Skocz do zawartości

Qbek

Forumowicze
  • Postów

    19
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Informacje profilowe

  • Lubię
    a różne takie
  • Skąd
    Trójmiasto

Osiągnięcia Qbek

NOWICJUSZ - macant tematu

NOWICJUSZ - macant tematu (8/46)

0

Reputacja

  1. Z tymi cenami lakierowania to jest jakoś dziwnie. :idea: Z jednej strony, jak człowiek pójdzie do warsztatu i zapyta o cenę to rzeczywiście poniżej 1000 PLN za komplet plastików nie ma o czym mówić. :eek2: W moim przypadku klejenie 5 i malowanie 4 elementów kosztowało na wstępie 1500, po negocjacjech 1200 (oczywiście bez faktury). Z drugiej strony jak się rozmawia z kolegami motorkami, to wszyscy się prześcigają w konkurencji kto mniej zapłacił i do którego momentu poradził sobie sam (mam tu na myśli głównie klejenie i szpachlowanie). Inaczej wyglądają tylko rozmowy z ludźmi takimi jak Damian - ich ceny są jakieś takie bliższe tym, które oferuje się ludziom z ulicy. 8) No ale z trzeciej strony nie każdy motocyklista może mieć swój warsztat :lol:
  2. Bardzo sympatyczny sprzęcik uważam. Tylko one wszystki jakoś tak coraz bardziej siebie przypominają. Na początku lat 90 podobnie było z japońskimi samochodami klacy średniej - większość wyglądała z zewnątrz tak samo (aerodynamika występowała jako główne kryterium). A teraz mamy znów indywidualizm. Może z motorami będzie podobnie?
  3. Cze Cbr 600 170 kg na sucho, szybko przyspiesza, dobrze hamuje, jeszcze się nie zepsuła, używaną można kupić za rozsądne pieniądze. Rocznik 2000 - 2001 przy odrobinie szczęścia za 25tys (nówka ponad 40 tys). Ładnie brzęczy, poza tym i poręczna jest bardzo. Niestety na R6 nie miałem przyjemności więc na porównania się nie będę silił. Trafnegio wyboru Ci życzę i pozdrawiam
  4. cze, jeżdżę CBR 600 i nie narzekam - ładne, sprawne, szybkie i na pewno dużo taniej niż R1
  5. Honda jest O.K., a ładne są wszystkie łącznie z WSK i resztą archiwum, o!
  6. Cze, mam co prawda trochę świeższy rocznik, i na wtrysku, ale zasada jest ta sama - na sportowej 600 nie oszczędzisz na paliwie. Maniek 7 pisał o 5 l/100km, ale to chyba przy stałej prędkości 90 km/h. Normalnie, czli 120 - 140 będzie palić jakieś 6 - 7 w zależności od tego jak odkręcasz manetkę gazu. Potem to już nie ma ograniczeń - 10 l nie powinno cię zdziwić, więcej może zastanawiać. Mój zbiornik (18l) starcza na 200 - 300 km - i to jest dość duża rozbieżność. A Słabkowi życzę szczęścia w ujeżdżaniu czegośtam 750 po skuterowych doświadczeniach. Jeżeli 100 konna sześćsetka to mało po skuterze to wsadź chłopie dla swojego dobra głowę do lodowatej wody na min. 3 godziny. Napisz coś ja się ostudzisz. Pozdrawiam wszystkich zapaleńców od 40 do 1800 cm3.
  7. chyba się z kolegą powyżej zgodzę, choć nie próbowałem 900 to czuję szczerość w jego "głosie" powodzenia
  8. Nie żebym się czepiał, ale dopasowywanie pojemności i mocy silnika do wzrostu i wagi to chyba lekka paranoja (przecież parametry geometryczne nadwozia w motocyklach sportowych nie różnią się zbytnio w zakresie 150 - 1300 cm3). Nie żebym był specjalnie doświadczony motocyklowo, i nie żebym, był jakiś niski (188 cm), ale uważam że bardziej należy kierować się umiejętnościami, wyobrażnią, sprawnością psychomotoryczną. Osobiście spróbowałem (jakieś 2000 km) smaku na 125 cm3 w wersji enduro, wyłożyłem się kilka razy efektownie łącznie z wersją "motocykl jako kołderka", poczułem co wolno, czego nie i stweirdziłęm, że leży mi ten sport i sobe jakoś poradzębez względu na typ motorka. W tym roku kupiłem CBR 600 F, przejechałem jakieś 800km i pojechałem na kurs doskonalenia jazdy do Modlina - tam dopiero można poznać potęgę swojej niewiedzy. Popieram zdanie kolegów, którzy twierdzą że nowoczesna japończyki są poręczne, dobrze się prowadzą, ładnie hamują, itd. Powiem szczerze, że złapać podstawy na tak wdzięcznym sprzęcie jest dużo prościej niż na dużo mniejszym enduro 125 cm. Ale diabeł tkwi w ograniczeniach jakie stawia małe enduro (czytaj zapewnia stosunkowo duże bezpieczeństwo bez udziełu świadomości kierowcy), a jakich nie stawia praktycznie żadne moto o mocy powyżej 70KM (tu kierowca ponosi dużo większą odpowiedzialność za to co dzieje się z pojazdem i musi myśleć :!: :!: :!: i się kontrolować :!: :!: :!: ). Pryznam ze wstydem, że coć mam już ponad 27 lat, nie udało mi się powstrzymać od rozbujania CBR do ponad 200 km/h. Ale zrobiłem to na dwupasmowej obwodnicy trójmiasta z bezkolizyjnymi skrzyżowaniami i idealną nowiutką nawierzchnią, oczywiście bez jakichkolwiek innych pojazdów w pobliżu - niesamowite doznanie, a co najważniejsze - uzależniające :!: . Mam 600 i mogę ją rozpędzć do 100 km/h w 3 s., ktoś na Hayabusie ma setkę w 2,8 - znajdźcie mi gościa, który poczuje różnicę :idea: , podobnie jest z rozpędzaniem do 200 km/h - na 600 8-9s, na Hayabusie 7-8s. Panowie i Panie, nie rozumiem haseł, ten jest za mały, a tamten za wolny, a tamten siaki i owaki - poza torem wyścigowym i po solidnym przeszkoleniu i nabyciu doświadczenia w maksymalnym wykorzystaniu mocy nie ma mowy o odczuciu większych różnic. Z tym wybieraniem motocykli do jazdy po polskich drogach (zaczynająć od poziomu ok. 100 KM) to nie chodzi o to, który jak się prowadzi, tylko o całkiem inne rzeczy - jakie :!: :?: - powiedzcie sami.
  9. Ja posiadam Airoh SE 500 szczękowy - polecam okularnikom - za ok. 700 - 800 PLN całkowicie demontowalny, da się wytrzymać jadąc 140 - 160. W czasie jazdy nie paruje, nawet gdy pada, gorzej jest w czasie postoju na światłach - ale to przy jeżdzie w okularach i tak nie ma znaczenia, bo nawet najlepsza szybka i najlepszy system wentylacyjny nie zapobiegają zaparowaniu okularów w czasie postaoju (przy dużej wilgotności powietrza oczywiście. Przejeżdżałem w tym kasku odcinki po 300 km relatywnie szybko i nie umarłem po jego zdjęciu z powodu bólu karku. Co ciekawe przymierzałem również Uvexa i Nolana i okazały się w porównaniu z Airoh Trzeszczącymi plastikami - takie subiektywne odczucie - a kosztowały powyżej 1000 PLN. Aha, szybka jest średnio twarda, ale kosztuje ok. 60 PLN, a do Nolana czy Uvexa ok. 100 - 120. Pozdro
  10. Powiem szczerze, że zastanawiałem się nad tą opcją (BMW 650), ale demon szybkości i młodzieńcze marzenia wzięły górę i jest też 600 ale w wydaniu Hondy CBR. Wszystko wskazuje jednak na to, że jak tylko zgromadzę trochę wolnych środków i znajdę miejsce na garażowanie, to w mojej stajni znajdzie się niewątpliwie jakieśmniejsze lub większe enduro. Kurs utwierdził mnie w przekonaniu, że zabawa na tego typu sprzęcie jest niezapomnianym przeżyciem, a i niebezpieczeństwo znaczanie mniejsze w razie wywrotki. A propos kursu to chłopaki z motoszkoły zamieścili odnośniki do opinii zamieszczonych na pl.rec.motocykle - tam też można dowiedzieć siękilku interesujących szczegółów o których ja nie wspomniałem. Pozdrawiam wszystkich no i w końcu ruszcie swoje 4 litery na 2 OO.
  11. cze są dwa Suzuki DR (150 i 350) i Honda XLR (250) - wszystkie typu enduro. Wszyscy uczestnicy mieli typowe motocyklowe kurtki tekstylne z protektorami, jeśli zaś chodzi o spodnie to były i skóry i tekstylne z protektorami i dżinsy. Nikt, kto się przewrócił nie odniósł poważniejszych obrażeń poza stłuczeniami. Wsiadając na swój motocykl bezpośrednio po kursie (prawdopodobnie w wyniku uczucia niedostatku ćwiczeń - tradycja przy ciekawych zajęciach) miałem uczucie całkowitego braku kontroli nad sprzętem :roll: albo :? . Po przejechaniu pierwszych 30 km i tankowaniu wszystko wróciło do normy. Kurs pozwala zdystansować się do własnej "wielkości" i pseudodoświadczenia, stwierdzić jak niewiele trzeba do utraty kontroli nad jednośladem, a z drugiej strony pomaga wyczuć punkty graniczne przy różnych manewrach i tym samym dowiedziećsię, w którym momencie należy reagować aby sprzęt robił to co my chcemy. Niewątpliwie niezbędne jest powtórzenie wszystkich poznanych ćwiczeń kilkadziesiąt razy na własnym sprzęcie aby wyciągnąć z kursu maksimum korzyści (tym się właśnie teraz zajmuję - wcale nie jest tak prosto jak się przesiadasz z 150 cm3 na 600, nie mówiąc o kilogramach). Aha, jeszcze miałem napisać, że hotel jest całkiem ok - taka domowa atmosfera. Jak ktoś nie ma się gdzie zatrzymać to polecam :) . Pozdrowionka
  12. Witam serdecznie i przepraszam, że tak długo nie dawałem znaku życia. Otóż w szkole byłem i wrażenie jest ogólnie pozytywne Ale od początku. Zdecydowałem się na dotarcie do szkoły motocyklem - Nowy Dwór mazowiecki jest jakieś 30 - 40 km od centrum Warszawy na północ trasą E7 (Gdańsk) - uwaga dla tych, którzy wpadli by na pomysł z pociągiem lub autobusem. Dodatkowym utrudnieniem komunikacyjnym jest fakt, iż zajęcia trwają zarówno w sobotę, jak i w niedzielę od 9 do 18. Byłem pierwszym królikiem z poza Warszawy, a więc przetestowałem najbardziej rozbudowaną wersję wycieczki. Wyjazd z Gdańska w sobotę 5.15 - pogoda pozytywna tylko trochę zimno, za Elblągiem już cieplej, w Ostródzie przerwa na gorącą herbatę i tankowanie. Do Mławy sympatycznie i słonecznie, ale dalej mgła z widocznością 20m aż do Płońska. Na dwupasmówce się trochę przejaśniło i nadrobiłem nieco czasu, ale nie udało mi się dotrzeć na umówioną 8.30. Tyle tytułem rozgrzewki (brrrrrr..). W domu Michała podpisuje się umowę kursu (kasę wpłaca się z góry min. 5 dni przed rozpoczęciem szkolenia) i heja na plac szkoleniowy w Twierdzy Modlin (ok 2 km na szkoleniowym moturze lub autem z instruktorami). Teren szkoleniowy jest wg. Rafała i Michała celowo nierówny, aby utrudniać panowanie nad motocyklem. Szkolenie zaczyna się od części teoretycznej: regulacja motocykla, jak odpalamy, czym stoimy, jak upadamy, itp. Potem praktyczne ćwiczenia upadków zabezpieczających przed uszkodzeniem ciała (rzeczywiście się przydaje :lol: :lol: ). Instruktorzy wymagają pełnego rynsztunku (kask, rękawice, kurtka z protektorami) ale zabezpieczają również zakładane niezależnie ochraniacze rolkowe. Następnym etapem ćwiczeń są próby slalomu,ciasnej szykany, zawracania w garażu, slalomu krzyżowego, przejazdu po wąskiej desce i najazdu na krawężnik). Są 3 motocykle typu enduro o pojemności 150, 250 i 350 cm3 na 6 osób (nas było 5). Ćwiczy się po kilka rund, potem odpoczywa i zmienia motor - trzeba być elastycznym - każda maszyna wymaga innego podejścia. Na tych ćwiczeniach widać, że nawet ludzie z długim stażem nie wszystko robią płynnie i poprawnie :) . Instruktorzy cały czas obserwują poczynania kursantów, służą komentarzem i pomocą. Następnym etapem jest część teoretyczna, potem znowu praktyka, obiadek (pycha -wliczony w ceną kursu) znów teoria, praktyka i tak do 18. Tego dnia były jeszcze próby z hamowania na prostej i w zakręcie oraz hamowania z omijaniem przeszkody. Po ciężkim dniu kolega kursant Mariusz podrzucił mnie do hotelu Bartnik, gdzie w towarzystwie starszego pana z recepcji (?właściciela) kibicowałem polskiej reprezentacji (na nic). Następnego dnia zaczęło się od zbiórki pod domem Michała o 8.45, potem przejazd na plac szkoleniowy i powtórka z dnia wczorajszego. Potem doszła równoważnia, prawidłowy przejazd przez zakręt, zatrzymanie w miejscu i hamowania z ominięciem przeszkody na czas (niezła jazda - wygrał pan Nadredaktor Krzysztof Wydrzycki, który równierz występował w roli kursanta 8) ). Po obiadku przystąpiliśmy do próby FMCK , czyli kwintesencji tych tortur. Istotą było przejechanie kilku z wymienionych powyżej elementów ciurkiem i bezbłędnie. Gdyby udało się to komuś, dostałby dyplom ukończenia kursu z wyróżnieniem, ale nici :twisted: . Każdy przejechał minimum 3-4 razy ale było to naprawdę trudne zadanie. Po ostatniej operacji praktycznej nastąpiła ocena podsumowująca instruktora prowadzącego, wręczenie dyplomów, brak buziaków bo sami chłopi, pożegnanie, wymina maili i do domu. Wsiadłem na motorek (jak to różnica wsiąść po 2 dniach katowania enduro na motor sportowo-turystyczny - od nowa trzeba uczyć się utrzymywania równowagi :D :D ) Reasumując kurs jest warty rozważenia, i to nie tylko przez początkujących jeźdźców. Poruszane tematy praktyczne i teoretyczne (oprócz wspomnianych powyżej kwestie ubioru, zachowania na drodze, reakcji w razie wypadku itp.) pozwalają świeżynkom poczuć się pewniej, doświadczonym zaś zweryfikowaći utrwalić posiadaną wiedzę a także pozbyć się złych nawyków. Koszt imprezy w moim przypadku to 570 za kurs + ok. 120 na bęzynę + 50 za hotel + 25 za piwko wieczorem i ciepłe śniadanko w hotelu rano (miałem swój termos z herbatą i kanapki na pozostałe posiłki, a obiad i bieżący catering w czasie zajęć zapewnia motoszkoła) = 765 PLN. Jeżeli ktoś ma możliwość wydania takich pieniędzy to niewątpliwie warto to zrobić - nasze szanse na przeżycie i czerpanie większej przyjemności z jazdy znacznie wzrosną. Najlepsze jest jednak to, że wszyscy w czasie kursu poznają swój ogrom niewiedzy dotyczącej panowania nad motocyklem i to bez względu na wcześniejsze doświadczenie. pozdrawiam, sorry że się tak rozwlokłem, ale chciałem wyczerpująco. Gdyby ktoś miał pytania to śmiało.
  13. Dobra, zaryzykowałem. Jadę w najbliższy łikend. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Hotelik w okolicy to dodatkowe 50PLN - taką informację uzyskałem od organizatorów. Jak wrócę to się podzielę wrażeniami (jeżeli wróce, bo zamierzam tam dojechać o własnym jednośladzie) :lol: Zobaczymy
  14. cze czy ktoś już tam był?!!!!!!!!!! rónież będęwdzięczny za jakiś sygnał pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...