Skocz do zawartości

aa1975

Forumowicze
  • Postów

    16
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez aa1975

  1. Ale że Metzelerki tak kiepsko ocenili? Chociaż to Z6 Interact. Trochę sie dziwię, bo czytałem w miesięczniku Motocykl (Maj 2010) relację z prezentacji nowych opon Metzelera Sportec M5 Interact, i niewyobrażalnie piali z zachwytu nad nią, a tu proszę, Z6 i wypada tak kiepsko. Czyli że jedna firma potrafi wyprodukować tak dobrą oponę i jednocześnie drugą tak kiepską? A może jeden z tych testów jest trefny, albo nie mam zileonego pojęcia o serii opon Z Metzelera? Albo Metzeler faktycznie produkował dotąd gówniane opony, a M5 zczyna właśnie nową erę?

     

    A co wy myślicie o Metzelerkach? Ciekawe czy te nowe M5 można już kupić w Polsce, czy ktoś je może już gdzieś widział? Może już ktoś jeździł i ma własne zdanie, to nich powie, bo dziennikarze mogą czasami pisać różne rzeczy...

  2. Podobne wrażenia miałem jakoś w październiu po deszczu gdy w przy naprawdę delikatnym hamowaniu w zakrecie uśliznęło mi się nieco tylne koło, a potem nagle złapało przyczepność po lekkim odpuszczeniu hebla (w moim przypadku zadziałał ABS, nie ja...).

     

    Ja miałem podobne zdarzenie i opiszę je ponieważ być może sposób w jaki się uratowałem przed wy***ką pomimo, że nieprofesjonalny "poratuje" kogoś w krytycznej sytuacji. Czas akcji: pażdziernikowe, niedzielne popołudnie właśnie zaczęło padać. Powinienem poczekać aż deszcz zmyje kurz i olej z jezdni ale zanosiło sie na kilkugodzinny deszcz więc podjałem decyzję, że jadę. Miałem 25 km do przejechania więć pomyślałem pomalutku,delikatnie jakoś będzie. No i jadę delikatnie, ostrożnie 70-80 km/h, przed zakretami hamuję silnikiem, wszystko gra. I dojechałem do miasta-pierwsze skrzyżowanie ze światłami zapala sie żółte, jadę jakieś 40-50km/h. Szybka decyzja, ślisko spory ruch, nie jadę bo jeszcze się wp*****lę w jakiegoś "Kubicę", który z piskiem wystartuje już na swoim zółtym. Naciskam lekko klamkę dwoma palcami żeby zainicjować hamowanie i...kaplica, przednie koło wpada w poślizg. Moto kładzie się na prawo, ja kontruję, moto leci na lewo, poprawka i znowu kładę sie na prawo. Myślę, nie da rady nie opanuję maszyny, trudno wysiadam,niech maszyna leci bezemnie, poodziera się może ro***li jakieś auto w końcu to 242 kg. Zdejmuję więc jednocześnie obie nogi z podnóżków i stawiam je mocno na asfalcie. I nogi zamiast się zatrzymać jadą po asfalcie jakbym miał "panczeny" a nie solidne raidery. Złapałem mocniej kierę ustabilizowałem moto i wychamowałem jak Flinston. W tym czasie całe skrzyżowanie stało i "podziwiało" moje akrobacje. Koleś z golfa podniósł nawet kciuki do góry- pewnie sie ucieszył, że się w niego nie wp***em. Tak więc czasem desperacki i niewłaściwy ruch z punktu widzenia techniki może nas uratować biggrin.gif

     

    Miałem podobną sytuację z jazda na butach, tylko trochę bardziej niebezpieczną, podczas wyprzedzania w okolicach 140km/h.

     

    To było w zeszłym roku (czyli w 2009). Jedziemy we czterech z Warszawy do Pułtuska. Pogoda w kratkę, czyli przelotne opady. Cześć trasy sucha, ale w pewnym momencie wjechaliśmy na mokry asfalt, było po deszczu. Jakieś 8 - 10 km przed Pułtuskiem doganiamy cztery samochody . Jedziemy w kolumnie, na przemian, prawidłowo. Pierwszy zaczyna wyprzedzać, za nim jedzie drugi, a ja trzeci. W pewnym momencie coś na początku naszej kolumny się stało, pierwszy nagle przyhamował. Za nim odruchowo przyhamował i drugi, a za nimi ja. Pech chciał, ze miałem akurat przednie koło na środkowej namalowanej linii. Oczywiście straciło przyczepność, od razu puściłem hamulec, koło poszło w bok, po czym złapało przyczepność odbiło się i poleciało na druga stronę, i tak kilka razy. Mnie oczywiście ścięło, adrenalina czy co? W sumie to był koniec wyprzedzania, dość spora prędkość, wystraszyłem się. Kierowca jadącego w pobliżu samochód widział co się dzieje i zaczął trąbić. Zacząłem się ratować, chyba odruchowo, tej kaczki nie dawało sie nijak zatrzymać, a z naprzeciwka nadjeżdżał już samochód (prawdopodobnie to była przyczyna nagłego hamowania pierwszego w kolumnie, pewnie nagle stwierdził, że sie nie wyrobi). Zrobiłem jedyną rzecz jaka mi przyszłą do głowy, stanąłem na nogach (na asfalcie, nie na podnóżkach, przy 140km/h, oczywiście na mokrej jezdni zaczęły się ślizgać i właściwie nie czułem zbytniego oporu) i mocno chwytając kierownicę uniosłem ją lekko i ustabilizowałem moto. Ale nie było dobrze, w międzyczasie wyrzuciło mnie na przeciwległy pas, a właściwie na sam jego środek, a tam już nadjeżdżał samochód i był już bardzo blisko. jak bym miał czym narobić w gacie to bym narobił, przed oczami już mi stanęło jak zdrapują moje flaki z jezdni i gadają o dawcach narządów. Byłem taki usztywniony i zestresowany, że mój powrót na środek jezdni trwał dość długo, bo nie byłem w stanie prawie nic zrobić, poza tym bałem sie kolejnego poślizu. Uświadomiłem sobie że nie zdążę i ... nie zdążyłem. Na szczęście tamten samochód zjechał na pobocze, jak sie mijaliśmy, to ja dopiero przekraczałem środek jezdni. Samochód na prawym pasie ciągle trąbił, dotarło to do mnie dopiero jak tamten samochód na przeciwległym pasie mnie minął i stwierdziłem, że nadal jadę przed siebie. Wszystko trwało ułamki sekund. Przy wjeździe do Pułtuska zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, zszedłem z moto i trząsłem się jak galareta, miałem swoista mieszankę szoku i podniecenia.

     

     

    Od tamtej pory bardzo sie boję mokrych jezdni i nie tylko mokrych malowanych pasów oraz jazdy w kolumnie. Ta historia nauczyła mnie dużo pokory, miałem więcej szczęścia niż rozumu. Zastanawiałem się z kolegami na tej stacji czy lepiej dać sobie spokój na jakiś czas i nie jechać żeby stres zszedł, czy iść na całość, jechać i to przełamać. Wybrałem to drugie, jest teoria, że takie rzeczy trzeba od razu przełamać, bo jak sie zrobi przerwę to potem narasta strach.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...