Witam wszystkich! Mam ogromny problem i potrzebuje natychmiastowej pomocy. Jezdze, a raczej jezdzilem r6 z 2002 roku. Pod koniec ostatniego sezonu zaczelo cos glosno halasowac w silniku. Pojechalem tym motocyklem (jezdzil caly czas) do mechanika. Zostawilem go i cala zime go robil. Wymienil cala mase czesci (rozrzad, plyny eksploatacyjne, filtry, akumulator, zwory, uszczelniacze, remont glowicy) ogolnie stwierdzil, ze wszystko bylo wina skrzywionego zaworu. Zaproponowal wymiane silnika badz remont generalny. Pomyslalem, ze kupując uzywany silnik, nie wiadomo ile pochodzi, a wymianiajac podzespoly starego bede przynajmniej pewny ze wszystko bedzie chulalo. Moj bład..... Mechanik robil go cala zime (nie kazalem sie spieszyc,bo wiadomo.... zima) na świeta wielkanocne odebralem go.Zapłaciłem za wszystko ponad 2tys złotych. Przejechalem 500m i zgasl, rozrusznikiem krecil ale nie odpalal. Odpalil na zapych (pomyslalem ze moze to przez zime i pojechalem, ale sytuacja sie co 500 m powtarzala) mial moc, wszystko bylo w normie, ale nie odpalal. Po godzinie wrocilem tym motocyklem do mechanika opisujac sytuacje. Znowu trzymal go 2 dni, bawil sie .... po dwoch dniach odebralem, odpalam w zaleznosci od humoru, duzo latwiej gdy byl zimno, a cieply nie bylo o tym mowy. Powiedzial ze nie wie co sie dzieje, czesci sa nowe, musza sie dopasowac, trzeba po prostu pojezdzic.... Studiuje daleko od domu wiec zamierzalem jechac 400km, wiec sie go zapytalem czy moge jechac. Powiedzial ze nie wykrecac go narazie powyzej 10tys obrotow i spokojnie mozna jechac..... Tak tez zrobilem.... wiadomo jak to na trasie, nie trzeba bylo odpalac wiec wszystko bylo ok.... pod koniec trasy coraz czesciej gasl na swiatlach i trzeba bylo pchac. "Na szczescie" juz pod samym celem podrozy zauwazylem ze caly prawy but mam w oleju. Patrze a tu taki charakterystyczny cycek w uszczelce pokrywy zaworowej zostal wypchniety plujac spalinami i olejem. Wiele nie myslac, zaprowadzilem motocykl do mechanika juz w tym miescie gdzie bylem. U nowego mechanika sie zalamalem. Pokazalem mu fakture od poprzedniego, a ten zaczął mi pokazywac ze poza wymiana akumulatora nic tu nie bylo robione. Sciagnieta glowica i zalozona z powrotem. Olej i filtr stary, lancuch rozrzadu stary, uszczelka pod glowica stara, zmierzyl mi cisnienie na cilindrach i okazalo sie ze mam wyniki: 9, 6, 0 , 3. Jedyna rada to znowu nowy silnik... To zbyt wiele jak dla biednego studenta znowu placic 2tys wiec zadzwonilem do poprzedniego mechanika z pretensjami. Ten oczywiscie twierdzi ze czesci musialy zostac podmienione i ze drugi mechanik klamie.... Slowo przeciwko slowu, a miedzy tym wszystkim ja. Po straszeniu sadem jednak pierwszy mechanik postanowil przyjechac i zabrac ten motocykl w ramach reklamacji i naprawic szkode za darmo. Drugiemu mechanikowi za diagnoze musialem zaplacic 500 złotych. Motor wrocil do pierwszego mechanika. Czekam miesiac.... pod koniec maja mechanik dzwoni ze ma juz czesci, idzie odebrac glowice od podwykonawcy i bedzie skladal. Nawet nie wiecie jak sie cieszylem. Nagle po kilku dniach dzwoni, ze jest problem. Wszystko zrobil co trzeba bylo, ale mimo to nie dzialalo. Rozebral caly silnik na czesci pierwsze i okazalo sie ze jest pekniety blok silnika, peknieta tuleja cylintra, na garach sa drobne pekniecia. Powiedzial ze to nie jest to czym sie zajmowal, ze on swoje zrobil i teraz jestesmy kwita. Zaproponowal ze za 1800 moze mi zalatwic silnik i wtedy na pewno bedzie jezdzilo. Szok!!!! Zadzwonilem do tego drugiego mechanika zapytac czy on widzial takie uszkodzenia gdy motocykl byl u niego. Powiedzial ze to niemozliwe, co prawda bloku nie ogladal, ale tutleje i gary widzial i nie bylo pekniec. Twierdzi ze tamten zle zlozyl, odpalil i wszystko sie pozypalo. Pomóżcie!! Co ja mam teraz zrobic? Włożylem w to juz kupe kasy a efekt jest gorszy niz w dniu kiedy oddalem motocykl do mechanika. Sam nie jestem w stanie wyegzekwowac od niego zalatwienia sprawy. Juz pol sezonu minelo a ja nie mam czym jezdzic. Do kogo zwrócic sie o pomoc? jak Odzyskac sprawny motor ? Pozdrawiam