Niecały miesiąc temu, dokładnie 16.08 jechałem z synem. Poza terenem zabudowanym, zbliżając się do skrzyżowania w sąsiedztwie wsi Dobrzyniewo pod Białymstokiem wyjechał z lewej podporządkowanej niemal przed koło Polonez. Prędkość miałem spacerową, do 40km/h a dodatkowo przed skrzyżowaniem zdjąłem gaz bo z kolei z prawej inny samochód wysunął maskę poza linię zatrzymania i nie byłem pewny sytuacji. Kiedy ów Polonez wyjechał przede mnie, odruchowo dałem po hamulcach, zablokowałem przednie koło i gleba. Nie uderzyłem w niego ani on we mnie, choć brakło może 30 cm. Niby banał, upadek przy małej prędkości, a jednak syn ma złamaną nogę, 6 tygodni w gipsie, a ja poleciałem na bok i kolano, ciężarem swoim, syna, który odruchowo się mnie trzymał i ciężarem sprzętu którym jechaliśmy. Mam zdruzgotane kolano, przeszedłem poważną operację z przeszczepami kostnymi z biodra, może za 6-8 miesięcy będę chodził. Noga nie będzie się nigdy zginać więcej jak 90 stopni i na stare lata czekać mnie będzie druga operacja wszczepienia sztucznego kolana. Do końca życia będę inwalidą. Gdybym normalnie włożył spodnie z protektorami i kurtkę obrażenia byłyby dużo mniejsze albo w ogóle ich by nie było. Ale to była sobota po południu, upał 30 st i odpuściłem sobie. Głupota! Piszę to teraz ze szpitala ku przestrodze. Miejcie oczy dookoła głowy, myślcie za ślepaków w innych pojazdach i przenigdy nie wsiadajcie na jednoślady bez ubioru. Teraz, po wszystkim oglądam np wyprawę motocyklową po Afryce i widzę że chłopaki jak wsiadają na motocykle w konkretnym upale, zawsze są w strojach. Tak trzeba, inaczej szafujemy własnym życiem.