
Pablo2
Forumowicze-
Postów
3 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Osobiste
-
Motocykl
2oo
-
Płeć
Mężczyzna
Informacje profilowe
-
Skąd
łódź
Osiągnięcia Pablo2

CZYTACZ - zupełny świeżak (7/46)
0
Reputacja
-
dzień 13 : po zjeździe z promu zaczynamy intensywnie szukać jakiegokolwiek campingu. Ale tak jak mi się wydawało wcześniej w Virtsu takiego nie znaleźliśmy :-( Jedziemy więc dalej z nadzieją , że zaraz coś znajdziemy. Jest bardzo zimno i ciemno jak w ... Minęło ledwie kilka dni a noce stały się ... nocami :D W trakcie jazdy myślę o złośliwości losu : jak się spało w łóżku jeszcze kilka dni temu to nie można było zasnąć bo tak było widno , a teraz jest odwrotnie .Jedziemy po totalnych zadupiach , przez myśl przechodzi żeby się zatrzymać i założyć podpinkę ale twardo mam nadzieję że zaraz coś znajdziemy do spania . Zmarznięci dojeżdżamy aż do miasta Parnu . Jest już dobrze po 2:00 więc najwyższa pora gdzieś zanocować .Miasto jest duże i co chwila pojawiają się nowe hotele. W pewnym momencie widzimy znak na kempa więc banan na buzi i jedziemy . Niestety to jakiś kemp widmo bo nie możemy go znaleźć więc wjeżdżamy do najbliższego hotelu. Nie wiem czy byłem już tak przemarznięty , czy miałem tak odpychający wygląd ale kobietka w recepcji zaserwowała taką cenę za pokój , że mnie zaraz cofnęło za drzwi . Wracając do głównej drogi , widzę jak taksówka wyjeżdża z jakiegoś ogrodzonego a'la parku. Coś mnie tknęło i skręcam w to miejsce i ... camp widmo został odnaleziony :D Jest ok 2;30 i zaczyna się dobijanie do recepcji bo już obsługa śpi . Desperacja zostaje nagrodzona i zaspany gościu daje nam klucze do domku . Ufff :) Domek podobny do naszych wcześniejszych "apartamentów" znalezionych w Rumunii czy na Łotwie , ale na tą chwilę to dla nas wręcz Hilton :D przed spaniem na rozgrzewkę jaszcze po 2 browarki i kilka godzin snu się przyda. Rano mamy w planach muzeum motoryzacji w Rydze i wieczorne włóczęgi po starówce. Wstajemy nie tak wcześnie jak zamierzaliśmy, ustalamy konkretne namiary na muzeum , oraz na fajny camping 20 km za Rygą . Camp położony nad morzem + mały aquapark ma być dobrą bazą wypadową na Rygę Do Rygi docieramy bez żadnych problemów w towarzystwie bardzo ładnej pogody . Nawigacja doprowadza nas pod samo muzeum motoryzacji . Ale na miejscu zastajemy ogrodzony parking a na nim jakieś roboty budowlane. W pierwszej chwili myślimy, że wjazd jest od innej strony , ale robotnik uświadamia nas że muzeum jest zamknięte , a dokładniej przeniesione na drugi koniec miasta do jakiejś hali expo. Dla nas żaden problem , ale ten sam gościu mówi , że żeby zwiedzić tam muzeum trzeba wcześniej uzgodnić wizytę bo inaczej będzie zamknięte :banghead: No nic, ryzykujemy . Przebijamy się na drugi koniec miasta jadąc wg wskazówek naszego informatora. O dziwo nowe miejsce muzeum znajdujemy bez problemów ( co u nas wcale nie jest normą :D ) i nawet okazuje się że jest otwarte :) Na dużej hali wystawione są wszelkiego rodzaju pojazdy : motocykle , samochody osobowe , wyścigówki , ciężarówki .Bilet wstępu to chyba 2 euro a naprawdę jest co oglądać . Tutaj zdjęcie oryginalnego RR w którym towarzysz Breżniew miał wypadek w drodze do Moskwy tutaj motocykl na zimę :) albo nowoczesna straż pożarna Z muzeum motoryzacji mieliśmy jechać do Jurmały gdzie mieliśmy zameldować się na campie i wieczorem ruszyć na podbój Rygi. Kilometrowe korki przy wyjeździe z miasta zmieniły nasze plany i postanowiliśmy atakować Rygę od razu. Motocykle wraz z ciuchami i kaskami zostawiliśmy na jednej z ulic nieopodal starówki . Trochę mieliśmy pietra co zastaniemy po powrocie , tym bardziej że jeden z "kolegów" co potrzebował na bilet do domu poinformował nas że lepiej tutaj nic nie zostawiać . Obawy jednak okazały się płonne bo wszystko zostało na miejscu :-) Ale przejdźmy do samej Rygi . Ogólnie miasto mnie mocno zaskoczyło . Kiedyś już tam byłem , ale to było z 18 lat temu i na chwilę , praktycznie nic z niej nie pamiętałem . Z 4 miast : Tallina, Helsinek, Rygi i Wilna to właśnie tam chciałbym pojechać na dłużej . Tak jak 2 lata temu Złote Piaski posłużyły nam jako baza wypadowo-imprezowa tak i tutaj myślę że można by było fajnie zorganizować czas. Noclegi oczywiście gdzieś nad morzem . Sama starówka mnie po prostu zauroczyła. Mnóstwo zabytków , gdziekolwiek nie spojrzeć znajdzie się coś interesującego. Pełno klimatycznych knajpek i restauracji , których niestety nie dane nam było sprawdzić :-( Ale już sam spacer po wąskich i krętych uliczkach powoduje że miasto zachęca do bliższego poznania . pałac kultury w łotewskim wydaniu cdn
-
cd dnia 12 : ... tak jak wcześniej napisałem dotarliśmy do muzeum wojskowego .W przewodnikach czytałem , że kiedyś w okolicy było 30 mniejszych lub większych baz wojskowych . Dzisiaj pozostały w okolicznych lasach pojedyncze bunkry lub stanowiska artyleryjskie oraz wspomniane muzeum . Wstęp do muzeum jest płatny ( chyba 4 juraski ) Samo muzeum to raczej prywatna kolekcja pozostałości po znajdującej się tam byłej bazie sowieckiej. Położenie bazy genialne - na samym cypelku. Wokół budynków w których kiedyś mieściło się stanowisko dowodzenia , maszynownia i kwatery żołnierzy pozostało kilka fundamentów po mega wielkich działach niszczycielskich . Samych dział niestety nie ma ( nawet jakiś prowizorycznych replik ) ale zdjęcia i opisy ich wielkości dają do myślenia . W budynku sztabu w każdym pokoju wiele eksponatów podzielonych tematycznie . Żadnych ludzi , którzy to pilnują , kamer czy tp. Wszystkie eksponaty można wziąć w łapy , swobodnie pooglądąć czy zrobić sobie fotki . Ubaw mieliśmy niezły :-) Wszystkie zgromadzone tam eksponaty wystawione były w pokojach na parterze. Ale na końcu korytarza były schody na I piętro. Niby nie można tam wchodzić ale ... :D Otworzyliśmy drzwi a tam wejście do ... współczesnego pokoju dowodzenia :-) Gościu w pokoju zainstalował sobie lunetę i przez nią podgląda babeczki na oddalonej kilkaset metrów plaży :rolleyes: widać , że gościu miał coś z przeszłości :D . Mnie też coś się udzieliło , koordynaty ustalone więc : Krzych jednak coś pomylił albo radziecka myśl techniczna dała ciała i dalsze zwiedzanie zmuszony byłem kontynuować na 2oo. Z bazy pojechaliśmy dotknąć stopą najdalej leżących kamieni i piasku na Saaremie , oraz zobaczyć jedną z większych latarni w Estonii a dalej już się kończy Saarema : Dotknęliśmy najdalej położonego punktu Saaremy , jak i całej Estonii i ruszyliśmy w drogę powrotną . Plan był prosty , albo nocujemy w największym mieście na wyspie Kuressaare albo jedziemy dalej do samego Muhu i szukamy tam campingu , aby jutro z samego rana wsiąść na prom . Do Kurassare docieramy późnym popołudniem . Planujemy zwiedzić największą atrakcje miasta czyli zamek . Jak to zwykle z zamkami nam wychodzi po dotarciu na miejsce okazuje się że wejscie na głowny dziedziniec jest już zamknięte . Czemu mnie to nie dziwi ? :D U nas to standard :banghead: Ale nie jest najgorzej bo prócz tego dziedzińca można się dostać swobodnie za fosę i chodzić między murami i dziedzińcem . Zwiedzamy więc co możemy , strzelamy kilka fotek przy armatach i spadamy dalej . Kręcimy się trochę po mieście , stwierdzamy że chyba nic ciekawego nas tu nie zatrzyma . Mała starówka i jakiś taki spokojny klimat wygania nas w stronę promu . Jakieś 15-20 km przed portem zaczynamy szukać kempa. Zaczyna robić się szaro i zimno . Pierwszy camp fajny ale jest impreza i tylko namiot wchodzi w grę . Zamierzamy wcześnie rano wstać więc nie chce nam się rozkładać i jedziemy dalej . Kolejny camp nie pasuje coś Krzychowi więc jedziemy dowiedzieć się o której rano odpływa prom . Okazuje się że jeszcze o 23:00 wypływa do Tallina . Mamy więc jakieś 40 min . Podejmujemy decyzje że jedziemy zobaczyć jeszcze jeden pobliski camping a jak nie to zmykamy na drugą stronę lądu gdzie podobno będzie kilka campingów ( jakoś mnie się one nie rzuciły w oczy jadąc na wyspę ) Camping którego reklamy wisiały przy drodze okazuje się czynny tylko w teorii . Kiedyś coś tam było a teraz zostały jakieś stalowe budy chyba dla rybaków którzy trzymają nieopodal swoje łódki . Wracamy więc na prom .Czekamy kilka minut podczas których wymarzłem strasznie . Piździło jak w kieleckim :D Krótki rejs i o północy byliśmy już na "normalnej" Estonii .
-
J-23 znowu nadaje :ph34r: fotki z Helsinek : Dzień 11: Dzisiaj jedziemy pochodzić po górach . Przynajmniej tak mówią nasi gospodarze :ohmy: Docieramy na miejsce , na totalnym odludziu, Nie ma go podobno w żadnych przewodnikach ( koordynaty GPS jakby co to mamy ) Wchodzimy na szlak turystyczny i wędrujemy po tych ich "górach". Góry okazują się skałami a'la nasze góry stołowe tylko jeszcze w mniejszym wydaniu . Podobno taki rodzaj skał występuje tylko tutaj i nigdzie na świecie takich nie ma . Drepczemy więc po tych skałkach i dochodzimy do głównej atrakcji . Są to takie leje wydrążone w tych skałach przez kamienie . Przez tysiące lat woda podmywała taki kamień a ten drążył taki oto lej : Po mało męczącej wycieczce "po górach" jedziemy ok 100 km na zlot starych motocykli i samochodów . Osobiście myślałem że nie będzie to nic ciekawego , ot taki nasz moto weteran bazar . Ale po przyjeździe szczęka mi opadła . Po pierwsze : samo miejsce bardzo ładnie położone. Małe miasteczko w centrum którego jest śluza , która podnosi jachty na ok 2 m . Cała wystawa mieściła się w parku położonym wzdłuż kanału prowadzącego do tej śluzy. Po drugie : Ilość pojazdów mnie powaliła :ohmy: Auta osobowe, ciężarowe , traktory no i oczywiście motocykle . Praktycznie cały przekrój amerykańskiej motoryzacji . Wszystkie auta przyjechały na własnych kołach a ich stan można określić jednym słowem : cacuszka :eek: Gdybym miał wybrać 3 lub 5 za free chyba by mi zwoje się przepaliły za czym bym się zdecydował . Nie będę wklejał zdjęć bo szkoda limitu ale jedno wkleję jako ciekawostkę ( pojazd z 1912 r z ciekawym napędem i chyba mój faworyt do miejsca w garażu ( póki co ani garażu , ani faworyta :D ) Po powrocie do domu przyszedł czas na testowanie starego BMW R75 w wersji snow :D Motocykl używany przez Seppo do zimowych zlotów . Marianne wsiada do kosza a Seppo jeździ po skandynawskich zlotach . Na oponach kolce a na manetkach ogromne mufy na ręce . I sprzęt z takim wyposażeniem dostałem do testowania . Testy szybko by się skończyły bo już na pierwszym rondzie zapomniałem że mam kosz i kołem od niego odbiłem się od krawężnika i mało co bym wylądował w rowie . Brakło pół metra :banghead: W ramach rewanżu Seppo dostał na testy mojego GS-a . Do wymiany na szczęście nie doszło , choć Seppo chyba będzie zamieniał swojego Rt-ka którym śmiga na co dzień na GS-a . Dzień 12 : rano wstajemy i jedziemy na prom do Helsinek : Prom mamy na 11:00 także nie mam zbytniej napinki . Trochę czekamy w porcie bo nasz prom się trochę spóźnia , a raczej prom odpływający godzinę wcześniej ma problem z punktualnym odpłynięciem .Na promie już nie przypinamy motocykli kilkoma pasami , tylko profilaktycznie mocujemy jednym . Podróż mija szybko a na pokładzie decydujemy , że jedziemy z Krzychem zobaczyć klify nieopodal Tallina . Ulavi twierdził że mają ok 90 m wysokości ( tym bardziej trzeba było to zobaczyć ) Tak więc zaraz po zjechaniu z promu na tallińską ziemię kierujemy się w stronę klifów . Dokładnej nazwy miejscowości nie pamiętam , ale jest to typowe miasto wojskowe . Jakaś jednostka wojskowa nawet miała chyba jakieś manewry bo gieroje biegali w pełnym rynsztunku i kałachami po drodze :-) A same klify okazały się duużo mniejsze niż zapowiadał Ulavi . ścieżka z klifów do tego miasteczka wojskowego prowadzi małym offem . Polna droga co chwila a to zarasta zielskiem a to pojawiają się kałuże , ale navi każe jechać dalej , aż w końcu przez pole dojeżdżamy do opustoszałego miejsca w którym pewnie kiedyś miał rezydencje jakiś ruski generał :D W mieście postanawiamy zamoczyć nasze 4 litery . Krzychu postanowił dojechać do plaży jadąc po tłuczniu wysypanym przy morzu . Niestety daleko nie zajechał :-( nie byłoby źle gdyby Honda się nie obraziła ,że próbował z niej zrobić quada :D Zastrajkowała i nie chciała odpalić :-( A dokładnie akumulator się rozładował. Jakby pecha było mało to musieliśmy motka wypychać z tych kamieni pod górę :banghead: Qwa myślałem że się zhaftuje :-( Do plaży dojechaliśmy już polnymi dróżkami , a raczej dojechaliśmy na klif , a dalej już w kąpielówkach złaziliśmy po kamieniach . Woda w morzu okazała się wyjątkowo zimna , ale nie po to tam schodziłem , żeby mnie to powstrzymało :D Krótka kąpiel , bo trochę palce wyginało i wracamy do Tallina . Ostatnią noc śpimy w domu u Ulaviego i rano spadamy na największą wyspę Estonii - Saareme Dzień 12 : rano żegnamy się z Ulavim , który okazał się nie tylko dobrym kompanem , ale również naszym tłumaczem . Finowie głównie posługują się swoim językiem a ze zrozumieniem jego jest chyba tak jak z chińskim . Żadnych szans :D Do portu w Virtsu z którego odpływają promy mamy 140 km . Bilet na prom to jakieś śmieszne pieniądze ( chyba za 1 osobę + motocykl to 6 euro ) Promy kursują w dzień co godzinę a w nocy chyba co 3 . Czekamy jakieś 15 min i pakujemy się na prom ,który płynie niecałe pół godziny Prom przypływa do wyspy Muhu , która jest połączona z Saaremą groblą Saareme to bardzo spokojna wyspa. Czas tutaj dawno się zatrzymał . Ludzie żyją z rolnictwa , budynki to typowe wiejskie zagrody. Widać różnicę między Estonią "lądową" a tą z wyspy. Na drogach praktycznie zero ruchu . Rzadko kiedy kogoś wyprzedzamy, a o policji to chyba tylko wszyscy tu słyszeli ,ale nikt nie widział :D Plan mamy prosty : objeżdżamy całą wyspę , a jak braknie czasu to śpimy w Kuressaare - centrum życia na wyspie . Zwiedzanie zaczynamy od starej wioski Muhu . To taki skansen , gdzie ludzie żyją w domach jak za dawnych czasów . Mi takie klimaty się podobają , ale Krisowi już nie . Obchodzimy więc szybko wioskę , w której można kupić piwo domowej roboty i jedziemy dalej . Zresztą cała Saarema słynie z takich piw , oraz z wiatraków. Z Muhu jedziemy już na Saareme , a konkretnie do miejscowości Angle , gdzie można zobaczyć symbole wyspy czyli wiatraki . Kiedyś na wyspie było ich podobno 800 , a do obecnych czasów przetrwało ich tylko kilka . W Angle jest ich z 10 i nawet można je zwiedzać .Bilet wstępu daje możliwość wejścia do każdego z nich, obejrzenia zbiorów dawnych maszyn rolniczych i kilku starych traktorów. Można wejść też do restauracji w której podają tradycyjne regionalne dania . W piwnicach tej restauracji jest też muzeum starych maszyn . Są liczne tokarki,frezarki,prasy itp My spróbowaliśmy ich kuchni regionalnej , ale ogólnie mówiąc szału nie było . Pojedli , popili to ... można jechać dalej . Kierujemy się na północne wybrzeże do miejscowości Panga . Są tam najwyższe klify na wyspie. Widoki fajne , ale oprócz podziwiania krajobrazu nic więcej w tej wiosce nie ma Z Pangi udajemy się do Jarve . Jest to najdalej wysunięty punkt na wyspie . Kiedyś mieściło się tutaj ponad 30 baz wojskowych , Dziś na końcu cypla stoi latarnia morska , a wcześniej można zwiedzić muzeum wojskowe , w którym są pozostałości po czerwonej armii. Tam też się właśnie wybieramy . Droga jest genialna. Najpierw wydaje się że na asfalcie jest porozrzucane potłuczone szkło. Asfalt po prostu się błyszczy . W rzeczywistości jest to domieszka granitu , którego tam jest pełno. Dzięki temu asfalt jest bardzo szorstki i prosty jak stół . Drogi puste, co chwila jakieś zakręty , dookoła natura w najczystszej postaci .To jest to ;-) W takich klimatach dojeżdżamy do muzeum wojskowego. ale o tym za 2 tyg jak wrócę