-
Postów
10 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Treść opublikowana przez Anis
-
No............... BAJKA !!! sIĘ MNIE PODOBUJE !! :notworthy: :lalag:
-
Może to komuś da powód do myślenia http://www.youtube.com/watch?v=fJ9hKpsulmY&feature=related Jazda w dużej grupie, http://www.wykop.pl/link/167763/patrz-w-lusterka Trochę więcej wiedzy o jeżdzie w grupie. http://www.sunsethog.com/groupRiding.html Może się przydać już na trasie do Częstochowy. Oprócz podstawowego aspektu bezpieczeństwa, stosowanie powyższych zasad wpływa na wizerunek grupy. Nikt chyba nie chce wyglądać jak gromada skuterowców przemieszczających się radośnie od sklepu ogólnospożywczego w Gamoniowie Wielkim do remizy w Popierdułce Małej. :crossy:
-
Jeśli chodzi o nocleg to podobno fajnie jest na campingu Oleńka. A tu troche o programie: W dniach 18 -19 kwietnia 2009 r. stowarzyszenie Rajd Katyński po raz kolejny organizuje Otwarcie Sezonu Motocyklowego 2009 na Jasnej Górze. Plan imprezy: 18 kwietnia (sobota) godz. 18.00 - spotkanie w sali ojca Kordeckiego, następnie Apel Jasnogórski 19 kwietnia (niedziela) godz. 8.00 - zbiórka na Górce Przeprośnej godz. 10.00 - wyjazd na Jasną Górę (parada motocykli) godz. 12.00 - Msza Święta i poświęcenie motocykli W niedzielę zbieramy się na Górce Przeprośnej. Prosimy nie ustawiać wcześniej motocykli na błoniach jasnogórskich. Na błoniach pierwsza wjeżdża parada, spóźnieni motocykliści zbierają się na Starym Rynku i dołączają na końcu kolumny. Wszyscy przywozimy pluszowe zabawki dla dzieci z sierocińców w Polsce i na Kresach Rzeszypospolitej. Zlotowi patronują: - Przeor Jasnej Góry - Ojciec Roman Majewski, - Prezydent Częstochowy - dr Tadeusz Wrona. Możliwość rezerwacji noclegów w Domu Pielgrzyma (tel. 34 377 75 64). Na Górce Przeprośnej można rozstawiać namioty już w sobotę ( tak słyszałem ) Więcej szczegółów pod adresem : http://www.rajdkatynski.net/
-
Cze Robercik !!! Zawsze to raźniej śmigać z Chełma z bratnią duszą do LSM-owiczów !! :crossy:
-
Schronisko młodzieżowe: http://www.schronisko.czest.pl/. Sam nie wiem czy będę, ale może ktoś skorzysta. Schronisko w internacie szkoły. Warunki jak to w internacie, ale za niecałe 30 zł jest nocleg i bardzo blisko (ok. 500 m) do Jasnej Góry. Można też zarezerwować miejsce w domu pielgrzyma. Dom Pielgrzyma na ul. Św. Barbary.(tel. 34 377 75 64). Na Górce Przeprośnej można rozstawiać namioty już w sobotę.
-
Agnieszka - Na zlocie w Częstochowie wszyscy będą klepać zdrowaśki za pomyślność w egzaminach
-
Jestem Wolny jak strzała Geronimo i Chętny jak Fidel Alejandro Castro do rewolucji, przepraszam za dwuznaczność (Wolny i Chętny) ale może to przyciągnie perę osób płci wszelakiej. Sprawa, mam nadzieję do dogadania. Moim skromnym zdaniem, najlepszym miejscem na pogaduchę i ustawkę zlotową bez owijania w bawełnę, i bez zbędnych słów jest RIDER'S PUB ul. 3-go maja 9 dnia 05.04.2009 godz 17,00 Co motórzysty milusińskie na to ?
-
Przed wjazdem na zlotowisko każdy dumny posiadacz pierdopęda został oznaczony różową opaską na przegubie dłoni z unikalnym numerem, druga opaska-kopia montowana była na motocyklu, obie w sposób uniemożliwiający ich zdjęcie bez zniszczenia. Dlaczego różowa? Dzięki temu nikt nie mógł wyjechać ze zlotu nie swoją maszyną. Pasażerowie dostawali żółte opaski. Ktokolwiek pojawiłby się na terenie ośrodka bez wspomnianych opasek był potencjalnie podejrzany i legitymowany. Dobrze pomyślane. W ramach wpisowego każdy dostał koszulkę zlotową, blachę i dwa bony na śniadanie. Jakoś dziwnie patrzyli na nasze plecy, co... moto na chmielu Im się nie podoba. Szkoda że Gazdy nie ma. Wieczór nadciągał nieuchronnie niczym podwyżki cen paliw a my nie mieliśmy ciągle noclegu. Wcześniej próbowaliśmy załatwić to telefonicznie ale powiedziano nam, że rezerwacje się wyczerpały miesiąc temu, a nawet w promieniu 20 km nic już nie ma. Nic to, byliśmy dziwnie spokojni, mieliśmy świadomość jak bardzo zyskujemy przy bliższym poznaniu naszego nieodpartego uroku. Po minucie negocjacji otrzymaliśmy do swojej wyłącznej dyspozycji pięcioosobową tzw. Salę Rycerską tuż obok baru i Toy-Toy-a. Czyli jak u Sienkiewicza, "Ojciec Bar wzielim". Jak już jestem przy wieszczach to po wyjściu na zewnątrz miałem wrażenie, że wypłynęliśmy na suchego bezmiar oceanu. Normalnie step motocyklowy. Maszyny były wszędzie. Na polu, na boisku, nad wodą, na wzgórzach, na polanach. Kilkaset motocykli przeróżnej maści, formy i wieku. Wśród dostojnych Harleyów przemykały chińskie wynalazki i polskie weterany. Solówki, trzykołowce i zaprzęgi. Niektóre jednoślady wyglądały tak jakby przed chwilą wyjechały z lakierni. Inne z kolei budziły moje poważne wątpliwości czy w ogóle są ruchome. Pomykały ruskie boksery i ich bawarskie pierwowzory. Mimo, że to zlot Harleya dominowała Japonia. Ot taki znak czasu. Mój i tak najładniejszy. Spotkałem kilka osób, które znałem dotąd jedynie z netu. Przyswoiłem trochę wiedzy od praktyków. Poprzymierzałem się do paru motocykli, których zakup rozważam. I poznałem kilka niebanalnych osób. Wrażenie na mnie zrobił niewidomy chłopak który rozpoznawał motocykle po kilku dotknięciach lub po dźwięku silnika. Mocny gość. Wieczór dojrzewał. Pokręciliśmy się po stoiskach z gadżetemi gdzie wydaliśmy swoje kieszonkowe (Miko nie ma na skrypty a ja na Prostamol) i zajęliśmy strategiczne pozycje w pobliżu sceny. Publikę najpierw rozgrzał Manson Band by ustąpić miejsca Dżemowi. Gdy śpiewali Mojego Harleyar zapanował duchowy orgazm. Emocje wyciszyły kolejne bisy. Po Dżemie na scenie pojawiły się trzy zjawiskowe dziewczyny, które jak się potem okazało nie miały nic to ukrycia. Po ich występie wszyscy byli czerwoni jak cegła, rozgrzani jak piec. Na scenę wkroczył kolejny zespół. Postanowiliśmy się ewakuować nieczuli na niemoralne propozycje wcześniej poznanych bliźniaczek. Poznaliśmy się z nimi gdy rozbroiłem je proponując poczęstunek dropsem wieloowocowym. Musiałem odmówić. Jestem facetem w stałym związku więc nawet przez m y ś l m i n i e p r z e s z ł o by postąpić inaczej. Mikołaj gdzieś się zawieruszył bidula i z dziwnie rozpalonym licem, rozczochrany, pojawił tak samo szybko jak zniknął. O nic Go nie pytałem. Ta noc miała tylko osiem kwadransów a świt fizycznie bolał, wywołany imprezowaniem roznymi środkami w plynie. Kolejka na śniadanie nie miała końca. Powlekliśmy się w przeciwnym kierunku szukając żeru. Udało się, na śniadanie mieliśmy, jak na twardzieli przystało - lody waniliowe i herbatę. Resztę zeżarła ekipa z pełnymi plecami. Potem kolejna runda wśród lasu maszyn, ostrożnie stawiając stopy pomiędzy ciałami tych co polegli wczoraj. Przypominało to ten zlot polsko-krzyżacki z 1410r. Matejko pewnie ślicznie by to maznął. Zbliżała się pora parady. Objuczyliśmy nasze rumaki i ruszyliśmy w niekończącym się korowodzie niklu i lakieru. Kolumna kilkuset motocykli rozciągnięta na kilka kilometrów wijąca się wokół wzniesień i pagórków Bieszczadzkich. Do tego idealna pogoda. Bo jak to mówią, jazda na motórze to najlepsze co można robić w ubraniu. Wzruszyłem się. Miko chyba też, bo Mu songlasy zaparowały. Po paradzie jak wielu, którzy mieli daleko do garażu ruszyliśmy do Sanoka a potem dalej na południe. Podróż przebiegała standardowo. Czyli nic się nie działo do Przemyśla oczywiście, gdzie znowu zniknęliśmy sobie z oczu. Jechałem jednak dalej tym razem na Jarosław. Kilkanaście kilometrów spokojnie i nagle poczułem się jakby ktoś odcedzał ryż na mojej twarzy. Najpierw dostałem tym ryżem potem chlusnęło we mnie wodą. Rozpętała się taka gradowa burza, że zsunęło mi stringi. Oczywiście wokół pole, zero drzew. I nagle, ocalenie. Wiata przystankowa. Ledwie wyhamowałem w środku. Po paru chwilach w równie imponującym stylu dołączył do mnie jakiś kolo na skuterze. Mimo zadaszenia i zaścianienia i tak trochę zmokliśmy. Złapałem kontakt telefoniczny z Mikołajem, który jak się okazało rezydował w innej wiacie kilka kilometrów wcześniej. Niestety tam burza trwała dłużej. Ok. godziny. Od Niska jechaliśmy już razem, kończąc wyprawę w Riders Pub-ie , gdzie chociaż jestem już dużym chłopcem, uroda tamtejszych kelnerek mnie onieśmiela. Gdzie tam bliźniaczkom do nich. Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
-
Zlot w Wetlinie Czekaliśmy długo z Mikołajem na ten zlot, nic też dziwnego, że nie mogliśmy się już doczekać i w końcu wyruszyliśmy w środku nocy. Czyli gdzieś koło południa. Po drodze odwiedziliśmy Czesia, który nam szczerze zazdrościł wypadu, a nic nas tak nie wprawia w dobry nastrój jak zazdrość bliźniego. Podbudowani faktem, że ktoś ma gorzej ruszyliśmy dalej. Upał był niemiłosierny, toteż jako wzorcowy twardziel nazułem na mój tors gladiatora jedynie koszulkę bez rękawów i kamizelkę. Tego dnia tysiące owadów zakończyło swój krótki żywot, rozpryskując się na atomy po zderzeniu ze stalą moich bicepsów. Oczywiście do tego stroju jedynym słusznym wyborem mógł być jedynie kask otwarty i okulary. Ogłuszający huk wydechów sprawnie pieścił moje zmysły. Pomyślałem trudno ale za to jak fajnie wyglądam. Jednak tego dnia miałem więcej szczęścia niż mógłbym przypuszczać. Jeszcze przed Lublinem pod kask wpadła mi osa i użądliła mnie 1 cm za prawym uchem. Po kilku minutach opuchlizna sprawiła, że ogłuchłem na jedną stronę. Od tej chwili komfort podróży znacznie wzrósł, zrobiło się dużo ciszej. Co prawda brak stereo w niektórych sytuacjach komplikował komunikację i Mikołaj musiał mi głośno pokazywać, że np. od dłuższego czasu jadę pod prąd albo że tunel do którego wjechałem to tunel kolejowy a fatalna nawierzchnia na którą psioczą ludzie obyci z kolejnictwem nazywają torami i ten pojazd jadący z naprzeciwka to wcale nie Harley z trzema lampami. Postanowiłem się z nim nie sprzeczać i wróciłem na asfalt. Ugodowy jestem. Chłonęliśmy łapczywie kolejne kilometry niczym niewinna Joasia pierwsze pocałunki. Mijaliśmy senne miasteczka i małe wioski przystrojone na naszą Cześć, choć Mikołaj upierał się, że to raczej chodzi o wczorajsze Boże Ciało, W końcu to on studjuje na KUL-u. Niech mu będzie, pragmatyk jeden. Pacholęta radośnie nas pozdrawiały, młode kobiety słały nam powłóczyste spojrzenia a ich oczy przepełnione były mieszanką tęsknoty i niespełnienia. Niestety nie mogliśmy temu zaradzić; Bieszczady czekały. W połowie drogi wypadł nam popas między Rzeszowem a Przemyślem w barze słynącym z dobrych pierogów i smacznych ryb. Okazało się, że pierogów nie ma a wybór ryb jest mocno ograniczony. Do tego jeszcze panienka przyniosła nam rybki solo, bez frytek, bez naszego powszedniego a na surówki mogliśmy popatrzeć bo zagonek z kapustą był nieopodal. Postanowiliśmy tego tak nie zostawić i na odjezdne rzuciliśmy na ten bar urok. A........ co, niech sobie nie myślą, ze trafili na frajerów. W drogę zabraliśmy trzy różne nawigacje. Zgodnie z prawem Murphego, żadna nie działa właściwie. Zawsze tak mamy, więc nie zrobiło to na nas specjalnego wrażenia. Niestety w Przemyślu mieliśmy różne koncepcje na temat właściwej trasy i się pogubiliśmy. Morze wylanych łez, rozpacz i egzystencjalne pytania typu, kim jesteśmy, skąd przybyliśmy i dokąd zmierzamy, rozrywały mą duszę aż do Ustrzyk Dolnych, gdzie się spotkaliśmy. Dalej szło gładko a monotonię podróży urozmaicałem nam konsekwentnie myląc właściwe kierunki na skrzyżowaniach. Bo trzeba Wam wiedzieć, że jadąc z Mikusiem zawsze jadę pierwszy ponieważ jestem ładniejszy. Moje wpadki natychmiast korygował mój towarzysz, tak więc nici z przygody. Późnym popołudniem dotarliśmy w Bieszczady. Ciąg dalszy nastąpi...
-
Jak tak się podobało, to jutro: zmagań motórzysty ciąg dalszy :cool:
-
Historia prawdziwa zadanie na dziś - poczytać dla zabicia wolnego czasu Dlatego w sobotę o świcie wysprzątałem dom, wyczesałem psy i zrobiłem żonie śniadanie. Gdy, równie zaskoczona co podejrzliwa, zakrztusiła się pierwszym łykiem, z premedytacją za gorącej, kawy - wypaliłem. - Kochanie czy mogę pojechać na zlot do Niechorza, pliiiiiiiiiiiiiiiiisss ? Brak odpowiedzi, bo małżonka ciągle dławiąc się płynem walczyła choć o odrobinę tlenu, potraktowałem jako zgodę. I tyle mnie widziała. Motocykl od kilku godzin stał w gotowości przed domem. Ubierać skończyłem się już w lesie. Potem rozpędziłem moją Yadzię do prędkości dźwięku (zdecydowanie ją wcześniej było słychać niż widać) i ciąłem powietrze swą zgrabną sylwetką zwieńczoną wypiętymi pośladkami, o których w kręgach licealistek, krążą już legendy. Co prawda dwa czy trzy razy wyprzedzili mnie rowerzyści ale jechali z wiatrem więc to się nie liczy. Jak prawdziwy facet długo błądziłem po Niechorzu, nim się poddałem i spytałem o drogę. Dziwna sprawą pomyślałem, jadę spotkać się z facetami którzy stoją pod latarnią... Wjazd 30 zł i już byłem w środku. Tu chwila konsternacji - jak ja znajdę Czesia ? Nic prostszego, na ponad sto motocykli tylko jeden stał pod plandeką. Ledwie się zatrzymałem a już usłyszałem - "Witaj Anis, nie zsiadaj zaraz ruszamy na paradę. A i mała prośba... nie zdejmuj kasku, tu są kobiety i dzieci." Znowu byłem wśród swoich. Parada jak parada. Było jak zawsze. Mijane tłumy pozdrawiały nas serdecznie rzucając w nas kamieniami, frytkami i co tam mieli akurat na zbyciu. Taka lokalna tradycja. Natomiast ten schemat został zakłócony pewnym incydentem. Jak powszechnie wiadomo od Zjazdu Gnieźnieńskiego w 1000 roku (tym z Ottonem I), Orzełek jedzie zawsze na przedzie. Tak jest zawsze. Podobno to typ jego urody sprawia, że wszyscy wolą podziwiać jego plecy niż twarz, zresztą geneza jest nieistotna. Dość powiedzieć, że jeden młokos, najwyraźniej za nic mający własne życie, wysforował się przed Gazdę. Doszło do sprzeczki, która nie miała szans zostać rozstrzygnięta w jedyny przyzwoity sposób bo obaj mieli dłonie zajęte trzymaniem kierownicy. Czesio uniósł się na siodełku oraz honorem i zawrócił na koniec konwoju. Jako jego przyjaciel postanowiłem tego tak nie zostawić. Ostro zirytowany z impetem podjechałem do "młokosa" i już miałem go złapać za ramiona i ściągnąć z konia gdy zrozumiałem, że do jego ramion... nie sięgnę. Jak wcześniej wspomniałem jestem facetem z zasadami. Jedna z nich brzmi : "Nigdy nie bij się z równymi lub z silniejszymi od siebie". Robiłem kiedyś statystyki takich zdarzeń i nie były budujące. Więc tylko mu się ukłoniłem i wycedziłem przez zaciśnięte zęby: "Prowadź Wodzu". Postanowiłem darować mu dzisiaj życie, w końcu jest taki młody. Może jeszcze go kiedyś spotkam gdy będzie chory lub mocno pijany, to wrócę do tematu. Po powrocie na pole zlotowe, zająłem się tym co zwykle czyli rozdawaniem autografów i obcieraniem się o przechodzące kobiety. Potem porysowaliśmy "młokosowi" gwoździami motor. Taka tam męska zemsta. I z braku innych pomysłów pojechaliśmy w kilka maszyn do Pogorzelicy, do znajomego baru. Rozsiedliśmy sie na zewnątrz jak prawdziwi Rockersi i z pogardą oraz wyższością patrzeliśmy na maluczkich ludzi podążających z leżakami z plaży, nie mając pojęcia o PRAWDZIWYM życiu. Po pewnym czasie podjechali jacyś śmieszni goście ze Straży Gminnej i kazali spadać. I to komu ? Nam - twardzielom ? Mogliśmy jak dupki skulić ogony pod siebie i natychmiast odjechać albo się postawić. Wybraliśmy wersję z ogonami. Jechaliśmy w kierunku Rewala i czuliśmy się jak zbite psy. Postanowiliśmy wyrazić swój protest przeciwko państwu policyjnemu poprzez jakiś anarchistyczny wybryk. Zdecydowaliśmy, że napadniemy i okradniemy jakąś staruszkę, kasa na paliwo przyda się zawsze. Przewaga liczebna pozwalała nam patrzeć w najbliższą przyszłość z optymizmem. Szczęście nam sprzyjało. Między Pogorzelicą a Rewalem tuż przy lesie napotkaliśmy samotną kuracjuszkę. Migiem ją otoczyliśmy. Jednak gdy nam powiedziała ile ma emerytury, każdy z nas wysupłał z kieszeni jakieś resztki i oddaliśmy wszystko kobiecie. Byliśmy spłukani. Nagle jedna z koleżanek sobie przypomniała najpierw, że ma dzieci, a potem gdzie są. Otóż powinny być na kolonii w Pobierowie. Po 20 minutach byliśmy na miejscu i odebraliśmy szczeniakom kieszonkowe. Znów byliśmy królami życia w jednym z barów. Gdy finanse się wyczerpały zastanawialiśmy się przez chwilę czy nie wrócić do dzieciaków i nie spieniężyć ich komórek. Stanęło na tym, że jutro też jest dzień. Niestety nie mogłem dłużej już zostać z przyjaciółmi, zresztą po co, przecież byli spłukani. Wróciłem do domu. Kilka godzin samotności dobrze zrobiło mojej żonie. Wyraźnie spokorniała, wybiegła mi na spotkanie z wcześniej przygotowanymi podarkami. Nie zlazłem nawet z motocykla gdy wręczyła mi wiadro, szpadel i przyciągnęła kosiarkę. Powiedziała, żebym się nie pokazywał zanim nie zrobię porządku wokół domu. W sumie niewygórowany wymiar kary. Postanowiłem się nie burzyć w końcu w czwartek rozpoczyna się zlot w Łagowie..
-
O......... kurczątko, to z Czesławem już tak, nie teges że na oczy padło :icon_eek: starość, starość :icon_razz: A......... na wampiriadę i krwiopicie też się piszę pod warunkiem że krew nie będzie moja tylko dziewicy jakowejś o co będzie trudno, czyli o suchym pysku trza posiedzieć w Raidersie. Z....... Częstochową to nie wiem.........bo jak jadę w pobliżu obiektów sakralnych to motąg dostaje dziwnych objawów, aku mu wysiada, powietrze uchodzi, żarówki pękają i tylną lampę mi wykrzywia. Lakier musiałem kłaść, jak na jednym ze zlotów taki w czarnym , pokropił sprzęta rózgą, bąbli jakichś dostał. Coś mam nie tak z tą moją Yadzią, może ona nie z tej ziemi ? :icon_twisted: Ps. I moje wzruszenie JOASIU nie ma granic widząc Twoje śliczne literki w kolorze szlachetnej nalewki :flesje: Lubię chłonąć barwy zimy, zachwycać się szlachetną bielą, cieszyć z turkusowego skrawka nieba i podziwiać oszronione łodyżki roślin. Lubię patrzeć, jak biel powoli przeistacza się w błękit, a jej łagodne oblicze nabiera ostrości - tak, że śnieg chwilami wydaje się niebieski. N I E E EEEEEE !!!! Ku.......wa !! jak ja mam dosyć tej zimy !!!! :banghead: Pozdrawiam - ANIS
-
A........ może by tak pomyśleć o majowym wolnym 1-3 maja, jest trochę czasu żeby coś gdzieś poumawiać. Może Bieszczady, zrobić małą i dużą pętle, poszukać miejsca na nocleg i ognicho. Bo już nam się tęskni za waszymi buźkami :biggrin:
-
A................. ja słyszałem że bociany już do nas lecą. Ps. jak ja nienawidzę tego białego gu......na co z nieba leci :icon_evil:
-
A. to tak żeby weselej na stronce było, dla miłośników Allegro Poczytajcie komentarze http://moto.allegro.pl/show_user.php?uid=1...ven_all&p=1&p=0
-
Najserdeczniejsze życzenia dla naszych uroczych LSM-owiczek, forumowiczek i plecaczków Z bukietem róż nie mogę przyjść by złożyć Wam życzenia Lecz w słowach Tych myśli niech się spełnią Wasze marzenia Dużo sukcesów oraz radości Dużo uśmiechów i spełnienia marzeń moc słodyczy w Dniu Kobiet, życzy Wam... Anis
-
Dosyć ciekawa jest przyczepka produkcji czechosłowackiej (bo robiona chyba do 1971r) jest taka na Allegro nawet w dość dobrym stanie. A tu linki do czeskich stron z PAV-40 i PAV-41 : http://www.motomagazin.cz/index.php?action...3&pos=vozik_pav http://www.volny.cz/cz180/pav40.htm http://www.home.karneval.cz/01072028/katal...atalogPav40.htm był jeszcze PAV 100 też jednokołowiec ale do ciągania za samochodem.
-
Parę zdjątek z J. Białego Lepiej późno niż wcale. http://picasaweb.google.pl/virus668/JBiaE?...ey=D9Q55pcVAG0# :bigrazz:
-
Zapadli w sen zimowy .......................... ale jak napiszesz że browar będzie za darmo szybko się obudzą.
-
Wcześniej niż w sobotę to mi nie wyjdzie, jak będzie zimno ( czyli ok. 0 ) jadę puszką i mogę zabrać trzy osoby z Lublina i okolic godzina i miejsce do ustalenia.
-
No................ bo, czy to nie urocze ??? http://www.sportbikez.net/picture/24767
-
Daleko, blisko, jakie to ma znaczenie, chodzi o to żeby się spotkać, pogadać, pomarudzić, ponarzekać, pośmiać sie z siebie i innych. Tak czy inaczej, zjechać się trzeba, mam trzy miejsca wolne w samochodzie. W razie wyjazdu mogę chętnych zabrać z Lublina i okolic.
-
żeby się nie rozpisywać, i nie r o z w l e k a ć ........... tematu JESTEM ZA !!!!!!
-
Merhu może masz rację, ale z tym Harym to było tak: Artur Davidson, wynalazca i założyciel HD Motor Corporation zmarł i poszedł do nieba. Św. Piotr witając go u bram rzekł: "Ponieważ byłeś dobrym człowiekiem, a Twoje motocykle zmieniły świat, w nagrodę możesz wybrać z kim chciałbyś tu przebywać". Po chwili zastanowienia Davidson powiedział: "Chcę przebywać z Bogiem". Św. Piotr zabrał więc Artura do sali tronowej i przedstawił go Bogu. Wtedy Artur zapytał Boga: "Czy to nie ty przypadkiem wynalazłeś kobietę?" "O, tak" odrzekł Bóg. "Więc muszę Ci powiedzieć, jak profesjonalista profesjonaliście, że Twój wynalazek ma kilka poważnych wad konstrukcyjnych: - występują duże wahania w przedniej części; - strasznie brzęczy przy wysokich prędkościach; - tył z reguły jest za miękki i za bardzo się trzęsie; - wlot powietrza jest zdecydowanie za blisko wydechu, oraz; - koszty utrzymania są horrendalne." "Hmmmm" rzekł Bóg "trudno się z tobą nie zgodzić, ale poczekaj chwilę". Podszedł do swego Niebiańskiego Komputera, wpisał kilka komend i po chwili wrócił z wydrukiem. "Cóż" powiedział do Artura Davidsona "możliwe, że popełniłem kilka błędów, ale z tych danych wynika, że zdecydowanie więcej facetów ujeżdża MÓJ wynalazek!" Tak się śmiga w LSM-ie http://www.wrzuta.pl/obraz/o4jKQ6BzJQ/