Helloo Minął kolejny tydzień studiowania Waszego forum.....decyzja zapadła,kupuje motocykl :buttrock: (oooo,przywykliscie do tego już hehe). Przepraszam za nowego posta, wiem jak nie lubicie bałaganu, ale nie wiedziałem gdzie się podpiąć. W sumie to sam nie wiem po co piszę, czy to dlatego że własnie powinienem się uczyć na utrzejszy egzamin i robię wszystko żeby go niezaliczyć?, a może to dlatego, że moja pikawa zaczyna od razu bić jak szalona na sama myśl o tych upragnionych dwóch kółkach? Nie wiem Oooo,o czym zapomniałem całkiem...WITAM WSZYSTKICH SERDECZNIE. Zastanawiacie się co wybrałem? Ależ oczywiście będzie to Chopper......oczywiście(jak na miarę początkującego motocyklisty bez motocykla) będzie to Virago 535. Myślę że będzie to odpowiedni dla mnie sprzęt prawda? Wnioskuję tak po wnikliwej lekturze waszych tekstów (Gigabajtów literek). Nie wiem czy was to będzie interesować, ale.........chcę mieć motocykl, bo chcę poczuć te niesamowite uczucie towarzyszące mijaniu się z innymi z powitalnym i pojednawczym gestem, chcę aby te dwa kółka były czymś....kimś(przepraszam k.) do kogo możnaby się przytulić, musnąć dłonią jej krągłą sylwetkę, a w czasie przejażdzki stać się jednością z motocyklem. Do tego poczucie wolności jakie towarzyszy podróży szlakiem zachodzącego słońca....niesamowite. Kiedy tylko o tym myśle dopada mnie wielka pasja, doznaje drżenia niemalże w każdej części mojego ciała a zmysły wariują. Te wszystkie doznania potęgują się, gdy pomyśle o Chopperach, Ba! Criuserach. Każdy motocykl otoczony jest aurą...ale te posiadają ją niezwykłą. Totalna magia. Nie wiem czy jest to już patologia nazywać to co czuję miłością? Niestety, życie jest okrutne o czym sami sobie zdajecie dokładnie sprawę. Mam prawko A od 3 lat, a dane mi było zaledwie raz siedzieć na motocyklu(o niemożności jazdy wspomnieć się wstydzę), rok w rok czuję rozczarowanie po tym, jak okazuje się, że jeszcze nie jest mi dane mieć swoich dwóch kółek. Żeby było tego mało, mieszkam w Bielawie, to tu, jak Wam wiadomo odbywa się Street Fighter, nie tak daleko jest Karpacz - kolejne miejsce zlotów, po tych wydarzeniach choruję przez 364 dni i znów to samo. Ale teraz.....teraz to faktycznie może się zdarzyć, mam odłożoną jedną wypłatę, tak, to mało, ale nie widzę w tej kwestii ograniczenia, bo bardzo chcę tego czego chcę. Pójdę do rekina, sprzedam nerkę (bo tylko przeszkadza) lub okradnę tych, co mają za dużo, nie ważne jak. W związku z tym, proszę wszystkich którzy dotrwali do tego miejsca, aby zmotywowali i nakręcili mnie bardziej, bym przetrwał ludzi mnie tłumiących (tych,którzy mówią "wieje,pada i trzęsie,po co mi to?", a ja lubie jak mi wieje, pada i cholera jasna trzesie,o to w tym chodzi przecież tak?). Modle się mocno do bikerowego bożka a w żyły wlewam 98, żeby jeszcze tego lata spotkać Was na szlaku i wspólnie, zupełnie bez celu i bez korzyści pojechać przed siebie......... Do przeczytania i Niech MOC będzie z Wami