Witam, Wpadłem w niezłe szambo. Otóż byłem zmuszony rozpołowić silnik w swojej Hondzie CB 450 N, musiałem więc ściągnąć koło magnesowe. Kupiłem w tym celu ściągacz od dealera, zapoznałem się z serwisówką. Mój błąd że zabrałem się do tego bez odpowiednich narzędzi - nie miałem dostępu do klucza pneumatycznego. Myślałem, że sam ściągacz i kilka lekkich uderzeń młotkiem w tenże ściągacz załatwi sprawę. Miałem opory przed waleniem młotkiem, bałem się że odbije się to negatywnie na wale, ale nie popełnia błędów ten kto nic nie robi... Kilka uderzeń i bez efektów, mocniej się bałem więc wpadłem na pomysł żeby odpowiednio dużą kulkę stalową umieścić miedzy ściągaczem a czopem wału i po prostu wkręcać ściągacz. Miałem nadzieje że koło zostanie wypchnięte. Wkręcałem, szło dobrze, myślałem że koło lada moment wyskoczy ale z każdym następnym obrotem zacząłem się coraz bardziej niepokoić. Odkręcam więc ściągacz i widzę że kulka wprasowała się w gwint od śruby trzymającej koło magnesowe. Sytuacje dramatyczna, w końcu udało mi się ściągnąć to nieszczęsne koło dzięki mocniejszemu uderzeniu młotkiem. Kulka stalowa okazała się być wykonana z jakiegoś miękkiego materiału. Przewierciłem, usunąłem, zostało jeszcze troszkę do połowy gwintu, ale to spokojnie usunę odpowiednim gwintownikiem. I teraz trzymając się za głowie mam wiele wątpliwości. w sumie już pogodziłem się z wymiana wału a nawet całego silnika. Ale mam pytanie czy słusznie? Zakładając że gwint jest do uratowania, że przy składaniu użyje w tym miejscu kleju do gwintów to czy rzeczywiście mogłem uszkodzić wał? Dodam, że usuwanie wprasowanej kulki też było bardzo inwazyjne, musiałem użyć przecinka i młotka żeby usunąć to co było przed gwintem - trochę tego bicia młotkiem było. Są małe wżery wewnątrz czopu od przecinaka i uderzania. Co mogę jeszcze dodać, eh no nic dałem ciała, głupi jestem i tyle. Po weekendzie miałem odpalać dziada a chyba będę musiał się z nim pożegnać Pozdrawiam