Premo23 Opublikowano 15 Lutego 2011 Udostępnij Opublikowano 15 Lutego 2011 Masz stary talent do opowiesci :clap: Nie kazdy potrafi tak ciekawie strescic to co widzial i przezyl:)Z niecierpliwoscia czekam na wiecej-Zagorzaly Czytelnik :flesje: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Premo23 Opublikowano 15 Lutego 2011 Udostępnij Opublikowano 15 Lutego 2011 (edytowane) Masz stary talent do opowiesci :clap: Nie kazdy potrafi tak ciekawie strescic to co widzial i przezyl:)Z niecierpliwoscia czekam na wiecej-Zagorzaly Czytelnik :flesje:Sorki za spama jak mod bedzie to czytal to niech usunie jeden z tych 2 postow Edytowane 15 Lutego 2011 przez Premo23 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rauven Opublikowano 27 Lutego 2011 Autor Udostępnij Opublikowano 27 Lutego 2011 Jak obiecalem, w koncu udalo mi sie znalezc chwile wolnego czasu zeby usiasc z piwkiem i splodzic kolejny kawalek tekstu. :)Mam nadzieje ze sie za bardzo na mnie nie gniewacie za dluuga przerwe ;) Piątek 23.07.10 cd. Ventimiglio… Moment chyba największego kryzysu podczas całej trasy. Po całkiem fajnym przejeździe przez góry dojechaliśmy do naszego pierwszego nadmorskiego miasta. I zaczęła się zabawa. My w pełnym wdzianku motocyklowym, 39 stopni w cieniu, 0 wiatru, i korki. Ale jakie. Ruch stoi, przeciskanie się odpada, za mało miejsca, pustym sprzętem byłoby ciężko, a co dopiero załadowanym i w dwie osoby. A do tego skutery….Wyobraźcie sobie film dokumentalny o ruchu drogowym w Bombaju w godzinach szczytu. I zamieńcie Hindusów którzy jeździli tak całe życie na pijanych turystów bez prawa jazdy, wypożyczających skutery i mających wszelkie przepisy w dupie…Jazda po chodnikach, czerwone światła, to tam jakieś światła były ? Pasy na drodze ? Jakie pasy ?Stoimy w korku, pot się z nas leje litrami, czuję, że psychicznie i fizycznie przestaję wyrabiać i wpadam w stan pomiędzy paniką a morderczym szałem. W pewnym momencie słyszę krzyk Jeanett i uderzenie w tył motocykla. W resztką sił udaje mi się podeprzeć nogą sprzęta walącego się na ziemie. Co się stało ? Koleś przepychający się skuterem uderzył w sakwy i pojechał dalej. Miarka się przebrała, pierwsza luka w samochodach jadących z przodu, klakson i rura ! Przebijam się pod prąd do pierwszego parkingu, zsiadam z motocykla i stwierdzam że nie jadę dalej. Ściągamy ciuchy motocyklowe, mając nadzieję, że nic nie zginie przypinamy wszystko gumowymi linkami do motocykla i idziemy szukać wody i jakiejś informacji turystycznej. Po godzinie latania w kółko poddajemy się. Butelka mineralnej w cieniu i stwierdzamy, że pora stąd uciekać. Jeszcze parę sekund w tym miejscu, a złapię siekierę i zacznę mordować ludzi na ulicach. Wsiadamy na motocykl, możliwie jak najszybciej przebijam się za miasto. Cóż, wpadłeś między wrony, krakaj tak jak one. Wciskanie się w każdą możliwą dziurkę, machanie rękami, klakson, dużo soczystych, ojczystych epitetów i jesteśmy za miastem. Pierwszy camping, pełno, drugi, pełno. W końcu udało nam się znaleźć wolne miejsca na Parco Vacanza „Por la Mar”. Szybka dyskusja w recepcji:- Ile za noc, dwie osoby, mały namiot i motocykl ?- 35 euro.- Pff… za drogo, jedziemy szukać dalej.- No dobra, 28, ale tylko dla was.- Jak spuścisz do 20 to zostaniemy może na dłużej….- Ok, 22, zgoda ?- Zgoda. Zostaliśmy zaprowadzeni do kawałka pola namiotowego przeznaczonego dla motocyklistów, szybkie rozbicie namiotu, długi zimny prysznic (ciepła woda 1 eur za 5 minut), pranie wszystkich ciuchów w torbach, które po wcześniejszych ulewach w Alpach się zatęchły, obiad, zimne piwo i już mi lepiej. Sobota 24.07.10 Pobudka koło 9 rano, szybkie musli z jogurtem na śniadanie i pora poszukać plaży. Po 15 minutach błądzenia miedzy willami i hotelami udało nam się dotrzeć nad wodę. Niewielka, kamienista plaża, z kamolami wielkości pięści, pełno ludzi, ale to nie ważne. Pierwsze spotkanie z morzem na tym wyjeździe. Cudowna chłodna woda, książka na plaży… Czego chcieć więcej ?Po kilku godzinach zdecydowaliśmy, że pora ruszać dalej. Szybkie pakowanie, uregulowanie rachunków na campingu i w drogę ! Od tej pory wiemy, że jeśli woda jest po lewej, to jedziemy w dobrą stronę. Kierunek – Nicea i Monaco.Nieprawdopodobnie przeludnione miasta. Szybki spacer w centrum księstwa. Widać ze bogactwo aż kapie. Co mnie zadziwiło, to to, że samo Monaco jest piękne tylko od frontu. Wystarczy zagłębić się w boczne uliczki i okazuje się, że te piękne, drogie budynki od tyłu wyglądają jak stare, sypiące się kamienice. Na chwilę usiedliśmy w lodziarni. To co tygrysy lubią najbardziej. Prosisz o 3 gałki lodów. Dostajesz 3 porcje… nakładane szpachelką wielkości kielni. Człowiek w końcu wie za co płaci.Na miejscu spytaliśmy się też gdzie można znaleźć tu jakiś supermarket, trzeba w końcu uzupełnić trochę zapasy suchego prowiantu i przede wszystkim wody. Upał dawał się we znaki. Pani za ladą z uśmiechem oświadczyła, że jest tu zaraz na roku. 50 m w górę ulicy. Pełni nadziei wyruszyliśmy na poszukiwania. Po ok. kilometrze, stwierdziliśmy że coś jest nie tak, wracamy drugą stroną ulicy i szukamy jeszcze raz. Znowu nic. W końcu machnęliśmy ręka i kupiliśmy kilka małych butelek wody w knajpie za paskarskie pieniądze. Dopiero kilka dni później skojarzyłem czemu nic nie znaleźliśmy… Casino jest także siecią supermarketów. Pod drodze mijaliśmy przeklęty sklep co najmniej 3 razy, ale najzwyczajniej w świecie mózg odfiltrował zbędną informację ;) Kolejny przystanek Nicea. Dojechaliśmy tam w godzinach szczytu. Szczytu upałów i natężenia ruchu. Idealna kombinacja. W pewnym momencie mignęła mi kafejka internetowa. Zatrzymaliśmy się poszukać kilku tanich kempingów na dalszej trasie. Po kilku minutach przy komputerze udało się sporządzić małą listę i na migi spytałem pani za kasą czy mogę naładować telefon. Zgodziła się. W momencie wetknięcia ładowarki do kontaktu SRU, ciemno, cicho – wywaliło wszystkie korki. Przerażona kobieta dzwoni do właściciela dowiedzieć się gdzie są bezpieczniki. Po 10 minutach znajduje. Załącza wszystkie, ale nic nie działa. Zaglądając jej przez ramię pokazuję palcem, że zapomniała o głównym różnicowym. Cud, prąd wrócił. Niestety nie ma hasła żeby uruchomić sprzęty w kafejce, więc kobieta wraca do telefonu i ponownie dzwoni do właściciela. Niezrażony pierwszą porażką z ładowaniem, stwierdzam że coś musiało być nie tak z gniazdkiem, szukam drugiego wolnego na przeciwległej ścianie, wtykam ustrojstwo do ładowania i…. Powtórka z rozrywki. Biedna dziewczyna za kasą powoli dostawała apopleksji. Z przepraszającym uśmiechem załączyłem bezpieczniki i z dziewczyna wymknąłem się z kafejki. Gdyby wzrok mógł zabijać to wystarczyło by po nas tylko malowanie. (O dziwo, później okazało się że moja ładowarka działa, widać była coś niekompatybilna z siecią elektryczną w feralnej kafejce ;) ) Późnym wieczorem dojechaliśmy do Antibes i zaczęliśmy rozglądać się za znalezionym wcześniej campingiem. Po godzinie jeżdżenia w kółko okazało się ze pod wskazanym adresem nic nie istnieje. Wszystkie pozostałe miejsca były albo pełne, albo zamknięte na 4 spusty. (zwyczaj który mnie niezwykle irytuje. Po 22, nie ma praktycznie szans na znalezienie noclegu). Pod bramą jednego z campingów, podczas narady co robić dalej zauważył nas jakiś ochroniarz, zawołał kierownika który łaskawie oświadczył że możemy rozbić namiot za skromną opłatą 25 euro. Cóż, zawsze to lepsze niż nie spanie w ogóle, szczególnie że w promieniu wielu kilometrów nie widzieliśmy ani jednego miejsca gdzie można by się rozbić na dziko. Formalności załatwione, facet wsiada do melexa, ja na motocykl żeby za nim pojechać. Zmęczony stawiam sprzęta do pionu i…. Zrobiłem to ze zbyt dużym rozmachem. Po chwili w równowadze chwiejnej poczułem jak złośliwe prawie 300kg przechyla się na prawo. Na szczęście torby przyjęły na siebie parkingówkę. Przynajmniej gmole są teraz podrapane symetrycznie. Niedziela 25.07.10 Pobudka o 6 rano, pora ruszać dalej. Kolano Jeanett się poddało. Stara kontuzja i spaprana operacja kolana dały znać o sobie. Staw wielkości dojrzałego arbuza i praktycznie brak możliwości siedzenia na motocyklu. Ostatni znak że pora zatrzymać się gdzieś na kilka dni i zregenerować siły. Kilkadziesiąt kilometrów dalej zdecydowaliśmy się zatrzymać przy jednym z pól namiotowych. Okazało się, że zostało ostatnie wolne miejsce. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy zostać na 2 dni. Sam camping ( Paradis des campeurs w Les Isambres) zaskoczył nas bardzo pozytywnie. Bardzo czysty, świetne i nowe zaplecze sanitarne, żadnych dodatkowych opłat za ciepłą wodę itd. Kilkadziesiąt metrów do miłej plaży, sklep pod nosem i kilka knajp po drugiej stronie ulicy. Zdecydowanie najprzyjemniejsze miejsce postojowe podczas całej podróży. Rozbiliśmy obóz, rozpakowaliśmy wszystkie bagaże i ruszyłem szukać apteki. Wsiadając na motocykl przeżyłem szok. Kurcze, ale ten V-Strom lekki bez 2 osób i tony zapasów. Jak rower :D Kilka kilometrów dalej znalazłem aptekę. Miła pani farmaceutka niestety posługiwała się wyłącznie bardzo łamaną angielszczyzną. Po kilku próbach dogadania się na migi zostałem posadzony przy google translate na komputerze na zapleczu i udało się przetłumaczyć czego potrzebuje. Wróciłem do obozu z maścią przeciw opuchliźnie. Poniedziałek/Wtorek 26/27.07.10 Wreszcie czas na odpoczynek. Dnie spędzone na plaży. Drinki, wino, lody, gra w karty. Jest pięknie. Kolano powoli wraca do siebie, już jest dużo lepiej. Odpoczynek i maść pomogły.Po pewnym czasie ciągłej jazdy miło jest się zatrzymać, umyć motocykl, naciągnąć łańcuch i poleniuchować nie martwiąc się szukaniem noclegu, korkami i przez chwilę porozkoszować się upałem z drinkiem w ręku, a nie wciąż przeklinać, że się człowiek gotuje w ciuchach motocyklowych. W tych okolicach jest strasznie trudno znaleźć jakieś miejsce żeby przespać się na dziko. Każdy wolny kawałek terenu jest ogrodzony, i pełno zakazów biwakowania. We wtorek rano spędziliśmy parę godzin na plaży i zdecydowaliśmy że pora jechać dalej. Kierunek Cap d’Adge. cdn. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
crom28 Opublikowano 28 Lutego 2011 Udostępnij Opublikowano 28 Lutego 2011 fajna wyprawa, planuję coś podobnego za rok, na razie szykują się raczej skandynawskie klimaty. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.