ kat.A nad wszelkimi innymi. Ja zaś, dla odmiany, nie będę złośliwy i nie udowodnię czegoś odmiennego w warunkach drogowych. Rozumiem, że jednośladem, szczególnie posiadającym moc ciężarówki, jeździ się zupełnie inaczej niż samochodem, niemniej przepisy ruchu obowiązują te same. Zgadzam się więc, że w systemie jaki jest, powinienem co najmniej zdać egzamin z umiejętności poruszania się jednośladem.(konrad1f) Dlaczego więc muszę przechodzić cały proces szkolenia od początku ? Kolega Ks-rider, jako zbliżony wiekiem, powinien pamiętać, jak wyglądało nasze PJ przed laty, i jak się je "robiło". System szkolenia był stopniowy, najpierw należało zrobić kat. A, (ewentualnie w miastach A+B), potem B,C,D,E. Na tramwaje do dzisiaj potrzebne jest tylko pozwolenie. Aby móc przystąpić do kursu na kategorię wyższą, trzeba się było wykazać stażem w poprzedniej, latami pracy i przebytymi kilometrami. Aktualny Kodeks drogowy pochodzi tak naprawdę z 65 roku, wyrzucono z niego tylko część artykułów i dopisano nowe, dzięki czemu zrobił się niezły bajzel (kierowca ciężarówki nie może prowadzić samochodu osobowego, ani motocykla). Tak, Ks-rider, wszystkiego można się nauczyć. Samemu, albo z pomocą innych. pozdrawiam.
  3. Co się kolega czepił tych krajów ? Poszukać to nie łaska ? Istotą problemu jest traktowanie w tym kraju posiadacza PJ kat. B jak przestępcę pozbawionego uprawnień przy zmianie pojazdu na mniejszy. I system szkolenia kierowców oparty na kursach, instruktorach, egzaminach państwowych i łapówkach. I pieniądzach, oczywiście cudzych. Pozdrawiam.
  4. Widzę, że bardzo zboczyliśmy od tematu. W Belgii (to Europa) do roku 1977 nie istniało szkolenie na PJ. Licencję wykupywało się w urzędzie, znakowało pojazd i w drogę... Prawie tak samo jest i dzisiaj w Australii, otrzymuje się tymczasowe pozwolenie, a po jakimś czasie zdaje się praktycznie test ze znajomości przepisów i prowadzenia pojazdu. (podobnie chyba i w GB i USA). Oczywiście są ograniczenia wiekowe, jazda z dorosłym posiadaczem PJ, ograniczenia pory dnia itp. Prawo jazdy zasadniczo (poza Europą) jest jedno, pojazdy cięższe od osobowego wymagają wyrobienia specjalnej licencji (certyfikatu, uprawnień "szofera"). Chyba nigdzie (poza Polską) nie wymaga się od kierowcy posiadającego PJ robienia kursu i zdawania egzaminów państwowych przy przesiadaniu się na pojazd lżejszy, na który wymagane jest PJ niższej kategorii. Dlatego uważam, że ten system jest chory. Pozdrawiam. P.s. Brat mego Ojca ma 82 lata i turlał się jeszcze 2 lata temu na Harleyu po Europie. Do Polski nie przyjeżdżał, bo mówił, że drogi mamy do du..y, i nie na jego zdrowie (to samo mówił 35 lat temu, jak podróżował kamperem).
  5. A tu mnie zaciekawiles ! Prosze wiec o wymienienie tego mioden i mlkiem plynacego kraju ! / Krai ! :wink: Szukajcie, a znajdziecie. Może przy okazji poznacie inne systemy edukacji kierowców, prowadzenia kursów i "zdobywania" uprawnień. A jak chcecie, to mi udowodnijcie, że nie mam racji i, że nasz system jest najprostszy i najskuteczniejszy. Powodzenia.
  6. Radził bym koledze zamknąć ten scyzoryk, bo sobie kolega krzywdę zrobi... O ile dobrze pamiętam, to w Europie zasady ruchu definiuje Konwencja Wiedeńska z 68 roku, wynikiem tego są przepisy ruchu drogowego określane w naszym kraju Kodeksem Drogowym. Odnośnie latania i żeglowania, to i owszem, trudniej się lata niż żegluje fordewindem, prawy hals w B-27 nie ma znaczenia, a szplajsowanie można robić tu i tam. Jak się wie o co chodzi, oczywiście. Co do jazdy rowerem i motorem, to ta sama bajka, o ile dobrze się pedałuje. Tylko, że na rower można wsiąść bez uprawnień i bez kasku. No, a "grupa pojazdów cechuje się czymś innym", to przecież oczywiste... "... I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego." - to odnośnie kuszenia. Kolega, widać, zazdrości. Miłej zabawy. :crossy: (na skuterku, a co) W rozsądnych państwach nie zmienia się Kodeksu Drogowego "w całości" nawet w dłuższym okresie czasu. A poprawki, to trzeba robić jak coś jest spie...one, dobrego się nie poprawia. O ciągłym dokształcaniu kierowców wiele można by pisać, więc najprościej jest każdego wysłać na kurs i egzamin co trzy lata. (I niech co roku odnawia dyplom magistra, co dwa lata kartę pływacką, dwa razy do roku kurs z BHP, i obowiązkowa matura...). Możemy tak mnożyć obowiązki dokształcania w nieskończoność. Tylko co z tego wyniknie ? Czy społeczeństwo będzie mądrzejsze ? Znam takiego 65-latka, co kursy na PJ prowadzi. Prawko zrobił w wojsku... Na "Lublinie". Owszem, specjalne kursy i egzaminy zdawał, by mieć licencję na instruktora, ale coś za coś... Jeszcze raz powtórzę, że przepisów ruchu drogowego powinno się uczyć od podstawówki, tak jak pisania i liczenia, a na maturze obowiązkowy egzamin (jak z matmy i polskiego). No, chyba, że wzorem PRL-u chcemy mieć tumanów do wożenia koleją i autobusami do jedynie słusznych miejsc... P.S. Stary jestem, ale jeszcze nie spierniczałem do reszty, dziwi mnie tylko, z jaką zajadłością bronicie przestarzałych racji. Tam gdzie dróg jest pod dostatkiem i nikomu nie trzeba ograniczać wolności, autami i motocyklami jeżdżą 80-latkowie, i nikt ich nie pyta kiedy zrobili PJ. Gorzej, bo jedno PJ jest na wszystko, od motocykla, po autobus... pozdrawiam.
  7. Widzę, że "zapuszkowani" lekkiego żywota tutaj nie mają... :cool: Drogi dla wszystkich mamy te same, ale do poruszania się po nich musimy posiadać różne uprawnienia. Pełnoletni rowerzysta, czy motorowerzysta śmigać może po nich bez znajomości przepisów, bo zakłada się, że jest odpowiedzialny (kupa śmiechu!), a kierowca, czy motocyklista, muszą zdawać egzaminy państwowe. Niby dobrze, tylko dlaczego? Każdy stopień prawa jazdy(A,B,C,D...) to przerabianie od podstaw zasad parkowania, wyprzedzania, zachowania bezpiecznej prędkości, znajomość znaków drogowych... Tak, jakby dla każdej kategorii były inne. A przecież wszystkich obowiązują te same przepisy drogowe. Rozumiem, że różnie się jeździ motorkiem i autobusem, ale przecież obowiązują nas te same zasady ruchu ! Ktoś, kiedyś zlikwidował "kartę rowerową" na której można było jeździć też motorowerem. No i mamy takich rowerowych matołków jeżdżących nocą bez świateł i w dodatku lewą stroną... A teraz, by nadrobić luki w wykształceniu wymyśla nowe kategorie PJ i związane z nimi kursy. Dzięki temu marnuje czas i pieniądze przyszłych kierowców. I tworzy rzesze nowych biurokratów. Ja, to już za stary jestem, by to zmieniać, ale uważam, że przepisy ruchu drogowego powinno się zdawać już w szkole, choćby i na maturze, a samą naukę jazdy konkretnym pojazdem wyłącznie praktycznie... Pozdrawiam motorzystów i spoglądam w lusterka. Kiedyś i ja będę w nich widoczny.
  8. ad.1 Czegoś kolega nie doczytał najwyraźniej... Proponuję powtórzyć czytanie, tylko z włączonym rozumieniem. ad.2 No właśnie o to się rozchodzi... że to nieprawda. Bo jak się komuś kiedyś nie chciało wsiadać na WSK 125 i nie zrobił PJ kat. A na jednym kursie na PJ kat.B, to teraz musi cały cykl szkoleniowy (przepisy, testy, budowa silnika itp, plus praktyczny kurs jazdy) przerobić, zaliczyć i zdać przed komisją (I zapłacić za całość). Nie tylko praktyczny. Paranoją jest to, że motorowerem mogę gwizdać na przepisy (nawet ich nie muszę znać !) i pakować się w najruchliwsze rejony miasta, a motorem (choćby i 60 cm3) jadąc przepisowo z PJ kat B popełniam wykroczenie. :lapad: Nie odpowiada mi po prostu narzucony system szkolenia: rowerek, skuterek,motorek, autko, ciężarówka, autobus... Może jestem ambitny i chcę zacząć od czołgu ? (no, może nie aż tak ambitny). Zacząłem od licencji pilota, potem było PJ kat.B... :cool: Pozdrawiam.
  9. Ku....wa (gon) , trzydzieści lat jeżdżę puszkami w różnych konfiguracjach (kat.B), rowerem bez papierów, bo mój wygląd świadczy, że 18 lat mam dawno za sobą, motorowerkiem to samo, aż tu nagle czytam, że państwo traktuje mnie jak przestępcę gdy chcę się przesiąść na chopera do lansu... To paranoja. Przecież pełny kurs na PJ przejść muszą tylko osoby, które utraciły PJ w wyniku popełnienia przestępstwa (jazda po pijaku, spowodowanie katastrofy, popełnienie trzech wykroczeń w ciągu pierwszych dwóch lat), no i ci, którzy robią po raz pierwszy... Nie mogę tego pojąć. Mogę skuterem i rowerem nie znając jakichkolwiek przepisów (dowód osobisty przecież o tym nie świadczy) rozbijać się po ulicach, a motocyklem (choćby i 80 cm3) posiadając uprawnienia na dużą "puszkę" (2,8 tony) to już mi nie wolno ?! To jest chore ! Tak mi się wydaje, że mniej kasy i wysiłku poświęcę na bujaniu się bez papierów ( od 5 lat, przynajmniej, żadne misie mnie nie zaczepiały), niż na kompletny kurs od początku. I bynajmniej nie jestem przeciwny doskonaleniu wiedzy, zdobywaniu uprawnień, ale to jest zwykłe wyciąganie kasy... Tak więc młodzi, róbcie wszystkie kategorie jakie się da, bo potem się okaże, że na pchanie wózka z potomkiem też potrzebne są uprawnienia. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...