Najlepszy jaki miałem ( i mam do teraz, szkoda mi sprzedawać) fiat Uno. 1.1, gaźnik 58km (fabrycznie, ile teraz, nie wiem xd). Robił szalone rzeczy, skakał, zamykał licznik, wyścig z BMW 330 przegrać, przegrał, ale trzymał sie zadka "bejcy" jak przyklejony. Niestety przez studia troche zastał i czekam na wypłate, żeby go naprawić. Drugi ulubiony, może nie mój, ale ojca samochód, to Volvo 850 T5-R, wykręcony do 350KM. Skąd go ma, nawet nie pamiętam, ale do dziś szaleje jak z ADHD. Najgorszy... Opel Corsa 1.2 od dziadka. Ciasne, nie jeździ (słabiutki silnik), skręca jak autobus, a paliwa zre jak T-34.