Witam Piszę ponieważ od kilku dni zachodzę w głowie o co chodzi z moim motocyklem, zaraz po jego zakupie na początku tego sezonu, za każdym razem kiedy odkręcałem manetke do końca i wchodziłem na około 8 tysięcy obrotów motocykl zaczynał mocno wyć a obroty rosły znacznie szybciej niż dotychczas. Myślałem wtedy że to swojego rodzaju odblokowanie pełnej mocy i taki strzał. Później świrowałem troche na kole ze sprzęgła i je spaliłem, efekt był taki że ów wycie miałem już na 4 tysiącach i wiadomo - motocykl stał w miejscu. Pierwsza myśl po doświadczeniu tego "ślizgu" była taka, że wcześniej wcale nie odblokowywała się pełna moc a również ślizgało się sprzęgło i stopniowo paliło. Wyminiłem więc tarcze i przekładki, śruby dokręciłem jak trzeba, luz na klamce mam ok 0,5cm, wiadomo nowy olej i filtr. Pierwszy dzień jeździłem delikatnie żeby wszystko się ułożyło, następny to samo (dla pewności) bo nie chciałem popsuć. Trzeciego dnia zacząłem odkręcać i pech chciał że byłem tak przejęty by na wszystko zwrócić uwagę i zrobić sprzęgło porządnie, że zapomniałem po spuszczeniu oleju dokręcić śrubę, która w efekcie się odkręciła i na trasie zgubiłem cały olej. Kupiłem więc nowy olej i zalałem 3,8L z tym że już nie zachowywałem tego delikatnego okresu a odrazu zacząłem wstawiać w pi^%*e. Wieczorem kiedy odkręciłem na nieco wyższym biegu przy niskich obrotach, zobaczyłem że wszystko ładnie się zbiera ale przy 10 tysiącach obrotów znowu mam efekt wycia silnika - znowu sprzęgło spalone i zaczyna się ślizgać? Prosze dajcie znać czy coś zrobiłem źle, co z tym fantem zrobić i czy mogę to jakoś naprawić, załatać? Z góry przepraszam za brak jakiegokolwiek posta na przywitanie czy też błędy ort i składniowe :)