Czesć Wam! Na wstępie przyznaje się bez bicia, że jeśli chodzi o moto, to od strony praktycznej jestem daleko, daleko za Wami, żadnego współczesnego na dłuższą metę nie ujeżdżałem, żadnego aktualnie nie posiadam, ale poteoretyzować każdemu wolno. ;-) Czytam ten wątek z zainteresowaniem, zwłaszcza konfrontacje między H-D i... resztą świata czyli "japonią". Owszem, jak każdy(?) jestem pod urokiem H-D, ale raczej go nie kupię (wyłożenie na nowe moto takiej ilości gotówki jest przeciwne mojej naturze tudzież możliwościom). Przeciwko "japończykom" w zasadzie nic nie mam. No, może tylko to, że są japońskie... ;-) Ale przecież oprócz H-D i "japonii" jest coś jeszcze - ja "znalazłem" to coś dla siebie: Moto Guzzi California EV. Cruiser (bo takie moto miałoby być) jak trza, zaawansowanej techniki trochę w nim jest, nie jest monstrualnie wyrośnięty, niezbyt ciężki, 75 KM to wartość godna uwagi, podobnie jak Vmax=200, moment... no, liczbowo w porównaniu do innych nie powala, kardan, szprychowane ale bezdętkowe kółka, seryjny amorek skrętu na wszelki wypadek, poza tym cudnej urody (chociaż to rzecz gustu). W ojczyźnie H-D podobno się przyjął, ale od snobów, albo żałosnych harlejowców od siedmiu boleści nikt mi nie naubliża a z ich strony kpin raczej się nie spodziewam, nie będę miał "problemów moralnych", że jeżdżę czymś harlejopodobnym, moto nie da się pomylić z innym, na drogach człek się o takie nie potyka, złych opinii nie słyszałem... mógłbym tak długo, nooo, same plusy! ;-) Teraz tylko znaleźć jakieś niepotrzebne pięćdziesiąt parę koła i do salonu! Uwaga! To NIE JEST tekst reklamowy ani sponsorowany. Pozdrowionka! dkw