Skocz do zawartości

4 KRAJE W 4 GODZINY


Piocho
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

I tak po raz kolejny zwarta grupa udała się na długi majowy weekend w kierunku Rumunii. Pojechali: Gregor i Lucek na K 1200 RS, Jacek i Kasia na K 1200 S, Piocho na słynnej VFR Rothmans oraz Mallutkii na FJR. 5000 km pękło, przygód było tyle, że można by obdzielić nimi i miesiąc. w tymmiejscu chciałbym podziękować całej ekipie, która pozostała zwarta, w zasadzie do samego końca :icon_mrgreen:

Gregorowi za to, że prowadził, i nie jest to żadna ironia, bo jak on prowadzi to ja czuję się OK.

Luckowi za to, że był, bo zawsze to ogromna przyjemność.

Jackowi za naukę i cenne uwagi oraz niezapomniane wrażenia na trasie. Jazda za Jackiem to jest to, co odziela chłopców od mężczyzn.

Kasi za przyjemne towarzystwo.

I Mallutkiiemu za to, że zawsze jedzie i można w trasie na niego liczyć.

Zapewniam, że to jeszcze nie konic naszych podróży. Czekajcie na kolejne. :notworthy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gregor – to dla Ciebie. Absolutnie nie musisz przeczytać całości :)

Wyprawa do Rumunii w długi majowy weekend była pomysłem Gregora. Sprzedał pomysł Jackowi, zwanemu także przez wtajemniczonych Jackiem „Odcięcie” BMW, który jest osobą w takich sytuacjach mówiącą zazwyczaj „Dobrze”. Sprzedał go także Piochowi, który się w takich sytuacjach nie waha. Dołączył jeszcze Mallutkii i ekipa była gotowa. Tutaj zaczyna się opowieść, która zaparłaby Wam dech w piersiach, gdyby była pełna, ale pełną pewnie nie będzie, bo Piochowi nie będzie się chciało, choć Piocho will do his best.

 

Wyprawa rozpoczęła się w piątek 27 kwietnia. Przynajmniej dla części grupy z Gdańska. Wyruszyli zatem i byli w Warszawie w okolicach 14. Tu dołączył do nich Mallutkii Paweł, zwany Mallutkii, z powodów wiadomych ;)

 

Trzy motocykle poleciały w tempie tak zawrotnym, że niektórzy do dziś wspominają, że to była ich pierwsza prawdziwa „piz.a ogień” w ich życiu. Zawdzięczają to oczywiście Jackowi i Kasi, która swymi gabarytami i balansem ciała ułatwia Jackowi to co się nazywa „odcięciem”. Pierwszy nocleg mieli na stacji benzynowej za Rzeszowem. Informacja o noclegu została przekazana Piochowi, który miał dobić następnego dnia rano. Niektórzy ponoć w Piocha wątpili. Jednak ci się zawiedli, bo Piocho, po bardzo wczesnej pobudce i wyjeździe z Wawy o 6 rano, dojechał na stację około 10.30, akurat kiedy reszta pakowała swoje manatki na motocykle. I ruszyli… A była to jazda jak żadna inna. „Piz.a ogień” w pełnej krasie. Toteż Piocho ze Słowacji i Węgier pamięta jedynie wskazówki licznika. A było to szybko i szybciej: 180, 200, 220. W pamięci zapadł jeszcze obiad w Tokaju, bo siłą rzeczy, stalowe rumaki musiały wtedy się zatrzymać. Po chwili byli już w Rumunii. Stąd wzięła się myśl przewodnia wyjazdu „4 kraje w 4 godziny”.

 

Pierwszy nocleg za Satu Mare w Rumunii. Następnego dnia ciąg dalszy – kierunek wschód – Bukowina. Zwiedzanie monastyrów malowanych. Z inicjatywy Gregora czwórka śmiałków zdobywa jedno ze wzgórz nad jednym z monastyrów i syci się widokiem klasztoru z góry.

Nocleg w Visus de Sus. Śmiałkowie, mają szczęście w hotelu odbywa się wesele. Nieszczęście w szczęściu polega na tym, że to Adwentyści Dnia 7-ego. Religia nie pozwala im pić i tańczyć. Męska część wycieczki dostrzega chęć w oczach dziewcząt, jednak pozostaje to niewykorzystane, pomimo tego, że wszem i wobec wiadomo, że gol strzelony na wyjeździe liczy się podwójnie. Imprezę w tym temacie ratuje Gregor – przyprowadza ładną recepcjonistkę, o zgrozo 15-letnią. Oczywiście dochodzi jedynie do kulturalnej rozmowy i wymiany kulturowych doświadczeń. Jakoże Gregor jest wielkim fanem zdjęć jedynych w swoim rodzaju – grupa robi sobie zdjęcie z panną młodą. Grzegorzowi spokoju nie daje kwestia jak to jest u Adwentystów z seksem przedślubnym. Nie piją, nie tańczą, to może chociaż w zaciszu domowym sobie folgują. Otóż, co do zasady – nie folgują. Na pytanie Gregora, czy pan młody jest dla niej dobry, świeżo upieczona mężatka, odpowiada „Odpowiem wam jutro.”. Może są nieco staromodni, ale poczucie humoru potrafią mieć.

 

Kolejny dzień to dzień enduro, niezamierzony wprawdzie. Gregor uzyskawszy z dwóch, dość wiarygodnych źródeł, informację że droga przed nami jest „good, good, asphalt” prowadzi nas w góry. Droga przemienia się w szlak górski, zaczyna padać śnieg…Prowadzi teraz Piocho, który ma nieco więcej doświadczenia w takich trasach, jako że jest wielkim fanem Ukrainy, który nieraz już zaliczał razem z Akerem, który jest zwany Akerem, nie wiadomo z jakiego powodu, ale wciąż pozostaje najmłodszym 40-latkiem jakiego Piocho zna (choć Luka twierdzi, że młodszy jest jeszcze Wojewódzki, i chyba trzeba przyznać mu rację). Enduro road zaliczone, straty, jak zawsze w takich przypadkach, być muszą i są. Ale Przygoda jest przez duże „P”.

 

Kolejny nocleg – Suczawa. Nocleg z klasą, bo w miejscowym Continentalu. Mocna grupa zabawowa uderza na miejscową dyskotekę. Pomimo, że miejscowych nie wpuszczają, bo to zamknięta wyborcza impreza, dzięki interwencji i elokwencji jednego z uczestników wycieczki, grupa wchodzi i zaznaje zabawy po rumuńsku, która zasadniczo nie różni się niczym od zabawy po polsku. Chociaż Jacek, słusznie zresztą zauważa, że twarze miejscowych dziewcząt są nieco pospolite.

 

Kolejny dzień to jazda na południe. Widoki naprawdę niezłe. Cztery motocykle zadają szyku na drogach Rumunii. Nocleg w Gheorgheni. Najlepszy chyba podczas całego wyjazdu – bo tani i schludny, choć zapowiadało się zabawnie – cała obsługa i goście przy naszym przyjeździe była naje..na lub wydawała się naćpana. Aż tak dobrze nie było, ale też było fajnie.

 

Następnego dnia kierunek Brasov. Mallutkii zdziera oponę tylną – wymiana w mieście owocuje poznaniem miejscowych motocyklistów – co do zasady same sporty – młodzi Rumunii innych motocykli nie uznają – toteż również z turystyczną oponą jest kłopot. Wszystko jednak kończy się dobrze, choć Paweł wyjeżdża z Brasova uboższy o ponad 200 euraków. Następnego dnia miejscowi pokazują nam okolicę, fajne zakręty, nieco się wlokąc, jak dla nas, dobijamy do Branu. Zamek Draculi – oszukany, ponoć Vlad Palownik w życiu tam nie był, ale władzom pasował, bo jest całkiem ładnie utrzymany, no i jest w Transylwanii, więc jest zamkiem Draculi i tyle. Na marginesie powiem, że poziom komercji osiągnął tam absolutne maksimum. Dalej uderzamy na trasę Tranfogaraską (do dziś nie wiem czy tak się ona właśnie nazywa i czy tak się tę nazwę pisze – jeżeli nie – Gregor na pewno zwróci mi uwagę :smile:) Trasa jest zamknięta , nie jest to jednak dla nas problem. Problemem jest jednak zawalenie śniegiem drogi kilka km dalej. Wycofujemy się i okrążamy trasę od zachodu, aby wjechać w nią od południa. Przejazd jest bardzo nerwowy, niektórzy nawet a mały włos mają bliskie spotkanie z TIRem. Wjazd od południa kończy się analogicznie jak wjazd od północy. Powrót z trasy na nocleg jest męką – dziura na dziurze, ciemno. Nawet Piocho przyzwyczajony do ukraińskich standardów jest poirytowany, lekko rzecz ujmując.

 

Następnego dnia – Bukareszt. Po drodze mandat u rumuńskiej policji. Nawet oni docenili kunszt Jacka łapiąc się za głowę, kiedy pokazywali nasze zdjęcia i szczególnie wskazywali właśnie na Jacka K 1200 S. Szybki Jacek musi wymienić oponę – jego sportowe Metzelery nie zniosły drogi. Szef miejscowego salony Yamahy (właściciel jednego z 83-ech rumuńskich Maseratii) oprowadza nas po mieście, któremu Wawa jako stolica buty może czyścić. Powrót na nocleg wiąże się z V-maxem na autostradzie – Rothmans Piocho zaznaje wreszcie swoich 240, a Piocho pozycji Navaho.

 

Następnego dnia śmiałkowie kierują się na zachód w kierunku granicy. Po drodze malowniczy przełom Dunaju. Po drodze Jacek komplementuje Piocha, który zamyka „choperową” oponę swej VFR. Piocho mile połechtany przy najbliższej okazji uderza za Jackiem w zakręty. Trzyma się go równo do ostatniego winkla, który kończy wizytą na poboczu. Straty niewielkie – Rothmans i tak już był poobijany niemiłosiernie, a przygoda to przygoda.

 

Próba przekroczenia granicy z Serbią kończy się odmową – potrzebne wizy. Ekipa rusza wzdłuż granicy w kierunku Węgier. Nocleg w Szegedzie, gdzie dołącza Kodi z Heniem. Dla tych Panów szacun absolutny. Kiedy my w długi weekend pojechaliśmy do Rumunii, oni kulnęli się do Libanu – 1000 km niewyjęte dziennie. Kodi może i Ty byś coś zrelacjonował?

 

Po Szegedzie Budapeszt, a przed nim ogień na autostradzie doń prowadzącej. Potem Słowacja, Czechy i Polska. Po drobnych przygodach śmiałkowie dojeżdżają do domów.

4 kraje w 4 godziny.

 

Gregor jeżeli przeczytałeś, to mam nadzieję, że się nie zanudziłeś.

 

Pozdrawiam wszystkich motocyklowych podróżników.

Edytowane przez Piocho
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piocho, wszystko mi się podoba oprócz tego że mnie tam nie było :icon_razz: ale na boga, czemuż to piszesz w trzeciej osobie ? o sobie :crossy: Czyżby przemożny wpływ :flesje: :notworthy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...fajna wyprawa ...taki szybki strzał do Rumunii i z powrotem ;) ...opis też może być :D

 

[...]

Próba przekroczenia granicy z Serbią kończy się odmową – potrzebne wizy. [...]

...a to dziwne :) ...podczas tegorocznej majówki przekraczałem granicę z Serbią ...i żadnej wizy nie chcieli ...co zresztą sprawdzałem wcześniej na stronach MSZ - MSZ - Opisy krajów - Serbia

...wymagają tylko zielonej karty ...której, jak się okazało na granicy albańskiej, nie posiadałem :P ...znaczy posiadałem ...ale nieważną :)

 

pozdr,

w

Edytowane przez wojtasik
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najwyraźniej to zależy od widzimisię celnika na małym przejściu - takie było to nasze.

...wygląda na to, że pan prowincjonalny pogranicznik chciał się bliżej zapoznać z Waszymi panami Ojro ...w nominale 5, 10 lub 20 :cool:

Fakt jest faktem, że ciężko w takim przypadku z nim dyskutować - argumentów nie masz żadnych.

...w sumie masz ...gdy zawodzi miła rozmowa ...informujesz pana nieprzychylnego pogranicznika, że znasz swoje prawa i Ty już z nim nie będziesz rozmawiał ...teraz porozmawia Twój konsul z jego przełożonym ...albo z przełożonym jego przełożonego ...tylko rodzi się pytanie 'czy gra warta świeczki'

 

...a powyższy sposób zawsze działał w Rosji, Kazachstanie ...czy Kirgistanie (pomimo, że w tym ostatnim nie istnieje polska placówka dyplomatyczna :banghead: ) ...gdy służby mundurowe chciały wydębić ode mnie bakszysz za nic...

 

pozdr,

w

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwartej grupie w składzie wiadomym chciałbym raz jeszcze podziękować za mile spędzony czas . Gregor dzięki za rezerwacje hotelu .

 

Ponieważ tylko Mallutkiiemu i mi przyszło do głowy uchwycenie w kadrze nocnych rozmów Polaków podczas najazdu na Szeged , podzielę się z resztą ekipy .

 

http://img211.imageshack.us/my.php?image=m...stkiwszeht0.jpg

 

 

http://img526.imageshack.us/my.php?image=t...wipolskaeg4.jpg

 

 

http://img526.imageshack.us/my.php?image=n...akwwszegqo5.jpg

 

 

http://img526.imageshack.us/my.php?image=n...akwwszegyn4.jpg

 

 

http://img58.imageshack.us/my.php?image=polskagrupasm5.jpg

 

 

http://img526.imageshack.us/my.php?image=p...upawyjadjn8.jpg

 

 

http://img526.imageshack.us/my.php?image=p...pabezpopqx9.jpg

" Im więcej jeżdzę tym mniej czuję się motocyklistą " .


"The Nightrider, that is his name. The Nightrider. Remember him when you look at the night sky".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...