Skocz do zawartości

Dwa dni ... Warszawa – Wilno – Warszawa


bedtom
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

W końcu postanowiliśmy: mamy dwa dni, jedziemy do Wilna (www.litwatravel.com).

My dwaj – ja i mój kolega R, dwa motocykle – Yamaha TDM850 z 1997 roku i Yamaha FJR1300 z 2002 roku, dwa dni – piątek i sobota.

Ruszamy z różnych miejsc, postanawiamy zatem, że spotkamy się o 7.00 na „pierwszej stacji benzynowej po prawej stronie za Wyszkowem”.

Piątek.

Pobudka o 5.00. Na stację docieram o 6.55, jestem pierwszy. Zaprzyjaźniam się z „red bulem” i czekam. Po piętnastu minutach wysyłam sms-a „Jestem na stacji, 520 kilometr.T”. Dzwoni telefon: R. twierdzi że też jest na tej stacji …, wszystko się zgadza, tylko ja jestem po prawej stronie, a R. 5 km wcześniej, po lewej.

Jeszcze tylko dokręcamy poluzowane lusterko w TDM-e i ruszamy. Z racji piątkowego wyścigu samobójców na szosie białostockiej postanawiamy jak najszybciej „zeskoczyć na lewo” z E67, padło na Ostrów Mazowiecką. Pierwsze kilometry robimy ostrożnie 100-110km/h przyzwyczajając się do wczesnej pory, wściekłego ruchu i siebie. Docieramy do Łomży. Na stacji BP mała kawa, postanawiamy, że z racji osiągów TDM R. będzie prowadził.

Zeskakujemy na 668 i docieramy do Jedwabnego.

Krótkie poszukiwania miejsca gdzie, przy współudziale mieszkańców spalono wszystkich Żydów i lecimy dalej.

Odcinek drogi 668 z Jedwabnego do skrzyżowania z drogą 65 (Grajewo-Białystok) to koszmarne dziury. W obu motocyklach zawieszenie ustawione zostało na „hard”, co natychmiast odczuły nasze szanowne „4 litery” i nadgarstki – prędkość maksymalna 80km/h.

Postanawiamy poprawić sobie komfort i przesiadamy się na gładką drogę 65. W Grajewie tankowanie i drogą 61 ruszamy w stronę Augustowa. Prędkości wzrasta nam do 120km/h. Mija nas obładowane sakwami, bordowe suzuki na włoskich numerach prowadzone przez gościa w dżinach i adidaskach. W okolicach Barszczy trafiamy na „suszących” policjantów, na szczęcie zajęci byli zatrzymanym właśnie samochodem.

W tłumie TIRów przepychamy się przez Augustów (obserwując stężenie TIRów nie dziwię się determinacji mieszkańców gotowych poświęcić dolinę Rospudy), chwila przerwy na colę z lodem i przeskakujemy na drogę 16, do Ogrodnik. Trasa piękna, droga gładka, wokół śliczne lasy, prędkość dochodzi do 130km/h. Na kilka kilometrów przed Sejnami pojawiają się górko-dołki i łagodne winkle, co dodatkowo uatrakcyjniło trasę. W Sejnach tankowanie pod korek, wymiana PLN na lity i śmigamy na przejście graniczne.

Odprawa bezproblemowa, uśmiechnięty celnik zagaduje, że myśleli, że jesteśmy Niemcami (?)(widocznie nie ma tam tak dużo polskich motocyklistów) … i już jesteśmy po litewskiej stronie. Ostrzegani o aktywności litewskiej drogówki zaczynamy ostrożnie … 50km/h - teren zabudowany, 90km/h - poza terenem zabudowanym … po pół godziny nam się nudzi i przyśpieszamy do 120km/h.

Drogi gładkie, ruch niewielki, nikt nie przekracza dziewięćdziesiątki. Jedynie przed Druskiennikami w kilku miejscach droga się zwęża i tłuczeń, którym wysypane jest pobocze wydostaje się na asfalt. W Druskiennikach pewna pani postanawia rozjechać R. Nie dał się, ostre hamowanie … pukanie w czoło okryte kaskiem i … przepraszające gesty niedoszłej litewskiej morderczyni.

Z Druskiennik wyskakujemy na drogę A4 prowadzącą do Wilna.

Spostrzeżenia: litewska drogówka lubi stać w przedziwnych miejscach np. długa prosta w środku lasu, stężenie stacji benzynowych jest dziesięciokrotnie mniejsze niż w Polsce, brak motocyklistów, dobre drogi, piękne lasy, jest jedna godzina różnicy czasu.

Zatrzymujemy się na przydrożnym parkingu rozprostować nogi i … przyciąć piętnastominutowego komarka (zapewniam, że to nie prawda, że na motocyklu nie można usnąć).

Zostało nam 50 km, ruch staje się coraz większy, a przed samym Wilnem trafiamy na korki (jest piątek wieczorem i Wilnianie wyruszają na weekend na łonie natury). Oznakowanie mizerne, ale udaje nam się trafić do centrum.

Motocykle zostawiamy na parkingu przed katedrą i pomnikiem Giedymina, ruszamy w miasto.

Zwiedzamy katedrę (tuż przed zamknięciem), zaliczamy wspinaczkę na Wzgórze Giedymina, oglądamy tzw. Zamek Górny i podziwiamy przepiękny widok Wilna w zachodzącym słońcu. Jeszcze tylko spacer po starówce, oglądamy kościół św. Anny, dochodzimy do Ostrej Bramy, wracając zerkamy na dom, w którym mieszkał Adam Mickiewicz (znany litewski poeta).

Znajdujemy sympatyczną knajpkę Zoe`s Bar&Grill (www.zoesbargrill.com) (… polecam zupę czosnkową z olejem truflowym … ) i posilając się rozważamy, co zrobić z tak mile rozpoczętym dniem?

Spostrzeżenia: pamiętam Wilno z przed 15 lat … to dzisiejsze nie ma z nim nic wspólnego, miasto tętni życiem, wszędzie słychać angielski, bliżej mu do Kopenhagi i Sztokholmu niż Warszawy … ma swój smak. Ceny są przyjazne, za pełny dwudaniowy obiad z przystawkami dla dwóch osób zapłaciliśmy 70 litów, benzyna 95 od 3,08 do 3,50 litów.

Jest 23.00, uświadamiamy sobie, że dla Litwinów to już 24.00, postanawiamy ruszać w stronę Trok i po drodze poszukać jakiegoś motelu.

Moja przyciemniana szybka w kasku, szpanerska w dzień, nie ułatwia jazdy w nocy … na dodatek zaczął padać deszcz. Z racji lepszego oświetlenia prowadzę ja na Fjr. Prędkość przelotowa 70-80km/h. Docieramy do Trok … nocny rzut oka na gotycki zamek na wyspie na jeziorze Galwe i … porażka, w dwóch hotelach brak wolnch miejsc. Dochodzi pierwsza w nocy, postanawiamy ruszyć w stronę Druskiennik gdzie na drodze A4 widzieliśmy kilka moteli. Chyba w motelach nikogo nie powinien dziwić widok dwóch motocyklistów o 2-ej w nocy?

W kilka minut dojeżdżamy do szosy A4 i tu daje o sobie znać zmęczenie i brak oznakowania, skręcamy w lewo i przyśpieszamy … po piętnastu kilometrach widzę drogowskaz … Klaipeda 280km … po dalszych 10 kilometrach udaje nam się zawrócić.

Przyśpieszamy do 120km/h i mamy nadzieję, że nie przegapimy jakiegoś przyjaznego lokum. Po jakiś trzydziestu kilometrach w szczerym polu pojawia się zielony neon „motel” … mieszanina radości i niepewności i … mają wolny pokój dla „dwojga” za 100 litów. Pokój jest uroczy, pseudo satynowa pościel, różowe firanki, falbanki .. jesteśmy tak zmęczeni, że nie przeraża nas noc w nieco „burdelowej” atmosferze. Negocjacje prowadziliśmy po angielsku, na moje pytanie czy można napić się gdzieś wody, piwa, czegokolwiek otrzymałem odpowiedz, że bar jest czynny od 9.00 do 23.00. Jęknąłem do R. po polsku, że napiłbym się piwa i … usłyszałem również po polsku … „zaraz przyniosę”.

Jeszcze tylko prysznic, piwo i spać.

Sobota

Budzik wyrwał nas ze snu o 6.30. Pakujemy się, regulujemy rachunki, sprawdzamy motocykle i ruszamy w drogę. Postanawiamy dojechać do Druskiennik, zrobić tam małe zakupy, a potem przeskoczyć granicę i ulokować się w jakimś przydrożnym barze na późnym śniadaniu. W powietrzu wisi mżawka osadzająca się na szybach kasków … przyśpieszamy do 130km/h, jest nadzieja, że pęd powietrza zdmuchnie kropelki wody. W pewnym momencie na ewidentnym leśnym pustkowiu z krzaków wychyla się ręka uzbrojona w suszarkę … strzał, zerkniecie na wynik i … brak reakcji … po prostu nam darował.

Zakupy w Druskiennikach, bułka z colą na pierwsze śniadanie i pomykamy do granicy.

Na przejściu granicznym w Ogrodnikach kilkunastosamochodowa kolejka, co chwila przepychamy motocykle o parę metrów. Nasza opieszałość irytuje właściciela sportowego golfa III, który nas wyprzedza. Odpalamy motocykle i objeżdżamy go z obu stron lądując znów przed nim. Potem znów powoli przepychamy motocykle, już się nie irytuje.

Odprawa bezproblemowa, z uśmiechem, jeszcze tylko pozbywamy się w kantorze resztek litów, kawa i ruszamy.

Droga 653 przez Sejny, dojeżdżamy do Suwałk. Droga jest piękna, znów górko-dołki i łagodne winkle, super lasy, a do tego Wigry i Wigierski Park Narodowy. Jakoś w Polsce jedzie nam się szybciej, przelotowa 130-140km/h. Nadal 653, zmierzamy do Olecka, po drodze w okolicach Bakałarzewa kusi mnie przydrożny drogowskaz „bunkry”, R kręci przecząco głową, lecimy dalej. O śniadaniu przypominamy sobie na skrzyżowaniu drogi 653 i 65 przed Oleckiem. Udaje nam się zamówić jajecznicę na boczku z sześciu jaj.

Drogą 65 dojeżdżamy do Grajewa i przesiadamy się na 61, prędkość przelotowa oscyluje w okolicach 130-140km/h. Na przydrożnej stacji benzynowej przed Łomżą spotykamy przesympatycznego Czecha, który na maleńkim skuterku wraca właśnie z dalekiej Norwegii (!!!) mówi, że podróżuje od 17 lipca. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i ruszamy. Ostrołęka, Różan, Pułtusk … coraz większy ruch, ale udaj nam się bez start dotrzeć do Serocka. Tutaj się rozstajemy … misiaczek, podniesiona ręka i już każdy sam zmierza do domu.

O 18.00 zatrzymałem motocykl pod domem, zrobiliśmy ponad 1300 km.

Spostrzeżenia: nieco denerwująca była konieczność dość częstego tankowania TDM-y, (co jakieś 250km). Motocykle sprawowały się idealnie (zgubiliśmy jedynie jedną śrubę od owiewki w TDM), konsumpcja oleju znikoma, żadnych awarii. Przed wyjazdem oba motocykle były w warsztacie Pawła Boruty … Paweł dziękuję.

Następny wypad:

- dwa dni Rugia i ja,

a może zupełnie inny kierunek :flesje:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajna sprawa taki wypad. Raptem tydzień temu wróciłem z podobnej wyprawy na Litwę,gdzie siła nas było.

Mam podobne spostrzezenia co do litewskich dróg. W porównaniu do polskich, litewskie sa gładkie.

Szkoda że nie dojechaliście do Kłajpedy, bo warto. :crossy: :crossy: :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...