Kawa Opublikowano 25 Lipca 2004 Udostępnij Opublikowano 25 Lipca 2004 Siema, otoz przegladajac pewnego razu katalog Louisa w Internecie trafilem na calkiem niezle oferty butów, spodni do kombinezonu, itd , no i stwierdzilem - trzeba je miec. Napisalem nawet do nich maila - za ile dojdzie przesylka, jednak okazlo sie, ze najwczesniej za 2 tyg, co mi nie pasowalom, bo wybieram sie na dluzsze moto wakacje a ciuchy potrzebne od zaraz. W zwiazku z tym długo nie myslalem no i stwierdzilem z moja dziewczynka, ze jedziemy do najblizszego Louisa, czyli do Berlina - ot taka pierwsza dluga trasa. Z wyliczen wypadalo mi, ze jesli wyrusze o 5:00 nad ranem z Warszawki, to bede tam ok 13, o 14 wyrusze spowrotem no i bede o 22 w domciu. Katamarenem traska wychodzi mi cos wlasnie ca 7 godzin spokojnie :buttrock: jadac. No i git, w sobote zapakowlismy prowiant. Kaski na łeb i ognia. Udalo sie wyruszyc o 6:00 (jak ja uwielbiam pobudki). Traska bardzo mila, szczegolnie Konin-Poznan, no a potem w Niemczech do Berlina - gaz po oporach, super pogoda. W Berlinie okazalo sie jednak, ze zerkajac na mapke internetowa musialem albo popatrzec na nie ta ulice, albo cos pomiszac, gdyz krecilem sie po tym Berlinie niezly kawal czasu. Na szczescie, dzieki pomocy dobrodusznych tubylcow udalo mi sie znalezc Holzhausenerstrasse. Po zrobieniu zakupow (Cafe-Racer rules :crossy:. Zorientowalem sie ze juz 18:00. Wtedy sobie uswiadomilem, ze bedziemy wracac w nocy. Hmm, no nic, rura i do domku. Pod poznaniem zrobilo sie juz ciemno i niemilosiernie zimno :ehz: . Wdziany w skorzany kombinezon i bluzke pod sodem, rekawice, kominiarke, niewyrabialem- na szczescie w kufrze mialem sobotnia Gazete wyborcza. Najpierw poszla w ruch "Turystyka", potem regionalny dodatek i tak razem z moja dziewczynka opatulilismy sie cala wyborcza, no glownie rece, klata i plecy. Na parkingu nie bylo osoby, ktora by sie na nas nie obejrzala :lol: . Po gazetowaniu dalo sie jakos jechac. Doczepilem sie jakiegos goscia w katamaranie, ktory nadawal niezle tempo no i grzalem. Traska z poznania do konina byla spoko - pani od kasowania 11 PLN powiedziala, ze jest zdziwiona, ze widzi o tej porze motor, bo tak pozno to juz nikt nie jezdzi (pocieszyla mnie). Lecz po zjezdzie z autostrady zauwazylem, ze jezdnia jest cala mokra i sliska - hmmm "niezle padalo" pomyslalem sobie. Nie minelo 5 minut a tu jak nie lunelo, zdazylem zwolnic - tempo max 40/h. Krople wody nie zlatywaly z szybki, do tego byla oblepiona juz muszyskami , musialem ja podniesc zeby cokolwiek widziec. A tu z lewej dwie ciezaroweczki, ktore urzadzily mi maxymalny prysznic (podniesiona owiewka). Przy najblizszej mozliwosci myk z moto, szybko zarzucilismy kombinezony przeciwdeszczowe, no i ognia do najblizszej stacji, zeby troszke przeczekac. Oczywiscie zakladanie kombinezonu podczas ulewy jest zajeciem, ktorego nie zyczylbym nikomu - kazdy zamek oczywiscie musial sie wtedy zaciac, ale jakos sie udalo. No i dalej w traske, 50/h a tu po drodze ani jednego daszku, nic a nic co moglo by dac mi schronienie. Na dodatek jechalem na odcinku ktory jest wlasnie remontowany- zero linii narysowanych, frezy, albo wyboje. Z naprzeciwka oslepiajacy mnie goscie - z zamknieta szybka swiatlo rozmazuje sie na kroplach wody = zero widocznosci. Nie wazne juz bylo za ile dotre do jakigos pierwszego lepszego miejsca, chcialem sie tylko nie wypierniczyc lub nie wjechac w cos lub kogos nieoswietlonego. Na dodatek moja dziweczynka (bylo juz pozno) byla tak wymeczona, ze zasypiala mi z tylu i musialem ja co chwila budzic, zeby mi tam nie odpadla do tylo lub na bok. Na szczescie kombinezon p-deszczowy polo super sie sprawdzil, jedynie rekawice zaczely przemakac, kask nasiakl przz chwile gdy jechalem z podniesiona szybka (potem bylo lepiej), no i buty troszke wilgotnialy. Po ok 15 km w strugach deszczu, gdzie co chwila bylem wyprzedzany przez jakis tir (niektorzy ok. 1m odemnie) albo katamaran, gdzie wszystko coraz bardziej przemakalo (nie wiem jakim cudem, ale zaczelo mi sie wlewac przez kolnierz z tylu., chyba za slabo zapiolem) - wydawalo mi sie ze jade wietrznosc w tym gownie - moje oczka ujzalu niebieski szyld petrochemia plock - zbawienie. Zatrzymalem sie na stacji przeczekalismy deszcz, zaczelo sie rozjasniac. Pognalem do domciu, bylismy na miejscu ok 6:00. Dzisiaj odsypialem, lewa reka napieprza na maxa (sprzeglo), kark (kask), kregoslup (siedzenie) W zwiazku z tym: 1. Niezla mialem zaprawe 2. Nie zycze nikomu takiej trasy3. Ciesze sie ze dotarlem w 1 kawalku4. Ciesze sie ze mam wytrwala dziewczynke, ktora w niedziele namawiala mnie na kolejne jazdypozdr Opiszczie swoje najtrudniejsze trasy ps. Nie wiem czy to dobry dzial, moze lepszy by byl - podroze Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.