To było kilka lat temu. Szedłem sobie we Wrocławiu z rynku do domu w jakiś weekendowy dzień. Początek sezonu właśnie robiło się ciepło i słonecznie i coraz częściej można było dostrzec jednoślady. Ulice były niemal puste i nagle słyszę silnik jakby "MZty" obracam głowę w lewo i widzę 2 typów na motorze jadących tuż tuż przy krawężniku tracących panowanie nad jednośladem. Jechali może jakieś 25km/h Gość przylepił się do krawężnika i jakoś ( mimo że próbował ) nie mógł się od niego odkleić. zaszurał kilka razy i niestety się wyje... wyglądało to całkiem nie groźnie bo prędkość mała a jedynie jak kierowca spadał z motoru to się odbił lekko od barierki oddzielającej przystanek tramwajowy, ale pomyślałem sobie - eh, pomogę im chociaż wstać. Przebiegam przez ulicę truchtem i ukazuje mi się postać leżąca na plecach z połamanymi rękami i chyba nogą bo tez była krzywa. Leżąc na tych plecach z przerażonymi oczami pluje i krztusi się własną krwią, z uszu i nosa też mu ciekło ( kask mu chyba zleciał przy pierwszym uderzeniu bo był po drugiej stronie jezdni ). Widząc to wszystko mówię do gościa -kur.. gościu na bok! złapałem go i mimo tych połamanych kończyn przełożyłem go na bok. Krew wyciekła z ust i mówię mu -oddychaj jak najdłużej tylko możesz karetka już w drodze ( bo ktoś właśnie dzwonił ) Odgłos oddychania był taki którego opisać nie da rady coś jakby chrapanie przez basową rurę - nic przyjemnego. Nagle podchodzi jakiś typ i mówi -ja jestem ratownikiem puśćcie mnie... Spojrzał i mówi - łeee tu już nic nie będzie potylica mu pierd... już go nie odratujemy! Se tak w tedy pomyślałem -w prawdzie lekarzem nie jestem ale gość jeszcze przytomny a ten go już chowa do czarnego worka?!!?#@? :icon_evil: Z drugiej strony to #ujowo się musiał poczuć ten koleś który tam leżał i pluł tą krwią walcząc o każdy oddech słysząc taki komentarz od niby ratownika :icon_eek: Podszedłem do tego drugiego i sie pytam jak on ma na imię i czy zna jego gr krwi? w prawdzie mało wyleciało ale nam się wydawało że się wykrwawia. ( Stracił nie więcej niż 300ml. ) Niestety gr. nie znał i w ogóle był biedak w szoku widząc jak koleś odchodzi. Podszedłem do umierającego mówiąc mu jeszcze żeby oddychał bo brał oddech coraz płytszy i coraz rzadziej ( pewnie mnie i tak już nie słyszał ) Klękam tak kolo niego z rękami we krwi patrze na niego, saturacja mu spadła na maxa, siny jak szata księdza i tak sobie myślę -ja pier... umiera tu koleś kolo mnie, co tu zrobić? I nagle jako iż to była niedziela i samochodów było malo pojawiła się R-ka po ok 10 min . Przejęli go zaintubowali widziałem tylko jak odzyskuje kolory i ma wstrząsy ( obiaw niedotlenienia ) Zapakowali i odjechali. Nie wiem czy przeżył, mam nadzieję że tak. Potem se powiedziałem - Nigdy nie będę miał motoru...
I tak nawiązując do tematu, bo teraz mam ;) Chcę sobie kupić zbroję Hard Impact Ale znajomi twierdzą że to jak dosiadanie osła w złotej zbroji Bo fakt faktem pojemność mam 250 i 46KM, ale jak wyżej opisałem gość jechał ok 25 km/h i wpadając na te barierki połamał sobie żebra, które poprzebijały mu płuca. Myślę że zbroja mogłaby tu okazać się czymś, co mogło by pomóc uniknąć całej tej sytuacji. No i tak właśnie sobie myślę czy kupić czy nie?