Skocz do zawartości

MotoGóry


Neno
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Na kolację Tomasz wciąga "coś", ja mimo, że kocham jeść zawsze na wyjazdach robię sobie post, więc o jakiejkolwiek kolacji mowy być nie może. Zresztą... prawdę mówiąc to jakoś za bardzo przez to nie cierpię, po prostu w czasie gdy Tomek pałaszuje coś z zapasów, ja oddaje się równie przyjemnej rzeczy - uwieczniam piękne chwile.
Tego wieczoru wyciszyć się pozwalały takie widoki :

1ov2.jpg

horx.jpg

4gdd.jpg

eng9.jpg




Poniedziałek, 16 września, 7 dzień w trasie.

To już tydzień od kiedy nie widzieliśmy łóżka, prysznica, TV itp. przybytków cywilizacji.
I o dziwo właśnie to wprowadza nas w doskonałe humory tego ranka. Do tego piękna pogoda "za oknem" więc budziki z 6:00 przestawiamy na 7:30, jak co dzień z resztą ;) Jak co dzień nasz plan schodzi na ... dalszy plan. Co zrobić, sen - ważna rzecz :D
Wczoraj się nie udało dojechać do celu, dziś nie uda spełnić się naszego marzenia, tego co zaplanowaliśmy sobie (o tym później) na Kapadocję, więc nie mamy wyrzutów sumienia. Do celu bowiem zostało raptem 100km czyli maksymalnie 2h. Dzień jakoś sobie zagospodarujemy ale jako pierwsze musimy znaleźć jakąś agencję ;) i wydać po 100 euro na gorące tureckie marzenie :D

Po długiej walce samych ze sobą w końcu wyszliśmy z ciepłych śpiworków na rześkie "poranne" powietrze. Leniwie pakujemy maszyny i odjeżdżamy.

i5qw.jpg

t51r.jpg


A to widok na okolice naszego obozowisku za dnia. Teraz widać co tak świeciło w nocy.

x3zb.jpg

0s0s.jpg

cvci.jpg


Czas start. Tomasz rusza do przodu. Ja z tyłu, mam nagrywać wyjazd, aż do asfaltu. Boję się tylko by nie skończyło się tak jak w Bułgarii. Wbijam jedynkę i ... kamera odpada na ziemię. Uff, dobrze, że to zauważyłem. Zanim się pozbieram Tomasz już czeka na asfalcie. Z ujęć nici. Trzeba będzie rozsądniej wybierać miejsce mocowania dla kamery. Na szczęście miękka trawka zamortyzowała upadek.

btjs.jpg


Pierwsza agencja na obrzeżach Nevsehir jest zamknięta, pewnie zbyt wczesna godzina na takie interesy. Lecimy więc dalej.
Wszelkie formalności załatwiamy kilka kilometrów dalej na przedmieściach Uchisar. Cena zbita ze 120 do 90euro. Mamy stawić się o 5 rano i... dołożymy do pieca:

2g5k.jpg

To właśnie nasze małe-wielkie marzenie. Po raz pierwszy oderwać się od ziemi na dłużej niż kilka sekund (żaden z nas nie latał wcześniej samolotem itp.).

Za miastem krótki postój na parkingu z pięknym widokiem na dolinę:

bk93.jpg

889s.jpg


Pomysł na resztę dnia? Pojeździć! To było proste, teraz należało znaleźć jakieś fajne ścieżki. pakujemy się w jedną taką - jest zakaz dla wjazdu ale tylko dla quadów. Wjeżdżamy. 3km później zawracamy bo droga nie przejezdna dla maszyn naszej, ciężkiej wagi. Woda wydrążyła tu sporej głębokości koleiny. Szkoda nas, maszyn, sił i czasu. Odpuszczamy zgodnie.
Odjeżdżamy kawałek od miasta, bez planów - byle dalej od cywilizacji.
Jedziemy tam gdzie nas oczy niosą, najwyżej jak się da.

eynh.jpg

bv63.jpg

ah59.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiem kiedy uciekają nam te wszystkie godziny. A my zupełnie jak dzieci, z górki, na górkę. Micha ucieszona, banan na twarzy. I tylko wybieramy coraz to lepsze miejsce pod namiot, by w końcu, po namowach Tomasz opuścić przed zmrokiem owe drogi bo poranny wyjazd w ciemnościach nie wróżył nic dobrego dla Tomasza i jego Transalpa. Duże stromizny, mnóstwo kamieni, dziur...
XT już w sam sobie świeci lepiej a do tego te SuperMini... ;)

r6pb.jpg

r14n.jpg

wc9s.jpg

tcsp.jpg

0vqk.jpg

i9tf.jpg

1ipy.jpg

ofhp.jpg

0cqt.jpg

4pvr.jpg

bya3.jpg

43o6.jpg

7ifu.jpg

ujtd.jpg

f2t8.jpg

vee5.jpg

rfa5.jpg

hlqk.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8vtw.jpg

c08r.jpg

3hag.jpg

W końcu, zmuszeni coraz szybciej opadającym słonkiem, rozbijamy namioty w średnio urokliwej okolicy... ale przynajmniej blisko miejsca skąd rano ruszymy autokarem polatać balonem.
Dzień, jak zawsze kończymy starannym serwisem. W ruch idą mokre chusteczki, żel antybakteryjny itp. wynalazki. W miarę posiadanych zapasów oszczędzamy owe "technologie" wspomagając się po prostu woda z 5 L butelek.
A kartusza z gazem znów nie udało się kupić....

w3cm.jpg

Mapka:
bwhe.jpg

v2yv.jpg



Zapowiedź dnia kolejnego:
btye.jpg

;)

 

 

Sorki, że jeden dzień w tylu odcinkach ale Forum nie przyjmuje takiej ilości zdjęc na jeden raz ... ;(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstajemy baaardzo wcześnie jak na nas. Budziki ustawione na 3AM, mimo to drzemiemy do 3:30. Potem w pośpiechu, w ciemnościach pakujemy majdan tak szybko jak tylko się da. O śniadaniu nie było nawet mowy. Strach, panika, że nie zdążymy. Nerwowo szukam w nawigacji miejsca gdzie mamy dojechać. Ta, jak na złość przycina się raz i drugi. Ciśnienie rośnie. A mieliśmy wstać tak by mieć te 30-45minut zapasu, tak na wypadek dziury w dętce...itp. itd. ...
Gdy wyjeżdżamy na asfalt panuje już nie mały ruch. Dziesiątki terenowych auta ciągną na swych przyczepach kosze, balony i cały ten majdan. Komfortowe busy transportują klientów. Jest 4:45 a przed nami około 10km. Śpieszymy się jak tylko można mając na uwadze to, że silniki i opony są jeszcze nie rozgrzane i o pałowaniu nie może być mowy!
Dojeżdżamy punkt 5:00! Na parkingu pusto. Nikogo już nie ma ;( Ani aut, ani ludzi ;( W oczach strach i przerażenie...
Zdenerwowani szukamy kogoś, kto udzieli nam informacji. Wychodzi jakiś koleś i każe zabrać stąd motocykle, za bramę i ustawić je wzdłuż ogrodzenia. Nie bardzo nam to pasuje ale cóż...
5minut później jesteśmy gotowi. Oddajemy nasze kaski na przechowanie i... wprowadzamy motocykle z powrotem na parking bo kolejny parkingowy twierdzi, że tak jednak można i, że tak będzie bezpieczniej. Gdzieś dzwoni i za chwilę zatrzymuj się bus, który zabiera nas gdzieś... nie wiemy gdzie. kazali wsiadać, o nic nie pytać, niczym się nie martwić. Po drodze odwiedzamy hotele i zbieramy resztę ludzi. Szkoda, że pod nasz hotel nie podjechali....

r5my.jpg


Dojeżdżamy na rozległy plac. Przypomina nam się , że już tu wczoraj byliśmy, krążyliśmy tu motocyklami w poszukiwaniu fajnych ścieżek do jazdy.
Chwilę przed opuszczeniem auta następuje sprawdzenie listy obecności, zaproszenie na kawę i wyznaczenie miejsca zbiórki.
Wysiadamy. Z pobliskiej budki każdy z nas dostaje po bułeczce oraz kawie lub herbacie - do wyboru, do koloru.
Zajadamy, popijamy i obserwujemy towarzystwo. najbardziej w oczy rzucają się Azjaci. Ich przewodnik chodzi z kartonikiem, którego zawartość poznajemy po chwili. To nic innego jak "chińskie" zupki w kubeczkach. Zalewają je wrzątkiem i pałaszują, robiąc nam niemałego smaka! No ale cóż, nie można mieć wszystkiego ;) Wsłuchiwanie się w burczenie naszych żołądków przerywa nawoływanie przewodnika/kierownika. Rozdziela nasza grupkę na 3 i kieruje do poszczególnych balonów. Tam możemy poprzyglądać się procedurom startowym, napełnianiu tychże powietrzem, a w zasadzie ogrzewaniu go. Zdjęcia niestety wychodzą nieostre, nie mamy statywu a nadal panuje ciemność a poranny chłodek nie pomaga w utrzymaniu aparatu nieruchomo przez min. 1,5sek.
Trudno. Ten obraz musimy wyryć w naszej pamięci.

8q4x.jpg

iw7d.jpg


30minut później siedzę, a w zasadzie stoję już w koszu. Tomasz obok. Ja niestety, ze swoim nikczemnym wzrostem i miejsce w środku kosza, mam kiepski humor... Tuż przed startem następuje liczenie i okazuje się, że po naszej stronie jest za dużo osób. Próbują rozdzielić jakąś parkę ale kobieta protestuje stanowczo, niemal zalewa się łzami. To była okazja! Zgłaszam się na ochotnika - gorszego miejsca przecież już dostać nie mogę.
Hura!!! Udało się! Stoję przy skraju, mam świetny widok na 2 strony, jest też luźniej.
Krótka instrukcja z której i tak niewiele rozumiem i startujemy. Poszło nam dużo lepiej niż ekipom obok, praktycznie nie było czuć startu - płynnie, powoli. Mistrzostwo!
I ten odgłos palnika, te płomienie ! No po prostu marzenie! Spełnione marzenie! Czekałem na nie równo 10lat, tyle bowiem minęło od mojej ostatniej wizyty w Kapadocji, wtedy marzyłem ale... nie było za co ;(

Chwilę potem byliśmy już wysoko, ucichły rozmowy, co jakiś czas było tylko słychać głębokie westchnienia z wrażenia. Widoki zapierały dech i po chwili go oddawały. Migawki aparatów zdawały się pracować nieprzerwanie...

gzzt.jpg

2qej.jpg

ctw2.jpg

lq9v.jpg

vdtu.jpg

k0a7.jpg

9yuz.jpg

1hal.jpg

gz1w.jpg

3m8v.jpg

ck4a.jpg


Tego dnia, po raz pierwszy w życiu leciałem balonem, po raz pierwszy w życiu byłem w powietrzu dłużej niż 3 sekundy ( nie licząc karuzeli, huśtawki itp. uciech), po raz pierwszy też zobaczyłem wschód słońca "kilka razy". Dokładniej : kilka razy widziałem moment gdy tarcza słońca przecinała linię horyzontu - nasz kapitan bowiem co chwila to obniżał lot, to podgrzewając powietrze unosił balon wysoko, ponad wszystkich. Oczywiście co chwilę również obracał go o 180*, tak, by każdy z nas widział co się dzieje dookoła, by każdy z nas mógł uwiecznić otaczające nas piękno. Dzięki temu każdy miał okazję zrobić zdjęcia pod światło, ze światłem itp. itd. A, że słonko zza horyzontu wychodziło niebywale szybko, także długość cieni również diametralnie szybko malała z każda minutą lotu. Sytuacja, krajobraz zmieniał się dosłownie co minutę.
- Dobrze, że zabrałem dodatkowy akumulator ! - ucieszyłem się w głębi duszy.

l7sm.jpg

i3pb.jpg

i5xk.jpg

s3xw.jpg

ph99.jpg

7z7j.jpg

px38.jpg

8t46.jpg

a5bo.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będzie więcej tylko... albo musze odczekać dobę albo tak jak teraz liczyć, że ktoś coś napisze, bo tylko wtedy mogę wysłac resztę natychmiast. Po prostu Forum jest obwarowane limitem i ... jest jak jest.

 

 

tikr.jpg

1on0.jpg

w1uo.jpg

5dcr.jpg

ydsy.jpg


Lądujemy idealnie na przyczepce. Brawa w podzięce za udany i piękny lot.
Chwilę potem szampan i pamiątkowe dyplomy.
O 8AM meldujemy się już przy motocyklach i... wierzymy, że dziś zrobimy niezły dystans bowiem już dawno nie startowaliśmy tak wcześnie. Nie, nie już dawno - jeszcze nie startowaliśmy tak wcześnie ;)

rmm5.jpg

bglj.jpg

09tx.jpg

rvo9.jpg

zore.jpg

d4cv.jpg

omdc.jpg

88m7.jpg


cdn.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Bardzo wcześnie zaczął się dla nas ten dzień - 17.09.2013, dla nas to 8dzień w podróży. Była to szansa nawinąć jakieś słuszne kilometry bo kolejny punkt do odhaczenia na naszej trasie był oddalony o ładny odcinek od Kapadocji.
Trzeba więc solidnie przygotować siebie i maszyny. Zaczynamy smarować łańcuchy, nakładać kolejne koszulki czy co tam kto miał albo co tam mu jeszcze zostało po kradzieży ;) U mnie wkoło zębatki nawinęła się jakaś foliowa torba, część jej wydłubałem a reszta została "na potem". To było nie do pomyślenia dla obserwujących nas Turków! Zaczęli się ciągać z ową folia, skubać, szarpać, w końcu skombinowali śrubokręt i po ponad 10 minutach walki wygrali. Umorusani w smarze ( niech się cieszą, że to był Belray a nie jakiś Motoul - wtedy uwalili by się po łokcie:D) ale szczęśliwi. I nie chcieli słyszeć, że to mi nie przeszkadza, że motocykl pojedzie dalej. Wszystko musiało być zrobione na tiptop. No cóż... co im będę żałował. Podziękowałem ukłonem tak niskim jak tylko mogłem, uścisnąłem nadgarstki i odjechaliśmy... w złym kierunku. Po minucie machaliśmy do nich jeszcze raz śmiejąc się razem z nimi ;)

A gdzie jechaliśmy... kolejnym celem był Ararat i próba wejścia na niego. Wiedzieliśmy ile to kosztuje, ile zajmuje czasu, zachodu - ale chcieliśmy spróbować. Raz się żyje, nie często bywa się w tych okolicach - więc czemu qrna nie?

Kilka migawek z trasy:

xw6r.jpg

cetf.jpg

Wstaliśmy dziś wcześnie to i spać się chce, zwłaszcza na drodze szybkiego ruchu. Droga szybkiego ruchu, jak sama nazwa wskazuje służy do szybkiego poruszania się po niej a tymczasem Tomasz co chwila przysypia i jego prędkość spada do 80km/h , nie pomaga to , że podjeżdżam, robię przegazówki... a prosiłem by jechać minimum 90ką, bo mi singiel szarpie łańcuchem a na czwartym biegu przecież jechał nie będę. Po czwartej, może piątej takiej akcji odpuszczam, dojeżdżam do Tomasza a ten w najlepsze bawi się mp3ka ;)
Nie wytrzymuję. Cel zna, mapę i navi ma. Ja odkręcam i jadę dalej wg umowy - 90km/h.
Kilka minut później tracę go z lusterek. Chyba działa z premedytacją ale nie dam wyprowadzić się z równowagi ;)
Zjazd, oznaczony wieeeelkim znakiem ale no jak... mp3 ważniejsza ;) Pomachaliśmy sobie tylko. To kolejna i nieostatnia nasza "zguba". Chyba to polubiliśmy bo wywołuje to dodatkowe przygody. Kilometr później , dla świętego spokoju wysyłam dla Tomasz nr drogi jaką ma cisnąć (nie mógł zawrócić a kolejny zjazd miał za kilka km itp.).
Spotykamy się jakieś 180km później w restauracji obok stacji benzynowej, na której tankujemy nasze rumaki a później siebie. Tankujemy także naszą elektronikę, suszymy co mokre po przelotnych opadach deszczu. Na szczęście już nie pada, my najedzeni i zaczyna się dyskusja co dalej bo w e-mailu, który odbiera Bathoty jest jakieś info o wizie Irańskiej. Dostaliśmy numerki (to on zajmował się wizą do Iranu)!
I oto stoimy na rozdrożu, Tomek chce w prawo, nad morze, obaj chcemy na wprost, na Ararat a ja dodatkowo próbuję przekonać fumfla by skoczyć nad drugie morze, to na północy i odebrać w Trabzonie wizy do Iranu i tym samym wrócić do planu pierwotnego. Przekonanie go nie jest trudne, trwa niewiele więcej niż minutę. I zaczyna się znów gonitwa z czasem, kasa. Wskakuję na moto i ruszam w miasto w poszukiwaniu karty telefonicznej. Po licznych drobnych, acz śmiesznych przygodach wracam z nią i dzwonimy do ambasady, umawiamy się z ambasadorem na jutrzejszy poranek, na godzinę 9! Tylko jak... mamy tam ponad 580km a już jest ostre popołudnie. Zwijamy majdan więc tak szybko jak tylko się da, dziękujemy za gratisowe herbaty i kawy (jako dodatek do obiadu), dziękujemy za pomoc przy mapie, za pokazanie tego i owego, i przede wszystkim za darmowe ładowanie bo nie było to w tym miejscu takie oczywiste.

Maszyna do ładowania:
u3bl.jpg

Nasz kelner:
phlm.jpg


Z tych blisko 600km do zrobienia tego dnia udaje nam się przejechać nieco ponad 200. Powód prosty: deszcz, niesłychany ziąb, wiatr... morale znów spadają prawie do zera ;(
Jeszcze w dodatku nie ma gdzie się rozbić ;( Masakra!
W podłych nastrojach zjeżdżamy w pierwsze lepsze miejsce jako tako nadające się do
rozbicia namiotu. Jako tako bo ledwo tam dojeżdżamy, idealnie płasko nie jest i jak popada to rano będzie zajebiście... Do tego namiot będzie ważył po zwinięciu chyba z kilogram więcej - w skrócie glina, glina i jeszcze raz glina.
Bez kolacji ( u mnie to standard) usypiamy czym prędzej. Budziki wzorem dnia dzisiejszego ustawiamy bardzo wcześnie i usypiamy po tym dniu pełnym przeżyć - tych dobrych i tych jeszcze lepszych.

jins.jpg

zcbt.jpg


Mapki:

1yb5.jpg

r4fm.jpg

A tak szukaliśmy noclegu...prawie po zmroku ;)

4r4u.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Neno wyprawa jest zaj...sta zazdraszam :) , zdjęcia super ale może łatwiej by Ci było gdybyś wstawił linka do zdjęć a nie wrzucał bezpośrednio do opisu, wiem że to fajniej się czyta i ogląda ale te zdjęcia są pojemnościowo duże i zanim ta strona mi się otwiera to trochę czasu mija :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Neno coś się stało z ładowaniem zdjęć z ostatniego Twojego posta. Wszystkie wcześniejsze ładują się elegancko, te z ostatniego posta w ogóle mimo wielu prób.

Pisz dalej i częściej, to najlepsza lektura na zimowe długie wieczory.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mik72- nie wiem co się mogło stac, u mnie wsio chodzi, wszystko widzę. Może przeładuje stronkę, spróbuj innej przegladarki ?

A może forum lub serwer wyłozył się "na chwilę" ? :)

Edytowane przez Neno
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...