Skocz do zawartości

MotoGóry


Neno
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Dlatego pewnie Neno zwiedził ten kraj z buta.

2008Chorwacja 4530km 2009Chorwacja Czarnogóra 4480km 2010Czarnogóra Chorwacja 4550km 2010Czarnogóra Grecja 5100km

2012Macedonia Albania 4600km 2013Włochy Sycylia 6000km 2014Czarnogóra Albania 4490km 2015 Rumunia Bułgaria.4750km 2016Serbia Czarnogóra 4550km2017 Dagestan 8500km2018 Toskania 4500

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego pewnie Neno zwiedził ten kraj z buta.

Dokładnie tak było. Liczyliśmy, że się uda wjechać bez ale jakoś specjalnie nie płakaliśmy wjeżdżając tam z plecakami.

Jedno jest pewne - na moto było by znacznie taniej!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

http://info.arttravel.pl/2014/04/fotorelacja-ze-sztuki-podrozowania-motocyklowego-spotkania-z-tomkiem-sulichem/

 

dzięki Tomek za prezentację - mimo czytania powyższych, fajnie posłuchać i jeszcze raz obejrzeć kilka (również nowych) zdjęć.

 

Czekamy na kolejne wyprawy ;)

W uszach szum, w oczach łzy, a na liczniku 33 :>
http://sites.google.com/site/jaquzie/
avatar2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Środa, 2 października 2013r. Dzień 22.

4:00 rano. Jest jeszcze ciemno kiedy wysiadamy przy drodze, niedaleko jest jednak dworzec autobusowy na który podążamy taszcząc na grzbietach cały swój dobytek. Na miejscu wszystko pozamykane, otwarta jest jedynie jedna sala ale wypełniona po brzegi, nie ma gdzie usiąść. Rozkładamy się więc na podwórku i zajadany smakołyki, które dostaliśmy od Parvaneh, żony naszego irańskiego kierowcy. Trochę wieje chłodem....
O 6 AM otwierają kasy, kupujemy więc bilet na najwcześniejszy autobus jaki jedzie w kierunku granicy i cierpliwie czekamy.

Teraz tylko trafić na właściwe peron, wsiąść do właściwego autobusu i będzie dobrze!
Autobus nie był klasy VIP, rano zimno, potem upał - przez cały czas ciasnota, brud:
40TokYp.jpg

Ale i tak byliśmy zachwyceni.

Przez ostatnie 50km, z blisko 300km trasy, zagaduje nas młody Irańczyk - Morteza. Bardzo dobrze włada angielskim więc wypytuje nas co robiliśmy w Iranie, czy nam się podobało, czy może nam jakoś pomóc. Niby dziękujemy za pomoc i próbujemy się rzucić w wir przygody po opuszczeniu auta ale jakoś tak nie dał za wygraną a wynajęte przez niego TAXI aż prosiło by się rozgościć w jego wnętrzu. Długo się nie namyślamy i z Maku do samej granicy jedziemy we trójkę + oczywiście kierowca. Po drodze propozycje: a to obiad, a to cola, a może owoce. Gościnność irańska nie zna granic! Oczywiście nie było mowy by dorzucić się do przejazdu. Kosztów też nie znam. Widoczek z drogi:

zsCvBie.jpg

Bazargan, granica: tu Morteza odwala za nas całą robotę. Ja siedzę pilnuję plecaków, Tomasz biega razem z nim od okienka do okienka. Co chwilę Morteza płaci to za to, to za tamto - na koniec twierdzi, że to w prezencie. Na siłę wciskam mu najwyższy nominał zielonych jaki mam. Inaczej nie usnął bym chyba przez 3 dni. Kasy poszło nie mało!

rXGTP64.jpg

N7VDFKr.jpg

Serdeczne pożegnanie i w końcu rozsiadamy się wygodnie w naszych maszynach i...odjeżdżamy 1km by się przepakować. Cała procedura trwała wieczność, obstawiam, że z 5-6h. Strasznie żałujemy, że nie zostawiliśmy motocykli kilkanaście km wcześniej, u Musy. Właśnie - Musa, trzeba go koniecznie odwiedzić. mamy tylko nadzieję, że będzie jeszcze w pracy. Zajeżdżamy więc na stację benzynową. I znów to samo: herbatka, herbatka, herbatka, po piątej szklaneczce idziemy na obiad.

eJs9ApM.jpg

RDxgw7x.jpg

HeEB37j.jpg

Po obiedzie pada propozycja noclegu na wsi u Mussy. Nas trzy razy nie trzeba zapraszać ;)
Jako, że ja przezornie stopki pasażera odkręciłem - Tomasz musi podjąć wyzwanie:

S9XL0qL.jpg

fAFjMUS.jpg

Łatwo nie było: 20km OFF z pasażerem, bagażami, zakupami. Tomasz ma przedsmak emocji jaki czekają go w przyszłych sezonach bowiem kolejne mają być już w parze, na szczęście jego wybranka do dokładnie pół Musy ;)

Dojeżdżamy już po zmroku (fotki z poranka).

Te3Q7nI.jpg

UdHqN0p.jpg

W domu biednie (dosłownie, nawet u pasterzy było jakoś bardziej widać cywilizację i dobrobyt). Musa mieszka z ojcem, siostra i swoim synem któremu wręczamy to co udało nam się kupić na stacji benzynowej: słodycze, colę itp. Z torby wydobywamy jeszcze gorące kakao i od razu na twarzy młodzieńca pojawia się szeroki uśmiech, który ginie dopiero gdy chłopiec usypia. Jest tak skromnie, że aż czuję się nieswojo. O wyciągnięciu aparatu nawet nie myślę, po prostu nie wypada, zwłaszcza, że widzę, że Musa jest naprawdę zakłopotany mimo, że my nie zdradzamy tego, że również nam nieswojo. I nie przez to, że brak nam komfortowych łóżek, czystych posłań. Po prostu chu**** jest patrzeć na czyjąś biedę. Naprawdę chu**** ;( A takiej biedy na tym wyjeździe jeszcze nie widzieliśmy ;(
Co chwilę gaśnie światło, ta wioska, ten dom - to naprawdę wygląda na koniec świata. Nie przeszkadza nam to: aparat Musy ma naładowaną baterię więc oglądamy zdjęcia na wyświetlaczu jego Nikona. Fotografia to jedna z pasji Musy - widać, że wydał na nią nie jedną wypłatę. Zdjęcia też robi niczego sobie! Sytuacja się rozluźnia, jest dobrze. Oddajemy co mamy: kawę, herbatę, cukier. Jakiś makaron. My nie mamy gazu, kuchenki a im się na pewno to przyda.
Wracając do Mussy i jego pasji - kolejna to... kobiety - cały wieczór stał przy oknie (tylko tam miał zasięg) i albo dzwonił, albo wysyłał SMSy zalotnie się do nas uśmiechając i tłumacząc, że to jego nowa kobieta ;)
Noc spędzam na podłodze odstępując łózko dla Bathorego. Musa swoje łózko dziś dzieli z synem, który usnął tuż po sytej acz skromnej kolacji. Jeszcze tylko podłączamy wszystkie sprzęty do ładowania i spokojnie można usnąć. Pobudka przed 5AM bowiem Musa o 6 musi być już w pracy.
Sen.

Edytowane przez Neno
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Czwartek, 3 października 2013r. Dzień 23.

Zrywamy się dość wcześnie i bez śniadania ruszamy na stację benzynową, odstawić Musę do pracy.
Tam oczywiście, zostajemy zaproszeni na pyszne jedzonko, najpierw w firmowej stołówce, potem w "kanciapie". A wyglądało to tak:

0dkISX4.jpg

cpvzxPV.jpg

61Sc1HV.jpg

43ZX9xK.jpg

Q4HgMX2.jpg


Mimo, że tego dnia czekał nas długi odcinek do stolicy Gruzji to jakoś tak nam tu dobrze, swojsko...
Niestety trzeba było w końcu się zebrać i ruszyć. Tankujemy pod korek i...pożegnaniom nie było końca.

Przelot wzdłuż granicy z Armenią:

jGYY45w.jpg

wVtdUJT.jpg

eDhVJmN.jpg

QUpb9yr.jpg


Po drodze trafiamy na nieczynne przejście graniczne Turcja-Gruzja, a chwilę potem, by było ciekawiej melduję się z 0,2L w baku na stacji benzynowej. Na rezerwie przejechane 125km - spalanie równe 4.0 L.

3Mo3o6H.jpg

b17xthg.jpg

cM38HIF.jpg

uFIXh0Y.jpg

HGagI9R.jpg

9hWvI7Q.jpg

AowtsJB.jpg

uR47E76.jpg

8qiS9H3.jpg

Dalej było już tylko gorzej jeśli chodzi o pogodę : wiatr, chłód, deszcz.
Z drugiej strony było coraz lepiej: coraz ładniejsze widoki.

XBKQFWH.jpg

9XlYkdY.jpg

4oZcXmb.jpg

P73pOHS.jpg

HTQN4Iu.jpg

 

cd jutro ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

X8craYt-1.jpg

8Gy0mZs-1.jpg

cR6P3HF-1.jpg

Wp67IEh-1.jpg

DrpSdes-1.jpg

Kwepkav-1.jpg

Na granicy meldujemy się chwilę przed zapadnięciem zmroku, zaczyna padać.
Odprawa trwa chwilę. Na stacji wymiana waluty, przebieramy się na parkingu, za co dostajemy solidny opie*dol, bo ponoć gorszymy Panie :D Jeszcze tylko tankowanie, zakładamy co kto ma, lub nie ma, od deszczu i jedziemy.

0HrrXfS-1.jpg

Po zmroku jedzie się fatalnie – mokro, zakręty, wioska za wioską, wąskie drogi, spory ruch, każdy ma źle ustawione światła a w dodatku powłączane halogeny i inne szperacze. Taki folklor. Zatrzymujemy się by cyknąć fotę, akurat przestało padać na chwilę. Macham do Tomka by jechał, ja pakuję aparat i gonię go. Niestety 2km dalej było skrzyżowanie a zanim kolejne dwa. Po Tomaszu ani śladu. Garmin wyprowadza mnie na jakąś górską drogę gdzie daję z siebie wszystko by dojść kolegę. Po 30minutach odpuszczam, doszedł bym go już raczej... Zawracam.

EipMkoL-1.jpg

Wracam na główną drogę i tam już na spokojnie, bo wiem , że takiej straty nie nadrobię żadnym tempem. Nie EnJoyem, nie w deszczu, nie po nocy, nie w Gruzji.
150km dalej na stacji benzynowej czeka przemoknięty Tomasz. O mały włos nie wkręcił się na nocleg do lokalesów, którzy usilnie go namawiali, al nie, on czekał na mnie!!!!! No to się doczekał!
Tankowanie, szybki dolot autostrada do Tbilisi, 2h błądzenia i gdzieś koło 1:00 nad ranem w końcu meldujemy się w Opera Hostel gdzie integrujemy się przy przezaje***** gruzińskim tanim winie ;) Powitanie było MEGA!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piątek, 4 października 2013r. Dzień 24.

Dzień na zwiedzanie Tbilisi, pranie i przepakowanie przed startem do Armenii. Zostawiamy bowiem cześć gratów w hostelu i umawiamy się na odbiór tychże po około tygodniu.

Tymczasem na mieście:

Hc2oBc3.jpg

hXb58sE.jpg

n9lrE9f.jpg

3cs01b2.jpg

ZQVUc10.jpg

mtv1PDz.jpg

36zAJBX.jpg

PGy1PU9.jpg

eVYzbN1.jpg

vxErB5g.jpg

ZIuflhn.jpg

uKiyaMw.jpg

4stnzhn.jpg

hHgzUxY.jpg

5htmiax.jpg

1mYL7pX.jpg

mGO5nWR.jpg

HGs3cHa.jpg

bClPjik.jpg

Wieczorem mieliśmy zamiar położyć się wcześnie by ruszyć skoro świt.
Mieliśmy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sobota, 5 października 2013r. Dzień 25.

Po ekscesach minionej nocy budzimy się późno. W głowach szumi więc start odkładamy do godzin południowych. Gdy w końcu ruszamy pakujemy się w jakieś remontowane drogi, jazda nam nie idzie. Jedziemy w kierunku przejścia granicznego z Armenią, prowadzi nas Garmin - niestety nie wiemy czy na otwarte (ruchu prawie nie ma), czy na właściwe... żaden z nas nie wpadł na pomysł by jakoś trasę ustalić. To chyba zasługa kaca. Na szczęście słonko pięknie świeci, delektujemy się jego promykami. Jest piękna, złoto-zielona jesień.

GtObQxf.jpg

ULeB95a.jpg

Jest tak pięknie, że stajemy za co trzecim zakrętem, za co drugim wzniesieniem.

jhCkYdo.jpg

nJGNB22.jpg

GY6iJd6.jpg

Gruzję opuszczamy poza kolejnością wołani skinieniem ręki celnika. Miło. Procedura nie trwała dłużej niż 5 minut.
Już w Armenii, tuż za granicą wymieniamy po 120$ w najbliższym kantorze i ruszamy dalej. No prawie, bowiem zaczepiają nas lokalesi zachęcając do zakupu ubezpieczenia, które ponoć jest wymagane. No ale przecież my wiemy lepiej, olewamy to i jedziemy dalej. Potem pożałujemy naszej decyzji...

Droga kręta, zaczyna zapadać noc, mnie znów dopada trauma, znów marznę... FUCK. Klnę na wszystko dookoła, nawet szybka jazda nie mogę się rozgrzać bo i nawierzchnia marna, i zakrętów dużo a wśród tego jeszcze sporo maruderów w autach. Mkniemy więc z zawrotna prędkością 75-85km/h.
Deszcz. Nie dośc , że marznę to jeszcze ... nosz (wiązanka).
Ciemność. Gdzieś kontem oka przelatuje mi sklepik, zawracamy. Idę kupić coś na kolację lub na śniadanie jak nie będzie ochoty jeść teraz. Jestem taki wkurzony, że jedyna rzecz na jaką mam ochotę to zatopić się w cieplutkim śpiworku i spać, śnić o cieple... Humor nieco poprawia mi ekspedientka częstując cukierkami. Wracam po dwa pomidory. Dostaję za free.
- Armenia pięknie się zaczyna - myślę sobie, odpalam jednocylindrowca, wbijam bieg i lecimy już dalej szukać noclegu. Jako, że jest ciemno, to do znalezienia czegokolwiek wyostrzam swój zmysł a do pomocy używam nawigacji. Tomasz trzyma się z tyłu, próbując nie nacisnąć mi na "odcisk" ;) 10km dalej znów dociera do mnie chłód nocy. Dość!
Skręcam w pierwszą, w miarę wyglądającą ścieżkę. Wiedzie do góry, do góry i jeszcze do góry. Po 3 minutach jazdy wjeżdżamy w miejsce gdzie jest w miarę płasko, tyle, że wieje.
- Zjedźmy może z 50-60m niżej, tam fajnie góry nas osłonią od wiatru - mówię
- Będą tylko jaja jak w nocy spadnie deszcz - dodaję.

Tak też robimy.
Szybkie rozbicie namiotu , szybka kolacja i wskakujemy do namiotu. Tym razem wjeziemy już tylko jeden, mój. Grubo ponad połowę rzeczy zostawiliśmy w hostelu, w Tbilisi.
Przed snem zgrywamy się z miejsca gdzie wjechaliśmy, zastanawiając się , kto w razie deszczu będzie miał większe szanse wyjechać stąd, ja, singlem na Shinko E705, czy Tomasz V2ką na Scoutach K60.

My o deszczu a tym czasem rano:
dAkU1Vh.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedziela, 6 października 2013r. Dzień 26.

Szok. Tak można określić nasze poranne samopoczucie. Lekki biały puszek przykrył cała okolicę. W sumie lekki nie był, bo śnieg był mokry. Po euforii zdjęciowej nastaje czas na zadanie sobie tego pytania - jak my stąd wyjedziemy ?
No właśnie... Tomek odpalił trampka i pojechał, ja - zostałem ;)
Wrócił, wypchaliśmy mojego konia na górę bo o jeździe nie było mowy. Dalej ostrożnie, powolutku.

fYCq7Wt.jpg

LbVXzD9.jpg

Twardzi jak stal naszych multitooli ;)
AIWdPsJ.jpg

Okolica
HV78iMx.jpg


Temperatura w okolicach zera, zimno jak cholera, śnieg pada nadal... po 50-60km odpuszczamy. Gdzieś na przełęczy meldujemy się w jakimś barze. Pech chciał, że był nieogrzewany, bez ludzi... no gorzej trafić nie mogliśmy. Liczyliśmy na jakieś ciepłe przyjęcie ale ciepło to nam się zrobiło po rachunku za śniadanie i herbatę. Przemilczę temat. W każdym razie bardziej chyba był za ten 3h pobyt, niż jedzenie i picie. Przez te 3h liczyliśmy na cud... zmianę pogody, choćby na ustanie opadów, po cichu na pług. Niestety. Trzeba było jednak ruszyć dalej.

EhBUa1X.jpg

jx5ORWA.jpg


30km dalej zaczęło się poprawiać.
Uff.
Kolejna sesja na rozgrzewkę!

EqtsNNT.jpg

EQGb13p.jpg

SCMXOPN.jpg

G2aSb9H.jpg

Rhkw6Wl.jpg


Zmarznięci jeździmy po stolicy Armeni w poszukiwaniu taniego schroniska czy hostelu, niestety - albo zajęte, albo poza naszym zasięgiem finansowym. W końcu, po 2h jazdy znajdujemy coś i wtedy... stwierdzamy, że jednak wolimy namiot ;) Głupie ale prawdziwe ;)

Odjeżdżamy jakiś 40-50km od miasta, już po ciemku, dziurawą drogą. Potem zjeżdżamy jeszcze kolejne 4-5km w bok - na czuja w jakieś pola. Płoszymy kilka par "zakochanych", wbijamy się głęboko, głęboko w pole z mocnym postanowieniem, że jutro, w tak pustym, odległym od cywilizacji miejscu śpimy co najmniej do 9:00

Aha...
Chcielibyśmy...

Poranek:
IKa0JLt.jpg
(zdjęcia odzwierciedla stan prawie wszystkiego co mieliśmy ze sobą - nawet aparat złapał trochę wody.... ;) - na szczęście przeżył to genialnie )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Dzięki.

Przepraszam od razu wszystkich śledzących relację za przerwę ale pewnie gdzieś do maja/czerwca, z racji zimowych planów, nie będę miał czasu by ją kontynuować ale na pewno skończę.

 

A plany duże - Tunezja za miesiąc:

http://forum.motocyklistow.pl/index.php/topic/170930-tunezja-jeszcze-w-tym-sezonie/

 

+

 

Afryka w styczniu:

http://forum.motocyklistow.pl/index.php/topic/169536-afryka-zachodnia-w-styczniu-2015/

 

A pewnie z każdego z tych wyjazdów chciałbym także coś napisać... a pokazać zdjęcia to już na pewno ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...