Szesciu nas bylo jednemu sie nie udalo. Na szczescie to nie bylem ja. Nie pamietam nazwiska egzaminatora ale byl to starszy, siwy facet. Byl rzeczowy i kontretny. Zaczal od pytania Z czego w motocyklu moga wyciekac plyny, wiec z odpowiedzia nie bylo problemow. Nastepnie pyta A co z ogumieniem - to ja swoja formulke 1,6 mm itp. Pozniej on: A co z lancuchem? No to ja swoje: zdawalem na Yamaha YBR 250 a tam dopuszczalny luz jest 25-35 mm. On mowi: dobrze, to czas na oswietlenie. Zaden problem! Ubralem sie, i cyk, na plac. Wiem ze jestem przygotowany ale czuje ze nerwy zaczynaja robic swoje a dodam ze zimno bylo wiec i dlonie na manetce nie robia tego co w cieply sloneczny dzien. (od razu dodam dla tych ktorzy beda zdawali do konca sezonu - rekawice!) Ale dobra, ruszanie na wzniesieniu, spoko, ale juz osemka, ktora dzien wczesniej smigalem bez problemu, teraz czulem sie jak na pierwszej jezdzie. ale udalo sie i slalom tez bez bledow. trase mialem latwa ale raz mialem problem z komunikacja. Musial mi trzy razy powtarzac bo przez wiatr i zaklucenia (moze i przez nerwy) nie bylem w stanie zrozumiec co chcial. Moral jest jeden: cieple ubranie i spokoj, spokoj, spokoj. Jak przejezdziles ustawowe 20 godzin przed egzaminem to powinno sie udac. Powodzenia!