Witam
Zdałem za 2 razem
1 egzamin zawaliłem na tym, że po wykonaniu ósemek pojechałem na wzniesienie a pamiętam jak egzaminator powiedział (ósemki, wzniesienie, awaryjne zatrzymanie). Pomyślałem że może zmienić kolejność zadań. Zabrakło slalomu więc pierwszy błąd. Drugi jadąc ósemki nagle czuje brak mocy widze zieloną kontrolke więc szybko 1 bieg ale prędkość już była tak mała, że najechałem na linie i po egzaminie.
2 egzamin placyk ok. ulica wyjeżdżam z podporządkowanej na 3 pasmową gdzie jest korek. Już ruszam a tu koleś przed samym nosm zmienia pas na prawy. I zgasła maszyna. Już jest stres. Jade dalej.
Oczywiscie rozglądam się na przejściach, widze kolesia idzie dość szybko chodnikiem mija pasy i ok 2m za przejsciem wchodzi na jezdnie! Ostre hamowanie moto boczkiem koleś się śmieje i widze, że zrobił to specjalnie. Gdyby nie egzamin to by normalnie dostał po mordzie. Jade dalej.
Dojechałem do jakiejś L i ciągne się za nią ( za kierownicą dziewczyna). Punciak gaśnie jej kilka razy. Stoimy na światłach w małym koreczku, ruszamy i punciak zgasł i ja zgasłem normalny pech. Jade dalej bo już zostało 1,5 km z przekonaniem, że oblałem.
Podchodze do egzaminatora i słysze:
- egzamin zdany, - coś dużo przygód było
Wszysto zależy od egzaminatora czy zdasz czy nie.
A jeszcze jedno 2 egzamin trwał ok. 50 min i byłem sam na tą godzine.
Na 1 egzamin było nas 3 na wyznaczoną godzine i oblaliśmy.
Więc nie musze uświadamiać was o co w tym wszystkim chodzi.